Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Ty dewiniaid
Reese

Chociaż od mojego ślubu z Aengusem minęło już kilka dni, wciąż nawiedzają mnie mokre sny o naszym pocałunku.

Rozum podpowiada mi, że powinnam na niego uważać,  a pizda mknie do niego.

Sama przed sobą nie potrafię wytłumaczyć  tego, że  pomimo tego co zrobił mi Lorenzo, nie boję się dotyku swojego męża.  Co ja pierdole? Ja go wręcz kurwa pragnę.  Nie chcę wyjść na napaloną małolate.

Mimo wszystko udaję mi się na razie zatuszować moją fascynacje Aengusem.  Serce jest zbyt głupie, abym kierowała się jego radami.

Nadeszła noc. Mrok spowija każdy zakamarek zamku. Jedynym źródłem światła zostają płomienie pochodni umiejscowione na ścianach,  oraz blask księżyca, który przedziera się przez okiennice.

Zamyślona przechadzam się korytarzami mojego nowego domu.  Powoli oswajam się z myślami o tym, że  od teraz ty dewiniaid staje się moim miejscem zamieszkania.

Momentami odnoszę wrażenie,  że mury zamku mnie obserwują. Jednocześnie przerażają mnie i fascynują.

Zimny podmuch wiatru muska moją twarz w momencie,  w którym przekroczyłam nieznane mi dotąd skrzydło zamku.

Przystaję na chwilę.  Uważnie rozglądam się po okolicy.  Niestety zbyt wiele nie jestem w stanie dostrzec, prócz  przyciągającej mnie ciemności.

Nieumyślnie stawiam pierwszy krok w kierunku mroku.

Gwałtowne szarpnięcie wyprowadza mnie z równowagi.  Ktoś właśnie przyciągnął mnie do siebie. Twarda klatka piersiowa i w dodatku naga, sugeruje, że jest to mężczyzna.  Napięcie mego ciała podpowiada mi, że to nie może być Aengus.

Odsuwam się od intruza o dwa kroki i powoli odwracam się w jego stronę.

Przede mną stoi wysoki umięśniony mężczyzna.  Dosłownie przypomina mi seksownego wikinga z nordyckich seriali. Delikatne zmarszczki na jego twarzy nadają mu powagi. Jego brązowe oczy, wręcz mnie osądzają.  Przez siwą brodę nie jestem wstanie odgadnąć jego nastroju.  Ukrywa za nią mimikę swej twarzy.  Długie srebne włosy z gracją opadają na jego ramiona. Z całą pewnością jest przystojny.  O zgrozo ubrany jest tylko w skórzane ciemne spodnie.

- Kim jesteś?- w końcu udaję mi się w końcu wydobyć jakikolwiek dźwięk.

- W swoim czasie się dowiesz- odpowiada mi.

Toś się kurwa dużo dowiedziała- prycham w myślach

- Na wiedzę trzeba sobie zasłużyć Reese- upomina mnie nieznajomy.

Zastygam w bezruchu. Czy on właśnie odczytał moje myśli? Panika w moim umyśle uruchamia mój wewnętrzny płomień.  Czuję jak małe płomienie ognia, lawirują pomiędzy mymi palcami.

- Nikt nie przypuszczał, że otrzymasz dar ognia Reese. Twoja matka była znakomitą wiedźmą wody- gdy wspomina moją matkę w jego głosie odnajduję nutę smutku.

- Znałeś moją matkę?- dopiero gdy słowa wydostają się z moich ust, zauważam jak bardzo głupie pytanie zadałam.

- Ten kto w ty dewiniaid nie znał królowej Gildy byłby strasznym ignorantem- prycha.

Nieznajomy karcąco na mnie spogląda.  Czuję się przez niego oceniana.

- Wstyd, że córka przes całe swoje życie nie widziała własnej matki na oczy- mówię obojętnym tonem.

Mężczyzna nerwowo stawia krok w moją stronę.  Widzę jak bardzo ma napięte mięśnie. Czyżbym wyprowadziła z równowagi naszego daddy issues?

- Connel zostaw moją żonę w spokoju!!!- gniewny głos Aengusa rozprzestrzeniania się po pomieszczeniu.

Niespodziewanie chwyta mnie od tyłu w pasie. Jego chwyt jest mocny, ale nie przysprawia mi bólu.  Idealnie wszystko zrównoważył.  Tym sposobem otacza mnie opieką.  Martwi mnie jednak fakt,  że wyszedł z mroku.

- Jako przyszła królowa powinna znać swoje dziedzictwo. Nie zapominaj Aegusie, że bez niej nie zostaniesz żadnym królem, a władzę musicie sprawować razem- Connel zaczyna wykłócać się z moim mężem.

Obaj toczą ze sobą walkę na spojrzenia a ja jestem jej powodem.

                            

                              Aengus

Connel z całą pewnością pokrzyżował mi plany.  Zatrzymał Reese.  Nie pozwolił jej przejść przemiany. 

Cierpliwie czekałem w ciemności, by moja żona z własnej, nieprzymuszonej woli dołączy do mnie pod osłoną mroku. Przypięczętowałaby tym nasze małżeństwo.

W tym momencie wpatruję się w oczy Connela. Widzę w nich nic innego jak satysfakcję i nutkę drwiny. Bawi go to, że jest w stanie oddalić od mnie Reese.  Napięciem między nami potęguję pełne obawy spojrzenie mej żony.

- Aengus,  kim jest ten drętwiak?- ironiczne pytanie Reese przerywa moją i     Connela cichą walkę na spojrzenia.

Moja pyskata iskierka powróciła.

- Nie no języka w gębie oboje zapomnieli- prycha gdy nie otrzymuje odpowiedzi.

- Connel jest najwyższym magicznym radnym. Zaraz po władcy sprawuje władzę nad wymiarem magicznym- przedstawiam go Reese.

Blondynka przez moment wpatruję się w Connela. Jebaniec, akurat musi paradować na pół nago przed niedoświadczoną nastolatką.

- Nie zmienia to faktu,  że zawsze pozostanie na drugim miejscu. Chyba,  że władca zginie- zimny,  wyprany z emocji ton głosu Reese sprawia,  że zamieram.

Ona chyba tego kurwa nie powiedziała? Odwracam głowę w stronę Connela i jako jedyny dostrzegam grymas, który zagościł na jego twarzy.

- Najwyraźniej twoja żona ma chociaż odwagę wypowiedzieć na głos swoje myśli.  W przeciwieństwie do ciebie Aengusie-  odwraca się na pięcie i odchodzi.

Nie mogę uwierzyć,  że Reese właśnie posądziła Connela o spisek przeciw magicznej koronie.

Owszem myślami podejrzewałem Connela o podobny czyn. Ale wolałem swoje rozważania pozostawić dla siebie.

Reese mimo swego niewinnego wyglądu jest jak bomba, która w każdej chwili może ulec destrukcji.

- Powinnaś czasu uważniej dobierać słowa- upominam ją.

- Nie trzeba było się żenić,  skoro nie odpowiada Ci, że żona ma wykreowane własne zdanie- zaczepia mnie Reese.

W końcu moja mroczna część bierze nade mną górę.  Nie wytrzymuję,  gwałtownie przyciskam ją plecami do ściany. Odpowiednio wcześnie w myślach rzuciłem zaklęcie, nadające ścianie właściwości poduszki.  Przyszpieszony oddech mojej malutkiej blondynki sprawia, że twardnieje.  Pomimo strachu jej spojrzenie wręcz płonie.

Próbuję walczyć.  Chce wyrwać się spod mojego uścisku,  ale jestem silniejszy.  Przytrzymuję ją w tej pozycji. Podnieca mnie poziom jej wkurwienia.

Niespodziewanie usta Reese lądują na mych wargach,  a ja z niepohamowaną żarliwością oddaję jej ten pocałunek.

Wystraszona Reese gryzie mnie w wargę. Zdezorientowany odsuwam się od niej. Dziewczyna szybko mnie wymija.

- Iskierko na bardziej mroczne zabawy jeszcze przyjdzie czas- uśmiecham się zwycięsko.

Reese Rosso sama skradła mi pocałunek.

- Mógłbyś doprowadzić mnie do sypialni?- zadaje mi niewinne pytanie.

- Mam dla ciebie o wiele ciekawszą propozycję niż sen- uśmiecham się do niej prowokacyjnie.

Pół godziny później

Reese znajduje się razem ze mną przed wejściem do sali tortur. Sali, którą stworzyłem z myślą o tym co rozwścieczona Reese zrobi z Lorenzo.  Jako prezent ślubny ożywiłem go, tylko po to, aby moja mała iskierka mogła torturować gnoja,  by później ponownie go zabić.

Chcę by mrok zawładnął jej sercem. Okrucieństwo stanie się jej chlebem powszednim. Pragnę by sam szatan przed nią klęknął.

Reese będzie moja.  Stanie się moją tajną bronią,  którą bez skrupułów wykorzystam w każdej chwili. Chcę,  aby rozwinęła swoje moce.

Po tym jak dowiedziałem się w jaki sposób córka Gildy straciła dziewictwo niemal byłem gotowy wywołać w Sardynii anomalie pogodowe po których nikt by nie przeżył.  Jednak w porę się opamiętałem. Doszedłem do wniosku,  że tym postępkiem.

A uwierzcie mi kurwa na słowo,  zabiłbym Boga i przekupiłbym Szatana, żeby tylko przy mnie pozostała.

Moja żona przez moment wpatruje się we mnie zaciekawionym spojrzeniem. Widzę jak tęczówki jej oczu jaśnieją a na cudnej twarzy zagoszcza uśmiech.

- Wprowadzasz mnie do podziemia- mówi spokojnym, monotonnym tonem.

- Potraktuj to jako prezent ślubny- uśmiecham się do niej przebiegle.

Reese delikatnie rozszerza swe usta i po prostu otwiera drzwi do sali nieopisanego cierpienia. Wita ją obezwładniająca ciemność, oraz zbolały czyiś jęk.

Cały czas stoję dwa kroki za nią.  Jestem bardzo ciekawy jej szczerej reakcji.

Obserwuję jak w dłoniach Reese zapalają się malutkie iskierki ognia. Następnie skupiona kobieta rzuca je w przestrzeń,  rozświetla tym całą komnatę.

Niewielka przestrzeń została wydrążona w skale.  Przypomina bardziej jaskinie niż jakiekolwiek pomieszczenie.  Nie dochodzi tam żadne naturalne źródło światła.  Pośrodku znajduję się kamienny stół,  do którego sam osobiście  niedawno przybiłem stalowymi kołkami Lorenzo.

Specjalne na te okazję wyposażyłem to miejsce w przeróżne narzędzia tortur.

Jednym z nich było koło za pomocą,  którego Reese będzie mogła złamać na rozgrzewkę parę kości Fornerro.  Ponoć w czasach średniowiecza uznawano to jako jedną z brutalniejszym metod wymierzania kary.  Skazańca zamieszczano na kole wozowym o średnicy dwóch metrów.  Kończyny przywiązywano szeroko do obręczy. Następnie kat uderzał skazańca w różne części ciała bronią,  która była obita metalem.

Wpatruję się w to narzędzie i oczyma wyobraźni widzę jak kręce tym kołem, a Reese w totalnym amoku rzuca ciosami w swego dawnego oprawce.  Sprawia tym, że jego kości zostają doszczętnie zmiażdżone.

Po lewej stronie od kamiennego stołu  umiejscowiona jest tak zwana żelazna dziewica. Sarkofag  o rozmiarach człowieka,  po jego wewnętrznej stronie znajdują się kolce, które służą do tego by wbijały się w ciało ofiary. Narzędzie to nie ma zadania zabijać,  lecz spowodować bardzo bolesne rany, by skazaniec mógł się po prostu wykrwawić.

Po prawej stronie znajduje się natomiast kołyska Judasza.  Drewniany ostrosłup z wierzchołkiem obitym metalem. Ponoć w średniowieczu torturowaną osobę podwieszano na linach, aby później opuszczać gwałtownie jej ciało tak by intymne części ciała nadziały się na ostry fragment kołyski.

Obecnie wszystkie te narzędzia są do dyspozycji Reese.  Oprócz tych okrutnych narzędzi tortur uzbroiłem te komnatę w przeróżną broń taką jak różnego rozmiaru noże, kilka rodzai broni palnej,  siekiery, piły mechaniczne,  paralizatory, wiertarki udarowe, pistolety na gwoździe.

Mam szczerą nadzieję,  że Reese nie będzie aż tak dobroduszna by go po prostu zastrzelić.

Daję jej chwilę na uporządkowanie swych myśli.

- Reese moja droga od tej pory masz równe dwadzieścia cztery godziny,  aby torturować swojego gwałciciela.  Musisz jednak pamiętać o tym,  że tylko z twoich rąk Lorenzo ma zginąć- oznajmiam gdy widzę jak moja żona wpatruje się spojrzeniem pełnym nienawiści w Lorenzo.

- Nie jestem przekonana do tego czy te przedmioty w pełni mogą przysporzyć cierpień jakich chciałabym, aby ten skurwiały chuj doznał- uśmiecha się złowieszczo.

Następnie robi coś niespodziewanego.  Podchodzi bliżej do Fornerro.  Mężczyzna z przerażeniem rozgląda się po pomieszczeniu.  Dostrzega coś w jej oczach.  Coś czego się boi. Kieruje palec środkowy i wskazujący prawej dłoni w członka Lorenzo.  Momentalnie ognisty płomień otula jego kutasa. Spala tam tylko jego skóre. Zostaje jedynie żywe mięso.

- Zaczynamy zabawę- klaszcze w dłonie moja kobieta i histerycznie zaczyna się śmiać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro