✞27✞ (18+)
Scena (18+)
Nastał wieczór. Thomas nadal nie zrobił ogrodzenia, tylko siedział chyba z Dylanem w łazience już z drugą godzinę.
Ja pierdole.
Mam chociaż nadzieję, że po sobie posprzątają.
A ja aktualnie stałem między nogami Scotta, który siedział na biurku i skradałem mu co chwila buziaki. Oczywiście też zerkałem na monitory. Czasem.
Nagle usłyszałem tupot na schodach. Spojrzeliśmy z chłopakiem w tamtą stronę.
O proszę, w końcu, kurwa!
Dylan miał mokre włosy i był ubrany w zwykłą koszulkę oraz luźne dresy. Zatrzymał się w progu z szerokim uśmiechem, ale gdy jego wzrok spoczął na popsutym fotelu, trochę spoważniał.
- Wow, to wy aż tak na ostro tutaj lecieliście? - oznajmił z szokiem.
Usiadłem obok Scotta na biurku i obrzuciłem go wkurwionym wzrokiem.
Lecz nie zdążyłem go opierdolić, bo za nim pojawił się Tom, również z mokrymi włosami, który położył brodę na jego ramieniu i także spojrzał na tę samą rzecz co on.
- Kto to rozjebał? - chciał wiedzieć.
- Ty się nie interesuj, tylko idź w końcu naprawiać ten mur do cholery - nakazałem z irytacją.
- Przecież naprawię - zapewnił.
- Jest już ciemno - zaznaczył Scotty.
- Wszystko jedno - stwierdził szatyn i podszedł do szafki, a następnie wyjął z niej latarkę. - Damy radę!
Spojrzeliśmy się na siebie ze Scottem niezbyt przekonani.
- Mam czas ze wszystkim do dwunastej, spokojnie - dodał blondyn, gdy zobaczył nasze miny.
- Do dwunastej w nocy ty chcesz wymienić te części i to jeszcze po ciemku oraz dodatkowo posprawdzać wszystko i wysłać raport? - upewniałem się. - Powodzenia! - skomentowałem ze złością.
- Przestań marudzić, Zane - szatyn podszedł do Thomasa i objął go w pasie jedną ręką, przyciągając do swojego boku. - Musisz wyluzować - stwierdził, po czym spojrzał na swojego brata. - Scott, weź mu zrób jakiś masaż erotyczny, to może się trochę rozluźni, bo strasznie się rzuca - oznajmił, na co mnie krew zalała.
Miałem go już opierdolić, ale chyba chłopak miał dziś szczęście, bo znowu nie zdążyłem. Usłyszałem drzwi wejściowe, a potem do centrum wszedł Aiden.
- Posłuchajcie mnie, kurwa, wy dwaj...- wskazał na braci, ale jednak urwał, bo jego wzrok przyciągnęła rzecz na podłodze. - Kto rozpierdolił fotel? - chciał wiedzieć.
Ja pierdole.
- Sam się rozpierdolił, popełnił samobójstwo, bo nie chciał już słuchać gadania Dylana - prychnąłem.
- Ej! Ja nie mam z tym nic wspólnego! - uniósł się od razu.
- Zamknijcie się! - wrzasnął Aiden, więc skupiliśmy się wszyscy na nim. - Byłem u swojego znajomego, jest jednym z głównych dowódców. Skontaktował się ze mną poprzez sztab, bo córka mu dziś umarła, był strasznie załamany i potrzebował towarzystwa. Gdy tam pojechałem był już okropnie pijany, ale chociaż dowiedziałem się czegoś ciekawego - spiorunował wzrokiem braci. - Jesteście, kurwa, zarażeni tym wirusem i dobrze wiecie, że możecie go przenosić przez krew i seks, a mimo tego się przymilacie do moich przyjaciół? - spytał oskarżająco, a mi na chwilę serce stanęło, chciałem się wtrącić i wytłumaczyć, że już nie są zarażeni, ale nawet nie było jak dojść do głosu.
- O świetnie! Zane nic nie powiedział, a ten debil główny dowódca od siedmiu boleści się wygadał! - wkurwił się Dylan.
- Wiedziałeś o wszystkim?! - Aiden posłał mi zranione spojrzenie.
Nie zdążyłem nawet otworzyć ust, aby coś powiedzieć.
- Zaraz, musisz wiedzieć, że my już nie...- zaczął Scotty, ale mu przerwano.
- Odsuńcie się, kurwa, od moich przyjaciół! - nakazał ze złością Aiden.
- To prawda? - Thomas spojrzał na Dylana z szokiem.
- Tak, ale...- nie zdążył nic wyjaśnić, bo pięść blondyna spotkała się z jego nosem.
- Ej! - Scotty zerwał się z miejsca i wskoczył pomiędzy nich.
- Jak mogłeś ze mną...I wiedziałeś, że...- Thomas nie dokańczał nawet zdań, bo był taki wściekły i zraniony.
- ONI NIE SĄ JUŻ ZARAŻENI! - huknąłem głośno, bo mnie już wkurwili, nic nie dadzą sobie wytłumaczyć.
- Jak to? - chciał wiedzieć Aiden.
- Byliśmy zarażeni, ale zostaliśmy wyleczeni, lekarze w sztabie właśnie pracują nad lekiem, abyście też wszyscy byli odporni - wyjaśnił Scotty, po czym pochylił się nad bratem, który trzymał się za nos, zgięty w pół, a na podłogę kapała krew. - Pokaż - nakazał, a gdy się przyjrzał, odetchnął z ulgą. - Nie jest złamany, tylko naruszony trochę - oznajmił, następnie spojrzał na Thomasa. - W ogóle to niezły cios - pochwalił go.
- Boże...- blondyn rzucił się do Dylana. - Przepraszam! Wynagrodzę ci to! - obiecał.
- W naturze? - zainteresował się od razu szatyn.
Thomas skarcił go wzrokiem, a ja natomiast nie mogłem uwierzyć jakie to niewyżyte. Siedział, kurwa, tyle czasu z moim przyjacielem w pokoju, potem w łazience dwie godziny i jeszcze mu mało, ja pierdole.
- Możemy usiąść i na spokojne wszystko wam powiemy? - zaproponował Scott.
Moi przyjaciele pokiwali głowami, zgadzając się.
Usiedliśmy w salonie. Tom zajmował się zatamowaniem krwawienia Dylana, a potem się do niego przytulił, ciągle przepraszając, ale szatyn zapewniał, że nic się nie stało. Scotty zaczął opowiadać wszystko od początku. Czasami coś dopowiadałem oraz przeprosiłem przyjaciół, że nic im nie powiedziałem. Zrozumieli mnie i nie mieli mi tego za złe.
- To skoro prawdopodobnie będzie ten lek, to wiecie co to oznacza? - spytał nas Aiden, lecz zaraz sam odpowiedział. - Stracimy robotę
Przewróciłem oczami.
- Jeżeli ten lek będzie tylko dla zdrowych, a nie już zarażonych, to jeszcze tu posiedzimy z pół roku lub rok, zanim pozbędą się zombi z całego świata, co powinno być znacznie już łatwiejsze gdy ludzie będą odporni - stwierdziłem.
- Jak się boicie że stracicie robotę, to zostaje jeszcze mafia w razie czego - zaproponował Dylan.
- Nie! - powiedziałem wspólnie z Thomasem i Aidenem.
Scotty westchnął głośno.
- Dobra, dopóki mamy jeszcze tę pracę, to lepiej idźcie naprawić ten płot w końcu - powiedział do brata i blondyna.
- To on jeszcze nie jest zrobiony? - zdziwił się Aiden.
- No przecież mówię cały czas, że go zrobię! - przypomniał z irytacją Tom.
- To idź a nie gadasz, panie inżynierze - skomentowałem, po czym zwróciłem się do szatyna. - A Ty się na nockę szykuj
- On mi pomoże przy ogrodzeniu, ja mu w patrolu, przestań marudzić, Zane - blondyn przytulił się mocno do swojej miłości.
Dylan posłał mi zwycięski uśmiech.
- Najpierw go walisz po mordzie, a teraz przytulasz - pokręcił głową Aiden, a ja nie mogłem się powstrzymać i się roześmiałem. - Posiedzę w centrum, dopóki nie wrócicie z tej naprawy - dodał, po czym poszedł we wskazane miejsce.
- To skoro każdy wie co robić, ja idę się umyć - zaczął Scotty. - Oczywiście jeżeli nadal łazienka jest w stanie używalności - skomentował z lekkim uśmiechem, za co dostał od Dylana i Thomasa oburzone spojrzenie, następnie podszedł do mnie blisko. - A potem do Ciebie przyjdę - wyszeptał mi na ucho.
Zrobiło mi się natychmiast gorąco. O cholera.
* * *
Czekając na Scotta, postanowiłem, że trochę ogarnę w pokoju. Nie chcę żeby chłopak pomyślał, że jestem bałaganiarzem. Gdy skończyłem, wpadłem na pomysł, że zapalę kilka świeczek dla nastroju. Miałem akurat przy sobie zapalniczkę oraz tego papierosa co go nie zapaliłem, ale był już połamany od noszenia go w kieszeni spodni. Zacząłem zapalać małe świeczki i kiedy już byłem przy ostatniej, drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Zerknąłem na sekundę za siebie, aby upewnić się, że to był Scotty.
- Szybki jesteś - zaśmiałem się, odstawiając palącą się świeczkę na stolik obok łóżka.
Nagle chłopak złapał mnie rękami sam nie wiem jak, bo to było takie błyskawiczne, że mój mózg tego nie zarejestrował, poczułem tylko jak zawadził mi swoją nogę o moją, sprawiając, że się wywaliłem na plecy wprost na łóżko. A zapalniczka wypadła mi z ręki i ją wyjebało cholera wie gdzie.
Z szerokim uśmiechem usiadł na moich biodrach w rozkroku.
- Bardzo szybki - dodałem z lekkim szokiem.
W odpowiedzi złapał za moje nadgarstki, po czym skrzyżował mi ręce na torsie, tworząc "X". Jak on to...czekaj...nie mogę rozłożyć rąk...i czuje się jak mumia!
- Teraz mi nie uciekniesz - oznajmił wesoło.
- Ale ja nie zamierzałem nigdzie uciec - odrzekłem, nadal próbując jakoś uwolnić dłonie.
Jebany silny jest.
Zaśmiał się uroczo. Od niego aż promieniowało szczęście w tej chwili. Cudownie widzieć go takiego.
Puścił moje nadgarstki, na co od razu złapałem go za biodra, a potem pojechałem nimi trochę w górę, wkradając mu się pod koszulkę.
- Zauważyłem, że uwielbiasz mi wkładać ręce pod bluzkę - powiedział z rozbawieniem.
- Najlepiej by było, gdybyś nie miał tej bluzki na sobie - zeskanowałem go pożądliwym spojrzeniem.
- Może i ją zdejmę, ale najpierw ty się rozbierzesz - zdecydował, a następnie wstał szybko ze mnie.
Posłałem mu zdziwione spojrzenie, gdy podszedł do krzesła w rogu, ustawił je sobie na środku pokoju, po czym na nim usiadł.
- A ja popatrzę - dodał.
- Słucham? - niedowierzałem.
- No szybciutko - pomaglił, robiąc gest, że niby patrzy na zegarek na ręku, chociaż takowego nie miał.
- Żartujesz, prawda? - spytałem, na co pokręcił przecząco głową. - To ty powinieneś mi zrobić striptiz i ładnie zatańczyć - wytknąłem.
- Nie umiem tańczyć - wzruszył ramionami.
- To zrób chociaż striptiz - stwierdziłem.
- Zrobię jak ty zrobisz - uparł się, zaciskając usta w wąską linię, aby się nie roześmiać.
Ja Ci zaraz, kurwa, zrobię striptiz, mały, wredny gnojku, którego i tak uwielbiam.
Wstałem z łóżka i ustałem przed nim. Rozpiąłem suwak od bluzy, po czym ją zdjąłem i rzuciłem mu prosto na głowę tak, że przez chwilę nic nie widział, lecz pozbył się szybko materiału i rzucił gdzieś na bok. Następnie zdjąłem koszulkę i kiedy Scotty chciał zjechać wzrokiem na mój nagi tors, rzuciłem mu bluzką w twarz.
- Ej! Bo ja nic nie widzę! - oburzył się, ściągając koszulkę z buzi.
- I o to chodzi - uświadomiłem go.
- No daj popatrzeć - zrobił smutną minkę, przez co chciało mi się śmiać, ale zachowywałem powagę.
Okej, skoro chce popatrzeć.
Podszedłem jeszcze bliżej niego tak, że rozporek od moich spodni miał praktycznie przed twarzą. Uniósł głowę w górę i spojrzał mi w oczy, a następnie przygryzł sobie delikatnie dolną wargę. Cholera. Co za gorący widok.
Zacząłem rozpinać w powolnym tempie swoje spodnie, a następnie opuściłem je w dół. Chłopak wbił swój podniecony wzrok w moje bokserki. Następnie wyplątałem z lekkim trudem nogawki i nogą podkopnąłem odzież na bok.
Złapałem za gumkę od bokserek, lecz nagle Scotty złapał mnie za dłonie. Opuściłem więc ręce, patrząc jak chłopak pochyla się i zaczyna składać małe pocałunki na moim brzuchu. Uśmiechnąłem się czule pod nosem. Raz jest wyłuzdany i niegrzeczny, raz czuły i uroczy. Kocham to w nim.
Odchylił się i spojrzał mi w oczy. Mój wzrok zjechał na jego usta, bo nagle przejechał sobie koniuszkiem języka po swojej dolnej wardze. Patrzyłem na to jak zahipnotyzowany. To chyba narazie koniec uroczego Scotta, wrócił ten niegrzeczny.
Złapał za gumkę od moich bokserek, po czym uwolnił z nich mojego penisa. Wziął w swoje usta jego czubek, na co natychmiast stwardniałem. Zrobiło mi się gorąco i nie wiem czy od przyjemnego uczucia czy od tego seksownego widoku, chyba przez oba naraz potraciłem zmysły.
Nagle przeszły mnie prądy rozkoszy po ciele, bo chłopak zaczął pieścić językiem dokładnie każdy centymetr mojego penisa. Wplotłem mu dłoń we włosy, następnie przymykając oczy i odchylając głowę nieco w tył.
- Scotty...- wymruczałem.
Odnalazłem przypadkowo jego rękę, która spoczywała na moim biodrze i gdzieś w okolicy serca poczułem silne ciepło, gdy splótł razem nasze palce. To było...kochane.
Ten urodziwy łobuz, wsunął sobie mojego członka głęboko w usta tak, że dotykałem główką tylniej ścianki jego gardła, co sprawiło mi nie lada rozkosz. Nawet wyrwał mi się z ust pojedyńczy jęk, kiedy zaczął w szybkim tempie sunąć ustami po całej długości, ruszając głową w tył i przód.
Po chwili nie mogłem już dłużej wytrzymać. Złapałem go za ramiona, odsuwając nieznacznie od niego i podniosłem chłopaka z krzesełka. Spojrzałem mu na sekundę w oczy, po czym wpiłem się w jego wargi. Rozpalił mnie jak cholera. Pogłębiłem pocałunek, na co Scotty od razu przyjął mój język i pozwolił się zdominować, abym to ja narzucał rytm w jakim ocierał się o ten jego.
Zjechałem dłońmi na jego tyłek. Chciałem go ścisnąć przez spodnie, ale w tylniej kieszeni natrafiłem na jakąś rzecz. Oderwałem się od ust Scotta, po czym wziąłem do ręki tubkę z lubrykantem.
- Zapach ciasteczkowy? - spojrzałem na niego pytająco.
- Dostałem przed chwilą od Dylana - uśmiechnął się cwanie.
- Nie dziwi mnie, że on ma takie rzeczy - skomentowałem.
- Nie on, Thomas ma - powiadomił, co to mnie już mocno zdziwiło.
Wygląda na to, że od tej strony swojego przyjaciela nie znałem. Dylan niewyżyty, on teraz się okazuje, że też. Już wiem czemu tak do siebie pasują.
- Nieważne - rzuciłem, kończąc narazie ten temat, bo teraz miałem o wiele ważniejsze sprawy na głowie.
Odłożyłem tubkę na łóżko, po czym pozbawiłem Scotta koszulki, a potem wziąłem się za jego spodnie. Trudno, striptiz zrobi mi innym razem.
Gdy został tylko w samej bieliźnie, położyłem go na łóżko, sam umiejscowiając się pomiędzy jego nogami. Zacząłem składać na nich małe, czułe pocałunki. Wjechałem z nimi na uda, gdzie nie gdzie robiąc mu delikatne malinki. Najbardziej od wewnętrznej strony. Kiedy w którymś momencie przygryzłem skórę blisko jego intymnego miejsca, jęknął cicho. Postanowiłem więc pozbawić go ostatniego z ubrań.
Następnie założyłem sobie jedną z jego nóg na ramię i wziąłem do ręki tubkę. Zajrzałem mu w oczy. Zciemniały znacznie i było w nich widać ogromne pożądanie. Wyglądał w tej chwili tak cholernie gorąco. Taki odważny i niegrzeczny, a teraz zdany tylko na mnie, topiąc się od każdego mojego dotyku.
Wylałem sobie trochę specyfiku na palce. Zaraz potem wsunąłem mu je w wejście.
- Och, Zane - wymamrotał z trudem, oddychając coraz szybciej.
Zacząłem poruszać palcami w jego wnętrzu, kontynuując zaznaczać zębami i ustami jego uda. Sapał głośno, dłoń wplątując w moje włosy. Oczywiście ciągnął mnie za nie co chwila, sprawiając, że po moim ciele przechodził raz za razem dreszcz podniecenia. Uwielbiam go.
Włożyłem palce w niego jeszcze głębiej i musiałem trafić w czuły punkt, bo jęknął głośno, przestając się kontrolować.
- Cholera! Wyjdź za mnie! - wykrzyczał w przypływie rozkoszy.
Wyjąłem z niego palce, po czym podciągnąłem się w górę, aby zrównać ze sobą nasze twarze.
- Moja odpowiedź brzmi "tak". Gdzie masz pierścionek? - spytałem z rozbawieniem.
- Co? - niekontaktował.
Pokręciłem głową z uśmiechem. Nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak na niego działam. Podobało mi się to.
Złączyłem ze sobą nasze usta i zacząłem czule go całować. Nawet na moment nie przestawałem, powoli ocierając swój język o ten należący do niego. Pierwszy raz przeżywałem coś takiego. Tyle uczuć wyrażanych teraz. Tyle ciepła i namiętności. Nie musiał mówić, że mnie kocha, ja to czułem w tej chwili aż za dobrze.
Po pewnym czasie oderwałem się od jego ust, lecz tylko na trochę. Chwyciłem za tubkę i nasmarowałem swój wzwód. Następnie zajrzałem chłopakowi w twarz. Oczy jakby błyszczały mu nieco i wyrażały niekończące się pokłady szczęścia i miłości. Moje zapewne wyrażały dokładnie to samo.
Pochyliłem się i kontynuowałem przerwany niedawno pocałunek, a on chętnie zaczął znów go oddawać.
Nakierowałem się na jego wejście, po czym powoli i z delikatnością zacząłem się w nim zatapiać. Westchnął rozkosznie poprzez pocałunek, wsuwając jednocześnie swoje palce pomiędzy moje kosmyki włosów. Drugą dłoń zacisnął mi na ramieniu, gdy znalazłem się w nim cały. Odczekałem chwilkę, ciągle całując chłopaka czule, a następnie zacząłem się w nim poruszać w stałym, powolnym tempie.
Scotty sapnął cicho, po czym zaczął mruczeć i wzdychać mi w usta. To było cholernie gorące. Ograniczyłem pocałunek do skubania delikatnie jego warg, aby móc słuchać tych pięknych odgłosów. Kompletnie pode mną stopniał i zatracił się w przyjemności.
Chwyciłem na chwilę jego penisa w dłoń i zacząłem poruszać na nim ręką w rytmie swoich pchnięć.
Chłopak zajęczał cudownie, a jego tęczówki pokryła lekka mgiełka rozkoszy. Dodatkowo pociągnął mnie za kosmyki, co sprawiło, że po moim ciele przeszedł dreszcz i straciłem panowanie. Jedną rękę zacisnąłem na jego biodrze, a drugą na włosach Scotta, jednocześnie przyspieszając tempo. Sapaliśmy sobie nawzajem w usta, a on dodatkowo czasem jęczał lub szeptał moje imię, wzdychając przy tym głośno. Zatraciliśmy się w sobie.
W pewnym momencie schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi, bo zaczął ciągnąć moje kosmyki tak mocno, że nie wiedziałem czy zaraz nie odpłynę. On jest najcudowniejszy.
Przyspieszyłem jeszcze bardziej pchnięcia, zatapiając się w nim za każdym razem głęboko. Krzyknął moje imię dość głośno, mam nadzieję, że nikt w domu tego nie słyszał. Ale nawet jeśli, to trudno.
Byłem już cholernie blisko i kiedy odchyliłem trochę głowę, aby na niego spojrzeć, widziałem w jego oczach, że on też był. Chłopak aż tym emanował.
Wystarczyło, że skubnąłem jego wargi i wyszeptałem mu czule, że jest dla mnie wszystkim, a on nagle zacisnął się mocno na moim penisie, dochodząc. Zaraz po nim również i ja szczytowałem w jego wnętrzu.
Gdy unormowaliśmy oddechy, przytuliłem mocno chłopaka. Spojrzał mi w oczy z błogim uśmiechem. Zacząłem gładzić jego zarumieniony policzek. Naprawdę jest dla mnie wszystkim. Żałowałem tylko tego, że mojej mamy już nie ma i nigdy nie pozna Scotta. Na pewno by go polubiła.
- Wiesz, wydaje mi się, że i tak weźmiemy kiedyś ślub - oznajmiłem, przypominając sobie co wykrzyczał w uniesieniu.
Zmrużył lekko powieki.
- I będziesz się nazywać Zane Ross - zaśmiał się.
- Nie, ty będziesz się nazywać Scott Prescott, aby było śmiesznie - zdecydowałem, na co jego uśmiech się poszerzył.
- Podoba mi się - stwierdził, patrząc na mnie ciepło z uczuciem.
- Mi też - przytaknąłem, zagubiając się w jego oczach.
Zakochałem się na amen.
🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️
W załączniku: Scott
Notka od autora:
Niestety muszę Wam powiedzieć, że jutro będzie ostatni już rozdział tej książki (ale będzie z humorem, więc nie smutać) oraz zakończenie.
🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro