Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dziewięć

Obudziłam się rano w całkiem niezłym humorze. A poczułam się jeszcze lepiej, gdy zobaczyłam obok siebie śpiącego Caleba. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Oh... Caleb. Zakochałam się w Tobie - szepnęłam. Cmoknęłam bruneta w policzek, zdjęłam z siebie rękę, którą mnie obejmował i poszłam do łazienki wcześniej biorąc z szafy ubrania.
Kiedy byłam już umyta i ubrana związałam włosy w koczka, aby zabrać się za przygotowanie śniadania. Zajrzałam do lodówki, w której zobaczyłam tylko jedzenie dla kota. Westchnęłam, nałożyłam Jasperowi trochę do miseczki, a do drugiej nalałam resztę śmietanki. Już chciałam wychodzić do sklepu, kiedy przypomniałam sobie, że tak na prawdę to nie jest konieczne. Cichutko wyjęłam księgę i różdżkę, odnalazłam odpowiednią stronę, wypowiedziałam zaklęcie i ujrzałam gotowe śniadanie na stole. Caleb wydał z siebie cichy pomruk, więc czym prędzej ukryłam magiczne przedmioty.
- Czuję świeże bułki? - odezwał się nagle. Podeszłam do niego, nachyliłam się i pocałowałam krótko.
- Dzień dobry.
- Chyba powinienem częściej zostawać do rana. - Uśmiechnął się.
- Dlaczego?
- Żebyś mogła codziennie mnie tak budzić - powiedział chwytając mnie i ciągnąc tak, że wylądowałam najpierw na nim, a później pod nim, co wywołało u mnie głośny śmiech.
- Ciszej! - usłyszeliśmy głos zza ściany i, po krótkiej chwili ciszy, znów wybuchnęliśmy śmiechem.
- Powinnaś częściej się śmiać - powiedział zabierając kosmyk włosów z mojej twarzy. Z mojego prowizorycznego koczka niewiele zostało. - Wyglądasz wtedy jeszcze piękniej.
- Robisz to specjalnie.
- Niby co?
- Za wszelką cenę starasz się mnie zawstydzić.
Zaśmiał się.
- Komplementy Cię zawstydzają?
- Kiedy ty je wypowiadasz, to podwójnie zawstydzają - powiedziałam uciekając wzrokiem od jego ciemnych oczu.
- Chcesz, żebym przestał Cię komplementować? - Gdy nie odpowiedziałam kontynuował. - To niemożliwe, buraczku. Muszę Cię dowartościować. Poza tym, uwielbiam patrzeć jak się czerwienisz.
Ostatnie zdanie wypowiedział z bananem na twarzy, za co dostał w ramię.
- Może zjemy wreszcie śniadanie? - spytałam, a chłopak w odpowiedzi wstał i zajął miejsce przy stole.
Gdy jedliśmy zadzwonił telefon Caleba.
- Cześć. Jestem u koleżanki. Ok. Będę po śniadaniu. Spokojnie, pamiętam.
Nie żebym podsłuchiwała, taki minus posiadania mieszkania jednopokojowego, ale czy on nazwał mnie koleżanką? Ale w sumie, czego się spodziewałam? Że powie: ,,Jestem u dziewczyny"?! Mimowolnie westchnęłam. Nagle zupełnie straciłam apetyt.
- Przepraszam. To był mój ojciec.
Kiwnęłam głową, gdyż było to jedyne, na co w obecnej chwili było mnie stać.
Patrzyłam na niego i myślałam, że z każdym dniem czuję do niego coś więcej. Wiem, że jestem w nim zakochana, ale mam wrażenie, że ten chłopak tylko się mną bawi. Że radość sprawia mu patrzenie, jak silnie na mnie działa.
- Eleno?
- Tak?
- Pytałem, czy już skończyłaś.
- Tak. Przepraszam, zamyśliłam się.
- W końcu jestem super seksowny.
Pokręciłam głową i zabrałam naczynia ze stołu. Chwyciłam płyn do naczyń i zaczęłam myć, jednak kątem oka zobaczyłam jak Caleb bierze ręcznik z wieszaka.
- Co robisz? - spytałam.
- Ty myjesz, ja wycieram. To chyba sprawiedliwe.
Zaśmiałam się i podałam mu mokry talerz.
- Zaśpiewaj.
Spojrzałam na niego złowrogo.
- Nie. Śpiewam, gdy jestem sama. Tylko.
- Gdy się poznaliśmy nie byłaś sama.
- Nie wiedziałam, że tam jesteś. Gdybym Cię zobaczyła w życiu nie usłyszałbyś mojego wydzierania się.
- Śpiewu - powiedział odbierając ode mnie ostatnią szklankę. Wytarłam ręce i patrzyłam jak Caleb odkłada szklankę do szafki. - W takim razie dobrze, że mnie nie widziałaś.
- Dlaczego?
Podszedł do mnie, ręce oparł na blacie za mną, czym uniemożliwił mi ucieczkę. Patrzył mi prosto w oczy. Czułam jego perfumy, które tak uwielbiałam, czułam jego oddech na moich ustach. Był tak blisko. Moje serce na sam jego widok przyspieszało. Teraz biło tak szybko, bałam się, że za chwilę wyskoczy.
- Zbyt wiele bym stracił - szepnął do mojego ucha, po czym odkręcił wodę i skierował jej strumień prosto na mnie. Zrobił to tak szybko i niespodziewanie, że moje plecy były zupełnie mokre, a koszulka przykleiła się do skóry.
Caleb śmiał się tak, że o mało nie przewrócił się o stojące za nim krzesło.
- O ty!
Chwyciłam szklankę, napełniłam wodą i oblałam, wciąż śmiejącego się, chłopaka. Odłożyłam szklankę do zlewu, gdy brunet podniósł mnie, zarzucił na ramię, jak worek i zaniósł do łazienki.
- Caleb! - krzyczałam, kopałam machałam rękoma, wierzgałam nogami i śmiałam się. - Nie, nie, nie! - krzyczałam, gdy postawił mnie w prysznicu, odkręcił wodę. Teraz byłam już mokra od stóp do głów.
- Wygrałem. - Śmiał się. Jednak, gdy tylko odłożył słuchawkę prysznicową przechwyciłam ją ja.
- Chyba jednak nie. - Ledwo mówiłam, gdyż ze śmiechu brakowało mi tchu.
- Dobrze, że nie założyłem spodni. - Wyłączył wodę i spojrzał na mnie. - Chyba muszę częściej rozpoczynać takie bitwy.
Spojrzałam na siebie.
- Czy wszystkie moje bluzki od wody muszą robić się przezroczyste?! - Zakryłam się rękoma. Caleb uśmiechnął się i pocałował mnie. Przypomniałam sobie nasz pierwszy pocałunek. Ten był bardzo podobny, chłopak, jak zwykle, przejął inicjatywę, jednak całował powoli, delikatnie. Jego ręce odnalazły miejsce, które wydawało się do nich stworzone, a mianowicie moją talię. Ja natomiast przeczesywałam jego włosy, które zawsze miał idealnie ułożone w artystyczny nieład, a dziś zupełnie mokre, ale nadal nienagannie ułożone.
Zdecydowanie mogłabym umieścić taką scenę w niejednym filmie romantycznym. Ale nadal była jedna sprawa, która nie dawała mi spokoju. Takie filmy kończą się happy endem. A czy moje życie też się tak zakończy? Czy Caleb będzie sprawcą mojego szczęśliwego zakończenia?
- Czy taka nagroda pani odpowiada? - Nie rozumiałam, o czym mówi. - Wygrałaś bitwę. Należy się nagroda.
- W takim razie, odpowiada.
- To dobrze. Bo to Twoja ostatnia. Teraz ja będę odbierał nagrody.
- Żebyś się nie zdziwił.
Wypchnęłam go z kabiny i rzuciłam czysty ręcznik. Sama również lekko się osuszyłam i zaczęłam przeszukiwać szafę. Wybrałam coś dla siebie i moją ulubioną bluzkę, która była na mnie za duża o przynajmniej dwa rozmiary. Podałam ją Calebowi.
- Zobacz. Może będzie pasować.
Zdjął koszulkę i przymierzył moją. Podejrzewam, że potrzebowałby jeszcze rozmiar większą, jednak lepsze to niż nic, co po spojrzeniu w lustro, sam potwierdził.
- A teraz wyjdź.
- Co?
- Z łazienki. Chciałabym się przebrać.
- Buraczku... Nie sądzisz, że nie musisz już ukrywać swojej bielizny? Przecież widzę ją nawet teraz.
Odwróciłam się.
- Caleb, wyjdź.
Usłyszałam odgłos zamykania drzwi, dlatego zdjęłam przemoczoną bluzkę i spodnie. Chwyciłam leżący przede mną ręcznik. Westchnęłam, gdy poczułam kompletnie przemoknięty stanik. Zabrałam się za jego odpinanie, jednak wyjątkowo nie mogłam sobie poradzić. Po chwili opuściłam ręce, a w tym czasie ktoś poradził sobie z zapięciem.
- Caleb! - krzyknęłam przytrzymując przednią część jedną ręką, a drugą chwyciłam ręcznik, którym próbowałam się zakryć. - Prosiłam, żebyś wyszedł.
Nie patrzyłam na niego, nadal byłam tyłem. Dałabym mu tylko satysfakcję, że znów mnie zawstydził.
- Nawet się nie obejrzałaś, żeby sprawdzić czy wyszedłem.
- To źle, że ci ufam? A raczej ufałam.
- Nie obrażaj się - powiedział obejmując mnie. Oparł głowę na moim ramieniu. - Buraczku. - Nie odzywałam się. - Eleno... - Westchnął. - No dobrze. Przepraszam.
- I?
- To już się więcej nie powtórzy. A przynajmniej, dopóki mi nie pozwolisz. - Uderzyłam go łokciem w brzuch. - Obiecuję.
- I?
- Coś jeszcze?
- Tak. Wyjdź.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro