Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6 cz. I

— Złap mnie, jeśli zdołasz! – Melodyjny głos niósł się przez las. Śmiech dziewczyny rozbrzmiewał w jego uszach, gdy pędził za nią równie wesoły. Różowe płatki wiśni spadały z drzew dookoła. Niesione przez wiatr lądowały miękko na delikatnej trawie. Kilka dni temu tulili się do siebie, w mijanym przez niego miejscu. 

Las Calaneth zajmował większą część Branavy, w pobliżu Anvelii wyglądał nieco inaczej i nazywano go Lasem Kwitnących Wiśni. Przez cały rok drzewa usłane były biało-różowymi kwiatami, a trawy mieniły się szmaragdową zielenią. Zima nigdy nie docierała do jego kręgów. Czasami, szczęśliwcom było dane zobaczyć puchatego zająca, o niespotykanym futrze w kolorze miodu i złota. Powiadano, że spotkanie z tym magicznym zwierzęciem niosło ze sobą błogosławieństwo. Nikt nie wiedział, jakie dokładnie, jednak po karczmach krążyło wiele historii.

Najbardziej znana była opowieść o pewnym tułaczu, który wędrował z miasta do miasta, niosąc ze sobą przeróżne dary. Razu pewnego, nieopodal podnóża Gór Volrath zaatakował go Piekielny Ogar. W okropnej potyczce włóczęga stracił rękę, jednak uszedł z życiem. Twierdził, że zobaczył w oddali złocistego zająca, a bies zniknął zostawiając go rannego.

Czy opowieść ta była prawdziwa? Niewielu w nią wierzyło... Dlaczego zając miałby zawędrować tak daleko od Lasu Kwitnących Wiśni? Gdzie podziewał się Regrad, pan demonicznej bestii i dlaczego ta rozpłynęła się w powietrzu? Mimo tych nieścisłości, branavalczycy lubili rozpowszechniać tę oto historię, a bardowie śpiewali o tym ballady.  

Złocisty Zając występował tylko na terytorium Lasu Kwitnących Wiśni, to dlatego to niewielkich rozmiarów zwierzę widniało na herbie królestwa Branavy.

Kasder Tarn Thaar biegł przed siebie nie mogąc się doczekać, kiedy złapie w ramiona swą Adrię. W oddali widział jej lekką, błękitną suknię, która jak płatki wiśni powiewała na wiosennym wietrze. Poszarpany płaszcz, który miał na sobie plątał się mu pod nogami. Przyzwyczaił się do tego stroju.

— Pospiesz się Erdionie! – Dziewczyna przystanęła i spojrzała w jego stronę. Zatrzymał się na dźwięk nie swojego imienia. Wyrzuty sumienia zakłuły go w pierś. Wiedział jednak, że ukochana nie mogła poznać jego prawdziwej tożsamości.  Ich związek nie miał prawa bytu na dworze i w całym Nysterdos. Adria Tarn Leyzd nie była szlachetnie urodzoną Fae. Mieszkała na przedmieściach Anvelii i jako miejscowa uzdrowicielka niosła pomoc pomniejszym istotom, a jego poddanym.

Jej dobre serce oczarowało Kasdera w chwili, gdy wpadli na siebie przypadkiem. Pewnego dnia ruszył między swych poddanych nie jako król, a ich rodak, branavalczyk. Młody władca chciał poznać życie mieszkańców Branavy od środka, by móc służyć im jak najlepiej. Pragnął również, choć na chwilę wyrwać się z dworskich murów Anvelii. Nie spodziewał się, że spotka jedną z pomniejszych Fae, która zawróci mu w głowie. Adria rozumiała go lepiej niż ktokolwiek inny. Przy niej czuł, że może być w pełni sobą, a nie jedynie królem Kasderem „Rozważnym".

Od tamtej pory ich schadzki stały się dla niego chwilą wytchnienia od królewskich obowiązków. Choć zdawał sobie sprawę, że te momenty nie będą trwały wiecznie, starał się o tym nie myśleć. Miał zamiar cieszyć się towarzystwem Adrii tak długo jak zdoła. Nie potrafił z tego zrezygnować, mimo iż zdawał sobie sprawę, że jest to niewłaściwe.

– Wszystko w porządku? – Z zamyślenia wytrącił go cichy głos.

Jej długie rudo-brązowe włosy, związane w gruby warkocz, mieniły się w popołudniowym blasku słońca, a wplecione w nie błękitne niezapominajki podkreślały kolor oczu, w które młody król mógł patrzeć godzinami.  Nawet nie spostrzegł, gdy zaledwie w kilka chwil pokonała dzielącą ich odległość.

– Tylko się zamyśliłem – wyjaśnił prędko.

Dziewczyna uśmiechała się zalotnie.

– O czym tak dumałeś?

„Czy gdyby znała prawdę patrzyłaby na mnie w ten sam sposób?" – to pytanie nieraz zaprzątało jego myśli. Zwykle nocą, gdy kładł się sam w ogromnym królewskim łożu i tuż przed zaśnięciem myślał o niej, zamiast o politycznych i dworskich intrygach, które były nieoderwalną częścią jego życia. Jak długo zdołają zniechęcać Merissę, do uderzenia na Branavę lub Vasilion? Razem z Rovanem zdawali sobie sprawę, że ich siostra coś szykuje. Mysthed już od dawna jej nie wystarczało. Młody król wciąż nie miał pewności czy może w pełni ufać swojemu starszemu bratu, jednak potrzebował silnego sojuszu.

„Czy jesteśmy gotowi na to co może nastąpić?".

– Niedługo Przesilenie... – szepnął. Nie mógł jej zdradzić co tak naprawdę go trapi.

W mieście już zaczęto przygotowania do tej magicznej uroczystości. Wiedział, że nie będą świętować razem. W noc przesilenia miał bawić się na dworze, wśród wysoko urodzonych, w towarzystwie szlachcianek, które przy każdej okazji nachalnie próbowały zwrócić na siebie jego uwagę. Myśl ta napawała go smutkiem, ale był świadom, że obowiązki i dobro Branavy są ważniejsze od jego przyjemności. Dworzanie i każdy branavalczyk musieli wierzyć, że ich król ma wszystko pod kontrolą.

– Nie mogę się doczekać! – Uradowana Adria chwyciła go za dłoń i zaczęła ciągnąć w stronę miasta, nie zdając sobie sprawy, że jej towarzysz wcale nie cieszy się wraz z nią – Falya pomogła mi przystroić moją chatę! Kwiaty są wszędzie! Cały rynek mieni się kolorami tęczy! – wykrzykiwała uradowana – Anvelia wygląda tak pięknie... – Zachwycała się.

Kroczyli wśród wiśni, trzymając się za ręce. Zbliżali się do przedmieścia. Drzewa porastające dzielnice miejskie nadawały temu miejscu baśniowego uroku. Jednak nie dało się ukryć, że mieszkają tu mniej zamożni branavalczycy. Niektóre chaty lata świetności miały dawno za sobą. Poniszczone, jakby ktoś dawno o nich zapomniał. Mimo to większość branavalczyków była zadowolona ze swego życia, a uśmiech nie schodził z ich twarzy. Doceniali swą wolność, ciesząc się, że ich władca nie jest jak jego siostra, Bezlitosna Królowa, której wszyscy się obawiali. Nie musieli pławić się w złocie, liczyły się dla nich równość i bezpieczeństwo.

– Myślisz, że w tym roku król Kasder przemówi o północy? – spytała nieco głośniej, gdy wkroczyli na obrzeża miasta, gdzie zgiełk i krzyki handlarzy zakłócały spokojną rozmowę.

Fae nie miał ochoty odpowiadać na pytanie, wiedział, że jego doradcy będą chcieli, by pokazał się swym poddanym w noc przesilenia. Musiał ich wesprzeć i zapewnić, że nic im nie grozi ze strony Królowej Mysthed, a przynajmniej żywił taką nadzieję. Wciąż czekał na raport swojego jedynego zwiadowcy, Dayloza Tarn Yllorrie, który to niebawem powinien wrócić z kilkutygodniowego patrolu. 

– Zapewne wyściubi nos z pałacu w tej swojej durnej koronie... – W jego głosie słychać było wrogość, co nie umknęło uwadze Adrii.

– Odnoszę wrażenie, że nie przepadasz za królem Kasderem...  Powinieneś być wdzięczny, że ani trochę nie przypomina tej przeklętej żmii. Żywię wielką nadzieję, że pewnego dnia Mysthed zostanie uwolnione spod jej rządów. Wiem, że nasz król nie będzie siedział bezczynnie.

Pewność, która przesycała jej słowa, sprawiła, że młodzieniec zrozumiał, że ktoś w niego wierzy. Mieszkańcy Branavy naprawdę pokładali nadzieję w swym władcy.

W ciszy dotarli do niewielkiej chatki, która mieściła się bliżej murów miasta, gdzie położony był dwór. Widok małego domku przystrojonego licznymi kwiatami przeróżnej barwy, wywołał uśmiech na jego twarzy. Adria uwielbiała rośliny. Ogród rozciągający się za jej niewielką posiadłością mieścił w sobie wszelkiego rodzaju roślinność, od tęczownic kwiatowych, o właściwościach leczniczych,  po górski krwawnik, który był silnie trujący. Kasder nigdy nie zastanawiał się, dlaczego jego ukochana hodowała tak niebezpieczne gatunki.

– Znowuż on... – Powitało ich zirytowane westchnienie.

Falya była Driadą, to dzięki niej ogród Adrii zawsze wyglądał tak pięknie, a rośliny niezależnie od pogody i pory roku kwitły. Wychyliła się zza chatki, unosząc się w powietrzu. Długie włosy niczym pnącza oplatały jej ciało. Kasder zawsze peszył się w jej towarzystwie, a to dlatego, że Driada nie miała na sobie nic, prócz kwiatów wiśni, które zasłaniały najbardziej intymne części jej ciała. Kobiecych kształtów mogła jej pozazdrościć nie jedna Fae.

– Mogłabyś być dla niego odrobinę milsza – zganiła ją Adria – Cóż Ci on uczynił?

Driada spojrzała na niego tak, jakby znała jego tajemnicę. A wzgarda płonęła w jej oczach niczym żywy ogień. Niemal czuł jego płomienie na swej skórze.

– Oh, Adrio. Lepiej, gdybyś posłuchała mej rady. Kiedyś wspomnisz me słowa... – Gdy zwracała się do swej przyjaciółki, jej głos przepełniony był troską. Chwile później zniknęła wśród drzew otaczających ogród.

– Nie przejmuj się nią. Typowa Driada. – Zaśmiała się wesoło. – Nigdy nie wiadomo o co im chodzi.

„Czy wyczuła moje prawdziwe oblicze?" – zastanawiał się.

Driady były rzadko spotykane na tych ziemiach. Ich domem była Wyspa Sinear, jednak niektóre z nich przywędrowały do Nysterdos wraz z przeniesieniem Wielkiej Biblioteki na dwór Alathian. Nie zostały w Vasilionie, który był dla nich zbyt chłodnym miejscem, o wiele bardziej upodobały sobie cieplejsze lasy Branavy. Mówiono, że prócz łączącej ich więzi z naturą, potrafiły wyczuwać emocje i uczucia innych.

– Cieszę się, że jest przy tobie, gdy mnie nie ma w pobliżu – szepnął, składając czuły pocałunek na jej policzku, tuż przy uchu. Poczuł, jak uśmiech wpływa na pełne usta dziewczyny, a po plecach przebiegł ją dreszcz.

– Jest wspaniałą przyjaciółką, choć czasem nie rozumiem jej dziwnych upodobań. Uwierzysz, że ostatnio pławiła się wśród moich górskich krwawników i zajadała się kwiatami. Nie zgadniesz kto siedział na jej kolanach?! Złocisty Zając! – Podekscytowanie przesycało jej głos. – Tak dawno nie widziałam tych przepięknych stworzeń – perlisty śmiech załaskotał go w uszy, brzmiał jak najpiękniejsza melodia. Wabił go niczym syreni śpiew. 

„Jest taka cudowna...".

Złapał ją w ramiona i zakołysał dookoła. Pragnął tylko, by nie przestawała się śmiać. Adria wtuliła się w niego mocno. Jej bliskość i zapach były uzależniające. Nie mogąc się powstrzymać wpił się mocno w jej zaróżowione wargi. Westchnęła rozmarzona, odwzajemniając pieszczotę.

Jakiś grajek uliczny zaczął swój występ, a muzyka docierała do ich uszu, uświadamiając Kasderowi, że dom dziewczyny mieści się tak blisko tętniącego życiem miasta, mimo iż dookoła ogrodu rozpościerały się drzewa.

Wrzawa, która rozległa się wokół, przypominała mu o jego obowiązkach i życiu, którego nie chciał wieść, ale nie mógł inaczej. Był królem czy tego chciał czy nie, a dobro mieszkańców Branavy było ważniejsze od jego własnego. To, dlatego był tak wspaniałym władcą.

Odsunął ją od siebie i postawił na ziemi. Wtulił twarz w rudawe włosy, które pachniały niezapominajkami i wiśnią. Pragnął wziąć ją ze sobą na dwór, by zobaczyła, jak wygląda jego prawdziwe życie, a nie to, które przed nią kreował.

– Posmutniałeś.  Chyba nie wziąłeś do siebie jej słów? Przecież wiesz jaka jest Falya... – Ścisnęła mocniej jego dłoń.

„Lepiej, gdybyś posłuchała mej rady. Kiedyś wspomnisz me słowa..." – w myślach zabrzmiała mu wypowiedź Driady. Zastanawiał się jakiej porady udzieliła Adrii. Dlaczego pałała do niego taką niechęcią? Jednak to nie to zaprzątało jego głowę. Dopóki Fae nie wspomniała o swojej przyjaciółce, myślał o czymś zupełnie innym.

– Erdionie, o co chodzi?

Tak bardzo chciał jej powiedzieć co go trapi, ale nie mógł.

„Jesteś królem! Weź się w garść!" – napomniał sam siebie. Nigdy nie przypuszczał, że miłość może być tak bolesna. 

– Nie chcę Cię opuszczać, ale obawiam się, że nie mogę zostać dłużej – wyksztusił, nie odpowiadając na wcześniej zadane pytanie.

– Gdzie tak uciekasz za każdym razem? – spytała ze smutkiem w głosie. Pragnął zdradzić jej prawdę.

„Być może kiedyś znajdę w sobie odwagę, by to zrobić...".

Wpatrywała się w niego, a jej wielkie, błękitne oczy zaszkliły łzami.

– Dlaczego jesteś taki tajemniczy? – Słowa wypowiedziała tak cicho, że usłyszał je tylko dzięki wyczulonym zmysłom Fae.

Przytulił ją mocniej i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Nie mógł się doczekać, kiedy znów się spotkają.

– Za każdym razem ignorujesz me pytania. – Westchnęła zrezygnowana, zdając sobie sprawę, że i tym razem jej kochanek niczego nie zdradzi – Ta tajemniczość przestaje być pociągająca.

Kasder spojrzał na nią przepraszająco, ale nie był w stanie zrobić nic więcej. Musiał wracać na dwór, gdzie czekały na niego obowiązki i przygotowania do Przesilenia.

– Wybacz mi – szepnął w jej usta, na których poczuł gorzki smak łez.

Niechętnie odsunął się od niej i ruszył w stronę dworu.

– Ranisz mnie, gdy tak odchodzisz. – Zapłakała, patrząc jak wysoki, młodzieniec o krótkich, złoto-miedzianych włosach znikał za zakrętem. Zarzucił kaptur, a jego zniszczony płaszcz unosił się za nim na wietrze. Słowa te nie dotarły do jego uszu.

***

Drogi Czytelniku,

Zachęcam do przesłuchania przepięknej piosenki, która zainspirowała mnie i pomogła mi, gdy złapał mnie brak weny, a siedzenie godzinami przed laptopem kończyło się napisaniem zaledwie kilku zdań.

Pozdrawiam cieplutko i mam nadzieję, że I część rozdziału przypadła Ci do gustu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro