OneShot <3
Napisany dla Mari_Nette_Love
Mam ogromną nadzieję, że Ci się spodoba! <3
Okładka:
7 maja Poniedziałek, 15:02
Lukas spał. Pomimo nieustającego trzęsienia się autokaru, którym on, jego towarzysz i reszta ich ekipy podróżowali do Portugalii, szybko odpłynął do krainy marzeń sennych. Do Lizbony, miejsca tegorocznego konkursu piosenki, ściągali przedstawiciele większości krajów Europy z nielicznymi wyjątkami, takimi jak Australia. Jego najbliższy znajomy i towarzysz, Gromee, siedział na siedzeniu koło niego i z nudów sprawdzał mapę trasy, którą jadą i liczył czas pozostały do osiagniecia celu. Z jego obliczeń wynikało, że zaledwie trzy godziny. Kiedy pogrążył się w cichej rozmowie z jedną z dziewczyn z ekipy, Carmen, Lukas nagle zerwał się ze swojego miejsca. Mężczyzna spojrzał na niego zaniepokojony.
- Wszystko w porządku?
Towarzysz spojrzał na niego lekko nieprzytomnie. Jego brązowe oczy były lekko zamglone.
- Znowu Ona?
- Znowu.
Gromee westchnął. Nie mógł uwierzyć, że przyjaciel cały czas to sobie robi.
- Sam się do Niej skierowałeś, prawda?
Między mężczyznami zapadło milczenie. Po chwili wahania młodszy z mężczyzn skinął twierdząco głową.
- Musisz dać sobie spokój, Lukas! - zirytował się Andrzej - W takim tempie, jeśli dalej o Niej będziesz śnił i będzie nieosiągalna, oszalajesz, a...
- Wiem - przerwał mu gwałtownie Meijer - Wiem. Ale Ty... nie widziałeś Jej. Nie wiesz, jak bardzo... - umilkł.
Odwrócił się do szyby, by obserwować portugalskie krajobrazy. Od kilku miesięcy Lukasa spotykała ta dziwna rzecz. Mimo licznych namów najbliższych przyjaciół, którzy jako jedyni zdawali sobie sprawę z problemu Lukasa, nie chciał nic z tym robić. To, co mu się przytrafiało, było zbyt uzależniające, by z tym kończyć.
Wbrew sobie delikatne kołysanie i uspokajający szum pojazdu ukołysał go do snu.
๛๛๛๛๛๛๛๛
W krainie jego snów mógł robić wszystko. Za pierwszym razem wydało mu się dość przerażające, że mógł kontrolować sen jak tylko chciał. Kiedy pierwszy raz zorientował się, co się dzieje, szok wybudził go. Od jakiegoś czasu było jednak inaczej. Nie potrzebował wiele czasu, by w dowiedzieć się dzięki internetowi, że miał okazję przeżyć sen świadomy, w którym to on kontrolował rzeczywistość. Jednak był jeden niepokojący element, o którym nigdzie ani wcześniej, ani później nie słyszał. Teraz, w pełnym chaosu autokarze, fantasmagoria znów się powtórzyła.
Rozpoczynało się tak jak zawsze. Lukas był na molo, wchodzącym w prześliczne jezioro, w którym księżyc zatapiał swój srebrzysty blask. Fale delikatnie rozbijały się o słupy podtrzymujące konstrukcję. Księżyc był w pełni i wisiał nad lasem. Mimo że nie było żadnych lamp ani innych najmniejszych nawet źródeł światła dookoła, nie było widać ani jednej gwiazdy.
Spoglądał na swój stary zegarek, który pokazywał godzinę 21:38. Oderwał wzrok od tarczy i spojrzał na migotliwą taflę stojącej wody. Drugie spojrzenie na zegarek zaledwie chwilę później pokazywało godzinę 11:47. Chwila spojrzenia w ciemny krajobraz, i zegarek wskazywał już godzinę 18:09. Ta próba, powtarzana przez Meijera tak często, była dobrze już znana jego umysłowi. Wiedział już, że jest to sen świadomy, co nie było najmniejszym zaskoczeniem. Skierował swoje myśli w stronę, od której wszyscy go odradzali, w tym jego zdrowy rozsądek. Im bardziej sobie wmawiał, że to już ostatni raz, tym bardziej nabierał przekonania, że nie da już rady inaczej. Jeśli nie nauczy się kontrolować, skończy się naprawdę źle. Tymczasem zgodnie z życzeniem, znalazł się na brukowanej uliczce. Wokół niej rozciągały się sklepy, kawiarnie i restauracje. Przy krawężniku stał zielony skuter z naklejką serca przylepioną na kierownicę. Minął fryzjera "u Cassie" i
"Morceau de sucre"*, francuską restaurację.W końcu wyczekany szyld zawisł tuż przed nim. "Café com leite"** zapraszał do swojego wnętrza, będacego kawiarnią. Wszedł do środka i pozwolił, żeby niespotykane w śnie doznania owionęły go. Zapach kawy i dopiero co upieczonych smakołyków łaskotał go w nos. Zewsząd było słychać stukanie łyżeczek o talerzyki, gwar radosnych rozmów i dzwoneczki wietrzne, które powitały Meijera w wejściu. Przy ladzie sprzedawczyni uśmiechnęła się do niego. Nad nią wisiał zegar, ale nie dostrzegł godziny. Od razu skierował się w prawą stronę, do znanego mu stolika. Drugi od końca, przy oknach. Jako jedyny miał inny stół niż pozostałe, z obrusem w zielono - czarne paski. Lukas doskonale znał szczegóły, bo widywał je każdej, pojedynczej nocy.
Przy stoliku siedziała dziewczyna, która zdawała się emanować radością i energią. Jej piękną twarz okalały lekko kręcone włosy, w których Lukas chciałby zanurzyć dłonie. Jeśli w Jej zielonych oczach można by było utonąć, mężczyzna zrobił by to z przyjemnością. Chciałby przez wieczność Ją podziwiać. Gwary ucichły, wszystko zwolniło. Liczyła się tylko Ona.
Wiedział jednak, że ma tylko chwilę. Tak było każdej nocy, co doprowadzało go do szaleństwa. Miał przed sobą prawdziwą boginię, którą widywał w swoim każdym śnie, ale tylko na kilkanaście sekund, maksymalnie minutę. Tak właściwie tylko zgadywał Lukas, dla którego choćby sekunda spojrzenia na zegarek, niż na idealną kobietę, sprawiała niemal fizyczny ból. Pragnął zostać z Nią tu już na zawsze, nawet jeśli by to kosztowało ogromną cenę. Tymczasem zadowolił się zajęciem miejsca na fotelu naprzeciwko Niej, po drugiej stronie stołu. Kobieta też na niego patrzyła, ale w tym momencie jej idealnie miękkie usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.
- Już niedługo, Lukas.
Zaszokowany mężczyzna obudził się w autokarze.
♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫
Lukas ponownie gwałtownie się zerwał. Maszyna stała w miejscu, co oznaczało, że mieli postój, albo dojechali. Po chwili zastanowienia wykluczył drugą myśl, bo na pewno ktoś by o nim pamiętał. Skierował się do wyjścia z pojazdu, by po chwili zobaczyć niedaleko stację benzynową. Przeszedł przez ulicę, uważnie się rozglądając i wszedł do środka. Dzień robił się gorący, pomimo, iż to był dopiero początek maja. Szklane drzwi zasunęły się za nim, a on rozejrzał się po miejscu. Zobaczył znajomego przy automacie z kawą, więc ruszył w jego stronę, jednocześnie rozglądając się wokół siebie. Natychmiast zganił się za to w myślach. Musiał przestać myśleć o Niej, zanim zupełnie zwariuje. Jednak przed tym musiał powiedzieć przyjacielowi o zmianie. Automat akurat skończył wypluwać płyn, a Andrzej wyjął kubek z uchwytu. Kiedy go zobaczył, wyciągnął go w moją stronę.
- Wziąłem dla ciebie. Nie słodzisz, prawda?
- Nie. Dzięki wielkie - uśmiechnął się i przyjął napój. Następnie szybko streścił mu swój sen. Andrzej wydawał się być lekko zły, ale przy okazji zaciekawiony.
- Mówisz, że jeszcze nigdy nie odezwała się do ciebie?
Pokręcił głową. Na samo przypomnienie Jej głosu miał ochotę zasnąć i się już więcej nie obudzić. Gromee wydawał się być autentycznie zaciekawiony.
- Dobrze, że w końcu coś się zmienia. Może to jakiś przełom, albo sny się skończą. Przypomnij mi jeszcze raz, co dokładnie powiedziała?
Przytoczył mu słowa pięknej blondynki.
- Ale o co Jej chodziło? Że już niedługo sny się skończą? Czy że się spotkacie? Jeszcze coś innego?
Na samą myśl o spotkaniu kobiety w rzeczywistości serce mu zatrzepotało. Rozsądek mówi mu, że powinien liczyć na zakończenie snów, ale serce się nie zgadzało.
Ruszyli szybkim krokiem do autokaru, który załączył silnik.
※※※※※※※※※
Siedzieli w milczeniu koło siebie. Przed chwilą kierowca poinformował ich, że dotrą blisko za godzinę. Lukas cieszył się z tego, bo był już zmęczony podróżą. Gromee po chwili wyjął telefon i zaczął znowu analizować sytuację. Mężczyzna widział, że trochę się o niego niepokoi. Wypytywał o szczegóły. Po nużącym wywiadzie Gromee stwierdził, że jeszcze nietypowe są te godziny. Metoda sprawdzania czy to sen, czy kawa jako sprawdzanie tarczy zegara była podobno niezawodną metodą, ale nigdzie nie było mowy o powtarzających się godzinach. Liczby jednak wryły mu się w pamięć już chyba na zawsze.
10 maja Czwartek, 19:49
LUKAS POV
Za trochę ponad godzinę zaczynał się pierwszy dzień konkursu. Musiałem przyznać, że byłem cholernie zdenerwowany, pomimo nieustannego przekonywania Andrzeja, że będzie wszystko w porządku. Tej nocy znowu śniła mi się blondynka, ale tym razem tak jak zawsze, bez słów, z tajemniczym uśmiechem błąkającym się po twarzy, przy którym cały świat zamykał się tylko do niej. Już za chwilę mieliśmy wyjść na scenę i wykonać nasz utwór. Byliśmy dopiero jedenaści w kolei, ale to nie zmieniało faktu, że przy moim stresie czas przeleci jakby kilka minut. Miałem gorzej, bo musiałem zaśpiewać utwór, co w przeciwieństwie do ostatnich miesięcy, teraz wydawało się przerażające. Po chwili zorientowałem się, że na scenie jest Gruzja, co by oznaczało, że wychodzimy już za chwilę. Grupa skończyła swój występ, a my wyszliśmy przed całą Europę.
Mimo tremy, zacząłem piosenkę spokojnie. Światła oświetlające scenę przeszkadzały trochę w przyglądaniu się widowni, ale mimo to się przyglądałem ludziom. Widziałem osoby z Hiszpanii, z Indii, prawdopodobnie nawet z Belgii. Nie byłem pewien niektórych flag. Słowa piosenki trochę mieszały mi się w głowie.
I'm fading now
Of real life
Misguided by the way
They say I have to live
So bring me back
Back to the place
Where my heart
Can finally reveal its face***
I w tym momencie zobaczyłem Ją. Na szczęście, akurat nie śpiewałem, bo inaczej na pewno bym przestał i upuścił mikrofon. Stała w jednym z pierwszych rzędów. Wpatrywałem się w Nią zupełnie niesubtelnie, a ona złapała moje spojrzenie. I Boże, uśmiechnęła się do mnie, a świat przestał się liczyć. Skończyłem występ nie odrywając wzroku od Niej i zeszliśmy ze sceny. Nie wiem czemu, spojrzałem na zegarek, jak już znaleźliśmy się poza widokiem ludzi. Wskazywał godzinę 21:39, a mnie zamurowało. Stałem tak w miejscu, i wpatrywałem się w tarczę. To była jedna z tych godzin z mojego wiecznego snu. Ekipa podeszła na czele z Carmen, by nam pogratulować. Również Gromee mnie uścisnął i poklepał po plecach.
- Chłopie, było dobrze! Daliśmy radę! Zupełnie... Lukas? W porządku? - zmarszczył brwi i pociągnął mnie w stronę kanap za sceną. Do Greenroomu przejdziemy za chwilę.
- Jesteś strasznie blady, dobrze się czujesz?
Usiadłem posłusznie na kanapie, a koło mnie klapnął Andrzej. Ekipa oddaliła się w jakimś kierunku, pewnie do bufetu. Było poprosić o jakąś szklankę wody.
- Widziałem ją.
- Co? - krzyknął starszy mężczyzna, ściągając przez to na siebie nieprzychylne spojrzenia większości osób dookoła nas. Jednak obecnie mnie to nie obchodziło. Obchodziła mnie tylko jedna osoba.
- Była tam. Rozumiesz to, Andrzej? Cholera jasna, Ona tu jest! Ona istnieje!
Przyjaciel patrzył na mnie zmieszany. Chyba nie wiedział, czy powinien świętować, czy zacząć się martwić już na poważnie. W sumie, nie wziąłem tego pod uwagę. A jeśli Ona nie istnieje? Czy była tylko halucynacją, pięknym widziadłem? Cholera wie, co Gromee dał mi do tej kawy wczoraj.
- Myślę, że powinieneś odpuścić - rzucił Polak - Możliwe, że tak bardzo pragnąłeś ją zobaczyć, że twój umysł ci Ją pokazał.
Wstał z kanapy i ruszył w stronę wyjścia z areny. W ostatniej chwili zdecydowałem się za nim zawołać.
- A jeśli była prawdziwa i właśnie okazja przechodzi mi koło nosa?
Mężczyzna bardzo długo zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Wtedy, jeśli jeszcze raz się zobaczysz, osobiście pójdę do monitoringu i znajdę ją.
- A jeśli odpadniemy? I już nie będę miał okazji...? - dodałem cicho.
Andrzej tylko smutno pokręcił głową i wyszedł.
11 maja Piątek, 10:56
LUKAS POV
Od samego rana myślałem tylko o wczorajszej sytuacji. Miałem gdzieś to, że mieliśmy teraz iść zwiedzać Lizbonę. Leżałem na łóżku w pokoju w hotelu, niedawno obudzony. Oczywiście, w moim śnie była dziewczyna. Chciałem zadać pytanie, ale nie mogłem się odezwać. Zrezygnowany, postanowiłem wybrać się po jakieś śniadanie na miasto. Miałem tylko nadzieję, że nie natknę się na naszą grupę, bo wszyscy prócz Gromee'ego myślą, że się rozchorowałem od przeciągu w autokarze. W dodatku, okazało się że nie przeszliśmy do finału. To by znaczyło, że to już koniec wszystkiego. Zamknąłem drzwi na klucz i ruszyłem do schodów oświetlonym korytarzem.
Okazało się, że na dworze było gorąco i w ogóle nie było wiatru. Nie chciałem wiedzieć, jak będzie w południe. Stwierdziłem, że raz się żyje, i wyłączając GPS - a w telefonie, zacząłem błądzić wąskimi uliczkami słonecznej Lizbony. Jak się spodziewalem, już po chwili nie miałem pojęcia, gdzie jestem, i nawet nie było wokół żadnej kawiarni. Trafiłem jeszcze na skrzyżowanie. Z mojego zegarka wynikało, że błądzę już dobre 40 minut - była 11:41. Wkurzony na siebie, skierowałem się w prawo. Pierwsze, co zobaczyłem, to zakład fryzjerski "U Lessie". Nie, chwila. To tylko rdza na tablicy. Zakład nazywał się "U Cassie".
Pieprzone miasto, wykończy mnie psychicznie. Nie ma możliwości, żeby to było to miejsce, prawda...? Już miałem się odwrócić i iść w drugą stronę, kiedy przejechał koło mnie skuter z kierującym młodym chłopakiem.
- Uważaj, bo mnie rozjedziesz! - zawołałem po angielsku. Ten zaparkował przy chodniku, i pobiegł gdzieś pieszo, w ostatniej chwili wołając "przepraszam". Pokręciłem głową, ale w tym momencie zauważyłem coś niepokojącego. Skuter był zielony, niemal tak bardzo jak oczy mojej wyśnionej dziewczyny.
Cicho przekląłem pod nosem, bo właśnie zwróciłem uwagę na znajome mi szyldy, której każdej nocy tak upiornie kołysały mi się nad głową, kiedy szedłem do kawiarni na spotkanie. Z sercem bijącym jak młot, jak nieprzytomny przeszedłem przez ulicę. Miałem ochotę wrzeszczeć z radości. Trzęsącymi się rękami chwyciłem klamkę i otworzyłem drzwi.
Uderzył mnie zapach kawy i słodyczy. Ekspedientka uśmiechnęła się do mnie. Zegar wskazywał 11:46. Na skraju życia i śmierci spojrzałem w prawo, na drugi od końca stolik przy wielkim oknie.
Moje serce pękło po prostu na pół. Stolik był pusty. Żadna osoba nie siedziała przy nim. Z resztką gasnącej nadziei spojrzałem po innych stolikach. Byli jacyś randomowi ludzie, i na pewno nie było Jej. Czułem się, jakbym miał umrzeć, więc podszedłem do tego cholernego stolika, by na chwilę odetchnąć. Zamknąłem oczy. Gromee miał rację, jestem nienormalny. Ona nie istnieje, nigdy nie istniała, a ja głupi uwierzyłem w jakiś sen, jak dziecko. A jeśli dalej będzie mi się śnić, chyba zwariuję do reszty.
Moje pędzące myśli przepędził dźwięk dzwonka wietrznego. Otwarłem oczy i omal nie spadłem z kanapy. Dziewczyna o idealnej figurze i wyglądzie. Blond, lekko kręcone włosy idealnie falowały, kiedy szła w jego stronę, a on ledwo co zauważył, że zegar wskazuje 11:47. No oczywiście. Miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Była prawdziwa. Była tu. I teraz stała koło niego.
- Cześć - odezwała się, a ja pomyślałem, że brzmi jak anioł - Wiem, że to zabrzmi głupio, ale to mój ulubiony stolik, więc... Mogłabym się dosiąść?
- Oczywiscie - powiedziałem z lekką chrypką.
Usiadła i wlepiła we mnie te swoje piękne spojrzenie zielonych oczu.
- Jestem Klaudia - przedstawiła się i wyciągnęła do mnie rękę ponad stolikiem, na którym leżał obrus w zielone i czarne paski. Natychmiast ją uścisnąłem i miałem już pewność, że jest prawdziwa.
- Lukas Meijer - uśmiechnąłem się.
- Wiem, oczywiście że to wiem. Byłam na Twoim występie na Eurowizji. Strasznie mi przykro, że nie dostaliście się do finału. Nie chciałam żebyś mnie uznał za psychofankę, więc udawałam, że Cię nie znam - zaśmiała się, a ja umieściłem ten dźwięk na liście moich ulubionych jako numer jeden.
- Ja też Cię widziałem.
- Wiesz, jedna rzecz nie daje mi spokoju. Czy ja Cię już kiedyś nie spotkalam? Wydajesz mi się być bardzo znajomy...
Koniec
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nie no, żartuję!
Epilog
12 maja Sobota, 17:58
LUKAS POV
Minął już cały dzień od tamtej chwili, ale od razu złapaliśmy nić porozumienia, przez co resztę wczorajszego dnia spędziliśmy włócząc się po ulicach Lizbony i gadając. Nie dawała mi spokoju, jedna rzecz, jedna myśl. Co z tą ostatnią godziną? Jasne, byłem cholernie szczęśliwy, wiedząc, że w końcu mam koło siebie tą Jedyną, dziewczynę z marzeń, dziewczynę ze snu, która teraz miała imię. Klaudia. Klaudia. Klaudia. Brzmiało dla mnie jak cudowne zaklęcie. Dzisiaj o osiemnastej miała przyjść do mnie, po raz ostatni. Mieliśmy jutro rano wyjechać. Bałem się tej chwili, więc rozważałem wynajęcie pokoju tutaj na jeszcze chociaż tydzień. Wczoraj, jak już wróciłem, tak szczęśliwy, że zachowywałem się jak pijany, opowiedziałem wszystko Andrzejowi. Nie mógł w to uwierzyć, ale cieszył się prawie tak samo ja. Widziałem po nim, jak cholernie cieszył się, że mam Ją przy sobie. Owszem, znowu widziałem ją w śnie, ale uśmiechała się szerzej i myślę, że niedługo sny się skończą.
Zorientowałem się, że była już 18:07, a dalej jej nie było. Już za Nią tęskniłem, zwłaszcza, że byłem pewien, że wczoraj oboje poczuliśmy coś więcej niż przyjaźń. Gromee zmył się gdzieś z Carmen. Minutę później rozległo się pukanie do drzwi. W tym momencie przeraziła mnie jedna rzecz. Trzy godziny, trzy spotkania. A co jeśli to było ostatnie? 18:09, ostatnia z godzin, miała wybić za 12 sekund. Co ona oznaczała?
- Proszę! - zawołałem, a mój ideał wszedł do pokoju.
Dziewięć sekund.
Nie chciałem Jej stracić. Boję się, że zniknie. Jak nigdy pragnąłem Ją przytulić i pocałować.
Siedem sekund.
Podeszła do mnie. Wydawała się być zdenerwowana. Jej usta ślicznie lśniły pomadką.
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała cicho.
Dwie sekundy.
Nagle przysunęła się do mnie i wspięła na palce.
Jedna.
W momencie kiedy jej wargi zetknęły się z moimi ustami, dłuższa z wskazówek przesunęła się na dwunastkę, a ja miałem w ramionach moją ukochaną Klaudię. Wplotłem palce w jej puszyste, tak pięknie pachnące włosy. Pachniała słodkim szamponem i wiatrem, ale teraz liczyło się inne doznanie.
Od tamtej chwili dziewczyna nie pojawiła się w moim śnie ani razu więcej. Nie musiała. Za to widziałem ją każdego ranka tuż koło mnie.
Koniec
*"Morceau de sucre" - (fran.) "Kostka cukru"
**"Café com leite" - (prt.) "Kawa z mlekiem"
*** I'm fading now
Of real life
Misguided by the way
They say I have to live
So bring me back
Back to the place
Where my heart
Can finally reveal its face
(Pol.)
Znikam właśnie
Z prawdziwego życia
Błędnie wybrawszy sposób,
W jaki podobno mam żyć
Więc ściągnij mnie z powrotem
Z powrotem w to miejsce
Gdzie moje serce
Może wreszcie objawić swe oblicze
Uznałam, że to trochę pasuje do tej historii ^^
2735 słów <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro