54.
Powiedziałam rodzicom, że Marta (moja nowa super ekstra zajebista wymyślona koleżanka) jest w domu dopiero po dziewiętnastej, więc zdążyłam w sam raz na początek wyścigu. Alan już na mnie czekał, tym razem jednak ubrałam na siebie dresy i ani myślałam nakładać znowu jakiejś przykrótkiej spódnicy.
- ciesze się, że udało ci się wyrwać z domu- powiedział gdy mnie zobaczył i od razu wsadził mi w dłoń kluczyki od nowego wozu
- nie rozumiem, potrzebujesz pieniędzy a masz takie auta?- zdziwiłam się a on podszedł i chwycił mnie za szyję, tak jakby za chwilę chciał mnie udusić
- nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy moja droga, rób co mówię a teraz wsiadaj do tego pieprzonego samochodu i wygraj dla mnie ten wyścig- powiedział. Obejrzałam samochód z każdej strony, zajrzałam pod maskę, sprawdziłam czy wszystkie płyny są pełne i czy hamulce działają, a gdy już wszystko było gotowe ruszyłam na linię startu. Powinnam mu za to podziękować, kochałam to, kochałam ten dreszczyk emocji a dzięki niemu mogłam się ścigać, nie miałam wyboru.
- dziewczyno jak ty to robisz, że zostawiasz ich aż tak w tyle?- zaśmiał się Al gdy wręczyłam mu kolejne pieniądze
- muszę wracać, ojciec myśli, że mam korepetycje - powiedziałam ale on nie dał mi odejść tylko szybko złapał mnie pod rękę
- chce ci coś pokazać- powiedział delikatnie i przez chwilę brzmiał jak dawny Alan, jak chłopak, którego niegdyś pokochałam do szaleństwa.
- muszę wracać- powiedziałam delikatnie, nie chciałam go zdenerwować, wiem doskonale do czego jest zdolny, a ja raczej nie należę do samobójców, jestem na to zdecydowanie zbyt słaba
- nie zmuszę cię do tego ale chciałbym żebyś ze mną pojechała w jedno miejsce, to tylko pięć minut drogi stąd, a potem od razu odwiozę cie do domu- powiedział a ja czułam, że pomimo tego, że mnie nie zmusza, to i tak nie mam wyboru, więc wsiadłam do jego wozu.
- dokąd jedziemy?- spytałam a on tylko leciutko się uśmiechnął i już po chwili wiedziałam gdzie jedziemy. Samochód stanął tuż przy domu Issac'a, a ja nadal nic nie rozumiałam, nie rozumiałam dopóki nie zauważyłam kto jest w środku. Okna Issac'a była tak wielkie, że było widać praktycznie wszystko to co ktoś robił akurat w salonie. Zamarłam co tu robili Nieustraszeni? Wszyscy siedzieli przy wielkim dobrze mi znanym okrągłym stole, było kilka osób, których nie znałam, ale oprócz tego byli tu wszyscy moi przyjaciele.
- po co mnie tu przywiozłeś Alan?- spytałam czując jak do moich oczu napływają łzy, Issac siedział przytulony do Stelli, a do Niall'a kleiła się jakaś brunetka, chłopak był tym faktem widocznie zachwycony. Moje łzy poleciały po policzkach, a ja nawet nie próbowałam ich powstrzymać.
- chciałem ci pokazać, że to nie ja jestem twoim wrogiem kochanie- powiedział Alan
- co ty chrzanisz?-
a on wyciągnął telefon i puścił mi jakieś nagranie, nie było obrazu był tylko dźwięk.
- a co z Hope?- spytała Stella, tak to na sto procent był jej głos
- co ma być? to był tylko seks nic jej nie obiecywałem u licha, o co wam kurwa wszystkim chodzi? ona nic dla mnie nie znaczy, to nic dla mnie nie znaczyło, powtarzam to był tylko seks!- warknął mój przyjaciel
- może jednak zaprosimy ją na te imprezę do Issaca? - powiedział Mark
- po co? żeby znowu zrobiła jakąś aferę?- powiedział Josh
- Błagam cię wyłącz to- teraz rozpłakałam się jak małe dziecko- skąd to masz?-
- nagrałem to wczoraj, spotkałem ich w pewnej kawiarni, usłyszałem, że gadają o tobie więc wyciągnąłem telefon- powiedział - przykro mi aniele - powiedział i chciał mnie dotknąć lecz ja szybko nacisnęłam klamkę i wyszłam z jego samochodu, wahałam się co robić, chciałam tam wbiec i wykrzyczeć im jak bardzo ich nienawidzę, chciałam żeby wiedzieli że ja wiem, ale po co? po co skoro mają mnie tak na prawdę gdzieś?
- co ty robisz?- Alan wyszedł z auta
- nie wiem- przyznałam
- chcesz tam pójść?- spytał - możemy iść razem- uśmiechnął się- już widze te ich miny gdy tam wejdziemy- zaśmiał się
- odwieź mnie do domu - powiedziałam nagle
- no co ty? od kiedy zrobiłaś się taka nudna? idziemy tam- postanowił po chwili
- błagam cię, czemu mi to robisz? odwieź mnie do domu, nie chce tam iść, nie dam rady- znowu się rozpłakałam a on po prostu przysunął mnie do siebie i mocno przytulił. Zdrętwiałam, koleś, który chciał mnie zgwałcić teraz tak po prostu mnie przytula, a najgorsze jest to, że wcale nie mam ochoty się od niego odsunąć. Wszyscy są tacy sami, wszyscy mnie ranią, czemu niby on jest gorszy?
- Holi ? - zdrętwiałam na dźwięk głosu przyjaciela, odwróciłam się i zamarłam, wszyscy stali w drzwiach domu i patrzyli na mnie i na niego, no tak, dalej stałam w jego ramionach, dalej płakałam.
- jedziemy?- spytał Alan a wtedy Niall i Josh w ekspresowym tempie znaleźli się obok nas
- ona nigdzie z tobą nie pojedzie- Niall znalazł sie krok przed nami, tak cholernie się przestraszyłam. Nawet Issac podszedł do mnie bliżej
- czyżby?- powiedział Alan- Aniele? - spytał a ja popatrzyłam na przyjaciół
- znowu cię omamił? Hope do licha, on wyrządził ci tyle krzywd a ty się do niego przytulasz!? - warknął Josh a ja się zaśmiałam, przecież to on nie chciał mnie na tej imprezie żeby mieli spokój od awantur
- odsuń się od niej- warknął Niall
- pytanie czy ona tego chce- powiedział Alan
- co tu robisz Alan?- spytał Issac
- nie cieszysz się przyjacielu, że wróciłem? Jedziemy?- teraz pytanie skierował do mnie
- nie jedź z nim Holi- poprosił Mark a ja lekko się uśmiechnęłam
- jedźmy- powiedziałam
- jesteś ślepa?! on chciał cię zgwałcić debilko! co ty wyprawiasz?! mam zadzwonić po Luke'a? - spytał Niall
- teraz będziesz mi groził moim ojcem serio? - spytałam - o co ci chodzi Niall? ale tak na prawdę o co ci chodzi?-
- brałaś coś?!- krzyknął Josh- dziewczyno do licha co on z tobą robi ! -
- on? co on ze mną robi ? ! - krzyknęłam - daj mi telefon Alan- poprosiłam
- nie Holi nie rób tego- powiedział ale i tak podał mi telefon a ja włączyłam im to nagranie
Nastała cisza, cisza, której nikt nie chciał przerwać.
- to nie tak...- zaczął Josh
- wiecie czemu Alan jest od was lepszy? on przynajmniej nie udaje że jest moim przyjacielem i nie wbija mi noża w plecy!- warknęłam
- do domu?- spytał Alan
- nie, nie chce tam wracać- powiedziałam i wsiadłam wraz z nim do wozu, Nieustraszeni jeszcze coś krzyczeli ale ja już nic nie słyszałam, rozpłakałam się na dobre.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro