✞17✞
Perspektywa: Thomas
Obudziłem się dziś wcześnie. Było dopiero po szóstej, a ja patrzyłem w sufit, błądząc myślami ku Dylanowi. Chciałem z nim porozmawiać, zapytać jak się czuje. Wczoraj ta dziwna wiadomość ze sztabu go mocno zdenerwowała, a potem jeszcze został ranny. Martwiłem się. Na dodatek szatyn mnie unikał. Nie wiedziałem co zrobiłem źle.
Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że nie mam co liczyć na coś z jego strony, głupi nie byłem, ale tak strasznie chciałbym żeby ze mną rozmawiał. Chociaż tyle. Bardzo polubiłem jego gadatliwość i poczucie humoru. Potrafił mnie rozśmieszyć jak nikt inny.
Czy to ze mną coś było nie tak? Może za bardzo mu się narzucałem i teraz mnie unika, żeby mi to dać do zrozumienia. Zresztą co ja się dziwię, najpierw prawie go pocałowałem, a potem mu powiedziałem, że noszę koronkową bieliznę. Gościu ma mnie dość. A potem jeszcze Zane niepotrzebnie go opierdolił za to, że ma mnie za dziwaka. I chociaż zaczął przepraszać i wyglądało na to, że szczerze i mu zależy na tym, abym nie był na niego zły, to może jednak rzeczywiście coś w tym jest i dlatego nie chce ze mną rozmawiać.
Chyba nie będę już mu się narzucał.
Z tą ponurą myślą, postanowiłem wstać z łóżka.
Ubrałem na siebie biały sweterek i czarne spodenki. Poprawiłem włosy, a następnie opuściłem swój pokój i zszedłem na dół. W centrum zastałem Ariana.
- Hej - przywitałem się z nim wesoło.
- Hej, ranny ptaszku - odpowiedział mi, posyłając lekki uśmiech.
Zignorowałem to jak mnie nazwał i zacząłem rozglądać wokół, jednocześnie nadsłuchując jakichś odgłosów z kuchni, ale w domu panowała cisza.
- Tylko ty jesteś? - zdziwiłem się.
- Ta - kiwnął głową, patrząc w monitor. - Zane jeszcze nie wstał, Dylan chyba też śpi, a Scotta zmieniłem po piątej, jak szedłem do łazienki, bo biedny przysypiał - wyjaśnił.
- Straszny z niego śpioch - zauważyłem.
- Nooo - zaśmiał się. - Jak wstanie dziś na wieczór to będzie cud - stwierdził.
Usiadłem rozbawiony obok przyjaciela, lecz po chwili spoważniałem nieco. Męczyła mnie ta sprawa ze sztabem.
- Szkoda w sumie, że Zane jeszcze nie wstał, bo chciałem z wami pogadać - oznajmiłem.
- O czym? - był ciekaw.
- Spójrz - nakazałem, zaczynając stukać w klawiaturę. - Jak spałeś po patrolu, to przyszło to - pokazałem mu wczorajszą wiadomość do Dylana i Scotta.
- Co to jest? - zdziwił się.
- No właśnie nie wiem, ale strasznie to załamało chłopaków. Dylan był wściekły, a Scott to nam tu normalnie płakał - powiedziałem mu.
- Skoro to jacyś tajni agenci czy coś w tym stylu, może DP5 i DP7 to jakieś cele? - stwierdził Arian.
- Cele? Że ludzie? - upewniałem się.
- Sztab ma kilku wrogów i to nie tylko zombi - wzruszył ramionami.
- No ale czemu Scott miałby płakać z tego powodu? To głupie. On wyglądał jakby to naprawdę było coś okropnego - odparłem.
- A zabijanie ludzi nie jest okropne? Ja mam wyrzuty sumienia za każdym razem jak zabijam zombi, a co dopiero strzelić do człowieka - wytknął.
- Nawet jeśli masz rację, oni nigdzie się od wczoraj nie ruszali, więc nie zdjęli tych celów - zauważyłem.
- Warto też było by wiedzieć kim jest ten Deaton - chłopak jeszcze raz przeczytał wiadomość, a potem spojrzał na zegarek. - Jest prawie siódma. Zane i tak zaraz wstanie albo już wstał. Idź po niego, może on coś wie - zaproponował.
- Okej - zgodziłem się i podniosłem z fotela.
Wspiąłem się szybko po schodach na górę, zatrzymując dopiero przed drzwiami swojego przyjaciela. Zapukałem w drewnianą powłokę, ale odpowiedziała mi cisza. Zapewne chłopak nadal spał, bo jakby się przebierał czy coś, to by mi odpowiedział. Dlatego pewnym ruchem dłoni nacisnąłem klamkę i wszedłem do pomieszczenia.
Od razu wryło mnie w podłogę. Stałem jak sparaliżowany. Zane z Dylanem spali sobie smacznie razem w jednym łóżku. A jeszcze jakby tego było mało, leżeli przytuleni do siebie.
Spokojnie, Thomas! Na pewno da się jakoś to wyjaśnić.
Po pierwsze, Dylan woli raczej dziewczyny, a po drugie Zane to mój przyjaciel, który dobrze wie, że szatyn wpadł mi w oko i nie zrobił by mi niczego takiego. Po trzecie, mają na sobie koszulki z tego co widzę. Więc jest dobrze, tak?
Tylko, kurwa, dlaczego oni śpią razem?
Wyszedłem stamtąd, nie mogąc już na to patrzeć. Wkurwię się zaraz normalnie!
Zajrzałem po cichu do pokoju braci. Scott spał sobie w swoim łóżku. No dobra, więc dlaczego Dylan nie śpi z bratem, tylko, kurwa, z moim najlepszym przyjacielem? I jeszcze się tulą do siebie?
Nie! Wiecie co? Walę to!
Zszedłem na dół, po czym wpadłem do centrum. Od razu otworzyłem metalową szafę z bronią.
- I gdzie Zane? - zaczepił Arian.
- Śpi - odpowiedziałem.
- No miałeś go obudzić - przypomniał.
- Wie pewnie tyle co my czyli nic - stwierdziłem, biorąc do ręki wydrukowane tarcze, naboje i pistolet. - Idę poćwiczyć strzelanie, bo wczoraj szło mi okropnie - poinformowałem, co zresztą było prawdą.
Ledwo co trafiłem jedno zombi. Gdyby nie Dylan, to bym tam umarł przy tym generatorze. Czas się trochę podszkolić, bo byłem policjantem i strzelać nie potrafię. Wstyd! Jak ja zdałem egzaminy do policji?
- Może zjedz najpierw śniadanie? - zaproponował.
- Nie jestem głodny - rzuciłem mu przez ramię, wychodząc z centrum.
Opuściłem dom i od razu ruszyłem w stronę lasu. Wybrałem odpowiednie drzewo, które kiedy się odsunę, nie będzie zasłaniane przez inne drzewa i przyczepiłem do niego jedną z kartek z wydrukowaną na niej tarczą. Następnie cofnąłem się na znaczną odległość i przykucnąłem na ziemi. Otworzyłem pudełko z nabojami, po czym wyjąłem pusty magazynek z pistoletu. Zacząłem powoli wkładać po kolei naboje do magazynka.
- Dylan to pewnie by to zrobił w pięć sekund! Jebany James Bond zero zero siedem! - prychnąłem ze złością. - Tajny agent się znalazł! - burczałem pod nosem, wściekły.
Gdy napełniłem magazynek, włożyłem go z powrotem do pistoletu, a potem przeciągnąłem w swoją stronę górną część broni, ładując ją.
- Okej - podniosłem się z klęczek. - Jestem super inżynierem, to i strzelcem dobrym zostanę - powiedziałem z pewnością siebie.
Wycelowałem w tarczę, a po chwili oddałem strzał. Co prawda trafiłem w kartkę, ale w sam jej róg.
- Nie szkodzi, rozgrzewam się - stwierdziłem. - I gadam sam do siebie jak idiota - dodałem, gdy dotarło to do mnie.
Wycelowałem ponownie, próbując jednocześnie pozbyć się niechcianych myśli. Nie rozumiałem jak to możliwe, że Scott miał nockę, Dylan miał mu pomagać i zamiast potem położyć się spać do siebie, to poszedł spać do Zanego. Pokoje mu się nagle pomyliły? Jasne, bo uwierzę!
Nacisnąłem na spust i oczywiście nie trafiłem w tę zasraną tarczę. Ze złości zacząłem raz za razem strzelać, od razu oproźniając cały magazynek. Zane zawsze mówił aby oszczędzać amunicję, ale jebać go!
Rzuciłem pistoletem o ziemię. Gdyby jakieś zombi teraz tu przyszło, to raczej by ode mnie spierdalało, bo jestem taki wściekły, że lepiej nie podchodzić.
* * *
Postrzelałem jeszcze trochę do tarcz, co mnie uspokoiło nieco, bo mogłem na czymś wyładować złość. Postanowiłem dać sobie spokój. Nie będę się przejmował debilami. Szkoda nerwów. Babcia zawsze mi powtarzała żebym nie martwił się tym na co nie mam wpływu.
Schowałem pistolet za tył spodenek i przykryłem go sweterkiem. Paczkę z nabojami, których nie zużyłem wziąłem razem z kartkami w rękę. Ruszyłem w stronę domu. Nie zdążyłem nawet dobrze wejść do środka, a już w salonie napotkałem szatyna.
- Hej, Tommy - podszedł do mnie z uśmiechem. - Przepraszam za wczoraj, ale trochę za bardzo się zdenerwowałem tą wiadomością ze sztabu. Oczywiście nic nie mogę na ten temat powiedzieć, ale sam rozumiesz - wyjaśnił, patrząc na mnie przepraszająco. - Co to? - zabrał mi kartki z dłoni i przyjrzał im. - Szczerze? Trochę kiepsko - stwierdził. - Może ja cię pouczę? - zaproponował, posyłając mi ciepły uśmiech.
- Sam się nauczę! - wybuchłem, nie potrafiąc być jednak spokojny, po czym wyrwałem mu kartki z ręki.
Ruszyłem do centrum, aby odłożyć rzeczy na miejsce, nie zwracając uwagi na Ariana, który nadal siedział przy ekranach.
- Co się stało, Tommy? Wstałeś lewą nogą? - szatyn podszedł do mnie znowu. - Ja się dziś wyspałem zajebiście! Ty wiesz, że spałem aż sześć godzin? Wyspałem się jak nigdy! - oznajmił z szerokim uśmiechem.
Spojrzałem na niego niedowierzająco.
Nic dziwnego, że ci się dobrze spało, skoro się tuliłeś do mojego przyjaciela, ty szujo!
Spokojnie, Thomas, bo stoisz przy szafce z bronią.
- Świetnie! Gratuluję! - prychnąłem wściekły. - I wiesz co? Odwal się ode mnie! - nakazałem, bo nie chce żeby za mną chodził i gadał jak to zajebiście się wyspał z Zanem w ramionach.
Dylan patrzył na mnie jak zbity szczeniak, ale miałem to gdzieś.
Ruszyłem do wyjścia z centrum i jak na złość wpadłem na Zanego.
- Hej - przywitał się.
- Ty też się, kurwa, odwal! - wykrzyczałem do niego i dopiero wtedy opuściłem dom.
Mam dość! Nie chcę z nikim rozmawiać! Niech każdy zejdzie mi z drogi!
🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️🧟♂️
W załączniku: Thomas
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro