Rozdział 22.
Całą noc nie spałam. W nocy dostałam wiadomość od mamy, że Austin jest już po operacji. Raczej nic poważnego mu nie będzie. Ma kilka złamań a w tym jedno otwarte. W szpitalu spędzi napewno jeszcze dużo czasu, więc nie przyjadą prędko.
Poinformowałam o tym mojego chłopaka i przyjaciółkę. Calum prosił, abym przyjechała po niego o 14, bo nie chce tam dłużej beze mnie siedzieć. Poprosili mnie abym została z nimi do niedzieli, ale chyba nie chciałam. Sama nie wiem. Jest mi smutno, bo lubię Austina i chciałam się z nimi zobaczyć...
Z łóżka się zwlekłam około dwunastej. Wypiłam mocną kawę i poszłam pod prysznic. Wyszłam i zrobiłam trochę mocniejszy niż zazwyczaj makijaż, aby ukryć wory pod oczami. Ubrałam się w lekką zwiewną sukienkę jak zwykle czarną. Włosy zostawiłam proste. Nałożyłam kurtkę jeansową i skierowałam się do windy.
Zjechałam do garażu i wsiadłam do swojego samochodu. Włączyłam nawigację, która pokazywała mi trzydzieści minut drogi. Chociaż to mi dzisiaj sprawi przyjemność. Gdy wyjechałam z terenu zabudowanego i dałam w gaz czułam się niesamowicie.
Droga minęła mi za szybko. Zdecydowanie. Zaparkowałam obok samochodu Liama i wysiadłam.
Stały tutaj dwa drewniane domki i obok plaża. Wyglądało to naprawdę dobrze. Nie dziwię się, że często tu przyjeżdżają.
Po chwili zauważyłam Caluma, który idzie w moją stronę.
-Tak mi przykro. Jak się czujesz?- przytulił mnie mocno. Od razu poczułam się lepiej.
-Jest dobrze. Najważniejsze, że żyje. A Ty jak?- uśmiechnęłam się do niego.
-Nudno bez Ciebie. Chodź poznasz Johna i Cindy- pocałował mnie szybko.
Wszyscy siedzieli niedaleko plaży. Były tutaj ławki i leżaki. Przywitałam się ze wszystkimi których już znam i podeszłam do tej nieznanej mi pary osób.
John to średniego wzrostu chłopak o jasnobrązowych kręconych włosach. Mogę spokojnie powiedzieć, że jest przystojny. Jego kilkudniowy zarost dodaje mu takiej powagi(?).
Cindy za to to drobniutka dziewczyna o wręcz białych włosach. Na pierwszy rzut oka mogłabym powiedzieć, że to pusta lala. Jednak odniosłam inne wrażenie po jakichś pięciu minutach rozmowy.
Usiedliśmy właśnie z nimi.
-Dalej nie wierzę, że nasz Calumek jest w związku- popchnął go ramieniem John.
-Cuda się zdarzają- odpowiedział mu blondyn a ja poczułam rumieńce.
-Jesteście tacy słodcy- skomentowała dziewczyna- nie wiem jak z nim wytrzymujesz- powiedziała już trochę ciszej i się do mnie przysunęła, na co się zaśmiałam.
-Jak się poznaliście?- spojrzał na mnie zaciekawiony John.
-Zobaczyliśmy się pierwszy raz przez szybę w McDonaldzie- zaśmiałam się- później spotkaliśmy się na imprezie, z której dużo nie pamiętam. A na koniec się okazało, że jest synem mojego szefa- opowiedziałam im. Od razu zaczęli się głośno śmiać.
-No pięknie. Syn szefa- śmiał się chłopak.
-Ja myślę, że to urocza historia. To takie wiecie... No jesteście na siebie skazani i tyle.
-Nie było tak łatwo- podsumował Calum, na co pokazałam mu język.
-Kochani! Zebranie w domku Liama!- usłyszeliśmy głos Melanie.
Mój chłopak złapał mnie za rękę i ruszyliśmy do drewnianego domku. Gdy weszłam do środka, miałam ochotę uciekać.
W salonie było dużo balonów, jakieś świecące duperele i takie tak z napisem " Happy Birthday". Wszyscy ustali przy stole na którym stał różowy tort z napisem "hothannah21" - na to akurat się zaśmiałam. Hothannah.
Zaczęli mi śpiewać sto lat, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. To taki dziwny moment, kiedy nie wiesz co ze sobą zrobić. Poczułam jak po policzku spłynęła mi łza.
Pamiętali...
A przynajmniej Melanie. Bo skąd inni mogliby wiedzieć?
Po śpiewaniu podeszła do mnie pierwsza moja przyjaciółka i od razu się na mnie rzuciła.
-Ty stara ruro! Wszystkiego co najlepsze. Przede wszystkim dużo miłości, i żeby w końcu dobrze Cię zrobił ten twój chłopaś, bo jakaś niewyraźna jesteś- zaśmiała się głośno, a ja razem z nią- a tak poważnie... Żeby wszystko się układało. Tego Ci życzę. Aby nikt nie wpierdalał Ci się z butami w życie. Spełniaj swoje marzenia malutka, narazie dobrze Ci idzie i jestem z NAS- podkreśliła- w chuj dumna. Kocham Cię- dała mi buziaka w policzek.
Wyjęła jakąś torbę z pod krzesła i dała mi ją. Od razu otworzyłam, żeby zobaczyć co to. Moim oczom ukazała się ramka na zdjęcie. Jednak nie była to zwykła ramka. Zdjęcia były w nią jakoś wgrane, przez co przewijały się do jakiś czas na inne. Stałam tam i wpatrywałam się w każde nowe zdjęcie. Było w tym tyle wspomnień... Melanie jest cudowna.
-Dziękuję, jesteś najlepsza- przytuliłam ją mocno- też Cię kocham.
Później reszta zaczęła mi składać życzenia i dawać małe upominki. Najlepsze na koniec - Calum.
Podszedł do mnie powoli i złapał mnie za rękę.
-Skarbie, żebyśmy żyli długo i szczęśliwie. Abyś się nie zmieniała, bo jesteś jedyną w swoim rodzaju. Dużo zdrowia, abyś jakoś ze mną dawała radę- zaśmiał się- życzę Ci wszystkiego co najlepsze, bo na to zasługujesz. Uwielbiam Cię Hannah- złączył nasze usta w leniwym pocałunku.
Słyszałam jak inni zaczęli gwizdać i mówić coś w stylu "gorzko", ale nie przejmowałam się tym teraz. Kiedy się od siebie oderwaliśmy Calum wręczył mi małe pudełko. W środku była złota bransoletka z małą przywieszką w kształcie serca. Było na niej wygrawerowane "c". Od razu chłopak założył mi ją na rękę.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się do niego.
-Teraz tort!- krzyknęła do mnie Melanie a ja od razu podeszłam do stołu- czyń powinność- dała mi specjalny nóż.
Pokroiłam go na kawałki i dałam każdemu. Korzystając z okazji, że wszyscy tu są powiedziałam
-Dziękuję wam- spojrzałam na każdego- nie spodziewałam się tego. Jesteście wspaniali.
-To nie koniec- powiedział Liam- teraz Calum zarezerwował czas dla was a wieczorem impreza!
Spojrzałam na mojego chłopaka wzrokiem "zabije Cię" po czym podeszłam do Melanie.
-Jeszcze Ci się za to oberwie- powiedziałam i po prostu od niej odeszłam.
Nie nie byłam na nią zła. Ale musiałam stwarzać pozory. Generalnie nie lubię takich akcji, ale naprawdę to było miłe.
Zjedliśmy tort i Calum zabrał mnie na spacer. Szliśmy wzdłuż linii wody i rozmawialiśmy.
-Muszę Ci coś powiedzieć- zatrzymałam się- teraz. Zanim się we mnie zakochasz Calum.
-Skąd wiesz, że jeszcze się nie zakochałem?
Okej, nie tak miało być.
-A zakochałeś?- podeszłam do niego bliżej.
Widziałam, że sam nie wiedział co ma mi odpowiedzieć. Lekko się zestresował.
-Najpierw Ty opowiedz, a później Ci odpowiem na to pytanie- uśmiechnął się łobuzersko.
-Niech będzie. A więc- wbiłam wzrok w piasek- pamiętasz jak pytałeś o to, gdzie się nauczyłam tak jeździć?
-No pamiętam- złapał za mój podbródek, abym na niego patrzyła- więc?
-Byłam mistrzem nielegalnych wyścigów w Londynie. Przejęłam ten biznes po Jacku. Jednak trwało to tylko kilka miesięcy i zrezygnowałam- czekałam na jego reakcje.
Jego źrenice jakby lekko się powiększyły. Cały czas patrzył mi w oczy. Jakby próbował znaleźć w nich coś.
-Nielegalne wyścigi?- uśmiechnął się dziwnie.
-Byłam głupia.
-Zaskoczyłaś mnie tym, ale nie powiem, że nie jara mnie to. Taka z Ciebie niegrzeczna dziewczynka?- jego ręka powędrowała na moją szyję.
On nie jest wcale na mnie zły!
-Calum błagam Cię.. myślałam, że będziesz zły- uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Skarbie. Już nie jeździsz. Nie mogę być za to zły. Jedynie szkoda, że od razu nie powiedziałaś. Czekaj- zatrzymał się na chwilę- Jack handlował wszystkim co się dało a my go wrobiliśmy- łączył fakty.
A mi robiło się słabo na myśl, co teraz mogło nas czekać.
-Myślisz, że się dowie, że go wrobiliście?- zapytałam prosto z mostu.
-Mało prawdopodobne. Kurwa- zdenerwował się- może być ciekawie.
No bardzo kurwa ciekawie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro