Rozdział 7.
Obudziłam się chwilę po piątej rano. Jak zwykle wstałam i ruszyłam do toalety. Po wszystkich porannych czynnościach przywitałam się z Melanie i poszłam do swojego pokoju się ubrać, bo nie wzięłam ze sobą ciuchów. Wtedy zadzwonił mój telefon.
Kto może dzwonić do mnie o tej godzinie? Okazało się, że był to szef. Szybko odebrałam.
-Hej Hannah. Pewnie już się zbierasz do pracy, ale jako, że dzisiaj większość pracowników jedzie na spotkanie masz wolniejszy dzień. Musisz przyjść tylko około 13 i dać gotowe papiery dla Caluma. W porządku?
-Nie ma najmniejszego problemu- od razu odpowiedziałam.
-Super, miłego dnia- powiedział wesoło.
-Miłego dnia- rozłączyłam się.
Świetnie, wolny dzień!
Byłam już rozbudzona więc poszłam do kuchni gdzie moja przyjaciółka piła kawę.
-Dostałam wolne, muszę tylko o 13 dać papiery dla Caluma- pochwaliłam się.
-Zazdroszczę. Ja mam gorączkę ale muszę tam iść- zrobiła smutną minę.
-W takim razie kupię Ci coś na zbicie temperatury i przygotuje obiad.
-Jesteś najlepsza- uśmiechnęła się.
Położyłam się na kanapie i włączyłam telewizję. Nie miałam narazie nic lepszego do roboty. Później może posprzątam trochę w domu? Wzięłam telefon i zobaczyłam, że dostałam wiadomość.
Calum: też masz dzisiaj wolne?
Do Calum: tak. A ty jak?
Calum: jadę niedługo na spotkanie ale kończę przed 13 i mam zabrać od ciebie te pisma. Później jestem wolny😇
Do Calum: wiem wiem, twój tata mówił. Sugerujesz coś?
Calum: ja+ty+jedzenie+łóżko
Do Calum: łóżko?
Calum: nie chce cię wykorzystać, tylko poleżeć🙄
Calum: mogę po ciebie zajechać koło tej 13 jak chcesz
Do Calum: zgoda. Do zobaczenia😄
Calum: paa🥰
Leżałam i oglądałam jakiś denny film. W końcu o 6 rano ciężko o coś dobrego w tv. Melanie poszła do pracy a ja zostałam sama. Postanowiłam się zdrzemnąć.
_____
Około godziny 10 wzięłam się za sprzątanie. Wytarłam wszystkie kurze, poustawiałam wszystko na swoje miejsce, odkurzyłam, pozmywałam podłogi i wyniosłam śmieci. Gdy skończyłam była już prawie 12.
Poszłam do swojego pokoju i nałożyłam czarne spodnie i czarną bluzkę z długim rękawem. Włosy zostawiłam rozpuszczone.
Niedługo będzie po mnie Calum. Nie wiedziałam co zajdzie między nami. Ciężko było mi stwierdzić czy chce ode mnie czegoś więcej czy tylko tak się bawi. Chociaż podejrzewam, że to pierwsze. Co ja czułam? Ja czuję, że pasowalibyśmy do siebie. Zobaczymy.
Kilka minut przed 13 wyszłam z domu i już widziałam jego samochód. Od razu do niego wsiadłam.
-Hej- uśmiechnęłam się do niego.
Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami. Wspominałam kiedyś, że są piękne? Od razu odwzajemnił mój uśmiech i przeleciał mnie wzrokiem. Był ubrany w czarny garnitur, w którym wyglądał nieziemsko. Najchętniej bym go teraz pocałowała, ale to chyba nie ten czas.
-Jak Ci minął dzień?- zapytał.
-Pospałam trochę i posprzątałam w domu. Nie przerazisz się jak wejdziemy- zaśmiałam się lekko.
-Więc idziemy do Ciebie?
-Tak. Muszę zrobić obiad, bo Melanie przychorowała a ja jestem dobrą przyjaciółką- wytłumaczyłam.
-Wspaniałą. Zajedziemy tylko do mnie na chwile- wskazał palcem na swoje ubranie- nie będzie mi w tym wygodnie.
Oczywiście, że się zgodziłam. Zabranie papierów z biura zajęło mi może pięć minut. Postanowiliśmy, że Calum zostawi mnie w sklepie, pojedzie do domu i wróci po mnie.
W sklepie zaczęłam zastanawiać się co zrobić do jedzenia. Może ryż? Może makaron? Może pizza?
Tak! Zrobimy pizzę. Składniki na ciasto miałam w domu, musiałam kupić tylko drożdże i dodatki. Wzięłam dużo szynki, sera, warzyw i sosów. Nie wiedziałam, jakie lubi blondyn. Do tego dobrałam kilka słodyczy. Do picia kupiłam nam po słodkim piwie a dla Melanie sok i jogurt. Nie zapomniałam też o lekach. Gdy byłam już przy kasie do sklepu wszedł Calum. Ustal koło mnie i zaśmiał się widząc ile nabrałam słodkości.
Zauważyłam jednak coś dziwnego. Chłopak ukucnął, aby zawiązać buty i jego spodnie podsunęły się do góry odsłaniając kostkę. Miał na niej taki sam tatuaż jak Matthew. Rękawica bokserska. Czy to przypadek? Myślę, że nie. Postanowiłam jednak zapytać o to w domu.
Zapłaciłam kasjerce i po około piętnastu minutach wchodziliśmy już do domu. Cal zaniósł zakupy do kuchni a ja zabrałam się za rozpakowywanie. Nie obyło się bez jego pomocy. Zawsze pomagał.
Zrobiliśmy razem ciasto na pizzę. Podzieliliśmy je na trzy części. Po jednej dla każdego.
-Lubisz gotować?- zapytałam gdy zaczęłam kroić paprykę.
-Uwielbiam. Ty chyba też lubisz co?- uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Uwielbiam- zaśmiałam się. Dobrze, że się dogadamy co do jedzenia.
-Co jeszcze uwielbiasz?- spojrzał na mnie figlarnie.
-Śpiewać pod prysznicem- wypaliłam. Wiedziałam, że myślał o czymś innym.
-Ja na przykład uwielbiam układać lego- po tym też się zaśmiałam. Dorosły facet i lego.
-Kiedyś kupię Ci zestaw lego Titanica- zażartowałam, chociaż to wcale nie był głupi pomysł.
-Trzymam za słowo!- w tym momencie chłopak pojawił się jakieś 5 centymetrów za moimi plecami.
Uhh nie podchodź tak blisko. To się może źle skończyć.
Czułam, jak powoli jego ręce znajdują miejsce na mojej talii. Nie chciałam mu przerywać, więc czekałam co zrobi dalej. Przestrzeń między nami zniknęła. Przytulił mnie od tyłu. Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Czułam się komfortowo, a w moim brzuchu pojawiły się motylki. Cholera.
-Chyba jeszcze bardziej niż gotować, wolę patrzeć jak Ty to robisz- przerwał na chwilę- lub Ci w tym przeszkadzać- jego ręce trochę mocniej mnie ścisnęły.
-Uważaj, bo zaraz będzie nici z pizzy- uchyliłam głowę tak, aby móc na niego spojrzeć. Patrzył prosto w moje oczy i to mogłaby być ta scena gdzie się całujemy, jednak musiałam to przerwać- mówię poważnie- to już powiedziałam trochę sztywniej.
-Dlaczego to robisz?- zapytał i poluźnił uścisk.
-Co robię?- odsunęłam go trochę od siebie i odwróciłam się w jego stronę.
-Nie odpychasz mnie, widzę, że ciągnie Ciebie do mnie tak samo jak mnie do Ciebie. A gdy już mamy zrobić jakiś krok- westchnął- Ty to przerywasz. Ile już było takich sytuacji?
Wyglądał na zdenerwowanego, przez co trochę się zmieszałam. Dla mnie to było oczywiste.
-Nie uważasz, że to za szybko?- skrzywiłam się.
-Jesteśmy dorośli. Jeśli czegoś chcemy, zróbmy to- wyjaśnił.
Przez chwilę analizowałam jego słowa. Może i miał w nich trochę racji.
-Mówiłeś, że nigdy nie miałeś dziewczyny. Nie chcę zostać Twoją kolejną zabawką na chwilę- skierowałam swój wzrok na podłogę.
-Gdybym chciał Cię tylko przelecieć to już dawno bym to zrobił- wtedy bez zastanowienia moja ręka znalazła się na jego policzku.
Byłam wściekła. Jak można tak do kogoś powiedzieć? Przeleciałby mnie już dawno? Ciekawe kurwa jak.
Jego mina mogła powiedzieć tylko jedno. Był w szoku. Jakby w ogóle nie wiedział co przed chwilą powiedział. Albo nie rozumiał, co zrobił źle. Przez chwilę staliśmy tak w ciszy. Patrzyłam mu prosto w oczy i ani przez sekundkę nie pomyślałam, aby odezwać się pierwsza.
-Dobrze- wysyczał. Widziałam, że jest bardzo zły.- nie to dokładnie chciałem powiedzieć. Chodziło mi tylko wyłącznie o to, że nie błaźniłbym się tyle czasu przed Tobą, aby tylko Cię przelecieć. Przepraszam. A teraz lepiej już pójdę.
Bez chwili namysłu poszedł do korytarza. W pośpiechu nałożyl buty i wyszedł nawet nic nie mówiąc.
Stałam wryta w ziemię jakieś pięć minut. Co się tak właściwie stało? No właśnie. I kto tu popełnił błąd.
Może nie musiałam od razu go policzkować?
Może jednak to jego wina?
Może naprawdę nie chciał tego powiedzieć, tylko nie przemyślał?
Musimy chyba oboje ochłonąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro