Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ZOO

Hej, hej! Nie mogę uwierzyć, że jest tyle dobrych opinii o moich opowiadaniach! To na prawdę niesamowite! Dziękuję wam!❤❤❤

Tutaj taki krótki OS, oczywiście Larry <3

!niesprawdzone!

Louis wcale nie był zadowolony z tego, że musiał iść ze swoimi siostrami dzisiaj do zoo. Był upał, duszno i parnie. Najgorsza pogoda. Ubrał na siebie szorty i białą koszulkę na ramiączkach. Spryskał się obficie dezodorantem i wyszedł na zewnątrz. Jak najszybciej wsiadł do swojego Jeep' a i odpalił go. Włączył klimatyzację na najwyższe obroty i czekał na swoje siostry. Niecierpliwy uderzał palcami w kierownicę i co chwilę spoglądał na zegarek. Ile można się ubierać? Na szczęście spóźnione kilka minut Lottie i Fizzy wreszcie przyszły. Mocno zatrzasnęły drzwi auta chcąc zrobić bratu na złość i usiadły na swoich miejscach.

- Po co się tak wystroiłyście?

- Kto wie, może znajdę tam chłopaka- odrzekła Lottie.

- A ja męża- wywrócił oczami.- Możemy wreszcie jechać?- zapytał.

- Tak, nie rozumiem na co czekasz. Za chwilę się tu ugotujemy!

Louis warknął i wycofał auto na drogę. Do zoo jechali 20 minut, 20 okropnych minut podczas których Lottie nawijała ze swoją przyjaciółką przez telefon. Zaparkowali na parkingu i wyszli na zewnątrz. Podeszli do kasy i zapłacili należną sumę, którą Lottie podwoiła przez to, że chciała pójść na pokaz delfinów.

- Chodźmy, za chwilę się zacznie!- podskakiwała radośnie.

- Co?- Fizzy oderwała się od telefonu.

- Pokaz delfinów! No chodźmy!

Zrezygnowani wlekli się za nią, aż do głębokiego basenu i metalowych trybun rozstawionych w koło nich. Usiedli mniej więcej na środku, trochę bardziej na prawo. Równo o 12 jakiś facet zaczął gadać, jakimi to wspaniałymi ssakami są delfiny. Louis niezbyt zainteresowany poświęcił uwagę na obserwowanie ludzi. Na widowni nie zobaczył nikogo ciekawego. Jedynie jakąś blondynkę w ciemnych okularach, która właśnie oberwała w twarz butelką od swojego może 3-letniego brata. Spojrzał w kierunku basenu i omiótł go wzrokiem. W oddali zobaczył zapewne trenera delfinów, niestety jedyne co mógł zobaczyć z tej odległości to to, że był wysokim i postawnym mężczyzną z lokami. Powrócił wzrokiem i myślami do faceta, który opowiadał o delfinach i próbował się na tym skupić.

- A teraz, pokaz!- wykrzyknął radośnie i odsunął się w cień.

Trener podbiegł na brzeg basenu i ukłonił się. Pomachał dziwnie rękami i po chwili podpłynęły do niego delfiny. Tłum odpowiedział na to brawami. Trener pokazywał różne sztuczki przez najbliższe kilkanaście minut, którymi były różne obroty, podskoki, dzięki którym Louis był cały mokry. Z tej odległości nadal nie mógł bliżej przyjrzeć się treserowi delfinów.

- Proszę Państwa! Teraz prosimy o ochotnika!- facet krzyknął radośnie.

Mnóstwo rąk poszło w górę, a on próbował jak najbardziej wtopić się w tłum.

- Może Pan w białej koszulce i dżinsowych spodniach?

Louis wychylił głowę zaciekawiony.

- O! Właśnie Pan!

Nie! On zawsze miał takie szczęście, niezbyt chętnie wstał z krzesełka i zbiegł schodami w dół.

- Proszę brawa na zachętę!- mężczyzna chwycił go za ramię i pociągnął za sobą na drugą stronę basenu. Tam stał treser i w basenie były delfiny.

Mężczyzna nadal ciągnął go za ramię i kiedy doszli na miejsce praktycznie rzucił go na ziemię. Louis podniósł swój wzrok na trenera i zamarł. Przed nim stał najprzystojniejszy facet na tej ziemi! Miał mocno zarysowaną szczękę, pełne malinowe usta, delikatny zarost i oh! Te oczy! Najgłębszy odcień zieleni jaki kiedykolwiek widział!

- Proszę Pana! Halo!- bóg seksu pomachał mi swoją dużą dłonią przed oczami (duże dłonie, duży.... If u know what I mean :>).

- Louis.

- Słucham?

- Mam na imię Louis- poprawił się zarumieniony.

Ten facet go onieśmielał.

- Dobrze więc, Louis...

- A ty to..

- Harry Styles. - podał mu swoją dłoń.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale trwa pokaz. Możecie porozmawiać później- przerwał im mężczyzna prowadzący pokaz, Louis już go nie lubi.

- Tak, masz rację Nicholas.- Harry obrócił się w stronę szatyna- Podejdź tu- wskazał na krawędź basenu.

Bez żadnego zająknięcia Louis wykonał polecenie.

- Teraz musisz robić rękami o tak..- Harry chwycił go za dłonie i pociągnął do góry i potem w bok, a potem dał im swobodnie opaść na dół.

Louis' ego przeszedł dreszcz na dotyk mężczyzny, a w brzuchu wybuchły dotąd nieznane fajerwerki.

- Lou, wszystko ok.?- zapytał brunet roztapiając kolana szatyna tym zdrobnieniem.

- Tak.

- A teraz nasz drogi gość zaprezentuje nam kolejny numer!- Nick wykrzyknął do mikrofonu.

Harry dał mu znak żeby zaczął, a on wykonywał ruchy które mu wcześniej pokazał treser.

Delfiny zaczęły robić fikołki, które były bardzo efektowne, szczególnie dla Louis' ego, bo stał najbliżej.

- Wow..- powiedział cicho.

- Niesamowite, prawda?- usłyszał szept koło swojego ucha.

Pokiwał głową.

- Dziękujemy bardzo! Może Pan wrócić na swoje miejsce.- Nick popatrzył wściekle na Harry' ego i Louis' ego, którzy zresztą byli bardzo blisko siebie.

Louis opuścił ręce, posłał uśmiech Harry' emu i wrócił na swoje miejsce starając się nie potknąć.

Louis siedział w niedzielne popołudnie na swoim łóżku i myślał o przystojnym brunecie z zielonymi oczami. Przez cały tydzień nie mógł wyrzucić go z głowy. To takie dziecinne, zachowuje się jak nastolatka zakochana w swoim idolu. Nie myśląc nad tym dłużej zerwał się z łóżka i ubrał się w byle co. Zbiegł na dół i wybiegł na zewnątrz. Wsiadał do auta, kiedy drzwi domu otworzyły się, a z nich wychyliła się głowa jego mamy, Jay.

- Gdzie jedziesz, Boo?- zapytała.

- Do zoo... M-muszę coś załatwić.

- Okey, tylko nie wracaj późno!

Co on sobie wyobrażał? Chodzi już po tym pieprzonym zoo dwie godziny, a nadal go nie znalazł. A poza tym nawet jeżeli by go znalazł, to co.. Przecież Harry pewnie go nie pamięta. Zrezygnowany i zmęczony upałem skierował się do budki z lodami.

- Poproszę jedną gałkę czekoladowych- powiedział smętnie i podał sprzedawcy banknot.

Odszedł wlokąc za sobą nogami i patrząc pod stopy. Właśnie wyciągał telefon żeby sprawdzić, która godzina, kiedy wpadł na kogoś twardą klatkę piersiową. Upadł przygniatając osobę, z którą się zderzył i rozmazując czekoladowe lody na jego koszuli.

- Oops!- usłyszał głęboki, zachrypnięty głos.

- Hi!- Louis cały czerwony ze wstydu podniósł się z ziemi.

- Louis?- podniósł głowę zaciekawiony.

O nie! Teraz róż pokrywał całą jego szyję i twarz.

- H-harry? Pamiętasz mnie?

- Jakbym mógł zapomnieć?- zachichotał.

- O-oh.. Ja bardzo przepraszam za tą koszulę, ale ze mnie gapa! Odkupię ci ją albo wypiorę, cokolwiek! Jesteś bardzo zły?- spojrzał wystraszony na Harry' ego.

Brunet zaśmiał się głośno.

- Oj, Lou- wytarł łezki z kącików oczu.- Jesteś taki uroczy!

Louis nie wiedział czy można być jeszcze bardziej czerwonym.

- Ja naprawdę przepraszam, mogę ci to jakoś wynagrodzić?

- W sumie mógłbyś...- Harry udawał zamyślonego.

- Jak?

- Pójdziesz ze mną na randkę.

- S- słucham?

- Pójdziesz ze mną na randkę, niedaleko stąd jest przytulna kawiarenka.

- Okey, ale teraz?

- Tak, jesteś wolny?

- W jakim sensie?

- Czasu wolnego, chyba że masz chłopaka- uśmiechnął się.

- Może mam dziewczynę?- prychnął szatyn.

- A ja to Freddie Mercury!

- Dobra, wygrałeś- Louis westchnął.- Idziemy?

- Tak, chodź...

Szli koło siebie w ciszy i co chwilę patrzyli na siebie ukradkiem.

- Twoja koszula jest brudna, masz zamiar tak iść?- zapytał w końcu Louis.

- W sumie masz rację, zdejmę ją.

Zanim Louis zdążył cokolwiek powiedzieć Harry rozpiął ostatnie zapięte guziki koszuli i zsunął ją z ramion. Szatynowi na widok mięśni bruneta zaschnęło w gardle i aż musiał się zatrzymać. Podziwiał jego mięśnie lśniące potem ze względu na temperaturę i tatuaże, szczególnie dwie jaskółki pod obojczykami.

- Możemy już iść, Lou?- zaśmiał się Harry.

- T-tak, przepraszam..

Louis spłonął ponownie rumieńcem i chwytając bruneta za ramię pociągnął do kawiarni.

*****************************************************************************************************

- Boo, możemy już iść?- mężczyzna stał w przedpokoju i uderzał niecierpliwie stopą o podłogę.

- Już, idę!

Louis zbiegł na dół prawie zabijając się na ostatnim stopniu i wpadł w ramiona swojego chłopaka.

- Oh, Lou.. Który już raz na mnie wpadasz? Pamiętasz jak wywaliłeś na mnie czekoladowe lody?- zaśmiał się Harry.

- Jasne, Hazz... Wtedy zaprosiłeś mnie na randkę.

- I po raz pierwszy miałeś zaszczyt oglądać mnie bez koszuli..

- A teraz mogę oglądać cię kiedy chcę- wymruczał i wpił się namiętnie w usta Harry' ego.

- Mhm- pokiwał głową podczas pocałunku.
Z chwili na chwilę ich pocałunek stawał się coraz bardziej desperacki i potrzebujący. Louis wsadził jedną dłoń pod koszulę Stylesa, a drugą zaczął rozpinać jej guziki.
- Louis... Nie teraz, spóźnimy się..- wysapał wyższy.
- Oh.. Ok, chodźmy.
Louis zapiął i poprawił koszulę chłopaka i wyszedł z domu. Drugi zakluczył drzwi i usiadł koło Tomlinsona w aucie. Dojechanie do celu zajęło im 15 minut. Już lekko spóźnieni wybiegli z auta i pobiegli do basenu delfinów. Harry i Louis przebrali się w kombinezony i wbiegli na brzeg basenu. Trybuny były zapełnione już ludźmi, a Nick grając na zwłokę mówił nawet najnudniejsze fakty o delfinach. Kiedy tylko nas zobaczył zmroził nas wzrokiem, a jego ramiona opadły z ulgą.

- Nasi treserzy dotarli już na miejsce! Zapraszam na pokaz!

Automatycznie z jego słowami widownia zaczęła klaskać. Obydwoje z Harry' m wykonaliśmy kolisty ruch ręką, a cztery delfiny przepłynęły z mniejszego basenu do większego. Te zwierzęta były dla mnie niesamowite. Kiedy zostaliśmy z Hazzą oficjalnie parą zacząłem go częściej odwiedzać w zoo i przyglądać się jego pracy. Sam zaczynałem interesować się delfinami. Zacząłem czytać o nich w internecie i chyba nauczyłem się Wikipedii na pamięć! Kiedy Harry zauważył moje zafascynowanie tymi ssakami zaproponował mi kurs trenerski. Oczywiście się zgodziłem! Teraz od niespełna pół roku razem prowadzimy pokazy... Wszystko przechodziło zgodnie z planem, delfiny wykonywały podskoki, obroty, wyskoki, zawroty i inne skomplikowane obroty. Spojrzałem na widownię, dopiero teraz dostrzegłem tam całą moją rodzinę. Mamę z Ernestem w nosidełku, tatę z Doris, Lottie, która szczerzyła się do mnie od ucha do ucha, Fizzy, która dzisiaj wyjątkowa nie była twarzą w telefonie tylko uśmiechała się lekko, a koło nich okładające się pięściami Daisy i Phoebe.. Czy dzisiaj mam urodziny? Albo jest jakieś święto? Czy to Gemms? Tak! Bosze, nawet jest rodzina Harry' ego!

Spojrzałem zdziwiony na niego, on widząc gdzie się patrzę uśmiechnął się nerwowo. Przyjrzałem mu się dokładniej, wydawał się bardzo spięty. Jego usta tworzyły prostą linię, a jego ręce wykonywały chaotyczne ruchy. Obdarzyłem go zmartwionym spojrzeniem, po czym wróciłem myślami do pokazu. Z każdą nową sztuczką widownia była coraz bardziej zachwycona. Właśnie zbliżaliśmy się do finałowej sztuczki, w tym najtrudniejszej, kiedy delfiny mimo moich próśb podpłynęły do Harry' ego. On poklepał je po głowach w pochwale i rzucił im po rybie. Jak on je mógł chwalić gdy właśnie psujemy pokaz! Sięgnął do małej kieszonki jego kombinezonu i wyciągnął z niego coś i wsadził Austinowi (uparłem się żeby tak nazwać przywódcę, Harry tego nie chciał) do pyska. Pokazał mu gest zamykanego pyska i odprawił go. Z fałszywym uśmiechem podbiegłem do niego i poklepałem w ramię.

- Harry, co ty wyprawiasz?!

- Daj mi chwilę, kochanie..

Sapnąłem zdenerwowany. Harry wstał na trzęsących się nogach ze stresu i podszedł d brzegu basenu. Zaczął kierować delfiny w różne strony. Każda para zaczęła pływać i tworzyć kształt, który rozpoznałem jako serce.

- H- harry-

- Shhh..- uciszył mnie gestem ręki.

Wezwał Austina, który podpłynął blisko nas, a reszta ssaków zaczęła krążyć wkoło niego i od czasu do czasu podskakiwać. Całość tworzyła niesamowity efekt. Harry popatrzył się na mnie z czystą miłością w oczach, od której zawsze moje nogi miękły i uklęknął przede mną na kolano. Chwila, chwila! Uklęknął. na. kolano?! Przyłożyłem obie dłonie do ust w szoku, a w
moich oczach zaszkliły się łzy.

- Louis...Od kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz moje życie obróciło się o 180°. Do dzisiaj dziękuję Bogu, za to, że wtedy wywaliłeś na mnie te lody. Inaczej musiałbym przeszukać cały Londyn żeby cię znaleźć..- zaśmiałem się na te słowa.- Od pierwszego wejrzenia zakochałem się w tobie po uszy. Pamiętam twoją minę kiedy Nick cię wybrał, wcale nie będę kłamał, że go o to poprosiłem..- Co kurwa?!- Nie patrz tak na mnie, musiałem to zrobić, twoje pośladki nieziemsko wyglądały w tych szortach!- zarumieniłem się wściekle.- Chyba się trochę zagalopowałem, nie przedłużając...- pstryknął palcami, a Austin otworzył pysk, na jego języku był śliczny złoto- srebrny pierścionek ze szmaragdem wtopionym w szafir na środku. Załkałem, a z moich oczu wypłynęły pierwsze łzy.

- Louisie Williamie Tomlinsonie, czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?- spojrzał mi głęboko w oczy, widziałem jak bardzo się denerwował.

- J-ja.. Tak, tak! Oczywiście, że tak!- kiwałem nieprzytomnie głową i rzuciłem mu się na szyję.

Objął mnie swoimi ramionami i podniósł się z klęczek. Moczyłem jego szyję łzami szczęścia, ale nie przejmowałem się tym bo po chwili poczułem też jego łzy. Ludzie na widowni stali i klaskali, a nasze mamy wycierały łzy z kącików oczu. Nawet Lottie coś tam popłakiwała. Przytuliłem go jeszcze mocniej, ale on oderwał się ode mnie i założył pierścionek na mój palec serdeczny.

- Kocham Cię, Harry..- powiedziałem całując go czule w usta.

- Ja ciebie też, Boo.. Ja ciebie też..

Oddał pocałunek, a na widowni wybuchły jeszcze większe oklaski i dołączyły do tego gwizdy. Jednak Lottie miała rację... Znalazłem sobie męża w zoo...


Taki krótki na poprawę humoru XD Czy was też bawi to, że Lou "znalazł męża w zoo"?

Loueh i jego mąż!

Hazza-monkey!

........ Dobra to było gorsze, niż najgorszy żart Harry' ego "knock, knock".. Eh, nie ważne.

Mam nadzieję, że się spodobało. Dzisiaj mam zamiar wrzucić jeszcze jeden rozdział, ale nie wiem czego.. Indomitable czy Only Miss U When I'm Breathing.. Jakby jeszcze ktoś tu dotarł w tej dobie, niech napisze co woli.:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro