Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44.

Na prawdę to do mnie dotarło, zakochałam się we własnym kuzynie. Co jest ze mną nie tak u licha? To moja rodzina, mój przyjaciel! Nie mogę go kochać,  nie mogę nic do niego czuć! 
- Hope? znowu gdzieś odleciałaś- Mark lekko szturchnął mnie w ramię, siedzieliśmy na historii i starałam się zrozumieć co ta babka wgl pieprzy ale za nic w świecie nie miałam pojęcia o czym.
- a wiesz że Niall podobno już się pocieszył jakąś inną pierwszoklasistką?- wyszeptał
- co takiego?- moje serce podskoczyło chyba aż do kosmosu.
- no na pierwszej przerwie już z nią gadał, wydaje się całkiem miła- powiedział i bacznie mnie obserwował
- miejmy nadzieję, że milsza od Marry- powiedziałam tylko i udałam że bardzo interesuje mnie teraz książka od historii leżąca na naszym stoliku.
***
- musimy dać oficjalne info na naszą stronę, że nigdy nie odeszłaś z Nieustraszonych i nie masz zamiaru, ludzie w budzie tylko chodzą i plotkują- zauważyła Stella gdy wyszliśmy ze szkoły.
- coś napiszę- powiedziałam i teraz zauważyłam na przystanku na przeciwku szkoły znajome auto.
- idźcie beze mnie, spotkamy się pod wieczór- powiedziałam
- jesteś pewna, że chcesz z nim gadać? - spytał Niall gdy już chciałam odejść
- jestem mu winna rozmowę- i poszłam w jego kierunku. Od razu weszłam do samochodu zajmując miejsce obok kierowcy.
- musiałem przyjechać- Issac nie do końca wiedział jak zacząć rozmowę. 
- o co chodzi?- spytałam wprost
- chciałem sprawdzić czy.. no wiesz czy dajesz radę-
- myślałeś, że się załamałam bo zerwaliśmy? Jak widać- zaśmiałam się i na szczęście on również. 
- to dobrze, że wróciłaś do szkoły-
- kocham go- wypaliłam nagle i od razu na moim sercu zrobiło się tak lekko jak dawno już nie było. 
- wiem to. Wiedziałem od samego początku skarbie- lekko się uśmiechnął- powiesz mu?-
- nie. On już szuka innej, po za tym to mój przyjaciel, jakoś się odkocham-
- oj mała mała,  żebyś tylko nie zrobiła nic głupiego,  odwieźć cie gdzieś? - spytał 
- do domu. Muszę wreszcie zobaczyć sie z rodzicami- wyjaśniłam

***

Gdy tylko przekroczyłan próg ucichły wszystkie szepty, weszłam do salonu i zamarłam widząc tam policję wraz z moimi starszymi.  O co znowu chodzi? 
- usiądź proszę Hope- powiedział tato bardzo spokojnie, chyba aż za spokojnie, o co w tym wszystkim chodzi? Chcą mnie  zamknąć?
- o co chodzi?- spytałam zajmując miejsce obok matki
- panowie chcą zadać ci kilka pytań - powiedział ojciec. Matka nie odzywała się ani słowem, miała spuchnięte oczy co świadczyło o tym że płakała.
- w jakiej sprawie? - spytałam trochę się denerwując
- kiedy ostatnio widziałaś Alan'a Svaworskiego? - zadał mi pytanie a ja czułam jak tracę zdolność oddychania.
- czemu o to pytacie?- spytałam
- proszę odpowiadać na pytania- powiedział starszy policjant zanotowując coś w notesie.
- nie wiem nie mam pojęcia,  jakoś dwa tygodnie temu chyba- wyznałam
- dwa tygodnie temu?!- ojciec aż podniósł głos
- proszę się uspokoić bo będzie pan musiał opuścić pomieszczenie- skarcił go młodszy policjant a ja nadal nie wiedziałam o co właściwie chodzi. 
- mam chyba prawo wiedzieć w jakiej sprawie mnie przesłuchujecie prawda?- spytałam
- tak masz rację,  wczoraj w godzinach popołudniowych wyłowiono ciało Alana Svaworskiego z rzeki nieopadal miejsca pani zamieszkania- powiedział policjant a ja dosłownie  poczułam jak robie się blada jak ściana.
- nie żyje? - to było chyba najgłupsze pytanie jakie mogłam zadać, ale byłam w takim szoku że ledwo potrafiłam przypomnieć sobie jak mam na imię. 
- Hope dobrze się czujesz?- spytała matka widząc mój stan a ja tylko lekko pokiwałam głową 
- musimy zadać pani jeszcze kilka pytań,  gdzie pani była wczoraj w godzinach porannych?- spytał starszy komisarz na którego plakietce napisane było imię Sam.
- chyba jej nie podejrzewacie?- matka była bliska płaczu.
- byłam w domu. W tym domu- powiedziałam ignorując całkowicie rodzicielke.
-czy ktoś może to potwierdzić?- spytał Sam
- nie. Rodziców nie było w domu cały weekend- wyznałam zgodnie z prawdą 
- marne alibi- zanotował młodszy w swoim notesie, z wyglądu przypominał trochę tego piosenkarza Iglesiasa, może gdyby nie okoliczności w jakich go spotkałam to nawet zaczęła bym z nim flirtować.
- utopił się a wy szukacie mordercy? Może to było samobójstwo lub po prostu nieszczęśliwy wypadek?- zauważyłam
- umarł od strzału prosto w serce z broni myśliwskiej, następnie jego ciało wrzucono do rzeki, dalej pani myśli, że to był tylko wypadek? To było morderstwo i to z zimną krwią- z moich oczu poleciały łzy.  Nawet on nie zasługiwał na taką śmierć, nie był złym człowiekiem tylko po prostu zagubionym.  Bardzo cholernie zagubionym. 
- ma pani jakieś podejrzenia kim mógł być morderca?- spytał młodszy
- nie. Nie znałam jego znajomych- wychlipiałam
- narazie nie mamy wiecej pytań, proszę póki co nie opuszczać miasta,  będziemy się z panią kontaktować. Jako że chłopak nie miał żadnej żyjącej rodziny czy mogłaby pani przyjść na identyfikacje zwłok?- - co takiego?  To jakiś żart?!- ojciec podniósł głos, wkurzył się nie na żarty-  to jeszcze dziecko u licha! -
- zrobię to, on na prawdę nie miał żadnej rodziny.  Moment a ta nauczycielka w szkole? Twierdził, że to jej ciotka-
- to było kłamstwo,  już sprawdziliśmy ten trop-
- czemu akurat ona ma to sprawdzać?!- oburzył sie ojciec. Nigdy nie potrafił panować nad emocjami, a już zwłaszcza nad złością. 
- mamy informację że była blisko z ofiarą- powiedział policjant i wstali kierując się w stronę wyjścia;- w takim razie widzimy się jutro i proszę na prawdę nie opuszczać miasta w przeciwnym razie zostanie pani oskarżona jako główna podejrzana- i wyszli żegnając się jeszcze z moimi rodzicami.
O co tu chodzi? Kto chciałby go zabić? 

Po wyjściu policjantów ojciec wcale nie zamierzał opuszczać.
- rano dzwoniła do mnie nauczycielka, że od dwoch tygodni praktycznie nie chodzisz do szkoły a po południu przychodzi policja, co się z tobą dzieje!?-
- on nie żyje...- byłam jak w transie, było tyle pytań na które nie znałam odpowiedzi, chciałam go spytać o całe te bagno. Chciałam mu nawet pomóc,  tyle w życiu przeszedł a nikt nie wyciągnął do niego pomocnej dłoni.  Teraz już za późno, na wszystko za późno. 
- zostaw ją Luke, nie widzisz że jest w szoku? - skarciła go matka
- powiedz prawdę,  miałaś z tym coś wspólnego?  Razem jakoś to załatwimy, musimy tylko wiedzieć czy miałaś z tym coś wspólnego-
- Luke! - warknęła matka a ja byłam w szoku.  Oni na prawdę myśleli że jestem zdolna do morderstwa? Jak mogą pytać o coś takiego....
- wagaruje, piję, palę, można wiele mi zarzucić ale nigdy bym nikogo nie zabiła!- krzyknęłam i z powrotem zaczęłam ubierać buty
- nigdzie nie wyjdziesz!- warknął ojciec
- zmuś mnie- powiedziałam tylko i wyszłam z domu słysząc jeszcze słowa matki
- ten ośrodek to chyba dobry pomysł-

Chcą mnie zamknąć???

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro