Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✞12✞

Perspektywa: Scott

Pies przesypia około dwunastu godzin na dobę, kot piętnaście, co powoduje, że przesypia znaczną część swojego życia.
Ja jestem takim kotem.

Mam już tego dość. Cały czas czuje zmęczenie i senność, przez co już nie jestem pewien czy ten wirus mnie nie zabija. Może przemienia mnie, ale w jakimś mega zwolnionym tempie.
Trochę żałowałem, że podpisałem te papiery, co przypieczętowało już w tej bazie mój los, bo chyba nie dam rady. Pogarsza mi się. Nocki na sto procent nie zrobię, ale głupio mi było, że każdy ją robi, to ja też muszę, nawet na śpiąco. Trudno.

Wstałem ciężko z łóżka. Najlepiej wcale bym nie wstawał. Leżałbym i spał, albo patrzył w sufit. A może ja mam depresję połączoną z wirusem? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że na mojego brata wirus działa zupełnie inaczej. Tak jakby to zależało od organizmu. Oczywiście tego, który był odporny, czyli tylko naszych.

Ubrałem się i postanowiłem, że zaraz się umyje. Może spróbuje coś zjeść, ale ostatnio mam znaczny brak apetytu. Ja nie wiem ile tak pociągnę. Nie chcę martwić brata, ale jest chujowo.

Wszedłem do kuchni, bo usłyszałem tam krzątanie, a po drodze spojrzałem na mały zegarek na szafce w salonie. Było po dziesiątej. Coraz później wstaje.

- Hej - przywitałem się z moim bratem, który chyba parzył sobie herbatę.

- Hejka, śpiąca królewno! - odpowiedział z uśmiechem i pełen energii.

Ja też bym chciał taki być.

- Chcesz herbaty? Zane rano nią we mnie rzucił - oznajmił wesoło.

- Czemu on rzuca w ciebie herbatą? - zdziwiłem się.

- To był taki żart. Melisa na uspokojenie. Rzucił mi ją i powiedział, żebym pił jak najczęściej - wyjaśnił, na co uśmiechnąłem się lekko.

- Debil - pokręciłem głową. - Możesz zrobić mi tej herbaty, jestem taki zaspany, że bardziej i tak być nie mogę, żadne ziółka tego nie zmienią - stwierdziłem.

Wątpiłem, że ta melisa mnie jeszcze bardziej zmuli. Kiedyś jak jeszcze nie było wirusa, kuzyn Mike mi taką zaparzył i gówno mi to pomogło. Nic mnie nie uspokoiło, więc te ziółka to się nadają tylko do napicia się. Swoją drogą ciekawe co u Mikea. Tak, to ten co ukradł radiowóz. Teraz to zapewne ma raj przez apokalipse. Ukradł jakiś czołg i robi rozpierdol z zombi. On to jest wariat, więc wszystkiego można się spodziewać.

Wróciłem do salonu. Miałem się umyć, ale postanowiłem, że usiądę najpierw i nabiorę trochę energii, bo szczerze, to nic mi się nie chciało. Zrezygnowałem szybko z kanapy, przypominając sobie Zanego i Thomasa wczoraj. Tak bardzo chciałbym być na miejscu blondyna i zanurzyć dłoń w tych jego czarnych, pięknych kłakach, a najlepiej to go za nie wytargać. Ale nie mogłem. Zauważyłem jak na mnie patrzy czasem i wiedziałem, że musiałem zrobić wszystko, aby przestał. Nie może myśleć o mnie w taki sposób. I ja o nim też nie.
Tylko problem był w tym, że ja już nie potrafiłem się na niego drzeć i być niemiłym. Serce mi na to nie pozwalało.

Wyszedłem na ganek i zająłem miejsce na ławce pod ścianą. Stała obok niej puszka, a w niej kilka petów. Zawsze miałem słabość do palaczy. A Zane wygląda z dymem tak gorąco, przez co tylko jeszcze gorzej mi wychodzi zniechęcenie go do siebie.

Co jest ze mną nie tak? Nie miałem problemów jak do tej pory z odpychaniem od siebie ludzi. W stabie to nikt mnie nie lubił i bardzo dobrze, nie przywiązywałem się do nikogo i nikt do mnie. A trafiłem do tej bazy i nagle gówno z mojej taktyki.

Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, więc spojrzałem na wejście do domu. Jak leciało to przysłowie? O wilku mowa i wilk się zjawia?
Zane miał zapalniczkę i papierosa w ręku, więc pewnie chciał zapalić, ale kiedy mnie zobaczył, zrobił ruch jakby chciał wejść z powrotem do środka, ale wahał się.

Poklepałem dłonią miejsce obok siebie na ławce.

Jebać to, nie potrafię go unikać.

Chłopak niepewnie usiadł przy mnie. Nie dziwiłem mu się wcale. On pewnie już sam nie wie o co mi chodzi. Raz go odpycham, raz nie. Pogubił się biedak.

- Chyba wpadam w nałóg - posłał mi mały uśmiech, bawiąc papierosem w rękach.

- Jak spędzasz dużo czasu z moim bratem, to nic dziwnego - skomentowałem, dobrze wiedząc jak szatyn potrafi wymęczyć swoim gadaniem.

Zaśmiał się krótko, przez co zapatrzyłem się trochę na jego profil. Ma piękny uśmiech.
W końcu podpalił papierosa i zaciągnął się dymem. Ja pierdole, jebany wirus i głupie zakazy!
W końcu spotykam kogoś wspaniałego i co? Zane nie dość, że jest przystojny w cholerę, to jeszcze ma takie dobre serduszko. Cały czas praktycznie był dla mnie miły, kiedy ja dla niego wręcz przeciwnie. I to jak dba o wszystkich. Martwi się. To takie kochane.
Ciekawe czy w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że dzięki temu jaki jest, wszyscy traktują go trochę jak przywódcę tutaj. Z problemem najpierw idą do niego i pozwalają, żeby to on narzucał zasady.
Niby zwykły przyjaciel, który traktuje wszystkich równo, ale jednak rządzi.

- Miałem zostać mechanikiem. Znam się dobrze na samochodach, więc mogę ci z chęcią podreperować auto. Nie wiem czy zauważyłeś, ale silnik ci trochę wyje. Zakładam, że w najbliższym czasie i tak coś tam się popsuje, jak się teraz tego nie zrobi - zaproponował, spoglądając na mnie.

I jak ja mam być dla niego wredny? Bez sensu!
Chłopak powinien mnie nienawidzić, a on najpierw naprawił mi tę elektrykę, a teraz chce mi całe auto naprawiać! I weź tu człowieku próbuj go nie lubić!

- Nie musisz sobie robić problemu, Zane - zacząłem i miałem jeszcze powiedzieć, że dopóki jeździ to niech jeździ, ale on szybko się wtrącił.

- To żaden problem. Ja uwielbiam naprawiać auta. Już jak je zobaczyłem, to chciałem w nim pogrzebać, ale bałem się, że na mnie nakrzyczysz - wyznał, co mnie rozbawiło i uśmiechnąłem się szeroko.

- W takim razie dam Ci kluczyki i rób tam sobie przy nim co chcesz, byle by nadal jeździło - zgodziłem się.

- One będzie śmigać, a nie tylko jeździć, obiecuje - przyrzekł.

Obaj uśmiechnęliśmy się do siebie. Wiem, że nie powinienem się z nim zaprzyjaźniać, szczególnie, że czułem, że to tylko przyjaźnią się nie skończy na pewno. Ale ja już naprawdę nie miałem siły. Chcę z nim rozmawiać. Chcę się z nim śmiać. Chcę spędzać z nim czas. Ja tego bardzo chcę.

- Przepraszam za wczoraj. Głupio mi strasznie. Co prawda, jak lunatykuje to o tym nie wiem i nic nie pamiętam, ale i tak przepraszam - wyznałem niepewnie.

- Daj spokój, nic się nie stało. Ja Ci nawet miejsce zrobiłem, żebyś mógł sobie szafki przeszukać, ale jednak wybrałeś moje łóżko - zażartował, na co przewróciłem oczami.

Wygląda na to, że nawet moją podświadomość ciągnie do Zanego.

- Mimo wszystko przepraszam i za to że byłem wredny też - skruszyłem się nieco.

- To już nie zamierzasz być wredny? - upewniał się, próbując zachować powagę, ale dokładnie widziałem w jego oczach rozbawienie.

- Nie, chyba, że mi podpadniesz - odpowiedziałem, kryjąc uśmiech.

- Będę grzeczny - złapał się za serce, jakby przyrzekał na życie, przez co nie mogłem wytrzymać i się uśmiechnąłem.

Miałem już zacząć jakiś kolejny temat, bo bardzo chciałem jeszcze trochę z nim porozmawiać, ale nagle na ganek wyszedł mój brat.

- Scotty, przyszła do nas wiadomość ze sztabu - poinformował.

- Jaka? - chciałem wiedzieć, ale zakładam, że pewnie abyśmy znowu tam się zgłosili, bo co innego, chociaż byliśmy tam przecież niedawno.

A może jakiś przełom w naszej sprawie? Chociaż wątpię.

- Nie wiem, no na Ciebie czekam - wzruszył ramionami.

- Ja pierdole - wyszeptałem pod nosem, wstając z ławki.

A gdy podszedłem do niego, zatrzymałem się, bo szatyn zamiast wejść do domu, to patrzył na Zanego z wrednym uśmieszkiem.

- Och, no i zapomniałem Ci powiedzieć, że Zane nie popiera moich skutecznych metod budzenia cię, martwi się, że uderzysz o coś głową, słodkie, prawda? - powiedział mi i dopiero wtedy wszedł do środka.

Spojrzałem ze zdziwieniem na ciemnowłosego.

Wrzucił ze złością peta do puszki.

- Ja go uduszę - burknął.

Ciężko mi było ukryć uśmiech, więc zacisnąłem usta w wąską linię, po czym ruszyłem za bratem.

W centrum przy monitorach siedział Thomas.

- Już mogę? - spytał Dylana, lecz nagle jego wzrok spoczął na kimś za naszymi plecami. - Zane! - zaczepił, na co chłopak dołączył do nas. - Przyszło ostrzeżenie z czterdziestki jedynki o hordzie - powiadomił.

- Okej, to się dziś najwyżej posiedzi na dworze przy murze tak dla pewności - zdecydował, na co blondyn pokiwał głową, po czym spojrzał znów na Dylana.

- To tak...- zaczął. - Przyszła do was krótka wiadomość ze sztabu, ale kompletnie nic z niej nie rozumiem. Chociaż co ja się dziwię, sprawa utajniona - wzruszył ramionami. - "Potwierdzam DP5 i DP7, przykro mi" podpisane przez jakiegoś Deatona - przeczytał, po czym spojrzał na nas pytająco.

Cała krew odpłynęła mi z twarzy. Zrobiło mi się słabo. Spojrzałem na mojego brata. On to już w ogóle wyglądał jak z krzyża zdjęty.

- Co się stało? - zaniepokoił się blondyn, widząc nasze miny.

Chciał położyć rękę na ramieniu Dylana, ale ten od razu się odsunął.

- Nie dotykaj mnie, tak będzie najlepiej - powiedział ze złością, po czym wyszedł z centrum, a po chwili usłyszałem trzask drzwi od naszego pokoju.

- Scott? - poczułem rękę Zanego na swoich plecach.

W moich oczach wzbierały łzy. Nie umiałem zdusić w sobie rozpaczy i jakoś udawać, że ta wiadomość to nic takiego, aby strzec tajemnicy.

- Posadź go tutaj, wygląda jakby miał zaraz zemdleć - zmartwił się Thomas.

Od razu po tych słowach Zane pomógł mi usiąść na fotelu. Ręce zaczęły mi strasznie drżeć. To już koniec.
DP oznacza drogę przedostania się wirusa. Piątka to krew, siódemka stosunek seksualny. Możemy z Dylanem zarażać wirusem poprzez te rzeczy.

Nigdy nie będę mógł z nikim być, bo jak kogoś zarażę to koniec. Ta osoba zmienia się w zombi. Nie chcę tak ryzykować.

- Scott, co się dzieje? Mogę coś dla ciebie zrobić? - ciemnowłosy uklęknął przede mną, łapiąc swoje dłonie w moje.

On jest taki kochany, ja nie wytrzymam.

Rozpłakałem się jeszcze bardziej. Miałem ochotę umrzeć w tej chwili. Czemu jestem odporny, czemu się nie zmieniłem i nie umarłem?

- Może pójdę do Dylana? On też nie wyglądał za dobrze - postanowił blondyn, ale go zatrzymałem.

- Nie! - pociągnąłem nosem i starłem rękawem bluzki łzy z twarzy. - Nie idź do niego, on jest teraz wściekły - wyjaśniłem, próbując jednocześnie jakoś doprowadzić się do ładu. - Ja pójdę - zdecydowałem.

- Scott, posiedź tutaj, bo na serio jesteś blady - nakazał mi łagodnie Zane. - Poczekaj, przyniosę Ci herbaty, co ci Dylan zrobił, poczujesz się lepiej jak się czegoś napijesz - zerwał się z miejsca.

Zaraz potem wrócił z kubkiem w dłoni, po czym wcisnął go mi. Zrobiłem małego łyka. Herbata było już ledwie letnia.

- I jak? Trochę lepiej? - spytał.

Nagle coś pikło obok mnie i zorientowałem się, że to coś w komputerze, dopiero jak Thomas rzucił się do monitorów.

- Kolejne ostrzeżenie, tym razem z czterdziestki trójki - powiadomił poważnym tonem.

- Sprawdź czujniki ruchu - nakazał mu Zane.

- Co za czujniki? - spytałem, nie chcąc już myśleć o wiadomości ze sztabu, musiałem zająć się czymś innym, bo zwariuje.

- Są rozstawione dwa kilometry za murem, jak idzie jakaś większa grupa, to ją wyłapują - wyjaśnił mi Zane, wpatrując ze skupieniem w ekrany razem z blondynem.

Zrobiłem jeszcze łyka herbaty i też pochyliłem się nad monitorem.
Wyświetlała się tam jakaś mapa i dopiero kiedy się przyjrzałem, okazało się, że to mapa tej okolicy. Była nasza baza, bazy sąsiadujące, mur oraz okolice za nim. Nagle pojawiła się czerwona kropka daleko za ogrodzeniem. Potem następna obok i kolejna.

- Duża ta horda - stwierdził z obawą blondyn. - Jak się nam wpieprzy na mur, to być może nastąpi przeciążenie i w efekcie spięcie, a to będzie problem - ostrzegł.

- Mur wytrzymywał hordy, pamiętasz tę akcję przy bazie dwanaście - odrzekł ciemnowłosy.

- Ale jeszcze nie tak duże

Zane westchnął cicho i zamyślił się na chwilę, patrząc w podłogę.

- Napisz do sztabu, że mur jest zagrożony - postanowił ostatecznie.

- Czterdziestka jedynka już napisała, ale ja też to zrobię, niech wiedzą, że jest poważnie - oznajmił, po czym zaczął stukać na klawaturze i zaraz potem znowu coś pikło. - Kolejne ostrzeżenie, tym razem od bazy numer czterdzieści - poinformował.

- Dobra - ciemnowłosy wstał, po czym spojrzał na mnie. - Nie wiem co was tak załamało z Dylanem, ale pogadamy o tym później, dobrze? - obiecał, po czym ruszył do drzwi. - Idę obudzić Aidena! - rzucił do nas przez ramię.

- Ja pójdę po Dylana - zrobiłem dużego łyka herbaty, następnie odkładając kubek na szafkę obok.

Wchodząc po schodach usłyszałem jak Zane mówi do Aidena, że dostaliśmy trzy ostrzeżenia i ma podnieść dupe z łóżka. Wszedłem do mojego i Dylana pokoju. Szatyn siedział na łóżku z ukrytą twarzą w dłoniach, a wokół panował bałagan. Chłopak zapewne z nerwów pozrzucał rzeczy z szafek.

- Wiem, że jesteś wściekły - zacząłem niepewnie. - I mógłbym próbować cię pocieszyć, przytulić i takie tam, ale tego nie zrobię - oznajmiłem, na co uniósł głowę i spojrzał na mnie. - Bardzo dobrze, że jesteś wściekły, bo właśnie idzie w naszą stronę duża horda i będziesz miał okazję rozładować złość - stwierdziłem.

Szatyn wstał z łóżka.

- To dawaj ją - w jego oczach zobaczyłem tylko samo zniszczenie.

To już nie był ten sam Dylan.

Mogłem mieć tylko nadzieję, że jak się wyszaleje, to chociaż w małym stopniu wróci do normalności.

🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️🧟‍♂️

W załączniku: Scott

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro