Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Pov. Lily

Moja głowa... Co się kuźwa stało? Wspomnienia nie wracały już od wielu wielu lat, a teraz gdy wróciła ona, ta prawdziwa ona, wróciły też i wspomnienia.

Zmusiłam samą siebie do otworzenia oczu. Gdy je otworzyłam zobaczyłam biały sufit. Obróciłam głowę w prawo i zobaczyłam mnóstwo pikającego sprzętu lekarskiego i Bruce'a, który coś przeglądał w jakiejś teczce.

- Co ja tu robię?

Bruce podskoczył wystraszony, odłożył teczkę na biurko i podszedł w moja stronę po czym usiadł na krzesełku, które stało zaraz przy łóżku, na którym leżałam.

- Po tym jak Tamiza wyszła zaczęłaś mamrotać coś o jakiś wilkach i wyciu. Cały czas słyszałaś gdzieś wycie, tak mówiłaś. A później straciłaś przytomność.

Oh, okej. Czyli było gorzej niż myślałam. Chciałam o coś jeszcze zapytać Bruce'a, ale w drzwiach stanął Tony.

- Ta twoja przyjaciółka to niezła jest. Po tym jak zemdlałaś ona po prostu ruszyła w stronę drzwi, a wtedy Rogers razem z Natashą ją zatrzymali. No powiem ci potrafi młoda przyłożyć. I to porządnie.

Pokiwałam głową i poprosiłam żeby wyszli z sali. Zrobili to po pięciu minutach.
Czyli tak : wróciły wspomnienia, straciłam przytomność, Tamiza przyłożyła dwóm Avengers'om i leżę w szpitalu. Za dużo jak dla mnie. Ale skąd ona wie, że kiedykolwiek wydarzenia z przeszłości mi się śniły, nigdy przez tyle dekad jej o tym nie wspominałam.

Po moich rozmyślaniach zasnęłam. Z drzemki obudziła mnie awantura, którą było słychać, aż z korytarza.

- Czyś ty zwariowała?! Przecież wiesz, że wspomnienia zawsze do niej wracały!

Krzyknął głośno jeden głos, gruby i niski należący z pewnością do mężczyzny. Bucky!

- Nie czytam w myślach, więc nie wiem Bucky. Zwróciłam na to uwagę dopiero gdy ta przypomniała sobie o moich prośbach.

Natomiast głos osoby odpowiadającej był damski, spokojny, lecz wyjątkowo oziębły.

- Prośbach, srośbach. Proszę cię Morozov, wiem że masz jeszcze jakieś wąty o to co się stało te ponad sto lat temu, ale no minęło już sporo i...

Nie usłyszałam więcej. Jedyne co było słychać to głuche uderzenie czyjegoś ciała o ścianę i cichy syk bólu. Postanowiłam wstać z łóżka. Wyprostowałam się i poczułam jak kręci mi się w głowie, więc poczekałam aż mroczki zniknął mi z przed oczu i dopiero później ruszyłam w stronę drzwi.

W jednej chwili stanęłam w nich jak zamurowana. Tamiza przyciskała mojego brata do ściany wbijając długie paznokcie, dużo dłuższe niż takie jak u normalnych ludzi. A do Tamizy mierzył z broni jeden z agentów T.A.R.C.Z.Y.

- P-puść go!

Chłopaczyna trząsł się jak galareta, ale nie było mi go żal. Chciałam pomoc Tamizie, użyć swojej mocy, ale... Ale miałam założone coś w stylu kajdanek blokujących moce.

Pomimo tego że agent mierzył do Morozov, ta nie puściła mojego brata, a wręcz mocniej wbiła w niego pazury.

- Chyba coś cię boli, chłopczyku.

I wtedy rozległ się strzał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro