Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

Drzwi ponownie uderzyły o ściany przy gwałtownym otwieraniu. Wpadł przez nie Clint z kilkoma kartkami w rękach. Rozłożył je na stoliku przytrzaskując je kilkoma książkami tak aby te nie zwijały się.

- Patrzcie, w tym notesie było nazwisko Castellano nie uważacie, że jest mało rosyjskie? Mi brzmi na bardziej włoskie czy hiszpańskie. To po pierwsze, po drugie gdy w wieży ta Morozov była pierwszy raz podała się jaka Isabela Castellano, Stark nie brzmi znajomo?

Iron Man popatrzył na mężczyznę początkowo że zdziwioną mina, jednak powoli zaczęło dochodzić do niego o co chodziło Clintowi. Sam po chwili wyciągnął telefon i wyświetlił akta swojej byłej asystentki. Na ekranie rozbłysło zdjęcie czarnowłosej kobiety, które zaraz porównał do zdjęcia Tamizy Morozov jakie zostało uchwycone przez kamerę.

- Przecież to ta sama osoba! Stark, ty idioto!

Natasha nie wytrzymała i prawie rzuciła się na Tony'ego, powstrzymał ją siedzący obok blondyn.

- Spokojnie. Tony, masz jakieś informacje o niej jako o asystentce?

- Większość informacji rozbiega się z tymi, jakie wiemy o Morozov. Jedyne co może być prawdziwe to to, że facet ten no, jak mu tam było...

- Castellano - wtrąciła Natasha, dalej trzymana przez Steve'a.

- A no właśnie. No to uwaga, Castellano jest w naszej bazie! - po tych słowach głowy wszystkich zgromadzonych podniosły się i wszyscy skupili idę bardziej na słowach bruneta - Victor Castellano, lat 136, zmiennokształtny, wilkołak, urodzony we Włoszech oraz z tamtąd wypłoszony razem z rodziną przez agentów T.A.R.C.Z.Y. z powodu ataku na mieszkańców miasta. Wszystko wydarzyło się jakieś 20 lat temu.

Po tych słowach Nick Fury wstał poprawił czarny płaszcz i oparł się bokiem o biurko stojące na środku pomieszczenia.

- Dobra, słuchać mnie teraz. Za dwa dni część z was razem z kilkoma agentami poleci do Włoch i spróbuje zlokalizować tego Castellano. - zakończył swój krótki komunikat i ruszył w stronę drzwi. Po położeniu ręki na klamce odwrócił się jeszcze do Avengers'ów - A no i nadal macie szukać Barnes'ów, to jest sprawa priorytetowa.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dwa dni później zgodnie ze słowami Fury'ego Natasha, Steve oraz Clint razem z grupą agentów wysiadali już z prywatnego samolotu na lotnisku w Neapolu. W odróżnieniu od pogody w Nowym Jorku tu słońce niesamowicie mocno świeciło po oczach, a powietrze było tak gorące, że bohaterowie zastanawiali się czy na pewno pośród jeansów i bluz mają spakowane jakieś spodenki i klapki, bo inaczej się tutaj ugotują.
Po przetransportowaniu się do hotelu, szybkim przebraniu i zjedzeniu upragnionego obiadu cała trojka jechała w stronę lasu, gdzie mieli zacząć przeczesywać las.

- Natasha, uważaj!

Krzyk Clinta oraz Steve'a rozniósł się po ogromnym lesie. Czarna wdowa nie zdążyła się ani obrócić ani wyciągnąć broni, gdyż wylądował na niej wielki jasno brązowy wilk. Zaraz po niej na ziemię runął Kapitan Ameryka, a po nim Clint.

- Nie no znowu! Co wy macie z tym przygniataniem ludzi do ziemi!?

Teraz zamiast czarnej bestii na mężczyźnie siedziała kobieta. Dokładnie ta której szukali od kilku dni.

- A ku ku! - szeroko uśmiechnięta dziewczyna szarpnęła blondyna za ramię tak, że teraz stał koło nie wyprostowany jak struna - dobra panowie zbieramy się.

Momentalnie obok pozostałej dwójki stanęło dwóch facetów. Jeden z nich, wysoki brunet, chwycił Natasha za obie ręce i krzyżując za plecami ruszył w stronę znaną tylko trzem zmiennokształtnym, a zaraz zanim ruszył drugi mężczyzna zaciskając raz po raz palce na przedramionach Steve. Kapitan nie chciał im tak szybko ulec, ale gdy poczuł parę cholernie ostrych zębów na szyi przestał się ruszać i szedł za Natashą. Może powodem nie był strach, a coś innego? Coś jak obrzydzenie gestem wykonanym przez czarnowłosego mężczyznę. Gdy Tamiza zobaczyła minę Rogers'a parsknęła śmiechem.

- Panie Kapitanie ja wiem, że takie gesty za twoich czasów, z resztą nie tylko za twoich, były postrzegane jako chore, ale czasy się zmieniły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro