trafić za kratki
Witam wszystkich serdecznie w oneshocie!
Z specjalną dedykacją dla mojego kochanego diabełka Yashiro_xXxX z okazji dnia dziecka 🥺 tęsknię
Mogą występować błędy
Oczywiście oneshot ze scenami +18!
Mam nadzieję, że wam się spodoba
Czas pisania: około tydzień dwa
Ilość słów: 14054 słów
Ship: Sonaki /Sony x Kui
Bawiłam się trochę narratorem więc nie wiem jak dokładnie to wyszło, ale na końcu możecie mi napisać :3
Życzę miłego czytania!
Oraz miłego dzionka, wieczoru bądź nocy wtedy kiedy będziecie czytać go
================================
Dzień w Los Santos był jak zawsze pod znakiem zapytania. Nie chodzi tu nawet o to, że pogoda była mieszana, bo nie wchodziło to w grę biorąc pod uwagę to, że to jest jedno z najcieplejszych miast w stanie. Opowiem wam historię trochę o niezrozumieniu, chęci ochronny tego co się kocha i wyzysku, a może i miłości? W Los Santos było wiele różnych ludzi, wiele osobowości, wpływowych ludzi, a także tych co się nie udało zdobyć tego czego pragnęli. Jednak wśród tego społeczeństwa było dobro jak i zło. Nikt nie był zbyt dobry ani zły, ale decyzje, które się podejmowało definiowały ludzką duszę oraz oblicze. Wśród tego wszystkiego były dwie osoby, które definiowały dwa oblicza, oblicze dobra i zła. Tak jak yang i yin, może były swoimi przeciwnościami, ale w jakiś sposób uzupełniały się nawzajem. Jednak w tej historii znak jedności nie jest aż tak oczywisty i na drodze ludzkiej jest wiele przeciwieństw oraz przeszkód, które utrudniają drogę w przód.
Nie chcę opowiadać wam całej historii od początku, bo to byłoby za długo aby opowiadać jednak postaram się wam skrócić tak byście zrozumieli bieg historii. Jeden z bohaterów ma wiele lat już za sobą i przez jego życie przeszło wiele ludzi, przyjaciół czy wrogów. Ci pierwsi byli ważni dla bohatera, byli wszystkim co miał i starał się chronić jak najbardziej, jak tylko umiał i potrafił. Ci drudzy jednak utrudniali mu to i to bardzo mocno, przez nich stracił wielu ludzi, przyjaciół, rodzinę. Bohater przez to zawsze dążył do zemsty, by pomścić tych co zostali skrzywdzeni, ale jednak ta zemsta niszczy człowieka. Przez to przestaje się być tak emocjonalnym, takim jakim się było, ponieważ na rękach zostaje krew. Jednak każda chwila oraz błąd pozwala wyciągać wnioski.
Najgorsze jednak jest to, że człowiek już nigdy nie jest taki sam. Ból w głębi siebie jest nie do zniesienia i stara się uleczyć ten ból na wszelki możliwy sposób. Lecz nie da się pozbyć blizn z ciała tak jak tatuażów, bo one nigdy nie znikają. Jak się domyślacie mowa jest tu o nikim innym jak Kui Chaku, wielkim, małym człowieku, który dąży cały czas przed siebie pomimo strat. Jednak przy nim były jego dzieci, może nie do końca, ale starał się być dobrym ojcem. Chociaż wciąż prowadził w mroku w ukryciu przed ludzkim wzrokiem nielegalne rzeczy. Żył z tego odkąd pamiętał i przysiągł sobie by stać się "najbogatszym" lecz czy to tylko chodziło o pieniądze? Jednak gdy Mokotów upadł, rozpadł się, został sam mimo kilku ludzi, którzy zostali z nim. Jednak niepełna rodzina jest najgorszym co może każdego człowieka spotkać.
Ból rozstania zostawia piętno i mimo otaczających ludzi wokół człowiek może czuć się samotny, dlatego Chak dąży do tego aby być najlepszym w tym co robi i stara się robić. Prowadzenie mafii nie jest łatwym zadaniem, nawet jeśli to tylko kilka ludzi w najbliższym otoczeniu. Jednakże najgorsze zawsze zostaje odejście ludzi. Kolejny cios dla niego był gdy Knuckles werbował ludzi, których zna do swojej grupy. To kolejny cios w serce gdy były przyjaciel staje się wrogiem i zabiera ci wszystko co było dla ciebie cenne. Pomimo to starał się jak może i gdy udało mu się odzyskać przyjaciela to jednak nie było to samo. Każda jego decyzja była kwestionowana i każdy błąd jaki był zwykle padał na tego kto tworzył plan. Początki bywają ciężkie i to naprawdę, ale z czasem więzi zaczęły się zacieśniać. Następnie powstała relacja której żadna mafia czy gang nie był w stanie pokonać.
W ten sposób ból, który towarzyszył Chakowi na jakiś czas zniknął, ale nie całkiem lecz miał dla kogo żyć i starać się, bo miał dużą rodzinę dla której był w stanie poświęcić swoje życie. Mimo bycia tym złym wiedział, że jest w stanie rzucić się za nich w ogień i przydarzyły się porwania, napady czy strzelaniny. Nawet jeśli ktoś z rodziny ucierpiał, odwet był o wiele bardziej niebezpieczny i śmiertelny. W ten sposób Mokotów przerodził się w Zakshot w nową nadzieję dla starszego mężczyzny, który szukał tylko miejsca dla siebie. Drugi bohater był tym dobrym choć bywały momenty gdy wszystko się sypało, gdy straciło się wszystko, ale odbudowywało się potem na nowo. Strata żony była boląca, a syn gdy tylko osiągnął pełnoletność zniknął, wyjeżdżając i zostawiając mężczyznę samotnego. Wtedy wśród mroku, który go otaczał pojawił się słaby płomyk nadziei w ciemności. Gdzieś tam samotny dzieciak z problemami potrzebował wzoru do naśladowania, do podziwiania, do bycia nie tylko mentorem, ale czymś więcej. Ten niewyraźny płomyk mógł być czymś więcej i to właśnie dostrzegł w chłopaku sam Rightwill.
Wiele lat spędził dla policji, poświęcił tak wiele rzeczy by tylko pokazać wszystkim wokół, że da się osiągnąć sukces. W ten sposób osiągnął szczyt, ale na tym szczycie bywa samotnie, bo ludzie próbują kopać pod tobą dołki. Każdy dzień to walka o życie i mimo ludzi, których się zna nie zawsze można ufać wszystkim. Rightwill dobrze o tym wiedział aż za dobrze bo droga od kadeta na szefa policji, a potem szefa FBI była wymagająca i samotna. Jednak teraz wrócił do bycia szefem policji, ale tylko na czas odbudowania jednostki policji, która nie do końca dobrze działała. Mógł być bliżej syna, ale co to da skoro wszyscy go znają, osadzają, ale nie wiedzą tak naprawdę co jest w środku. Widzą maskę, która chroniła przed błędami, przed popełnionymi pochopnymi decyzjami czy emocjami. W końcu znał dobrze na własnej skórze jak wyglądają porwania i traktowanie policji przez złych ludzi, ale od tego byli by próbować zmieniać świat. Aby ratować ludzi i zmieniać ich poprzez małe detale, które nie są tak istotne dla innych, ale gdy dzieje się źle to wtedy niektórzy je dostrzegają właśnie w tej jednej chwili.
Dobrze więc streściłam dla ciebie tę część historii, pomimo słabych czy mocnych początków najważniejsze jest jak coś się skończy. Wiem, że gdy coś się dzieje to dzieje się nie bez powodu. Każda chwila oraz moment jest wyzwaniem czy dowodem na to, że ktoś jest dla nas ważny i czy na pewno jest tą wyjątkową osobą. Nieprzedłużam już wam... Zapraszam was do historii o której nie każdy ma pojęcie, bo kto by spodziewać mógł się tego iż los dobierze takie, a nie inne karty.
Siedziałem spokojnie za biurkiem w restauracji w swoim gabinecie i załatwiałem sprawy związane z moją restauracją. Burgershot nie był jakoś niesamowicie niesamowity, ale profit pieniężny z prowadzenia jego był bardzo kuszący. Tym bardziej, że ja pieniędzmi nie gardzę, a przykrywka też to nie jest niczego sobie. Choć nie chciałem być kojarzony z Hamburgerami, ale z czegoś trzeba było wyżyć. Dzień był spokojny jak na pracę w restauracji. Nie było żadnych problemów ani też nikt nie zgłaszał mi ich ze strony rodziny. W większości mieli własne przykrywki, ale po części pracowali też tu jako dostawcy lub na kuchni. Miałem swoich ludzi, ale nie było ich dużo choć miałem bardzo dużo kontaktów. Zwykle nie dało się do mnie dodzwonić przez to iż tak dużo ludzi dzwoniło żeby dać mi informacje lub istotne rzeczy o których staram się doinformować, ale na szczęście dziś był spokój. Może przez to iż trochę zastopowałem się z przestępczym światem gdyż miałem złe przeczucia, dlatego też zakazałem reszcie robić coś ryzykownego.
Moje przeczucia nigdy się nie myliły, ale nie do końca wiedziałem, co tak naprawdę ma się wydarzyć. Podrapałem się pod bródką gdyż myślami byłem gdzieś hen daleko niż skupić się na pracy. Nie za bardzo mi się to podobało iż marnuje czas na myślenie nad czymś nad czym nie mam tak naprawdę kontroli. Wstałem od biurka idąc w stronę szafki by odłożyć papiery. Nie było sensu nad nimi siedzieć skoro nie umiałem się skupić żeby je uzupełnić. Mogłem to zrobić też jutro więc nie było problemu gdyż byłem na bieżąco z dokumentacją. Nagle drzwi się otworzyły więc spojrzałem do tyłu widząc Nicollo.
-Coś się stało? - spytałem patrząc się na to jak zamyka drzwi za sobą.
-Cóż Erwin chciałby zrobić bank dzisiejszego wieczoru.
-Odradzam, ile mówiłem abyście zajęli się czymś normalnym?
-No, ale już dwa dni minęły i nic się nie wydarzyło więc o co ci chodzi wuja?
-Chodzi o to, że mam złe przeczucia odnośnie napadania na miejsca gdzie jesteśmy wystawieni.
-Erwin i tak zrobi to co będzie chciał nawet jeśli zabronisz bardziej, bo go nosi i szczerze mówiąc mnie też nosi! O mały włos nie zaciągnąłem Capeli w ciemną uliczkę - spojrzałem na niego zaskoczony, bo poniekąd wiedziałem, że coś ze sobą kręcą niczym Erwin z Montanhą, ale żeby zaciągnąć kogoś w uliczkę.
-Carbonara przywołuje cię do porządku!? Nie wolno nikogo gwałcić tym bardziej syna szefa FBI! Wiesz jakie byłby konserwacje tego?
-No wiem dlatego o mały włos powiedziałem choć wolałbym zaciągnąć go gdzieś indziej.
-Nie interesują mnie wasze łóżkowe sprawy! - przetarłem dłonią twarz i zacząłem myśleć o tym banku czy na pewno jest to dobry pomysł.
-Dobra dobra wuja! I co?
-Dobrze możemy zrobić bank skoro tak bardzo chcecie, ale ten przy wylotówce z miasta, bo do niego mamy wszystkie rzeczy, a nie chce mi się dzwonić po ludziach aby załatwiać rzeczy.
-Dobra idę poinformować resztę o banku ile nas jako napastników?
-Czworo, nie będę ryzykować bardziej tym, że coś może pójść nie tak.
-Czyli ty, ja, Erwin i kto czwarty?
-Nie idę - odpowiedziałem na co on westchnął.
-Wuja nikt nie wynegocjuje z nas, najlepszych wszystkich warunków do ucieczki. Wiesz, że bywamy dość pochopni jeśli chcesz aby nic się nie stało to weź w tym udział - myślałem intensywnie próbując zebrać wszystkie za i przeciw tej akcji, ale jednak w większości było tak niż nie.
-Dobrze, dobierz do tego Silnego jako zabezpieczenie do strzelaniny - rzekłem, a on ruszył do wyjścia, po chwili wyszedł zostawiając mnie samego w pokoju. Nie wiedziałem czy dobrze robię, ale trzeba będzie pojechać na magazyn i wziąć wszystkie rzeczy potrzebne do napadu.
Mogłem poprosić kogoś ode mnie aby to zrobił, ale stwierdziłem, że potrzebuje się przejechać i rozważyć wszystkie możliwości, które mogły się wydarzyć. Musiałem wymyślić odpowiednie zabezpieczenie gdy plan A nie wypali, a mogło też tak się wydarzyć. Wziąłem potrzebne rzeczy i ruszyłem do wyjścia z restauracji, tylnego wyjścia by nikt nie zobaczył tego iż opuszczam lokal. Miałem dwa auta stojące na parkingu, ale ruszyłem do swojego, którego każdy zna. Później będę musiał wymknąć się bardziej niezauważony jeśli moją wymówką ma być restauracja. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem na magazyn, który był w dość niespodziewanym miejscu. Było to dość duże mieszkanie, które używaliśmy jako magazynu, a że był on w takiej nie za ciekawej dzielnicy to wiedziałem, że zawartość będzie bezpieczna. Nikt nie chciał ze mną zadrzeć i byłem z tego zadowolony, bo miałem bardzo dobrą reputację wśród normalnych ludzi, a wśród mafiozów i gangsterów moja reputacja była powita respektem.
Jakby nie patrzeć byłem wpływowym mężczyzną w świecie przestępczym i nie tylko. Nikt raczej nie chciałby zadrzeć z moją mafią, a trochę nas było. Jechałem spokojnie w stronę magazynu myśląc nad wszystkim, co mogłoby nie pójść tak, a jak będzie trzeba się ratować to musi ktoś być by zrobić przesiadkę. Nie lubiłem na szybko załatwiać takich spraw, bo nie do końca mogłem dokładnie ustalić wszystkie możliwości. Może oni lubili na spontana wszystko robić, ale umiejętności Carbo nie zawsze muszą wystarczyć gdy policja może grać nie fer. Zajechałem pod kamienice, która dosłownie się sypała na oczach, ale ruszyłem do środka bez lęku. Na najwyższym piętrze było na mnie mieszkanie w którym trochę rzeczy było. Otworzyłem drzwi na dwa zamki i wszedłem do środka. Miałem dziwne wrażenie jakby ktoś na mnie patrzył, ale nikogo ze mną nie było, gęsią skórka od razu pojawiła się na moim ciele.
Nie lubiłem tego uczucia więc od razu podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej dwa pendrive oraz wiertarkę do skrytek. Laptopa powinien wziąć Erwin, a tak to chyba jest wszystko co trzeba. Nie zwlekałem i szybko opuściłem teren na którym nieszczególnie dość pewnie się czułem. Jazda z powrotem dała mi dużo myśli i rozglądałem się szczególnie wokół gdyż coś mi nie pasowało, ale nie do końca wiedziałem co takiego. Wróciłem dość szybko na Burgershota więc załatwiłem sprawę z landrynami aby mi ogarnęli składników i przywieźli na czas. Oczywiście uzgodniłem z nimi aby czekali na parkingu z zastawą i zmianą wozu gdyby było potrzeba. Plan B był gotowy gdyby plan A miał nie wypalić. Miałem jednak nadzieję, że wypali, bo nie chciałem wylądować w więzieniu. Gdy wybiła osiemnasta trzydzieści na napad przyjechali chłopcy po mnie.
Zrobiłem wszystko aby nikt nie domyślał się, że wyszedłem. Ubrałem maskę diabła, którą zawsze biorę na napady i podałem na tył Erwinowi rzeczy w torbie do której dołożył laptop. Pod telefonem miałem landryny które informowały mnie, że już jadą na miejsce z ośmioma zakładnikami, tak jak tego pragnąłem. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem nawet jeśli był dość chaotyczny.
-Jakby coś nie szło tak Nicollo na czerwonym parkingu będą czekać landryny z wozem na przesiadkę oraz zastawą.
-Wątpisz w moje umiejętności wuja?
-Nie wątpię po prostu wolę być przezorny niż nie mieć jakiegoś planu - oznajmiłem spokojnym tonem głosu widząc, że powoli się zbliżamy, a przed nami jechały trzy auta, które należały do landryn.
Napad na takie miejsca nie były zbyt dobrym pomysłem, bo często ci, którzy próbowali zostali łapani i skazywani na kilka lat. Dlatego też tak bardzo Chak obawiał się tego co może przynieść wtopa w napadzie. Obawa, że komuś coś się stanie lub wyląduje za kratami na parę ładnych lat było największym utrapieniem niskiego mężczyzny. Bowiem wiedział jak to jest siedzieć i może nie dostawał jakiś gigantycznych wyroków za swoje małe przewinienia w swoim prawdziwym domu, to jednak świat przestępczy też nie był tak bezpieczny. Każdy musiał pilnować się i swoich ruchów tak aby policja nie zaczęła węszyć tam gdzie nie powinna. Napad przebiegał spokojnie aż za spokojnie co niepokoiło Chaka obawiał się, że jego przypuszczenia, że coś może być nie tak wyjdą na jaw, a konsekwencje swoich czynów będą opłakane. Jakby nie patrzeć dużo przewinień można mu przypisać, ale dowód na nie, nie jest wcale dużo.
Policja miała swoje plany i wytyczne wiedzieli, a raczej przypuszczali niektórzy kto stoi za maskami po drugiej stronie. Chociaż niektórzy nie dowierzali w to iż taka jest prawda, ale jak to się mówi kłamstwo ma krótkie nogi. Napad przebiegł spokojnie bez konfliktów, bez problemowo aż zadziwiająco dla obydwóch grup. Wśród nich była jedna osoba, która dość uważnie obserwowała wszystko i kamery od środka banku. Jednak gdy napastnicy opuścili wnętrze jedna osoba poszła sprawdź wnętrze za poszlakami by znaleźć dowody na Zakshot aby rozbić grupę ludzi tworzącą zorganizowaną grupę terrorystyczną.
Carbonara jechał naprawdę dobrze wręcz uciekał świetnie, ale w mojej głowie był mętlik i obawa. Knuckles zawołał mnie po nazwisku, co jeśli kamery mogły to nagrywać. Powinny być teoretycznie wyłączone przez z hakowanie systemu banku, ale co jeśli nie były. Niepokój, który we mnie był nie dawał mi spokoju wręcz moje serce biło stanowczo za szybko przez stres. Nawet ucieczka przed policją nie przywróciła spokoju w mojej duszy. Spojrzałem na niebo zastanawiając się czy dobrze zrobiłem zgadzając się na ten bank.
-Co ty taki markotny Chak? Mamy łup jesteśmy free! Trzeba się cieszyć! - wypalił Erwin na co skarciłem go wzrokiem.
-Twoje zachowanie mnie martwi.
-Przecież kamery nie nagrywały! Jesteś bezpieczny! Nie ma szans aby cokolwiek ci zrobili!
-Mam nadzieję inaczej Knuckles mocno pożałujesz, bo ile razy tłumaczyłem aby nie mówić po nazwiskach ani imionach!
-Spokojnie wuja nic się nie stało i jesteśmy wolni trzeba się cieszyć z tego - ściągnąłem maskę z twarzy i spojrzałem na uśmiechniętą minę diabła.
-Obyście mieli rację, ale moje przeczucia nigdy się nie mylą.
-Teraz się myliło! - wtrącił się w moje zdanie siwowłosy na co westchnąłem. Jednak nie odezwałem się tylko czekałem aż dojedziemy na Burgershota i stamtąd przebiorę się w inne ciuchy, a te wyrzucę na wszelki wypadek. Muszę pozbyć się wszystkich dowodów, które mógłby mnie obciążać w sprawie.
Wolałem być zbyt przezorny niż potem obudzić się ręką w nocniku. Przebrałem się szybko, a następnie wrzuciłem ciuchy do reklamówki którą wyrzucamy tu śmieci i miałem w planach tak przejść w stronę swojego wozu. Oczywiście zapętliłem czas na kamerach, że siedziałem niby w biurze i nie wychodziłem nigdzie. Trochę mi zajęło usunięcie wszystkich dowodów moich wyjść, ale odetchnąłem z ulgą, ponieważ trochę mnie to uspokoiło. Ludzie patrzyli na mnie trochę jakbym oszalał, ale nie mogłem nic innego zrobić. Śmieci i tak dziś będą wyniesione, bo specjalnie je przygotowałem oraz poinformowałem o nich swoich ludzi. Jechałem na wysypisko śmieci aby wyrzucić tam ubrania wraz z maską, którą lubiłem, ale bezpieczeństwo dla mnie było najważniejsze.
Po długiej drodze rozrzuciłem ciuchy po wszystkim co się dało by nie było łatwo je znaleźć. Droga powrotną mi się nie dłużyła więc szybko znalazłem się w domu. Gdy pozbyłem się z siebie brudu po akcji to następnie położyłem się do łóżka i zasnąłem głębokim snem gdyż ostatnio nie za bardzo dobrze sypiałem. Nie wiem ile spałem tak naprawdę, ale słyszałem budzik w telefonie więc trzeba było się obudzić i zacząć przygotować do pracy. Nie miałem w sumie siły na ten dzień lecz trzeba było się zjawić w pracy i uzupełnić papiery, które olałem przez sprawę napadu. Było bardzo wcześnie dlatego żaden członek rodziny, nie przeszkadzał mi w porannej kawie czy spokojnym śniadaniu, które spożywałem. Głowę miałem w chmurach zastanawiając się ile papierów jeszcze nie uzupełniłem, a powinienem. Muszę je dziś ogarnąć, bo obawiałem się, że mogą być dowodami przeciwko mnie. Chyba popadłem w paranoję przez to, że Knuckles powiedział moje nazwisko, ale mam czego się obawiać w końcu mam wiele za uszami.
Obawiałem się, że jak wyciągną na mnie wszystkie moje akcje to będę mieć dożywocie lecz najpierw muszą mieć dowody, a ja zawsze się ich pozbywam. Choć może jednak gdzieś podwinęła mi się noga. Nie chciałem się bardziej denerwować, bo i tak chyba miałem już za wysokie ciśnienie. Odłożyłem talerz wraz z kubkiem do zmywarki, którą nastawiłem gdyż wczoraj tego nikt nie zrobił i była cała pełna. Ubrany i odświeżony ruszyłem do swojego samochodu pragnąc jak najszybciej dostać się do pracy. Mimo iż mam licencję adwokacką to nie zawsze jej używam choć zależy kto dzwoni do mnie, ale swoją rodzinę zawsze próbuje wybronić, a mnie ciężko jest przegadać. Jechałem przez prawie puste ulice w stronę Burgershota. Otworzę go ciut wcześniej od zaplecza by załatwić te papiery, a potem zajmę się dostawą świeżych produktów, bo niektóre się kończą.
Pracowity dzień był dla każdej ze stron, a najbardziej dla Chaka, który starał się wyprzeć z głowy tę dziwne uczucie niepokoju, bo w końcu załatwił wszystko i zabezpieczył się bardzo dobrze aż za dobrze. Między czasie pewien mężczyzna czekał aż wydarzy się to co ma się wydarzyć. Nie było za dużo rzeczy, które mogły zostać wykorzystane w akcji, ale jednak wystarczające aby osiągnąć sukces. Obawy czasem bywają różne bardziej poważniejsze lub mniej, ale przez nie człowiek potrafi się pogubić. Przez takie pogubienie właśnie ludzie zaczynają popełniać błędy i nie są aż tak uważni jak powinni być. Szkoda tylko, że przez czyjeś błędy później ktoś musi cierpieć i ponosić odpowiedzialność.
Siedziałem przy biurku gdyż właśnie wróciłem z załatwiania niezbyt legalnych rzeczy, ale nie mogłem tego olewać wieczność, ponieważ umowy mnie trzymają z innymi. Wolałem nie mieć potem problemów związanych z gangami, a ich trochę jest. Patrzyłem na dzisiejsze papiery zastanawiając się co jeszcze mam do roboty, ale miałem wrażenie, że wszystko chyba ogarnąłem. Odłożyłem papiery na bok zerkając na zegar na ścianie. Była już dwudziesta chyba powinienem powoli się zbierać do domu, bo nie mam co do roboty tutaj. Usłyszałem nagle jakieś kroki w pomieszczeniu obok, ale nie należały one do nikogo z moich ludzi więc nadchodziło pytanie kto mnie nachodzi o tej porze. Drzwi zostały wymarzone i przestraszyło mnie to, bo nie spodziewałem się tego, a do środka weszli swatowcy. Poczułem się jakby właśnie zawalił mi się świat, bo jakby nie było to coś poważnego to byłby jakiś policjant, a nie grupą antyterrorystyczna. Jednak musiałem grać by ugrać jak najlepsze warunki choć się bałem.
-Ręce do góry i nie ruszać się! - padł rozkaz ze strony zamaskowanego mężczyzny więc uniosłem dłonie posłusznie do góry. Widziałem jak kilkanaście swatowców rozdzieliło się na dwie grupy, a dwójka z nich podeszła do mnie.
-Wstań i bez żadnych sztuczek!
-Ale co się dzieje? - spytałem nie za bardzo rozumiejąc naprawdę co tu się dzieje, ale wykonałem rozkaz.
-Nie zadawaj pytań ręce za plecy! - nie chcieli ze mną nawet rozmawiać. Widziałem jak zaczynają mi przeszukiwać biuro, co nie bardzo mi się podobało mimo iż nie posiadam tu nielegalnych rzeczy.
-Nie macie prawa niszczyć mojego biura! - oburzyłem się czując jak zapinają moje ręce w kajdany.
-Mamy nakaz na przeszukanie całej restauracji wraz z domem! - podłożył mi kartkę z pieczątką sądu więc od długiego czasu musieli zbierać dowody aby otrzymać nakaz. Poczułem jak szarpie mnie ten drugi aż wbiły mi się mocniej kajdanki lecz dałem się niestety wyciągnąć z mojej bezpiecznej oazy. Widziałem jak Burger patrzy na mnie, a ja skinąłem tylko głową. Musi powiadomić rodzinę o tym, co nie za bardzo mi się podoba, ale nie miałem wyboru. Wyszliśmy głównym wejściem przez to niektórzy klienci widzieli to jak jestem wyciągany z własnego lokalu. Byłem sfrustrowany, ale dopóki nie wyjawią mi o co mnie oskarżają najbezpieczniej będzie milczeć. W końcu milczenie jest złotem, a ja potrzebuję jakoś wydostać się z tego bagna w które wpadłem.
Wszedłem na tył uzbrojonego dużego samochodu i poczułem się rzeczywiście jak przestępca, który jest niemiłosiernie niebezpieczny aby były takie środki ostrożności. Usiadłem więc czekając aż przeszukają budynek, a było ich trochę, a miejsc nie do końca. Nie słyszałem jednak niczego przez ściany ciężarówki, która musiała być dźwiękoszczelna. Oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy wsłuchując się w ciszę, ale czułem jak serce bije mi strasznie szybko. Byłem przestraszony tym co mogło się wydarzyć, ale dom jest czysty jedynie rzeczy, które mogły mnie oskarżać są w kamienicy o której nie mają pojęcia. Nie wiem ile tak siedziałem, ale zacząłem się denerwować iż serio coś znaleźli albo Burger coś przyniósł dla siebie z narkotyków. Wtedy to będzie ciężko się z tego wybronić, ale co to dla mnie. Nagle drzwi się otworzyły, a do środka weszła dwójka uzbrojona swatowców. Z pewnością muszą to być policjanci tylko nie do końca wiedziałem kogo mam przed sobą przez te ich zasłonięte twarze kominiarkami.
Starałem się nie pokazywać po sobie nadmiernie emocji związanych z strachem czy nerwami, bo nie są na moją rękę skoro się boję to rzeczywiście może mam coś na duszy. Patrzyłem się na nich gdy oni trzymali długą broń w dłoniach i choćbym nawet chciał się bronić nie mam jak. Moje ciało już nie było aż tak giętkie by móc przenieść ręce w przód, ale gdybym tylko mógł dostać jakąś spinkę lub drucik od razu bym uwolnił się spod tych kajdanek. Lecz miałbym z tego spore problemy więc nie ruszałem się czekając aż dojedziemy na komendę. Mam nadzieję, że moi nie będą próbować mnie odbić, bo nie jest mi to na rękę. Mogłem jednak nie kiwnąć głową do Burgera, będę musiał napisać do Nicollo, że nie chcę żadnej pomocy. Poradzę sobie sam z tym. Czułem jak samochód staje więc byliśmy już na komendzie, a po chwili do środka dostało się więcej światła.
-Witam panie Chak! - zmrużyłem powieki patrząc się na na Montanhe, który uśmiechnął się do mnie. Nie wiedziałem co takiego porywa Knucklesa w kierunku tego mężczyzny, ale miałem nadzieję, że będzie dla mnie pomocą dziś.
-Witam również panie Montanha, ale to dość nieprzyjemna dla mnie sytuacja... - nie mogłem dokończyć przez pewnego niecierpliwego mężczyznę.
-Wstawaj i wychodź! - na siłę mnie uniósł przez to kajdanki wbiły mi się bardziej w moją skórę, która była dość delikatna na takie sprawy.
-Spokojnie to jest niepotrzebne - upomniał swatowca 105, a mężczyzna puścił mnie więc wyszedłem z samochodu - zapraszam na przesłuchaniówkę panie Chak. Związku z tym, że jestem powiązany z osobą pastora, którą pan zna aż za dobrze. Niestety nie mogę uczestniczyć w przesłuchaniu dlatego tym zajmie się szef DTU Tommy Nelson.
-Rozumiem? - odpowiedziałem niepewnie idąc za mężczyzną, ale widziałem kątem oka jak czwórka uzbrojonych w długą broń idą za nami.
-To dobrze - odparł, a po chwili otworzył mi drzwi do przesłuchaniówki więc posłusznie wszedłem do środka i usiadłem na krześle które wskazał mi policjant. Zostałem przepięty kajdankami iż dłonie miałem do przodu, a przede wszystkim trochę delikatnie mi zapiął je bym miał luz. - Nic więcej nie mogę zrobić.
-Możesz napisać z mojego telefonu do Nicollo aby się nie martwili i wszystko ze mną w porządku?
-Oczywiście - skinął głową, a następnie wziął mój telefon z kieszeni i cieszyłem się, że miałem przyzwyczajenie do tego aby usuwać wiadomości albo usuwać to co nie powinno wydostać się na światło dzienne. Brązowowłosy wyszedł z pokoju zostawiając mnie samego w przesłuchaniówce i miałem nadzieję, że będzie dobrze, bo inaczej być nie mogło. Wziąłem głęboki wdech i wydech patrząc się w swoje dłonie czekając na tego wielkiego szefa DTU. Widziałem jak działa więc nie za bardzo się bałem tego, że się nie obronię, ale miałem wrażenie, że to nie jest tylko to.
-Tommy Nelson 321 szef oddziału DTU - przedstawił się siadając naprzeciwko mnie z teczką na mnie chyba, bo zauważyłem swoje nazwisko.
-Witam pana Nelsona - odparłem czekając na to aż mi powie o co chodzi.
-Czy zostały panu panie Chak przedstawiane prawa?
-Znam swoje prawa - odpowiedziałem nie chcąc słyszeć tej formułki.
-No dobrze więc przechodząc z pewnością jest pan ciekaw z jakiego powodu zostałeś zatrzymany.
-Właśnie tego chcę się dowiedzieć, bo nikt nie raczył mi powiedzieć - oznajmiłem patrząc się na niego udając przejęcie, ale będąc życzliwym.
-Mamy dowody o pańskiej działalności na nielegalnym rynku i prowadzeniu zorganizowanej organizacji terrorystycznej!
-Co? - otworzyłem oczy z szoku, ponieważ tego się w sumie nie spodziewałem się po nich.
-Związku z zebranymi dowodami na pana ma pan prawo do adwokata.
-Chcę abyś przedstawił mi Nelson te rzekome dowody na mnie! Nie jestem złym człowiekiem! Nie prowadzę żadnej grupy przestępczej! - wtrąciłem się w jego słowa, bo nie miał prawa mi coś takiego zrobić.
-Cóż sprawa pana jest prowadzona od długiego czasu! Nie mogę pokazać dowodów, ale mogę przedstawić!
-Czekam więc - burknąłem cicho, bo coś kręcił.
-Więc mamy dowód z kamer na banku iż brałeś udział w nim udział wraz z kilkoma osobami, które cię znają więc z pewnością należą do twojej grupy zorganizowanej. Jeśli podasz nazwiska i będziesz współpracować to zmniejszymy ci wyrok o kilka lat!
-Nie brałem żadnego udziału w napadzie! Zajmowałem się wtedy sprawami, które każdy szanujący się szef restauracji wykonuje!
-Przekonamy się tego biorąc wszystkie nagrania z monitoringu by sprawdzić to czy jest to prawdą! Kilkanaście razy zauważono twoją posturę ciała wraz z podobnymi ludźmi co wczoraj! Oczywiście mamy kilkanaście zdjęć z podejrzanymi ludźmi z którymi odbijałeś targu!
-Czy według pana jestem jedynym niskim mężczyzną w tym mieście?! Bo ja widziałem już wiele ludzi i nie papram się w te wszystkie złe rzeczy co mówisz! Chodzę na spotkania z ludźmi, ale ze względu na uprawy warzyw czy hodowli mięsa do mojej restauracji! Poza tym z każdym mógłbym rozmawiać, bo każdy mnie zna w tym mieście! To są oskarżenia, które nie są adekwatne do mnie i nie chce pan pokazać mi rzekomych dowodów mojej zbrodni! - byłem zły wręcz wściekły, że coś takiego robi mi mężczyzna. Nie byłem bez winy i z pewnością wiele z tych rzeczy mogło się wydarzyć, ale ja zwykle wysyłam kogoś od siebie z załatwieniem towarów, a nie siebie. Chyba jeśli muszę to w mroku by nikt nie widział mnie i mojej twarzy.
-Czy chce pan adwokata? Czy będzie pan twierdzić że to nie jest realne? Mamy dowody i ich się będziemy trzymać. Nie mamy obowiązku pokazywać ci ich.
-Tak chce adwokata! Samego siebie więc lepiej mi pokaż Nelson te dowody!
-Nie masz prawa by być sam z siebie adwokatem mimo licencji! Radzę współpracować i wyjaśnić resztę szajki!
Kłóciłem się z nim przez długi czas i to naprawdę aż udało mi się zdobyć aby spojrzeć na te ich rzekome dowody, ale zdjęcia były zrobione jak w kopertach płaciłem ludziom za pracę, a nie dawałem towar. Tak naprawdę tylko te nagranie z kamery w banku mogło mnie delikatnie pogrążyć, ale zawsze mogłem powiedzieć, że to sztuczna inteligencja albo ktoś specjalnie chciał mnie wrobić. Lecz mężczyzna jak na złość nie chciał słuchać i chciał mnie wysłać do więzienia bym przeczekał tam bezpiecznie aż do rozprawy. Jednak nie spodziewałem się tego, że przez drzwi wejdzie wysoki białowłosy mężczyzna z delikatną brodą.
-Przejmuję tą sprawę Nelson - otworzyłem szerzej oczy gdy zauważyłem że nosi przewieszoną przez szyję smycz z odznaką FBI. Miałem wrażenie, że właśnie sypie mi się wszystko, bo nie wiedziałem co planuje mężczyzna, który wszedł.
-Szefie ja się tym zajmuje! Właśnie chciałem mężczyznę przewieźć na więzienie!
-Wyjdź i wygon wszystkich obserwatorów! Chcę porozmawiać z panem Chakiem w cztery oczy!
-Tak szefie.
-Sonny Rightwill szef FBI - powiedział patrząc się na mnie.
-Co tak wielką szychę sprowadza do zwykłego człowieka, który został posądzony o coś czego nie dokonał?
-Cóż Chak znamy obydwoje prawdę iż w tych dowodach przez DTU są luki, które pan z pewnością wykorzysta na swoją korzyść i zadośćuczynienie za zszarganie reputacji. Jednakże obawiam się, że przez moje dowody pan nie odzyska już dawnego życia! - zmrużyłem powieki, bo właśnie mój niepokój się powiększył i wiedziałem iż o niego chodziło mojemu przeczuciu.
-Jakie dowody?
-Muszę przyznać, że łączenie negocjatora pewnej grupy zorganizowanej, która okrada dość potężne miejsca w naszym mieście z tobą są intrygujące, ale dość realne biorąc pod uwagę w kamienicy skrytkę wszystkich nielegalnych przedmiotów aby być czystym w takiej chwili jak ta - patrzyłem na niego z szokiem, bo nie spodziewałem się nawet tego iż o tym wie. - Szok w pańskich oczach mówi mi iż tak rzeczywiście jest. Ten bank również pan urządzał w końcu po coś panu był ten pendrive i reszta rzeczy.
Pierwszy raz nie wiedziałem co mam powiedzieć i byłem mocno zdziwiony iż ktoś potrafił mnie rozgryźć, a przede wszystkim zastanawiało mnie skąd to wszystko wie.
-Nie tylko DTU cię obserwowało i muszę przyznać, że rozbicie szajki takiej jak Zakshot aż pozwoli miastu odetchnąć, a pan skończy na dożywociu biorąc pod uwagę ilość miejsc, które zostały obrabowane i można je połączyć z tobą.
-Jak? - nie wiedziałem jak inaczej mam i co powiedzieć mam mu.
-Sprawne oko wszystko wychwyci - widziałem jak na mnie spojrzał, a jego wzrok aż mnie przeszył na wylot.
-Czego oczekujesz ode mnie? - spytałem wiedząc iż nie mam co dyktować warunków, bo i tak jestem na straconej pozycji choć zastanawiało mnie po co on to wszystko robi, a przede wszystkim dlaczego policja o tym nie wie.
-Cóż nie wiem jeszcze co dokładnie mógłbym oczekiwać choć propozycja o wydanie reszty brzmi ciekawie.
-Nie wydam nikogo by skrócić sobie czas poza tym z każdych oskarżeń da się wybronić jeśli się chce.
-Naturalnie to oczywiste iż masz rację, ale liczę na propozycje z twojej strony by moje informacje nie wyciekły do pewnych uszu - wstał od stołu i nawet nie zauważyłem, że szeptaliśmy między sobą w czasie rozmowy - cóż aktualnie zostawiam cię w rękach funkcjonariuszy policji.
Zostawił mnie tu tak samego, a ja gorączkowo zacząłem myśleć kiedy i jak mógłby mnie zobaczyć lecz widziałem te włosy gdzieś już. Był wtedy na banku gdy negocjowałem, a on chyba patrzył na mnie centralnie. Gdy tak próbowałem sobie ułożyć w głowie skąd i gdzie mógł te wszystkie zdjęcia zrobić aż mnie oświeciło. Tę dziwne odblaski z daleka te uczucie jakby ktoś na mnie patrzył i ten cały niepokój. Wszystko mi się rozjaśniło i jak mogłem być taki głupi iż nie zauważyłem tego wcześniej. Zacisnąłem mocno dłonie w pięści starając się nie wybuchnąć, ale na szczęście do przesłuchaniówki weszła dwójka uzbrojonych policjantów. Odkuli mnie od stołu i zabrali zapewne do wozu by zawieść mnie na więzienie do czasu aż sprawa nie będzie jasna dla sądu. Nie wiem ile czasu będę musiał tam spędzić, ale mam nadzieję, że jak najmniej.
Tak więc pewny niski mężczyzna został skazany i zawieziony do więzienia by czekać na sprawę w sądzie dla bezpieczeństwa nie tylko swojego, ale i innych. Niestety musiał ubrać się w te wszystkie więzienne ciuchy jednak jakby to powiedzieć miał szczęście w nieszczęściu. Ponieważ każdy w budynku znał go aż za dobrze i miał szacunek do niskiego mężczyzny, który miał swoją reputację wśród wszystkich. Każdy kto widział ten wie iż mężczyzna za dobry to to nie jest. Jednak bardzo dobrze umiał grać i pokazywać innym tą dobrą stronę samego siebie. W końcu każdy wie iż jest bardzo wpływowym człowiekiem, ale przy okazji pomocnym. Każdy dobry mafioza najpierw robi swoje alibi, a jak jest ono wystarczająco silne tworzy swoje mroczne imperium. Chak od lat wykonuje swoją pracę i przysłużył się dla miasta w wielu rzeczach.
Jednak jak widać powiększenie rodziny stało się zbyt problematyczne w pewnym momencie dla niskiego mężczyzny gdyż zaczął tracić kontrolę.
Przez to też pluł sobie w twarz, bo na swoje życzenie napadał na banki, a teraz na głowie będzie miał sprawę w sądzie i pewnego wysokiego mężczyznę, który oczekuję od niego czegoś. Nie wiedział on bowiem co chce Rightwill choć agent wiedział do czego dąży, ale zastanawiał się on czy aby na pewno Chak będzie w stanie postawić wszystko na jedną kartę by móc wydostać się z bagna w które wpadł. Lecz problemem dla mafiozy było zrozumienie mężczyzny, którego poniekąd znał gdyż widywał go na mieście lub na komisariacie.
Siedziałem na dziedzińcu więzienia patrząc się na niebo nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Wciąż myślałem o słowach Rightwilla, ale nie wiedziałem o jaką propozycje mu chodzi. Do sprawy w sądzie zapewne zostały mi trzy dni, bo tak zwykle policja uzgadniała rozprawy więc zostało mi czekanie aż Rightwill przybędzie, ale czy on w ogóle ma prawo znajdować się na terenie więzienia. Pokręciłem głową na boki, bo z rana odwiedziła mnie moja rodzina twierdząc, że coś wymyśli lub porwą aby mnie wyciągnąć stąd, ale to tylko by potwierdziło oskarżenia wobec mnie, a jednak chciałem je zniwelować niż uciekać przed nimi.
-Chak nie za długo siedzisz tu? - spojrzałem na właściciela głosu na co pokręciłem sprzecznie głową.
-Jest dobrze nie masz czego się obawiać Brzytwa - powiedziałem gdyż znałem go dobrze gdyż kiedyś współpracowaliśmy ze sobą lecz niestety wpadł przez swojego człowieka, który się wypłakał policji wylewając wszystkie oskarżenia. Próbowałem go bronić w sądzie, ale nie byłem w stanie za dużo zrobić.
-Nie wiem nadal jakim cudem tu trafiłeś! Zawsze myślałeś za trzy głowy i nie dawałeś się zaskoczyć.
-Cóż błąd mojego współpracownika, ale spokojnie wybronie się w sądzie, bo nie mają na mnie nic, a trzymają mnie tu na siłę.
-Oby ci się udało choć nie pogardziłbym twoim towarzystwem na dłużej!
-Serio cieszyłbym się bardziej gdyby niejasna sytuacja w moim życiu.
-Spokojnie Kui, bo rozumiem - poklepał mnie po ramieniu - zostawiam cię, ale nie siedź za długo!
-Jasne przyjacielu - mruknąłem, a po chwili zostałem sam na ławkach nie licząc tego iż na betonowym boisku grali więźniowie. Jednak oni mi nie przeszkadzali w myśleniu wręcz moje myśli były tak chaotycznie jak ich gra. Lecz gdzieś wśród tego chaosu był jakieś sensowne zagranie. Może Rightwill czekał na propozycje pieniędzy lub informacji, bo w końcu był bardzo wpływowy i miał syna, przybranego, ale jednak traktował go tak. Choć może pragnął czegoś innego i nie wiedziałem co takiego mogłoby chodzić trochę młodszemu ode mnie, mężczyźnie. Nim się obejrzałem nadchodził wieczór, a w mojej głowie była frustracja, bo nie wiedziałem dokładnie czego chce agent FBI i to mnie najbardziej denerwowało.
-Ja się tak zastanawiałem czy uciekłeś z więzienia, bo nigdzie cię nie ma, ale kilka prze miłych ludzi poinformowało mnie gdzie możesz przebywać. Jak na osobę, która podobno nie jest związana z mafią. Masz wielu tu znajomych - spojrzałem do tyłu widząc jak białowłosy kieruje się w moją stronę z uśmiechem na ustach. Zmrużyłem powieki widząc jak podchodzi do mnie i stoi przede mną, ale dzięki temu iż siedziałem na wyższym szczeblu to nie byłem tak nisko.
-Mam dobrą reputację, a nie mafiozą - odparłem choć kłamanie go raczej nic mi nie da skoro mnie przejrzał.
-Ja też mam dobrą reputację, a znam różnych ludzi, ale nie z więzienia - tu niestety miał rację.
-Co wielkiego Sonnego sprowadza do więzienia?
-Sprawy związane z więzieniem oraz tobą. Nadal czekam na propozycje od ciebie.
-Nie rozumiem jednak tej jakże propozycji jaką mam ci zaoferować?
-Mogę ci podpowiedzieć jak tak bardzo masz problem z tym - powiedział, a ja czułem jak jego niebieskie oczy wręcz przeszywają mnie na wylot.
-Więc? - zapytałem, bo chyba się zaciął.
-Najpierw ładnie poproś żebym ci zdradził podpowiedź! - wstałem czując się oburzony jego słowami - Spokojnie Kui nie chce cię poniżyć po prostu chcę zobaczyć na ile cię stać by chronić swoją i swojej rodziny dupę! - stanąłem na pierwszym szczeblu przed nim będąc wkurzony, bo jednak czytał ze mnie jak z otwartej księgi, a nie pokazywałem sobą nic.
-Jesteś chujem Rightwill! - burknąłem patrząc na niego wściekły iż każe mi się poniżać aby mi pomógł zrozumieć jego głupie intencję.
-Cóż nic nie jest za darmo w twoim otoczeniu Chak więc korzystam z tej karty przetargowej!
-Proszę powiedz mi co ci chodzi po tym pustym łbie! - nie wiem czy dobrze robię go obrażając, ale byłem zły iż mi każe coś takiego robić. Pogrywał ze mną tak jak chciał, ale jednak to on miał wszystkie karty i jakby je dorzucił do puli, to ja stracę wszystko.
-Niech ci będzie - ten jego cwany uśmiech mnie zaczynał denerwować - chcę od ciebie coś co posiadasz, ale jednak nie chcesz tego stracić. Ma to związek z tobą, ale i ze mną.
-Z tobą? - przymknąłem oczy starając się zrozumieć sens jego słów.
-Masz możliwość swobodnego chodzenia po więzieniu, ale liczę na to iż jak zrozumiesz przyjdziesz do mnie do biura, które jest tam - delikatnie jego dłoń przechyliła moją głowę w bok na sektor jedzeniowy, ale u góry rzeczywiście widziałem antresole z biurem, które przechodziło prawdopodobnie do sektora więziennego, bo były drzwi tam u góry.
-Yhym - mruknąłem cicho skupionym wzrokiem na budynek, ale gdy poczułem jak jego kciuk gładzi mój policzek spojrzałem w jego oczy lecz zdołał zabrać dłoń.
-Miłego myślenia zostaje i tak tu na całą noc więc nie spiesz się aż tak bardzo - powiedział zostawiając mnie samego. Delikatnie położyłem dłoń na policzku gdzie nadal czułem jego dotyk na nim co było dziwne. Usiadłem z powrotem na ławce i wziąłem głęboki wdech. Teraz zauważyłem, że nie było żadnych strażników ani nikogo kto by pilnował okolicy. Nie rozumiałem co miałbym zaoferować Rightwillowi związanego ze mną i z nim. Prace mamy inną, rodzinę inną, zainteresowania inne choć brakuje nam na pewno partnerów. To nas łączy na swój sposób. Zmrużyłem powieki nie mogąc uwierzyć, że on chciałby coś takiego. Podrapałem się po karku myśląc za wszystkimi za oraz przeciw, bo przecież nie byłby on... choć to wyjaśniałoby jego zachowanie i te wszystkie zdjęcia. Czyżby miał obsesje względem mnie. Choć jakby tak na to w ten sposób spojrzeć to można byłoby to wykorzystać na swoją korzyść tylko czy byłbym w stanie coś takiego zrobić.
Spojrzałem w niebo i zdziwiłem się tym iż jest takie ciemne. Chyba za bardzo się zamyśliłem nad znaczeniem słów pewnego białowłosego mężczyzny. Podrapałem się pod bródką i wstałem, bo jednak czas jest istotny, a mi go może zabraknąć w pewnym momencie.
-Nie za bardzo jestem chętny na jego propozycję. Co ją gadam! To ja go mam prosić o to. Jebaniutki wie co zrobić by wyjść z tego bez zażenowania! Bo to ja będę go błagać o to by informacje, które posiada zostały z nim! - sfrustrowany ruszyłem w stronę stołówki. Moja godność tu ucierpi i nie tylko, ale skubany przemyślał to aż za dobrze. Może nie doceniałem go wcześniej lecz jak widać popełniłem błąd. Otworzyłem otwarte drzwi i wszedłem do środka zamykając je. Na spokojnie skierowałem się w stronę schodów, które były od strony strażników lecz miałem wrażenie iż będą otwarte. Nie myliłem się w ogóle dlatego też powoli zacząłem iść po schodach w górę.
Wziąłem głęboki wdech by uspokoić swoje serce oraz myśli, bo jednak trochę za szybko mi pracowały i nie nadążałem. Wszedłem na antresole i zamknąłem drzwi za sobą, czułem coraz to większe zażenowanie iż w taki sposób będę musiał wywalczyć wolność. Chociaż później mogę go szantażować tym więc jeden plus z tego wszystkiego. Widziałem iż z jego biura pada światło i ciekawy byłem gdzie ma jeszcze jakieś dostępy, ale stanąłem przed drzwiami zastanawiają się nad tym czy słusznie robię. Jednak za dużo opcji do wyboru nie miałem wręcz byłem w kropce postawionej przez niego. Zapukałem w drzwi chcąc już mieć za sobą to wszystko i mieć pewność iż nie wyroluje mnie.
-Wejść! - otworzyłem drzwi i wślizgnąłem się do środka. Było to dość duże biuro i szczerze mówiąc wyglądało jak na biuro naczelnika więzienia, ale te było znacznie większe, bo posiadało kanapę biurko oraz dużą ilość półek. - Miło cię znów zobaczyć - skupiłem się na nim i na tym jego uśmieszku na ustach.
-Cóż nie miałem za dużego wyboru.
-Więc jaką masz propozycje dla mnie?
-Wiesz, to trochę chamskie z twojej strony zmuszać mnie do czegoś takiego!
-Nie zmuszam - pokazał dłonią na fotel naprzeciwko więc usiadłem w nim, a on przysunął mi kubek z kawą na co zmrużyłem powieki - nie mam nic innego ciepłego do dania tobie, a na zewnątrz nie szczególnie jest tak ciepło w nocy.
-Nie zmuszasz, ale jednak sam nie powiesz mi tej propozycji tylko ja mam się ciebie prosić!
-Postawiłem cię w takiej sytuacji, ponieważ nie chce wymuszać na tobie tego Chak - odparł, ale wziąłem kubek w dłoń, bo rzeczywiście było mi chłodno.
-Wymuszasz, bo masz na mnie haka i tylko wyłącznie dlatego podajesz mi taką opcję. Dlaczego nie powiesz innym i skąd mam pewność, że tego nie zrobisz?
-Jestem słownym człowiekiem Chak co chyba wiesz i intrygujesz mnie po prostu. Pomyślałem, że w ten sposób trochę zbliżymy się do siebie.
-No taką niestosowną rzeczą z pewnością - wpatrywałem się w jego niebieskie oczy, które były niczym niebo, ale widziałem w nich czystą prawdę.
-To propozycja w dwie strony wiem, że w świecie mafijnym jest postaw się, a zastaw. Ja wolę byś jednak wiedział w co wchodzisz. Czysta karta na twoim koncie jest chyba ważniejsza niż coś takiego. Poręcze nawet w sądzie za ciebie jeśli tylko się zgodzisz.
-Powiedz mi tylko dlaczego ja? - wziąłem łyk kawy i skrzywiłem się gdyż była to czarna fusiasta, ale jednak nie piłem dawno swojej kawy i miałem deficyt jej w organizmie. Choć nie lubiłem czarnej to mogłem ją przeżyć.
-Cóż nie kryje tego iż naszych podopiecznych ciągnie do siebie i to mocno jednak to nie jest powodem dlaczego zbierałem na ciebie dowody.
-A jaki to powód?
-Zdradzę ci to kiedy indziej - odparł patrząc się na mnie cały czas i bardzo chciałem wiedzieć jaki to powód to jednak widziałem, że mi nie powie.
-Czy jeśli to zrobimy to mnie wyciągniesz z tego pierdla? Nie chcę tu siedzieć!
-Myślałem, że dobrze się bawisz wśród znajomych.
-Znajomi znajomymi jeśli nie mają wpływu na mnie, a tu mają - odparłem opierając się bardziej o fotel.
-Postaram się to załatwić - odpowiedział biorąc łyka kawy i naprawdę zastanawiało mnie co tam ma w głowie. Jednak ten jego wzrok skupiony wyłącznie tylko na mnie.
-W ciągu całego mojego życia nie miałem takiego zbliżenia - oznajmiłem chcąc go poinformować o tym w końcu miałem małą nadzieję, że może będzie delikatniejszy.
-Spokojnie ja też, ale razem na pewno będzie ciekawie - uśmiechał się cały czas, co mnie delikatnie niepokoiło lecz musiałem przyznać iż miał dość ładny ten uśmiech.
-Oby było tego warte Rightwill - mruknąłem, ale mimo wszystko te uczucie wewnątrz mnie nie powodowało już więcej uczucia niepokoju. Choć musiałem przyznać iż trochę się stresowałem. - Czy uwolnisz mnie jeśli zaproponuje ci oddanie się?
-Oj z pewnością będzie biorąc pod uwagę iż dawno nie mieliśmy nikogo - wstał z fotela i obszedł biurko idąc w moim kierunku - spowoduje iż zapomnisz o całym świecie - zawisł nade mną aż musiałem spojrzeć w górę na niego. Widziałem ten jego wzrok skupiony na moich ustach i zastanawiałem się kiedy przejdziemy do sedna. Oddanie się za wolność mu nie jest czymś z czego będę dumy, ale muszę jakoś z tego wyjść.
-Zrób co masz zrobić, a nie zastanawiaj się - wyszeptałem patrząc się w te niebieskie tęczówki i musiałem przyznać przed samym sobą iż mi się podobają w nim. Jego dzieciak też ma niebieskie jakby nie patrzeć. Widziałem jak zbliża się więc jedną ręką odłożyłem kubek na biurko, czułem jego oddech na swojej skórze przez to poczułem jak pojawia się gęsią skórka. Nie byłem świadomy iż moje ciało może tak reagować na zwykły podmuch powietrza - tylko aby nie było widać śladów.
-Nawet nie zauważysz iż tą noc spędziłeś w ramionach silnego mężczyzny.
-Karmisz swoje ego aż za bardzo - zaśmiałem się cicho, bo to mnie trochę rozbawiło, ale nagle poczułem na swoich wargach jego wargi, które były rozgrzane niczym ogień. Delikatnie poruszały się na moich ustach, ostrożnie łącząc je w pocałunku, który spowodował iż zdębiałem zaskoczony. Wiedziałem co oczekuje, ale nie sądziłem iż w ten sposób zacznie. Niepewnie odwzajemniłem jego muskanie mych warg, a przez to że był tak blisko, zatopiłem się w jego oczach, które wręcz świeciły. Jego dłoń nagle znalazła się na moim biodrze i czułem każdy jego ruch jak sunie w górę oraz dół powodując iż przez moje ciało przechodziły dreszcze.
-Wiem ile jestem warty - mruknął w moje usta, a jego dłoń wsunęła się pod moją koszulę. Zadrżałem, bo jego palce jak i usta były gorące, a moje ciało wydawało się takie chłodne. Nagle pogłębił pocałunek nadając mu głębi i namiętności. Musiałem przyznać iż dawno nie czułem czegoś takiego, bo dawno dawno miałem kilka momentów słabości gdzie z jakąś kobietą robiłem to. Jednak z biegiem czasu ważniejsza okazała się mafia niż jakiś tam dziewczyna. Postanowiłem swoje priorytety na pierwszym miejscu, ale nie żałuję. Brakowało mi powoli powietrza w płucach przez to odsunąłem się od mężczyzny, którym mnie zdominował i to naprawdę szybko. Brałem głębokie wdechy patrząc się na mężczyznę, który oblizał swoje wargi, a ta jego dłoń na mojej skórze robiła nadal dziwne wzorki.
Przełknąłem ciężko ślinę, bo czułem się dziwnie z tym jak mnie dotyka i jaki jest przy tym delikatny. Obawiałem się tego co chce zrobić, ale byliśmy sami nikogo nie było tu, a ja jednak liczyłem na to aby mnie wypuścił. Skoro dotrzymywał słowa to i tu powinien. Zamyśliłem się aż za bardzo, bo nawet nie zauważyłem kiedy zaczął całować mnie po szyi, a jedna dłoń zmieniła się we dwie pod moją koszulą. Ten jego dotyk był niczym ogień na moją skórę, ale pozwalałem mu na to ponieważ zgodziłem się wejść w to.
-Jeden szybki numerek Rightwill - wyszeptałem z zamknięty oczami.
-Nie bój się Kui nie zrobię ci krzywdy, jeszcze będziesz mógł raczej chodzić po naszej ugodzie - powiedział to centralnie w moją szyję i czułem każdy jego ciepły oddech.
Mruknąłem cicho na jego słowa, ale poczułem jak ściąga ze mnie moją koszulkę odsłaniając moje tatuaże, ale i wszystkie blizny, które nabyłem w czasie swojej wędrówki przez życie. Widziałem jak jego wzrok skupiony jest na śledzeniu mojego ciała co było dość niekomfortowe, ale nie od tak sprzedaje się swoją godność, swą czystość w taki sposób.
-Jak na tyle lat wyglądasz zjawiskowo.
-Przyjebie ci zaraz za to - burknąłem nienawidząc jak wytyka mi się mój wiek, bo nie czułem się na tyle w końcu każdy praktycznie idzie na emeryturę, a ja normalnie biegam, nie choruje i napadam na instytucje państwowe. Nie widzę siebie na emeryturze.
-Spokojnie to był komplement. Drażliwy na swój wiek jesteś.
-Żebym ci staruchu nie wyciągał twojego wieku - odgryzłem się mu słownie.
-Wyszczekany to ty jesteś i podoba mi się to w tobie - odparł, a jego dłoń nagle znalazła się na mojej klatce piersiowej aż przestałem na chwilę oddychać gdy zaczął zsuwać ją niżej aż do podbrzusza. Zagryzłem wargę zerkając na jego dłoń to na niego - ale mój dotyk zabiera ci mowę - nagle złapał mnie za biodra i podniósł czego totalnie się nie spodziewałem.
Złapałem się instynktownie pierwszej rzeczy jaka była, a okazała się nią jego koszula, którą mierzwiłem w swoich dłoniach. Poczułem pod plecami zimną strukturę przez którą zadrżałem cały i mimowolnie owinąłem nogi wokół jego bioder czego totalnie nie spodziewałem się po samym sobie. Spojrzałem na niego, ale w jego oczach widziałem iskierki co mnie zabijało z tropu, ale gdy poczułem jak poruszył biodrami otworzyłem szerzej oczy czując jak ociera się o moją intymną strefę. Nie wiem czy moje ciało oszalało, ale pozytywnie na to zareagowało, gdyż poczułem jak mój członek delikatnie uwypuklił spodnie.
-Komuś się to podoba - wyszeptał do mojego ucha na co zadrżałem gdyż chyba aż za bardzo zdawał sobie sprawę z tego jak jego ciepły oddech działa na moje ciało - nie masz się co wstydzić... po prostu uznaj to za pomoc sobie nawzajem.
-Yhym - wymamrotałem zdając sobie sprawę, że opiera mnie o szybę, a jego usta nagle znalazły się na moim sutku, który delikatnie ugryzł - sssonny - nie byłem w stanie nawet powstrzymać się przed jęknięciem, a moje ciało po prostu reagowało na to co ze mną robił. - Nnie baw się - wyszeptałem widząc jak na mnie skupił swój wzrok.
-Myślałem, że wolisz cię przygotować na to, ale skoro nie chcesz możemy ominąć grę wstępną!
Nie byłem psychicznie gotowy na to co ze mną robił dlatego chciałem by zaczął wcześniej i skończył wcześniej niż aby mnie torturować tymi dziwnymi ruchami jego dłoni, które powodowały iż przechodziły mnie ciarki, a na dole powstawał problem nad którym nie miałem kontroli. Poczułem jak przenosi mnie i nie zwracałem nawet uwagi gdzie gdyż zatopiłem się w tych jego oczach, które były tak bardzo skupione na mnie, co było takie krępujące. Zauważyłem, że kładzie mnie na swoim biurku i zdziwiony spojrzałem na niego.
-Kanapa jest nudnym miejscem, a tu przynajmniej nie zapomnę o tym co się tu wydarzyło - powiedział puszczając mnie więc złapałem się dłońmi za biurko by nie polecieć do tyłu. Widziałem jak zaczął rozpoznać guziki od koszuli więc w sumie mogłem sobie go obserwować, a może i wykorzystać wszystko co się dziś o nim nauczę w przyszłości. Nie zdziwiło mnie to iż ma owłosioną klatkę piersiową włoskami koloru białego, ale bardziej zdziwiły mnie jego mięśnie oraz rzeźba. Nie sądziłem, że w takim wieku można mieć taką figurę - spokojnie mamy całą noc do oglądania mnie!
-Nie oglądam nie wyobrażają sobie za dużo!
-Oczywiście Kui wcale, ale to wcale nie obserwowałeś moich mięśni.
-Nie miałem na co innego patrzeć, bo masz nudno tu.
-Miło mi słyszeć, że jestem ciekawszy od wszystkiego co tu jest - widziałem jak jego ręce odkładają koszulę na fotel, a następnie wracają na spodnie podpinając pasek. Już teraz mogłem zauważyć wypukłość jaką miał.
-A podobno jesteś Hetero. Jak to jest Rightwill?
-Jak to mówi Montanha? Aby życie miało smaczek raz dziewczynka raz chłopaczek - otworzyłem szerzej oczy z jego słów - tak naprawdę to po prostu miałem ochotę na seks, a żadnej dziwki nie chcę, bo potem jest tyle problemów przez to jak wypełnie na jaw.
-I dlatego postanowiłeś sobie wykorzystać do tego mnie? - odezwałem się widząc jak ściąga spodnie i czułem jak rośnie we mnie dziwne uczucie tam na dole.
-Cóż wpadłeś mi w oko, jesteś w niefortunnej sytuacji gdzie ja mam kontrolę więc jakby to ująć... tak - gdy bezpośrednio ściągnął z siebie bokserki aż przełknąłem ciężko ślinę widząc jakiego ma pokaźnego wielkością członka.
-Mam nadzieję, że chociaż masz lubrykant - wymamrotałem cicho, bo co nieco wiedziałem o stosunku z mężczyzną. Musiałem się doinformować przez Erwina oraz Nicollo gdyby były jakieś nieprzewidziane kłopoty.
-Mam, mam spokojnie - przez to iż podszedł bliżej mnie aż widziałem jak jego członek stoi i chyba nawet drga. - Boisz się? - spojrzałem na niego podnosząc wzrok z jego sprzętu.
-Wątpię w to, że nie będzie boleć biorąc pod uwagę to jakiego masz.
-Postaram się aby aż tak nie bolało, ale najpierw - dał do ręki mi lubrykant, a drugą rękę wsunął mi pod spodnie, które pociągnął za gumkę delikatnie uchylając widok na moje bokserki. Wiedziałem czego oczekiwał więc niechętnie przesunąłem się do krawędzi blatu ułatwiając mu ściągnięcie ze mnie spodni.
Więc właśnie w ten sposób Rightwill dość sprytny, ale przemyślany sposób wykorzystał swoje umiejętności by zbliżyć się do pewnego mężczyzny, który trochę zwrócił mu w głowie. Wiedział, że jakby ktoś się dowiedział to jego kariera i wszystko będzie stracone, ale kto nie ryzykuje aby choć trochę zyskać szczęścia? Cóż czeka mnie trochę ciężka część by ją odpowiedzieć wam, ale nikt nie mówił, że każdy moment historii jest łatwy do przekazania. Jeśli pominę ten moment z pewnością będziecie walczyć o ty by został opowiedziany więc postaram się wam przekazać to wszystko co się wydarzyło następnie. W końcu jakby nie patrzeć to Chak przeżył to najbardziej, ale nie wtrącam się więcej.
Nie wiem nawet kiedy ściągnął ze mnie i bokserki zostawiając mnie nagiego, ale pocieszał mnie fakt iż nie jestem tylko sam bez ciuchów. Czułem te jego dłonie, które sunęły po mojej skórze i schodziły na moje biodra gdy te jego usta, całowały moje wargi. Nie potrafiłem jakoś mu odmówić nawet jeśli nie do końca czułem się z tym pewnie, ale zdominował mnie totalnie swoim zachowaniem. Ścisnął mi nagle pośladki przyciskając nasze członki do siebie, z moich ust wydobył się cichy stęk zduszony przez pocałunek z mężczyzną. Nie sądziłem nigdy iż będę w stanie oddać się komuś i to w taki sposób. Czułem te napięcie, które wzrastało między nami i nie było to napięcie pełne nerwów, a wręcz napięcie seksualne, które nad nami powoli przejmowało kontrolę. Sonny tak nagle popchnął mnie do tyłu iż opadłem na biurko, spojrzałem na niego, ale zmuszony byłem do zamknięcia oczu. Wziął go w swoją dłoń i czułem jak porusza się delikatnie w górę oraz dół. Myślałem, że aż zapłonę przez to co robi gdyż z mych ust uciekały ciche stęki i niespokojnie aż zacząłem się ruszać na boki.
Nie widziałem co robi dokładnie wręcz nie byłem w stanie na to spojrzeć gdyż czułem jak moje policzki pieką mnie, a mój członek aż drży pod każdym ruchem pewnego mężczyzny. Otworzyłem szeroko oczy czując jak wbija w mój tył palec, zimny wręcz lodowaty palec, który był cały pokryty leistą substancją. Wiedziałem co to było, ale było to dość niekomfortowe i zawstydzające. Zacisnąłem dłonie na biurku i odchyliłem głowę w tył czując jak zaczyna się ruszać wewnątrz mnie. Nie wiedziałem jak mam zareagować, co robić gdy on tam ruszał. To było takie dziwne, bo im dłużej tam był to moje mięśnie wpuszczały go głębiej, a ja zamiast dyskomfortu zacząłem czuć z tego jakąś przyjemność. Nie wiedziałem czy to tak ma działać i czy mam tak się czuć lecz czułem takie dziwne mrowienie w podbrzuszu gdy to robił. Najgorsze jest to iż chyba zaczynało mi się to podobać. Uchyliłem powiekę gdy dołożył kolejnego palca rozprowadzając tą zimną substancję po moich ściankach.
Zagryzłem wargę biorąc głęboki wdech i wydech gdyż musiałem przyznać, że trwało to dla mnie jak wieczność gdy tak poruszał się wewnątrz. W głowie już się skarciłem iż coś takiego mi się podoba lecz nie potrafiłem zapanować nad własnym ciałem już. Poruszyłem samoistnie biodrami na co on się zaśmiał więc spiorunowałem go wzrokiem.
-Wybacz Kuiku, ale bawi mnie ta twoja niecierpliwość - pochylił się nade mną muskając moje usta - skoro jesteś taki niecierpliwy możemy trochę przyspieszyć - wyszeptał i patrzył się na mnie jakby czekając na moją decyzję. Wiedziałem na co czeka i to aż za bardzo, bo szczerze mówiąc mógłby po prostu mnie wziąć bez pytania. Skinąłem głową i poczułem dziwną pustkę tam na dole bez tych jego palców we mnie. Obserwowałem jak smaruje swoje członka i zagryzłem wargę.
-Bez gumek? - spytałem gdyż trochę bałem się tego, że coś złapie od niego.
-Nie jestem nosicielem niczego ten sprzęt nie zamoczył od kilku lat więc nie masz co się bać o choroby - pochylił się nade mną iż zwisał nad moją głową - zbadałem się dla naszego bezpieczeństwa - wyszeptał w moje ucho, bo ten ciepły oddech był taki denerwujący, ale zarazem tak strasznie podniecał. Zaś ten dziad wykorzystał ten moment mego rozproszenia i poczułem jak wbija się w moje mięśnie, które o zgrozo wpuszczały go głębiej. Odchyliłem głowę w tył czując dopiero teraz, że moje ciało wygięło się w łuk, a z ust wydobył się długi jęk połączony z bólem. Był taki duży aż drżałem cały pod naporem jego kutasa we mnie. Jednak gdy stanął w miejscu poczułem iż przez ten czas nie oddychałem, a mój organizm zaczął brać głębokie wdechy.
-Mmógłbyś ostrzec - wymamrotałem zły i chciałem go uderzyć, ale złapał za moją dłoń i splótł palce ze sobą kładąc ją na biurku.
-Wtedy reakcja nie byłby prawdziwa - powiedział muskając moje usta, ale nadal gromiłem go wzrokiem. Jednak gdy poruszył biodrami napierając w moje mięśnie jęknąłem ponownie czując dziwne uczucie przyjemności gdy ból prawie minął. - A teraz wezmę sobie to co teraz jest moje i nie przejmuj się jękami, biuro jest dźwiękoszczelne.
Wcale nie pocieszał mnie tymi słowami, ale nim cokolwiek zdołałem powiedzieć, poruszył się przez to jęknąłem zaciskając mocno dłoń na tej jego. Zaczął się tak, brutalnie, mocno, dosadnie we mnie wbijać i to mnie tak bardzo rozpraszało czy zdezorientowało. Nie czułem nigdy tego uczucia i było dziwacznie przyjemnie. Odchyliłem głowę w tył zajmując oczy czując jak biurko delikatnie faluje pod jego ruchami lub ja już ze świrowałem przez niego. Gdy poczułem jak zasysa się na moim barku, spojrzałem na niego karcącym wzrokiem, bo nie biało być śladów.
-Spokojnie zzasłonisz sobie to - powiedział oddychając nierównomiernie, ale nie tylko on miał problem z oddechem. Nie wiem jakim cudem potrafił tak szybko poruszać się aż po prostu traciłem poczucie czasu i tego co się dzieje wokół. Jego dłoń nie była wystarczającym potwierdzeniem, że jest to realne, bo czułem iż odpływam. Jęknąłem żałośnie wyginając się w łuk, bo poczułem jak nabija się na coś co spowodowało nieziemską falę przyjemności, a przez to czułem jak opinam się na jego członku. Członku, który tak przyjemnie drgał we mnie i nie sądziłem iż tak szybko oddam się temu co robimy, jak i jemu. Ciągle trącał te czułe me miejsce co było dla mnie za dużo. Wyswobodziłem dłoń z jego i zaplotłem je na jego karku przybliżając go do siebie. Widziałem jak oczy mu świecą z ekscytacji i zadowolenia, ale ja chcąc trochę zagłuszyć swoje jęki złączyłem nasze usta w pocałunku, który odwzajemnił bez zwlekania.
Złapał mnie za biodra i chyba wiedziałem co planuje więc objąłem go swoimi nogami wokół jego bioder, ale nie spodziewałem się iż tak wejdzie we mnie głębiej. Spojrzałem na niego z pół otwartych powiek czując jak opiera mnie o zimną szybę i dociska bardziej do gładkiej powierzchni. Przez to że tak go trzymałem jego ruchy zwolniły lecz były chyba bardziej dokładniejsze. Westchnąłem z przyjemności oddając się mu iż moje ciało zaczęło z nim współpracować. Jednakże czułem coraz to większe napięcie w swoim członku, który puchnął mi oraz jemu gdyż czułem jak rozszerza mnie na siłę. Zacisnąłem dłonie na jego barkach i nie wiedziałem kiedy zszedłem na nie z karku. Byłem chyba aż za bardzo przyćmiony ruchami naszych ciał, przyjemnością, która z tego wychodziła oraz tą spójnością między nami.
-Ssonny - jęknąłem czując wzrastające napięcie, bo wbił się w mój czuły punkt i nie byłem w stanie już wytrzymać. Opanowała mnie fala przyjemności iż prawie bym zsunął się po szybie, ale on mnie na szczęście utrzymał nim zleciałem. Bezwładnie opadłem na jego klatkę piersiową czując aż za bardzo te jego ruchy, którymi chciał dopełnić wszystko, ale byłem taki tam przez to wszystko czuły. Zamknąłem oczy oddychając ciężko i rozkoszując się uczuciem dojścia gdy nagle poczułem jak wbija się znacznie głębiej, a po chwili rozlało się we mnie jakieś uczucie gorąca.
-Jestem zdziwiony iż wytrzymałeś - wyszeptał cicho i przez to zrozumiałem, że doszedł we mnie. Chyba chciał wysunavvt się, ale stęknąłem zaciskając powieki gdyż chyba za bardzo moje mięśnie skurczyły się na jego wielkości. - Jednak do rana jeszcze długi czas - zerknąłem na niego gdyż nie uzgadnialiśmy czegoś takiego, ale nie byłem w stanie nawet przeciwstawić się mu. Lecz gdy tak to przemyślałem na szybko to stwierdziłem iż może to nie jest aż tak głupi pomysł skoro już zaczęliśmy, to może i możemy skończyć gdy obydwie strony będą miały dość.
W ten sposób nasza dwójka odmiennych osób połączyła się w dość intrygujący dla nich sposób. Kto by pomyślał iż Chak byłby w stanie sprzedać swoje ciało dla uciech Rightwilla aby tylko wydostać się z więzienia. Jednak to nie jest jeszcze koniec tej historii, a można powiedzieć iż jest to dopiero początek! Nie skończyło się w nocy na jednym stosunku wręcz Sonny wykorzystywał możliwość uległego pod nim Chaka na wszelakie sposoby. Natomiast niższy mężczyzna po prostu wydawał z sobie dźwięki i poruszał biodrami w rytm, który mu podawał agent FBI. Z rana obydwoje byli zmęczeni, ale zadowoleni choć Chak może miał delikatny problem z gorącymi płynami w środku niego. Oj tą noc z pewnością nie zapomną do końca swojego życia. Mafioza wrócił nad ranem do swojej celi po tym jak wziął jeszcze prysznic z pewnym mężczyzną, który zaciągnął go tam trochę siłą. Lecz to mały niezbyt ważny szczegół, ale wracając do opowieści... Rightwill jak obiecał tak też zrobił iż jeszcze tego samego dnia mógł opuścić więzienie i wrócić do rodziny, ale nie mógł wyjeżdżać z miasta. Musiał poczekać aż do rozprawy aby móc wybronić się z postawionych zarzutów.
Piłem kawę przy stole patrząc się na wszystkich zebranych w domu. Cała mafia zebrała się w jednym miejscu aby omówić zaistniałą sytuację, ale bardziej pragnęli odwetu na policji niż aby wyjaśnić sytuację.
-Uspokójcie się wszyscy! - krzyknąłem mając w końcu dość tych krzyków i tego wszystkiego.
-Kui policja zasługuje by teraz odpłacić za to co zrobiła!
-Jedynie winną osobą jesteś ty Knuckles i twoje niewyparzonę usta! Gdybyś nie powiedział mojego nazwiska nie byłoby tej sytuacji.
-Dlaczego powinniśmy wuja odwet zrobić na policji za zamknięcie cię w więzieniu! Poza tym dlaczego cię wypuścili skoro pewnie musisz czekać na sprawę w sądzie? - spojrzałem na Carbonare i westchnąłem.
-Pomógł mi mój korump biorąc pod uwagę, że zostałem wysłany do więzienia tylko dlatego abym im nie uciekł - powiedziałem spokojnie i nie wiedziałem czy nazwanie Sonnego korumpem było dobrym pomysłem, ale inaczej nie byłem w stanie powiedzieć, że poszliśmy na ugodę i tej nocy co była spędziłem w męskich ramionach. Trochę się tego wstydziłem, bo jednak nie robiłem takich rzeczy codziennie i nie za bardzo interesowała mnie ta sama płeć. - Wszystko rozstrzygnie się w sądzie i nie przejmuję się sprawą gdyż wiem, że dam radę się wybronić z zarzutów mi postawionych.
-Czyli nie mamy atakować policji? - zerknąłem na Silnego dopijając kawę, ale skinąłem mu głową na tak, bo to nie miało sensu.
-Zemstę sobie przeprowadzicie gdy będę oczyszczony, a jak teraz mi zaczniecie mieszać to naprawdę wyląduje w więzieniu. Więc trzymajcie się swoich rzeczy i nie wpychajcie nosa tam gdzie nie trzeba! Teraz przepraszam, ale idę do siebie. Dla mnie spotkanie się skończyło!
-Tak szefie - powiedziało kilka osób na co skinąłem głową, a następnie zniknąłem w swoim pokoju by wziąć kąpiel i odpocząć, bo nie miałem okazji za bardzo się wyspać.
Gdy kładłem się spać spojrzałem na telefon widząc nową wiadomość z datą rozprawy z obcego mi numeru telefonu, który nie był nawet podpisany. Nie wiedziałem kto za tym stoi, ale miałem domysły do kogo może należeć i wolałem jednak zostawić sobie na wszelki możliwy wypadek ten numer.
Czy wszyscy posłuchali się Chaka? Tego nie można być pewnym, ale z pewnością miał posłuch w świecie więc dzień sądu przybył chyba za szybko dla każdej ze stron. Rozprawa była w toku, a pewien białowłosy mężczyzna przyglądał się niskiemu z zainteresowaniem. Jak na razie argumentacja, która pada była bardzo łatwo odbijana przez chińczyka, a ten był obserwowany przez palący wzrok lecz domyślał się do kogo może należeć. Rozprawa sądowa trwała jakąś godzinę do dwóch biorąc pod uwagę jedną przerwę. Conrad Gross, który prowadził tą sprawę jakby to powiedzieć znał bardzo dobrze Chaka i wiedział czym się zajmuje. Tak samo jak i drugi wiedział co ma za plecami sędzia. Chcąc nie chcąc skazując swojego "przyjaciela" mógł bardzo podpaść mafii, a tego nie chciał. Jednakże argumentacja oraz wszystkie zarzuty, które padły nie były tak silne aby zmusić wielkiego mąciciela do poddania się i złożenia broni. Tak jak przewidziany był wynik Chak zwyciężył tą wojnę, ale gdyby nie pewny mężczyzna mógłby stracić wszystko.
-Cieszę się, że sprawa została wyjaśniona panie Chak - powiedziałem podchodząc do mężczyzny gdy wszyscy widzowie zaczęli wychodzić wraz z policją, która była wkurzona na przegraną sprawę. Powinienem im pomóc niż być przeciwko im, ale co się nie robi by dotrzymać danej obietnicy.
-Ja również się cieszę z tego agencie Rightwill jednakże wolałbym aby ta znajomość została na nikłym poziomie - powiedział drugą część zdania trochę cichej.
-Nie obiecuję tego, ale jakbyś jednak miał coś w planach z chęcią przyjmę od ciebie wiadomość - uśmiechnąłem się do niego wiedząc, że się aż za bardzo zadłużyłem już w nim aby od tak odpuścić sobie go.
-Przemyśle tą niemoralną propozycję, ale nie obiecuję pozytywnego rozpatrzenia - założył ramię na ramię.
-Wuja idziemy?! - spojrzałem w tył widząc Carbonarę, który stał w drzwiach i mierzył mnie wzrokiem.
-Zaraz dołączę do was tylko dokończę rozmowę! - zdziwiłem się tym iż nie ucieka od tak, ale może to jest jakiś punkt odniesienia dla mnie, że może coś z tego będzie.
-Dobrze - odparł więc spojrzałem na Chaka.
-Czyli nie mówisz nie, ale nie mówisz i tak - mruknąłem patrząc na niego trochę z góry.
-Odnośnie twojego numeru telefonu mi chodziło, a nie ciebie. Pamiętaj misiu kolorowy teraz ja mam haka na ciebie - zmrużyłem powieki gdy to powiedział i ruszył do wyjścia z sali, ale złapałem go za rękę przyciągając go do siebie.
-Nie zapominaj mój drogi kto ma wszystkie dowody na ciebie - wyszeptałem do jego ucha i nie było to czyste zagranie z mojej strony, ale z drugiej strony jakoś musiałem go przytrzymać przy sobie. Widziałem jak drży przez mój ciepły oddech na swojej skórze i jak zaciska mocno swoje usteczka.
-Nie zapomniałem - powiedział wręcz szeptem, ale puściłem go by wrócił do rodziny. Niech się cieszy wolnością, a gdy nadarzy się okazja wykorzystam ją w pełni.
Czas leciał bardzo szybko mi i nie umiałem się skupić na pracy przez to iż po głowie chodził mi pewny mężczyzna, który nie za bardzo chętnie ze mną pisał lecz jednak pisał. Więc było to pół sukcesu dla mnie z relacją moją z nim. Podpisałem zgodę dla policji, bo coś chcieli i ja musiałem to załatwić. Oczywiście wiedziałem kto był korumpem Chaka i bardzo utrudniałem życie byłemu kapitanowi. Miałem zamiar go zdegradować całkiem do oficera i nie musiałem nawet mówić dlaczego to zrobiłem, bo jednak zawsze mogłem go zwolnić. Ponieważ mam powody do tego aby to zrobić i jedynie dobrą moją wolą było to iż nie zniszczyłem jego kariery do zera. Czy specjalnie Kuia chce odciąć od informatorów cóż nie zaprzeczam, ale to jedyny sposób by do niego się dostać. W ciągu tygodnia odciąłem go od informatora z policji gdyż oficer nie ma możliwości znalezienia się przy wyższych stopniach.
Byłem na komendzie by sprawdzić sprawy odnośnie służby i coś chcieli ode mnie z high command. Bawiła mnie sytuacja korumpa, bo widziałem, że stara się jak może odzyskać swoją posadę lub być trochę wyżej niż oficer, ale w takim wypadku mógłby wynosić istotne rzeczy, a tego nie chcę. Schodziłem na dolne piętro by przejrzeć stan komendy i zdziwiłem się tym iż przez korytarz szedł mój syn oraz Carbonara.
-Co się stało? - spytałem mrużąc powieki, a czarnowłosy spojrzał na mnie.
-Cóż ucieczka przed policją i prawdopodobnie samochód skradziony więc idziemy do przesłuchaniówki - skinąłem głową na słowa syna, a Carbonara nie wyglądał na zadowolonego. Natomiast ja się uśmiechnąłem gdyż jeśli miał kompana to Chak już wie o zaistniałej sytuacji. Na nieszczęście jego nie ma korumpa w policji. Poczułem jak telefon mi wibruje więc od razu go wyciągnąłem z kieszeni zadowolony.
#Czy moglibyśmy się spotkać w bezpiecznym miejscu bez świadków?#
Uśmiech powiększył mi się gdyż właśnie czegoś takiego oczekiwałem po nim. Odpisałem mu oczywiście na tą wiadomość i ruszyłem do samochodu gdyż umówiłem się niedaleko jego pracy w ciemnym zaułku za dziesięć minut więc musiałem się szybko tam dostać. Wymknąłem się dość sprawnie z komendy i ruszyłem w stronę drugiego końca miasta. Nim się obejrzałem zaparkowałem w ciemnym zaułku i zgasiłem silnik wraz z światłami tak by swoim Astonem wtopić się w mrok. Odpiąłem pasy i czekałem cierpliwe aż zauważyłem niską sylwetkę należącą do niego. Chyba na pierwszym rzut oka nie zauważył mnie, ale po chwili ruszył do mojego wozu i wsiadł do środka zamykając drzwi.
-No cześć Chak co się stało, że napisałeś o spotkanie? - udałem głupka, ale co poradzić miałem. Na szczęście nie posiadałem GPS ani kamerki w końcu byłem swoim wozem.
-Potrzebuje abyś zrobił dla mnie przysługę - spojrzałem na niego zainteresowany jego słowami.
-A co za to będę miał? - zapytałem, a on podniósł się z fotela i przeszedł na mój siadając na mnie okrakiem. Zszokował mnie tym, bo nie spodziewałem się w ogóle po nim takiego zachowania. Czułem jak mnie już podniecił takim zachowaniem.
-Oddam ci się misiaczku - wyszeptał do mojego ucha przed to zadrżałem aż i nie mogłem się powstrzymać od tego aby złapać go za pośladki swoimi dłońmi, a następnie przesunąć tak blisko jak mogę go do siebie.
-Hmm kusząca propozycja - wyszeptałem również delikatnie poruszając dłońmi po jego bioderkach w górę i dół gdy jego dłonie zaciskały się na mojej koszuli.
-Chcę wiedzieć tylko co jest z moim wychowankiem.
-Nic mu nie jest. Dante go złapał wiedząc, że ukradł wóz i uciekał nim. Prawdopodobnie jak się wybroni to wyjdzie na kaucji lub posiedzi dzień w celi minimum. Uważam jednak iż twój wychowanek umie wpłynąć pozytywnie na mojego więc kara będzie mniejsza bez potrzeby wysyłania do więzienia - powiedziałem bez przemyślenia tego, ale tak reagowałem na niego niestety.
-Powinienem ci przyjebać za pozbycie się mojego korumpa z policji.
-Nadal przecież pracuje w niej to o co ci chodzi? - zmrużyłem powieki gdy zrozumiałem, że to podstęp. Uśmiechnąłem się niewinnie do niego.
-Czyli dobrze myślałem, że za tym stoisz tylko czemu to zrobiłeś?
-Jakoś trzeba było się do ciebie dostać bliżej? - odparłem szczerze przez to widziałem na jego twarzy zdziwienie, które zmieniło się w podejrzany uśmieszek.
-Oj czyżbyś miał do mnie słabość? - nie wiedziałem co mam odpowiedzieć mu, bo jakbym powiedział nie to bym skłamał, ale jakbym potwierdził to by mógł to jakoś wykorzystać. - Czyli cisza dla mnie jest potwierdzeniem. Nie sądziłem, że w ten sposób na mnie patrzysz.
-Możemy to pominąć? Nie żeby coś, ale pode mną też miałeś słabość błagając o więcej i więcej - powiedziałem broniąc się przed prawdą, ale on tylko się zaśmiał.
-Nie oszukasz mnie - mruknął, a jego dłoń sunęła po mojej klatce piersiowej co było takie przyjemne.
-Nie oszukuje - mruknąłem.
-Jednak odciąłeś mnie od informatora, a sam mi teraz mówisz informacje. Nie uważasz, że to trochę podejrzane choć przyznam iż posiadanie cię po swojej stronie może być korzystne - gdy on mówił po prostu zacząłem się dobierać do jego spodni co chyba nie zauważył aż nie wysunąłem dłoni tam - kysz z rączkami z stamtąd.
-Ale powiedziałeś, że oddasz mi się - burknąłem cicho bo poczułem się trochę oszukany.
-Mogę być wezwany jako adwokat więc musisz poczekać na nagrodę swoją piesku.
-Kurczak nie denerwuj mnie - prychnąłem niezadowolony, bo zaczął zapinać to co odpiąłem, ale nie mogę go tak siłą wziąć niestety. Musi chcieć tego jak ja, bo potem mógłby wykorzystać to na swoją korzyść przeciwko mnie.
-Rodzina jest dla mnie najważniejsza uszanuj to Rightwill!
-Dobrze - mruknąłem patrząc jak schodzi z moich kolan, ale już zrobiło mi się zimno bez niego - czyli na nagrodę mam czekać?
-Otrzymasz ją gdy uznam, że mam na to czas. Będę pisać jak coś - powiedział i wyszedł z samochodu. Nie zatrzymałem go nawet po prostu wyszedł, ale zaczął machać mi czymś w dłoni na co od razu złapałem za kaburę, która była pusta. Zaśmiałem się cicho, bo nie odpuszczę mu tego.
Czas pędził nieubłaganie, ale pewna dwójka zbliżała się coraz bardziej do siebie. Spotykali się od czasu do czasu w ustronnych miejscach daleko od ludzkiego wzroku, oddając się uciechom cielesnym. Które z biegiem czasu stawały się bardziej namiętniejesze i pełne nowych uczuć gdy nie były te zbliżenia aż tak agresywne ze strony Rightwilla. Można powiedzieć, że drzewko w sercu Sonnego z starego wyschniętego na wióry zaczęło od podstaw puszczać nowe gałązki. Natomiast te spruchniałe drzewko zaczęło odżywać na nowo przy Chaku. Zaczęło rosnąć tak bujnie iż zaczęło przechodzić do serca chińczyka. Choć gleba w tym sercu nie była nawet żyzna nasionka, które upadły zaczęły kiełkować i z czasem rosnąć, zmieniając jałową ziemię pełną skał w przyjaźniejsze miejsce dla drzewka. W ten sposób uczucie przerodziło się w coś więcej, urosło silne mimo przeciwności takich jak bycie stróżem prawa i mafiozą. Ta miłość była ryzykowna, była na tyle niebezpieczna iż mogli przepłacić życiem za nią. Jednak była już za silna by móc jej się wyprzeć. Jedynie ukrywanie się przed światem i rodziną był jedynym sensownym wyborem. Wyborem miłości.
Siedziałem w biurze na Burgershocie i pisałem z Sonnym w wiadomościach. Nie mogłem doczekać się spotkania z nim. Ostatnio byliśmy mocno zapracowani, ale kochałem tego dziada mimo iż czasem mnie doprowadzał do potężnego wkurzenia. Nie widzieliśmy się od trzech miesięcy i dość mocno próbował mnie zwerbować w swoje ramiona. Podobno kupił domek w lesie i chciał mi go pokazać z bliska, a tak naprawdę wiedziałem do czego chce aby doszło choć też stęskniłem się za tym uczuciem wypełnienia. W sumie za jego ramionami też tylko jakby to wytłumaczyć rodzinie. Miał mieć wolny weekend więc ja też muszę sobie go załatwić.
-Wujaaaa! - do środka wpadł Nicollo z szerokim uśmiechem na ustach
-Tak? - spojrzałem na niego.
-Co mam ubrać na randkę z Capelą? Przede wszystkim co powinienem dla niego wziąć? Kwiaty są dla kobiet. Nie wiem czy to dobry pomysł aby kupować kwiaty, co innego mam kupić?
-Hmm - mruknąłem drapiąc się po karku, bo ja od misiaczka zawsze dostaje krwistoczerwoną róże i bombonierkę z czekoladkami, które uwielbiam. - Myśle, że kwiaty nie są głupim pomysłem wybierz jednego, który jest symbolem uczuć i do tego jakieś czekoladki. Powinno być dobrze - odparłem patrząc się w papiery i słyszałem jak telefon mi wibruje. Tak bardzo kusiło mnie zobaczyć co mi wysłał Rightwill, ale się powstrzymałem.
-Ale róża brzmi zbyt formalnie i choć wiem że go kocham to nie wyskoczę mu chyba z różą.
-Tulipany też są symboliczne - mruknąłem słysząc jak chodzi mi po biurze i rozmyśla nagłos.
-Czyli jeden tulipan i czekoladki?
-Yhym - potwierdziłem chwytając za telefon, bo znów mi coś wysłał. Zacisnąłem wargi w prostą linię i patrzyłem na telefon próbując ogarnąć swoją reakcje gdyż wysłał mi dość sprośne zdjęcie z dopiską, że nie może doczekać się już weekendu ze mną.
-Wuja wszystko dobrze? - spojrzałem na swojego wychowanka.
-Nie będzie mnie w weekend. Mam ważną sprawę, którą będę musiał załatwić w innym mieście.
-Co dlaczego? Może jechać z tobą?
-Nie Nicollo, nie trzeba! To prywatna sprawa z dawnym przyjacielem z mafii.
-No dobrze nie będę ingerować, ale skoro cię nie będzie to będziemy mogli sobie zrobić bank?
-Jak chcecie, ale ja nie odpowiadam za was i wasze niepowodzenie czy wpadnięcie do więzienia.
-Jasna sprawa! - odpowiedział - Dobra nie zajmuje cię dłużej wuja i znikam!
-Kiedy macie tą ala randkę? - spytałem chcąc chociaż to wiedzieć.
-W sobotę - zmrużyłem powieki - a co?
-Zabezpieczcie się chociaż - wymamrotałem, bo nie chciałem potem słuchać od Rightwilla iż potem Dante ma jakieś problemy, bo oni nie zrobili tego poprawienie.
-Wujek!
-Po prostu ostrzegam kup od razu gumki.
-Dobraaaa... może mają limonkowe!!! - palnął i wybiegł z gabinetu nie zamykając za sobą drzwi. Pokręciłem głową na boki i westchnąłem, ale z jednej strony gdyby nie Rightwill nie byłbym w stanie mu pomóc.
#Nie mogę się doczekać tego weekendu 🥰#
#Ja bardziej nie mogę się doczekać by móc cię mieć w swoich ramionach 🫶#
Uśmiech wszedł mi na usta widząc jego wiadomości i czułem jak serce zaczyna mi szybciej bić, bo to było słodkie. Pokręciłem głową na boki by oprzytomnieć, bo jestem w pracy i nie mogę rozczulać się nad naszymi konwersacjami. Moje serce biło dla niego i choć długo to zajęło mi aby zrozumieć co siedzi w nim oraz we mnie.
Jednak z czasem nauczył mnie na nowo kochać choć wydawało mi się, że jest to już nie realne. Iż moje serce jest już tak stwardniałe i zranione przez bieg czasu oraz wydarzenia, które przeżyło. Wziąłem głęboki wdech i spokojny wydech zadowolony z tego jak moje życie przebiegło. Może nie było idealne, ale było nareszcie pełne życia i nie potrzebowałem napadać na banki aby poczuć, że żyje.
Nim się obejrzałam minął w końcu dzień który mnie dzielił od soboty i byłem spakowany na wyprawę. W torbie miałem potrzebne rzeczy na przebranie oraz do higieny osobistej. Zapewne Sonny wszystko przygotował, ale musiałem jednak sprawiać pozory iż serio jadę do obcego mi miasta.
-Na pewno nie chcesz aby z tobą jechać? - spojrzałem na Josepha.
-Nie trzeba dam sobie radę! W końcu ja jestem głową tej mafii więc nie masz co się martwić. Nic mi się nie stanie.
-Pisz jak coś dobrze?
-Oczywiście - skinąłem głową w pełni ubrany czekając na taksówkę, która weźmie mnie na lotnisko. Stamtąd zabiera mnie Sonny z tego jak uzgodniliśmy.
Bardzo szybko dostałem się na lotnisko i szedłem w uzgodnionym kierunku gdzie na parkingu miał czekać on z wypożyczonym samochodem aby nie rzucać się w oczy. Bezpieczeństwo jednak było najważniejsze, bo dużo mieliśmy do stracenia. Zauważyłem samochód, który mi pokazywał w wiadomości i wsiadłem na miejsce pasażera.
-Dobry misiaczku gotowy na wspólny weekend?
-Z tobą zawsze i wszędzie - odpowiedziałem spokojnie zapinając pasy bezpieczeństwa. Zamknąłem oczy pozwalając sobie na rozluźnienie w jego towarzystwie i w dźwiękach radia. Droga do domku w lesie trochę zajęła czasu lecz po prostu było tu pięknie. Wokół drzewa oraz polanka na której był domek, a niedaleko duże jeziorko. Te miejsce było po prostu fantastyczne, a domek był przytulny i uroczy oraz przede wszystkim miał duże łóżko na którym z pewnością zabawimy się nie jeden raz.
-I jak?
-Cudowne miejsce - odpowiedziałem, a następnie wtuliłem się w niego gdy on wtulił mnie w siebie mocniej.
-Cieszy mnie to. Cała sobota i niedziela jest tylko dla nas - pocałował mnie w szyję gdy ja po prostu mruknąłem na jego bliskość. Właśnie tego było mi trzeba i tego mi po prostu brakowało. - Co powiesz na wykorzystanie czasu i pójście nad jezioro?
-Hmm kusząca propozycja i nie odmówię ci - odparłem gdyż chciałem być jeszcze bliżej. Więc po tym jak zostawiliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy nad jezioro gdzie był rozłożony koc oraz koszyk. Nie spodziewałem się szczerze takiego przygotowania, ale było to bardzo miłe i rozgrzewało moje serce od środka.
-I jak? - zaszedł mnie od tyłu i otoczył dłońmi wokół talii.
-Jak zawsze potrafisz mnie zaskoczyć - mruknąłem wtulając się w jego klatkę piersiową.
-Bo mi ciebie brakowało misiaczku - wyszeptał do mojego ucha na co zadrżałem cały.
-Mi ciebie też - pisnąłem nagle, bo nie spodziewałem się w ogóle po nim iż weźmie mnie na ręce, ale zaniósł na kocyk na którym mnie położył.
-Cały weekend tylko dla nas - stwierdził więc pogłaskałem go po policzku czując jak jego broda mnie delikatnie kuje w palce.
-Nasi wychowankowie też korzystają z naszej nieobecności - rzekłem, a on zmrużył powieki - Dante ci nie powiedział, że idzie na randkę z Nicollo?
-Nie wspominał mi nic takiego.. nie wiem czy oni w ogóle powinni iść w dalszy rozwój ich znajomości.
-Nie powstrzymasz ich i tak jak znam Nicollo to kupił te limonkowe prezerwatywy.
-Zabiję dzieciaka - burknął zły wręcz wściekły więc złapałem w dwie dłonie za twarz i pocałowałem w usta.
-Mojego dzieciaka Rightwill - skorygowałem jego słowa, ale na szczęście się uspokoił - oni też mają prawo do emocji i poznawania siebie.
-Dobrze, ale jak coś będzie nie tak po tym odpowiadasz ty!
-Mogę ci się nawet oddawać codziennie byś tylko dał sobie spokój z tym.
-Dobra nie mieliśmy się denerwować tylko korzystać z wolności! Co powiesz na kąpiel w jeziorze?
-A nikt nas nie zajdzie tu? - spytałem cicho chcąc się jednak upewnić.
-Nikt nie zaszywa się w to miejsce więc nie znajdą nas - podniósł się i zaczął ściągać z siebie koszulę aby nie odstawać zacząłem ściągać spodnie chcąc popływać w bokserkach. Gdyby mi powiedział wcześniej to bym przebrał na spodenki kąpielowe.
Prawie nadzy weszli do wody, która była tak bardzo przejrzysta iż widać było dosłownie każdy ruch który wykonywali przy wejściu do wody. Można powiedzieć, że wybybyli na krótkie wakacje od wszystkiego i wszystkich by móc w końcu być trochę razem. Wręcz nie pamiętali kiedy byli na takich samotnych wypadach bez rodziny. Woda była wręcz idealna do pływania i odpoczynku w niej, bo pomimo ciepła które dawało sobą słońce woda dawała uczucie chłodu. Dwójka zakochanych pierwszy raz tak dobrze się bawiła w swoim towarzystwie korzystając z danego przez naturę momentu i miejsca, które było pełne życia oraz przyjemnej ciszy. Gdy tylko zmęczyli się znaleźli się z powrotem na kocu jedząc przygotowane przekąski i obserwując chmury. Nie żałowali sobie delikatnych gestów względem siebie. Mogli w końcu poczuć się wolni i kochani bez ukrywania swoich uczuć względem siebie. Do momentu iż niebo zaczęło robić się pomarańczowe, a słońce zaczęło zachodzić za horyzont.
-Powinniśmy wracać - oznajmił Sonny podnosząc się z koca i siadając na nim gdy ja nadal leżałem wpatrując się w niebo.
-Nie możemy zostać? - zapytałem cicho wiedząc, że trochę zachowuje się jak dziecko, ale pragnę by ta chwila po prostu nie minęła, bo jeśli minie to dzień się skończy, a nie chce tracić czasu na wszystko inne. Chciałem spędzić ten czas przy nim.
-A co chcesz tu robić misiu skoro ściemnia się? - zapytał więc podniosłem się do siadu i przesunąłem w jego kierunku.
-Wiesz jest dużo opcji co można porobić - odpowiedziałem wypakowując mu się na kolana.
-Co w takim razie?
-Nie wracać do domku - odparłem ocierając się o jego bokserki i widziałem już ten jego wzrok,który ulegał. Zawsze starał się być twardy względem mnie, ale i tak wychodziło na to co ja chcę. Poczułem jego ciepłe dłonie na swoich biodrach, a ja zbliżyłem się do tych jego ust na których złożyłem delikatny pocałunek. Nie musiałem czekać na to aż się na myśli od razu odwzajemnił go pogłębiając, a jego dłonie wysunęły się pod moje bokserki. Może i w łóżku byłoby wygodniej, ale wolałem spędzić w jego ramionach więcej czasu. Stęknąłem w jego usta czując jak jego palce wkradają się tam gdzie światło nie dochodzi. Oderwałem się od jego ust biorąc głęboki wdech.
-Wiesz, że to możemy zrobić w domku?
-Ale może ja nie chcę? - odpowiedziałem łapiąc za moją koszulkę, którą miałem zamiar mu zasłonić oczy. Widziałem jak chce już coś mówić, ale przyłożyłem palec do jego ust i pokręciłem głową na boki. Zamilkł tak jak go poprosiłem i ostrożnie, ale też dokładnie by nie mógł nic zobaczyć.
-Co planujesz? - zadał pytanie gdy odsunąłem się od niego, a on nie powinien nic widzieć. Uniosłem się trochę wyżej i dłońmi zacząłem ściągać jego bokserki, ale na szczęście pomógł mi trochę z tym unosząc się również trochę.
Gdy odsłoniłem jego członka, pochyliłem się nad nim. Musiałem go nawilżyć, a jedyna opcja na nawilżenie to moja ślina dlatego też wsadziłem sobie go w usta chcąc rozprowadzić jak najdokładniej. Chyba nie spodziewał się takiego po mnie, ale tym bardziej mi się to podobało jak zaczął reagować. Wysunąłem z ust jego penisa od którego ciągnęła mi się nitka śliny. Zerknąłem na Sonnego, którego mina mówiła dosłownie wszystko. Ściągnąłem sprawnie z siebie bokserki i stanąłem w rozkroku przed nim. Dłonie położyłem na jego ramionach schodząc prawie do siadu. Może czułbym zażenowanie większe gdyby nie to iż już tyle razy to robiliśmy i nie czułem zawstydzenia jak za pierwszym razem. Pomogłem sobie dłonią by nakierować go i opadłem na niego odchylając głowę do tyłu z cichym jękiem przyjemności. Nawet nie zwracałem uwagi na to iż jestem nie przygotowany, a on taki duży, ale raczej krzywdy sobie nie zrobię tym biorąc pod uwagę, że robiliśmy ostrzejsze rzeczy.
-Mhmmm podoba mi się ten sposób - wyszeptał i pocałował mnie w klatkę piersiową na co zaśmiałem się, ale złapałem jego policzki w swoje dłonie. W ten sposób nakierowałem go na swoje usta, a biodrami zacząłem powoli się unosić i opadać. Czułem jak te ciepłe dłonie łapią mnie za biodra i pomagają mi w ruchach gdy te gorące usta zabierały mi powietrze. Kochałem te uczucie będąc przy nim i gdy robiliśmy to. Wziąłem głęboki wdech nabijając się bardziej na jego penisa, który idealnie natrafił mi w czuły punkt. Rzadko bywam na górze, ale czasem to i ja chcę mu dać przyjemność, a nie tylko on mi. Jednak nie spodziewałem się tego iż ściągnie z siebie prowizoryczną opaskę na oczy z mojej koszulki.
-Miałeś nie ściągać - burknąłem cicho, ale nie spodziewałem się tego, że poruszy on biodrami, a byłem już zbyt wrażliwy tam na dole.
-Nie po to mamy cały weekend dla siebie bym nie móc na ciebie patrzeć - nagle nas obrócił iż byłem pod nim, ale na szczęście przytrzymał mnie bym nie zleciał z niego - a teraz pozwolisz, że ja zajmę się tobą mój misiaczku.
-Jestem w takim razie tylko twój misiu - wyszeptałem wpatrując się w te jego cudowne oczy.
Czy to koniec ich historii? Nie szczególnie biorąc pod uwagę to iż ich historia jeszcze się nie skończyła. Na pewno jest to dopiero ich początek, początek wspaniałej przygody pełnej miłości i oddania, ale co przyniesie ona? Skąd to wiem? Można powiedzieć, że widziałam to i byłam obserwatorem. Jako pierwsza z grupy zauważyłam zmianę, jako pierwsza poznałam historię tej dwójki... a teraz ty ją poznałeś! Obiecaj mi tylko wyłącznie to iż nikt niepowołany nie dowie się o tej historii, bo konsekwencje dla tej dwójki nie będą zbyt miłe. Jeśli masz serce daj kochać też innym, bo na to zasługują.
================================
14054 słów
Jeśli dotarłeś dotąd zostaw po sobie komentarz "🩵"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro