15.
- Moi drodzy, witamy w naszych skromnych progach!
Troje Avengers'ów zostało wprowadzonych na wielką łąkę znajdującą się w środku lasu. Natasha razem z Clintem zostali zabrani do jednego z drewnianych domów, tam mieli się nimi zająć zmiennokształtni. Steve, dalej trzymany przez czarnowłosego, patrzył z lekkim obrzydzeniem na wszystko dookoła niego.
- Dobra, siadaj pan i słuchaj. Sprawa wygląda tak, że szybko nie opuścicie tego terenu. Rozdzielimy was do trzech różnych domów, gdzie będą was pilnować. W związku z tym nawet nie myślcie o ucieczce.
W momencie zakończenia słów Tamizy z domu, który sytuował się najbliżej nich wyszła Natasha wraz z trzema kobietami. Na szyi rudowłosej widniała metalowa obroża, dzięki której ani ona ani żaden z superbohaterów, którzy również owy sprzęt dostaną, nie uciekną.
Z kolejnego domku wyszedł Barton z dwoma kobietami i mężczyzną i już czarnowłosa wiedziała, że ta czwórka się dogada.
- No, a ty Rogers wylądujesz... - rozejrzała się po domkach - ... będziesz u chłopaków.
Pociągnęłam go za ramię i ruszyłam w stronę dużego domku. Po wejściu do salonu zastał nas widok trzech rozwalonych facetów leżących na kanapie. No leżących... Zależy którzy jeden leżał, a dwóch... miało ręce tam gdzie, dla Steve'a, nie powinno ich być.
- Przygotuj się Rogers, to jest normalne.
- Przecież to chore!
- Chore to jest twoja mina, to jest w 100% normalne. Było, jest i będzie, także jeszcze zmienisz zdanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro