Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. wyścig

Wracam do żywych ;)

Siedzę w tym piekielnym wozie i zastanawiam się czemu u licha się na to zgodziłam? Niall siedział obok mnie na fotelu pasażera, wydawał się być zadowolony faktem, że mnie w to wkręcił
-Daj spokój Holi, teraz będziesz się gniewać?- Niall lekko uderzył mnie łokciem w ramię.
- jeśli rozwale ten wóz, to sam za niego płacisz- powiedziałam ostro naciskając pedał gazu, ponieważ akurat rozległ się głośny dźwięk, sygnalizujący początek wyścigu. Już na samym starcie mieliśmy problem, samochód zaczął się przegrzewać w konsekwencji czego szyby były całkiem zaparowane.
- kurwa mać, nic nie widać- Niall za wszelką cenę starał się rękawem wycierać szyby, tak bym mogła cokolwiek zobaczyć, na nic.
-Taki wóz a nie da się wyłączyć klimy- warknęłam wściekła. Powinniśmy zrobić jakąś jazdę próbną. Nagle mnie oświeciło
- otwieraj okna - powiedziałam
- oszalałas? Mam krótkie spodenki, zamarzne-
- Niall do chuja! Mam zamiar to wygrać rozumiesz? Jest jesień, jakieś siedemnaście stopni. Zapewniam cie, że nie zamarzniesz- ja już nie mówiłam, ja krzyczałam, a przyjaciel chyba widząc mój stan, przestał ze mną dyskutować i zrobił to co kazałam. Faktycznie, przeciąg był nie ludzki, niemalże głów nam nie pourywało.
Ale nareszcie cokolwiek widziałam. Byliśmy ostatni, musimy sporo nadrobić jeśli chcemy rozwalic system.
- musisz przyspieszyć Hope- powiedział Niall
- zaraz zakręt, nie wyrobie- zauważyłam
- dobra, ale za zakrętem od razu torpeda mała- powiedział tym razem delikatnie głaszcząc mi ramię, jednak szybko wziął rękę jakby rozumiejąc co robi.
Trasa nie była łatwa, oj nie... za każdym zakrętem czaił się kolejny zakręt.
- z tym Alankiem to tak na poważnie?-spytał, a ja aż na niego spojrzałam
- co to za pytanie? Nie znam go nawet Niall, jak z Marry?- odbiłam piłeczkę robiąc mocny zakręt kierownicą. - wiesz że w druga stronę ty musisz prowadzić? Skup się błagam bo zaraz twoja kolei- powiedziałam. Zasady wyścigu są proste, w jednym samochodzie jedzie dwóch kierowców, którzy muszą się zmienić miejscami przy moście (w połowie trasy) , liczy się szybkość, musimy jak najszybciej i jak najsprawniej zamienić się miejscami, wtedy nasze szansę na wygraną wzrosną.
-nie wychodzmy z wozu wcale- powiedział a mi aż serce podskoczyło do gardła, on chyba nie ma na myśli tego, co ja mam teraz na myśli?
- bez wychodzenia? Jak? Usiądziesz na moje kolana?- zaśmiałam się, słyszałam o tej sztuczce, jednak slyszalam też, że każdy kto usiłował wykonać ten manewr, tylko na tym ucierpiał, jakiś poślizg, brak koncentracji i... wypadek.
- to najlepszy pomysł Hope, w sekundzie znajdę się na twoich kolanach a w drugiej sekundzie znajdę się pod tobą, ty zajmiesz się kierownicą, bo podobno masz lepszy refleks- mówiąc to, dał szczególny nacisk na słowo Podobno, ale to zignorowałam, a on mówił dalej- a ja będę naciskał na pedały i zajmował się zmianą biegów- on tak na serio? Jedziemy ponad sto dwadzieścia kilometrów, usiłuje nie doprowadzić do wypadku a on mi tu pieprzy o jakiejś zamianie?
- nie ma mowy-
-ufasz mi Holi?- spytał- bo, ja tobie jak nikomu innego- dodał, a ja wlasnie znalazłam się w czarnej dupie.
- zróbmy to- powiedziałam.
Plan był prosty, mogłabym powiedzieć, że idealny, jednak gdy doszlo do jego realizacji omal nie dostałam zawału.
Niall szarpał mną jak lalką, a ja starałam się jak mogłam by nie puścić ani na chwilę kierownicy. Odetchnęłam z ulgą gdy siedziałam już bezpiecznie na jego kolanach.
- mówiłem, że się uda!- zawołał wesoły
- skup sie, to nie koniec wyścigu pajacu-
- mogłabyś czasem być milsza wiesz? Zwłaszcza jak siedział mi na kutasie skarbie- zaśmiał się a ja poprawiłam się tylko aby na serio nic tam mu nie dotykać tyłkiem.
- zachowaj te uwagi dla takich, które chcą tego słuchać- zauważyłam i mocno przekręciłam kierownicą w lewo skręcając w następną aleje, do mety zostało nie wiele.

***

-zdrowie naszych kierowców!-krzyknął Josh wznosząc do góry kielich z piwem, Nie wiem który to juz toast dzisiejszej nocy, przestałam liczyć po dziewiątym, nie liczyłam też połączeń od matki, która wydzwaniała już z milion razy. Nic dziwnego, obiecałam wrócić przed jedenastą, a była zaraz północ.
-zostańcie u mnie- Stella już ledwo kontaktowała, imprezowaliśmy u niej, bo to właśnie ona miała najczęściej wolną chatę, rodzice ufali jej nad życie.
- ona tego nie łyknie- powiedziałam- przyjdzie po mnie, wie gdzie mieszkasz, muszę się zmywać- powiedziałam wstając z kanapy i przeciągając się.
- odprowadzimy cie- powiedział Mark ale opadł na swoje miejsce tak szybko jak z niego wstał, jedynie Stella potrafiła stać na własnych nogach, ale jej nie pozwoliła bym nigdy samej mnie odprowadzać.
- uliczkę dalej jest postój taksówek, złapie jedną i w pięć minut będę w domu, nie martw się i błagam dopilnuj żeby ten dzieciak nie utonął we własnych rzygach- tu wskazałam ręką na Niall'a śpiącego już od godziny na niewielkim fotelu w rogu salonu.
- spokojnie dam radę i ty też uważaj-
Gdy tylko wyszłam za próg musiałam opatulić się szczelniej kurtką czując na skórze chłodny powiew wiatru.
Ciemne uliczki były słabo oświetlone, mimo to szłam przed siebie starając się nie panikować nawet gdy usłyszałam za sobą jakiś szmer. To kot, to na pewno jakiś zwykły burawy pchlarz.
- hej- stanęłam w miejscu słysząc słowo, którego na pewno nie wypowiedziałam ja, ani tym bardziej jakiś kot. Nie odwracaj się...powtarzałam sobie w głowie i szłam coraz to szybciej.
- Hope, nie gryzę- zatrzymałam się słysząc swoje imię, i faktycznie już gdzieś słyszałam ten głos
-Alan! Prawie zawału dostałam- blondyn stał dwa kroki za mną, widziałam go dwa razy w życiu ale nie czułam strachu. Niebieskooki znowu miał na sobie idealnie dopasowany garnitur, tym razem w odcieniu granatu choć przy tak słabym oświetleniu zapewne kolor był całkiem inny.
- nie miałem takiego zamiaru, wracam z najnudniejszej imprezy firmowej w życiu, patrzę a tu przede mną znana blondynka, choć muszę przyznać że chyba robiłas coś z włosami od naszego ostatniego spotkania co?- podszedł do mnie poprawiając mi włosy, które wypadły mi z luźnego kucyka.
-tak, faktycznie trochę je przyciemniłam szamponem koloryzującym- zauważyłam- przepraszam, ale na prawdę muszę już uciekać, matka mnie zabije jak zaraz nie znajdę się w domu-
- faktycznie już późno, odwiózł bym cię ale sam muszę iść pieszo, bo trochę wypiłem, ale odprowadzić jeszcze potrafię- powiedział
Nie protestowałam tylko zaczęłam iść w stronę domu a on przy moim boku

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro