-1-
- Kochanie jak było w przedszkolu? - zapytałam czterolatkę.
Właśnie skończyła dzień pracy i odebrałam córeczkę z przedszkola. Emily to drobna mała istota, która pojawiła się na tym świecie tak nagle, ale nie wie jak bardzo zmieniła mój świat na lepsze. Nie wiem jak by wyglądało życie bez niej. Nigdy nie pomyślałabym o aborcji. Tego się nie robi tak po prostu. Dziecko ma prawo żyć tak jak ja. Niczemu nie zawiniła. Jest totalną kopią swojego ojca. Ciemne oczy, ciemne włosy i znajome nawyki. Dużo ich łączy, ale nie nazwisko. Zostałam przy swoim, a ojcu nieznanym.
- Fajneeee. - odpowiedziała uradowana.
- Chcesz iść na lody? - zapytała, ponieważ sama miałam na nie ochotę.
- Takkk!- zapiszczała i zaczęła iść podskakując przy każdym kroku.
Poszłyśmy do pobliskiej lodziarni, gdzie zamówiłyśmy swoje ulubione smaki lodów. Emily jak zwykle wzięła czekoladowe te, które zawsze brał jej tata gdy tu przychodziliśmy, a ja truskawkowe. To tu zawsze zabierał mnie Luke kiedy miałam okres. To tu malowała się nasza miłość, aż w jednej chwili wszystko zgasło.
- Mamusiu słuchasz mnie? - z rozmyśleń wyrwał mnie głos córeczki.
- Tak, tak kochanie. - pokiwałam głową i wytarłam łezkę, która zgromadziła się pod moją powieką.
- Mamusiu ty płaczesz? - zapytała zmartwiona.
- Nie, nie. Coś wpadło mi do oka. - zaprzeczyłam i wytłumaczyłam. - O czym mówiłaś?
- Czy pójdziemy w weekend na tą nową bajkę do kina.
- Oczywiście. A teraz może pojedziemy do babci i dziadka?
- Taaaak! A pojedziemy też do sklepu tego z zabawkami?
- Emi pojedziemy, ale nie dziś. Dobrze?
- No dobrze. - odpowiedziała.
Staram się ją dobrze wychować i nie chce jej rozpieszczać, ale to jest silniejsze ode mnie. Chce jej wynagrodzić to, że ma tylko mnie.
- Kiedy będę mogła jeździć obok Ciebie? - zapytała, gdy zapinałam ją w foteliku.
- Jak będziesz duża.
- Jestem duża.
- Już niedługo będziesz tak siedzieć, a teraz powiesz mi co robiłaś w przedszkolu.
- No dobrze. - odpowiedziała, a ja zamknęłam drzwi i zajęłam miejsce za kierownicą.
- O teraz opowiadaj, a ja słucham. - powiedziałam zapinając pas i ruszyłam z parkingu.
- Ania powiedziała, że zaprosi mnie na urodziny.
- Naprawdę? To świetnie.
- Ja też będę mogła ją zaprosić?
- Pewnie, że tak. - odpowiedziałam i spojrzałam na dziewczynkę w lusterku.
- Pani znów mnie pochwaliła, że ładnie rysuje, a Matt pocałował Igę. - zaśmiała się, a ja wytrzeszczyłam oczy. - Mnie też chciał, ale go uderzyłam.
- Emi tak nie wolno.
- Przepraszam, ale ja nie chciałam. Od niego śmierdzi.
- Ten Matt to chyba nie grzeczny? - zapytałam i zerknęłam ponownie na dziewczynkę w lusterku.
- Wszystkim zabiera klocki. A pani kucharka dziś ugotowała nam na obiadek rosółek i naleśniki zrobiła.
- Emi a kogo naleśniki lepsze mamy czy pani kucharki?
- Twoje mamusiu. - odpowiedziała, gdy wjechałam na podjazd pod dom rodziców.
- Emily tylko nie biegaj dobrze?
- Dobrze mamusiu.
Pomogłam dziewczynce wysiąść z pojazdu, a ona pobiegła prosto w stronę drzwi. Wolnym krokiem pomaszerowałam za nią wcześniej zabierając papiery z bagażnika dotyczące jutrzejszej rozprawy.
- A kogo my tu mamy? - usłyszałam głos swojego taty, gdy tylko drzwi zostały otwarte.
- Cześć dziadku. - powiedziała dziewczynka i wbiegła do środka.
- Kolejna trudna rozprawa? - zapytał.
- Musisz mi trochę pomóc.
- Jasne chodź do biura. - wpuścił mnie do środka i zamknął drzwi, a ja poszłam do biura słysząc z kuchni śmiech mojej mamy i Emily. - Więc co tam takiego masz?
- Obiecałam, że wygram tę rozprawę, a przejęłam ją od Ciebie. - oznajmiłam kładąc na drewniane biurko czarną teczkę z papierami.
- Rozwód? - odparł i otworzył teczkę.
- Tak. Nie jestem pewna czy pani Handerson powiedziała mi wszystko związane z jej mężem.
- Jej mąż handluje narkotykami.
- Coś więcej? Są jakieś dowody?
- Umów się z nią dziś na spotkanie. Zajmiemy się Emily.
- Dziękuje. -odpowiedziałam i szybko opuściłam dom jadąc prosto do mieszkania klientki.
Po niecałych piętnastu minutach byłam na miejscu czekając pod drzwiami, aż pani Handerson mi otworzy.
- To pani. Dzień dobry. - powiedziała i wpuściła mnie do środka.
- Dzień dobry chciałabym porozmawiać o jutrzejszej rozprawie.
- Oczywiście zapraszam do kuchni.
Po półgodzinnej rozmowie z klientką opuściłam jej mieszkanie z dużą ilością informacji na temat ich małżeństwa, które jak dla mnie zakończyło się najlepszym sposobem jakim jest rozwód. Mają dwójkę dzieci. Pięcioletnią Ines i dziewięcioletnią Rozalię. Teraz już wiem, że sprawę mam wygraną i dzieci trafią pod opiekę pani Handerson. Wychodząc z bloku mój telefon wydobył z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości, ale nie mogłam go w mojej ogromnej torebce znaleźć, więc poszłam prosto na parking do samochodu i od razu pojechałam do domu rodziców po Emily. Po piętnastu minutach byłam na miejscu. Przeszukałam torebkę w poszukiwaniu telefonu, który jak się okazało był w bocznej kieszonce. Na wyświetlaczu była wiadomość od mamy z informacją bym pojechała do sklepu po mąkę na ciasto. Odpaliłam silnik i pojechałam do pobliskiego sklepu po potrzebny składnik, a po dwudziestu minutach byłam z powrotem. Drzwi otworzyła mi mama i poinformowała, że Emily poszła z moim tatą do sąsiada.
- Jak tam remont? - zapytała mama przesiewając mąkę przez sitko.
- W tamtym tygodniu skończyli łazienkę. Wpadnijcie w weekend zobaczyć.
- Jasne, że padniemy. - odpowiedziała i nastała cisza.
Pomogłam mamie w robieniu ciasta, a po wsadzeniu go do piekarnika posprzątałyśmy w kuchni.
- Chcesz coś do picia? - zapytała, a ja zajęłam miejsce na wysokim krześle przy wyspie kuchennej.
- Wodę. - odpowiedziałam, a po chwili dostałam szklankę z krystaliczną cieczą.
- Luke wrócił do miasta. - powiedziała nagle czego się nie spodziewałam.
- Wiem.
- Powiesz mu?
- Mamo rozmawiałyśmy już o tym. - przewróciłam oczami.
- A co jak się dowie?
- Nie dowie się.
- Rób jak sądzisz, ale lepiej by było, gdyby wiedział o Emily.
- Ułożył sobie życie, nie będę mu tego psuć.
- Widziałaś go?
- Nie i nie chce widzieć.
- Zmienił się i pewnie nie tylko z wyglądu. Pomyśl o Emily. Chciałaby znać tatę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro