Eurovision Story ♥
Zapewnijcie sobie godzinę (co najmniej) wolnego czasu ♥ w zamian proszę tylko o zasypanie mnie komentarzami ♥
Baśnie zapisane nutami
[̲̅P̲̅][̲̅я̲̅][̲̅z̲̅][̲̅ε̲̅][̲̅d̲̅][̲̅ѕ̲̅][̲̅т̲̅][̲̅α̲̅][̲̅ω̲̅][̲̅ι̲̅][̲̅ε̲̅][̲̅и̲̅][̲̅ι̲̅][̲̅ε̲̅]
[̲̅ρ̲̅][̲̅σ̲̅][̲̅ѕ̲̅][̲̅т̲̅][̲̅α̲̅][̲̅c̲̅][̲̅ι̲̅]
̥̊W̥̥̊̊ ̥̥̊̊r̥̥̊̊o̥̥̊̊l̥̥̊̊ḁ̥̊̊c̥̥̊̊h̥̥̊̊ ̥̥̊̊g̥̥̊̊ł̥̥̊̊ó̥̥̊̊ẘ̥̥̊n̥̥̊̊ẙ̥̥̊c̥̊h̥̊
Alexander Rybak as Czerwony Kapturek
Melovin as Wilk Czerwonego Kapturka
Mikolas Josef as Dziadek Czerwonego Kapturka
AWS
Laura Rizzotto as Mała Syrenka
Saara Aalto as Roszpunka
Amaia Romero as Kopciuszek
Netta
Rasmussen
Ari Ólaffson
Benjamin Ingrosso
͜͡W͜͜͡͡ ͜͜͡͡p͜͜͡͡o͜͜͡͡z͜͜͡͡o͜͜͡͡s͜͜͡͡t͜͜͡͡a͜͜͡͡ł͜͜͡͡y͜͜͡͡c͜͜͡͡h͜͜͡͡ ͜͜͡͡r͜͜͡͡o͜͜͡͡l͜͜͡͡a͜͜͡͡c͜͡h͜͡
Vanja Radovanovich
Alekseev
Claudia Pascoal
Julia Samojłowa
Kristian Kostov
Amaia Romero
Dawno, dawno temu, na wschodzie wielkiego, pięknego kraju, nad brzegiem rzeki stało niewielkie miasteczko. Istniało ono już od tak dawien dawna, że nawet najstarsi jego mieszkańcy pozapominali już, jak brzmi jego nazwa. Czasy świetności pamiętały tylko najstarsze pokolenia. Teraz, jakby kpiąc z ówczesnej wielkości, kościółki i zabytkowe zameczki rozsypywały się, gruzem i pyłem zasypując wąskie uliczki o wyślizganych przez podeszwy setek ludzi kamieniach. Nieliczne bramy o przepięknych i misternych zdobieniach, dawniej skrzące się w słońcu szlachetnym złotem, zniszczone były przez grad, śnieg i starość, przez co pełniły już tylko funkcję zbieraczy kurzu. Drewniane bramy wciąż skrzypiały przyjaźnie, witając podróżnych na skraju starego miasta. Uliczka wiła się dookoła, naprzemiennie pnąc się po wzgórzach lub opadając w dół. Niewielkie domki, które wyglądały, jakby miały runąć, stały dalej, dziwiąc tym nawet samych ich mieszkańców. Każdy z nich był jeszcze bardziej podobny do poprzedniego, niż sam wcześniejszy. Wieś utrzymywała się praktycznie tylko z dwóch rzeczy - drobnej turystyki oraz łowienia ryb. Tylko dwa miejsca przyciągały przybyszów do zwiedzania - piękna fontanna na ryneczku i tajemnicza, stara wieża.
W centrum miasta owa kamienna rzeźba stanowiła środek rynku, między tawerną a miejskim urzędem. Mieszkańcy dziwili się, że wciąż jeszcze działa. Nie byłoby w niej nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że była ze złota, a woda nigdy się nie kończyła. Dziwiło to mieszkańców niezmiernie, bardziej nawet, niż wieżyczka na zachodzie miejsca. Ta sięgała kilkunastu metrów wysokości i niebotyczną liczbę kamieni do wybudowania jej. Legenda, którą najstarsi członkowie miasta opowiadali licznie zgromadzonym wokół niej dzieciom, przyciągała wiele osób. Mawiano, że na wieży ktoś mieszka, nie potrzebujący jedzenia ani wody. Kiedy wieża runie, drugiego dnia o wschodzie słońca stworzenie wyjdzie, aby ukarać burzycieli jej domu. Rozsądni mieszkańcy pozostawili budowlę samą sobie.
Najbliższe domki znajdowały się o kilometry od wieży. Z trzaskającymi przy wichurach okiennicami, skrzypiącymi schodkami werand i rozpadającymi się dachami, zdawały się zupełnie nieciekawe. Historia opowiada jednak o mieszkańcu jednego z nich - tak samo zwyczajnego, ale ważnego. Zamieszkiwał go pewien uroczy chłopak o czarnych włosach i ciemnych oczach. Oprócz niego w domu znajdował się tylko ojciec, który był mu bardzo drogi. Często w odwiedziny wpadał również dobry przyjaciel Benjamina - Felix. Każde wspomnienie z dzieciństwa chłopaka było związane właśnie z tą dwójką mężczyzn. Chłopak nie tęsknił zbytnio za matką. Nie potrzebował jej, kiedy to Felix dodawał mu otuchy, by zagadał do przyjaciół w podstawówce. Nie było jej, gdy jego ojciec uczył go sznurować buty. Nie ona rozmawiała z nim, kiedy nie mógł zasnąć, a przerażające kształty na krześle w ciemnościach zdawały się być żywe.
Chłopak nie potrzebował nikogo więcej. No, czasem może zatęsknił za towarzystwem jego stukniętego dziadka. Kiedy był mniejszy, chodził do niego częściej z ojcem, lecz ostatnio Benjamin był zbyt zajęty niewielkim remontem ich domu. Martwił się jednocześnie o zdrowie jego ojca, lecz nie chciał puścić syna samego.
- Alexandrze - mawiał rankami, przy niemal pustym stole - będziesz kiedyś musiał przejść daleką drogę, lecz jeszcze nie dziś. Jesteś za mały, by pójść taką trasę do dziadka.
Aż pewnego ranka, kiedy Alexander z niewielkim zapałem zaczął grać na skrzypcach, radosne oczy Benjamina obserwowały go.
Skrzypce, z pięknego czerwonego i brązowego drewna, należały niegdyś do matki chłopca. Miał talent do grania właśnie po niej, co już dawno zauważył. Twarz chłopca nie była już tak dziecięca, wątłe ramiona nabrały muskułów, a chude nogi jakby wydłużyły się. Nie mógł dłużej ukrywać przed światem chłopaka. Musiał sam sobie poradzić z dobrem i złem, z czego Benjamin zdawał sobie boleśnie sprawę.
- Alexandrze - odezwał się w końcu patrząc w przygasające wczesnym rankiem palenisko w domu - Pora już, byś odwiedził dziadka.
Przygotowania do podróży nie trwały zbyt długo. Jego ojciec schował do koszyka chleb, jajka i inne słodkie i słone smakołyki. Benjamin pozwolił sobie nawet na takie rarytasy jak cukierki, banany i brzoskwinie.
W ostatniej chwili wpadł Felix, najlepszy przyjaciel mężczyzn. On również miał coś dla niego. W rękach trzymał czerwoną tkaninę, która zwróciła uwagę Benjamina. Stwierdził, że chyba wie, co to jest. Felix uśmiechnął się z zażenowaniem.
- To peleryna twojego ojca, kiedy był w twoim wieku. Zabrałem mu ją, kiedy nie patrzył, bo mu jej zazdrościłem - wyjaśnił chłopakowi, a wszyscy zaśmiali się.
- Ile wy się przyjaźnicie?
- Miałeś ją tak długo? - zadali pytania jednocześnie syn i ojciec. Felix zmierzwił ciemne włosy Alexandra.
- Dłużej, niż znał twoją matkę i niż ty jesteś na świecie.
- A ile jeszcze będe się z tobą męczył? - burknął żartobliwie Benjamin.
- Aż morze wyschnie i zamieni się w pustynię - odpyskował przyjaciel.
Benjamin narzucił na ramiona syna czerwoną pelerynę i spojrzał na niego z troską. Ufał Alexandrowi i wierzył, że nic mu się nie stanie. Po pożegnaniu młody Rybak wyruszył w daleką drogę.
Dla ośmioletniego wiele lat temu Alexandra niegdyś droga wzdłuż rzeki i ciemnym lasem wokół zdawała się być nie do przejścia samemu. Teraz, po 10 latach później, zgadywał, że droga zajmie mu z kilka godzin i na miejsce dotrze trochę po zmroku. Żwawym krokiem przeszedł przez miasteczko, pozdrawiając co niektórych, by po kilkunastu minutach znaleźć się na samym skraju przedmieścia. Wartownik przy bramie zignorował go, kiedy minął mury i znalazł się na środku niewielkiego wzgórza. Słońce zdążyło się wznieść tak wysoko, że chłopak widział swój krótki cień. Nie przejmował się jednak nadchodzącym upałem, bo już za chwilę miał się znaleźć w gęstym lesie. Wysokie gałęzie stanowiły doskonałą ochronę przed jasnym światłem. Alexander zszedł ze stoku i wkroczył pomiędzy drzewa.
Od razu spodobało mu się to uczucie, kiedy nagle wszystkie codzienne dzwięki zewnętrznego świata milkną, a jasne promienie ustępują miejsca mrokowi, zupełnie jakby drzewa stanowiły portal do innego świata. Z nudów zaczął nucić utwór, który sam komponował - 'Fairytale'.
Coś nagle zaszeleściło w krzakach koło niego, ale nie zwrócił na to żadnej uwagi. Przecież właśnie znalazł w koszyku babeczkę z wiśniami!
Maszerował już dobre dwie godziny, kiedy uznał, że to pora na przerwę. Dostrzegł na polanie przed sobą głaz. Był cały omszały, ale mimo to Alexander postanowił na nim usiąść i odpocząć. Dokładnie obejrzał zawartość koszyczka i postanowił się skusić na rogalika.
Nagle poczuł nieprzyjemne wrażenie, że ktoś go obserwuje. Coś z tyłu ponownie zaszeleściło. Alexander odwrocił się. Kilka metrów od niego stał chłopak, w jego wieku lub może rok starszy od niego. Miał wilcze uszy i ogon z tyłu.
'Wariat', pomyślał od razu. W tym momencie zauważył jednak oczy chłopaka. Jedno z nich było ciemne, a drugie jasne. Zaintrygowało go to. Obserwator beznamiętnie wpatrywał się w Alexandra pałaszującego drożdżówkę. Alexander zwyczajnie odwzajemnił świdrujące spojrzenie.
- Nie jesteś zbyt subtelny, wiesz? - zawołał do chłopaka, a tamten uśmiechnął się krzywo.
- Ty też nie. Idziesz po lesie jak mamut.
Alexander wzruszył tylko na to ramionami. Nie bał się chłopaka. Przed chwilą znalazł w koszyku chleb twardości głazu, na którym siedział. Mógłby spokojnie rozłupać nim czaszkę.
Przybysz jednak nie wyglądał na chętnego do popełnienia zbrodni, więc uznał, że i on poniecha te zamiary. Postanowił porozmawiać z dziwnym chłopakiem.
- Chcesz się czymś poczęstować? - zaproponował - Mam jabłka, banany i wino.
- Jeśli chodzi o wino, raczej nie. Coś czuję, że to się źle skończy. Ale jeśli chodzi o banany, to bardzo chętnie - oczy mu się zaświeciły. Alexander gestem wskazał mu, żeby podszedł. Zanim zdążył mu zrobić miejsce na kamieniu, ten usiadł na trawie, a jego ogon owinąć się wokół nogi Alexandra. Przeszły go ciarki. Jeśli to tylko rekwizyt wariata, to czemu do cholery on sam się rusza?
- Mógłbyś... - zawiesił głos chłopak, patrząc na futrzasty ogon znacząco.
- Jasne. Wybacz - mruknął chłopak i owinął ogon wokół małego drzewka obok.
Jedli w milczeniu, które dopiero po dłuższej przerwie zdecydował się przerwać młodszy chłopak.
- Jak się nazywasz?
- Możesz mi mówić Melovin.
- W porządku - skinął głową syn Benjamina - Ja jestem Alexander.
- Dokąd się wybierasz? - zainteresował się niedoszły wilk.
- Idę w odwiedziny do dziadka - przyznał Rybak.
Melovin uśmiechnął się. Często wpadał na takie zagubione duszyczki. Lubił czuć dreszczyk adrenaliny, kiedy okradał różne osoby z wszelkich rzeczy. Przeszło mu jednak przez myśl, żeby oszczędzić chłopaka. Coś w nim było, co... Zreflektował się, zanim sam zdążył dokończyć myśl.
'Melovin, durniu. Robiszs się sentymentalny na starość.'
Postanowił po prostu rozegrać to tak jak kiedyś, z inną dziewczyną.
- Może nazrywasz kwiatów? Twój dziadek się ucieszy.
Rybak zmierzył go spojrzeniem.
- Poważnie, wilku? Nie idę na randkę, tylko do chorego dziadka. W dodatku znając go, powiedziałby, że mam mu zabierać sprzed oczu i z chałupy tą śmierdzącą trawę, bo jeszcze nie kopnął w kalendarz i mam mu dopiero na grób przynosić.
Melovin roześmiał się wbrew sobie.
- Uroczo.
Alexander poinformował chłopaka, że musi już iść. Pozdrowił go i wstał z kamienia.
- Żartujesz sobie? - zdziwił się Melovin.
- Nie? Dlaczego miałbym?
- A ja?
- A ty i twój ogon zostajecie.
- No weź! - rzucił bardziej błagalnie, niż chciał, czym sam się zdziwił.
- Mam kawał drogi, daj mi już spokój.
- Znam skrót! - pochwalił się niezłomnie wilk - Pokażę ci go, jeśli będę mógł pójść.
- Jezu - nadąsał się Rybak - Nie po to czekałem osiemnaście lat, żeby jakiś upośledzony cosplayer mnie napadał! Chcesz to idź, nie to nie - odrzekł i ruszył szybko przed siebie.
Melovin dostrzegł jednak, że zostawił na ziemi pod nogami chłopaka koszyk. Uśmiechnął się szeroko i dogonił chłopaka.
- Mówiłem ci już, że nie jesteś zbyt subtelny?
⊱✿ ✿⊰
Po drodze Melovin przekonał jeszcze Rybaka, żeby ten nazrywał poziomek, na co ten chętniej przystał. Zapadał zmrok, co oznaczało, że powinni być już niedaleko celu podróży. Wilkowi usta się nie zamykały, ale Alexander i tak go nie słuchał. Las, o ile to było jeszcze możliwe, był ciemniejszy niż kiedykolwiek chłopak pamiętał.
Nagle coś przed nimi zaczęło szeleścić. Chłopcy zatrzymali się. Alexander kątem oka zauważył, że ogon Melovina zaczął zataczać nerwowe kółka, a sam wilk przysunął się bliżej niego. Futrzasty uszy drgnęły.
- Ktoś tu idzie - warknął wilczy chłopak. Zaczęło szeleścić jeszcze gwałtowniej, a w ciemności ten dźwięk zdawał się być bardzo spotęgowany. Ogon Melovina owinął się wokół lewej nogi Alexandra, lecz ten nie zdążył go za to okrzyczeć. Z krzaków wyskoczył jakiś brodacz. Melovin wydał piskliwy krzyk, ale Alexander wywrócił tylko oczami i pomógł wstać mężczyźnie. Ten zmierzył ich wzrokiem, nie świadczącym o zbytniej wdzięczności.
- Coście za jedni?
Zauważył uszy i ogon chłopaka, a jego krzaczaste brwi zmarszczyły się.
- Dwóch gejów w lesie nagrywa anime?
Alexander wybałuszył oczy jak karp, którego niegdyś mieli w domu na święta. Szybko sprostował zaistniałą sytuację.
- Jestem Rasmussen - przedstawił się wtedy mężczyzna - Szukam mojej córki, Saary. Nie wpadliście na nią przypadkiem?
- Obawiam się, że nie. Nikogo nie spotkaliśmy po drodze. Jak wygląda? Może się zorientujemy, gdy ją znajdziemy. Kolor włosów? Długie, krótkie?
- Ja tam teraz nie znam tych waszych standardów, młodzi, ale ja wiem... Tak z 9 metrów?
Zatkało ich ponownie.
- Rozumiem, że mieszkacie niedaleko? - spytał uprzejmie Melovin.
- Tak, w starej wieży kilka godzin marszu stąd.
- Chwileczkę - wtrącił się ożywiony Alexander - na skraju starego miasta?
- Dokładnie ta. Ciekawe, jak się wydostała... - zastanawiał się na głos mężczyzna.
Towarzysze spojrzeli na siebie znacząco. To tyle, gdy idzie o nawiedzoną wieżę przyciągającą turystów.
- No cóż, nie zatrzymuję - powiedział Alexander, po czym życzył Rasmussenowi spokojnej nocy i odnalezienia córki. Potem każdy ruszył w swoją stronę.
⊱✿ ✿⊰
Było coraz ciemniej. Alexander i Melovin nie zgubili się jeszcze tylko dlatego, że ten pierwszy znalazł w koszyku oliwę z oliwek, oblał nią obrus, którym był przykryty koszyk i podpalił. Kiedy miał już zacząć się niepokoić, że jednak pomylił drogę, w oddali zamajaczyły światła chatki. Melovin też odetchnął z ulgą, przez co Alexander poczuł się niezręcznie. Naprawdę nie chciał wyganiać chłopaka, ale nie było mowy, by go wziął do nietolerancyjnego raczej dziadka. Nigdy w życiu by też nie pozwolił mu przeczekać nocy samemu na progu.
Już się zatrzymał, by przeprosić wilka, do którego się niepokojąco przywiązał, ale zobaczył, że ten wpatruje się w coś za nim. Szybko się odwrócił.
Stał za nim mężczyzna, a jego sylwetka emanowała jasnością w mroku.
- DUCH! - wrzasnął ten w czerwonej pelerynie. Melovin jednak tylko uśmiechnął się, ale to nie był radosny uśmiech, który często gościł na jego twarzy.
- To nie duch - sprostował kpiąco - To czarnoksiężnik, znajomy.
- Jestem z bardzo dalekiej, surowej północy - oznajmił uroczyście - Naturalna bladość to moja cecha!
- Nieprawda - rzucił kpiąco Melovin - Sam sobie rozjaśniłeś cerę, żeby szpanować, Ari. I w dodatku powiedziałeś mi to niedawno tymi samymi słowami.
Rzekomy czarnoksiężnik spiorunował go wzrokiem, ale nie stracił dobrego humoru.
- Zresztą, bądź sobie kim chcesz, jaki chcesz, ale teraz odczaruj mnie, bo mam po uszy tych uszu i ogona!
- Czekaj - przerwał zszkowany Alexander, odzyskawszy mowę - To ty nie jesteś częściowo wilkiem?
Chłopak spojrzał na niego w totalnym niedowierzaniu.
- Poważnie myślałeś, że jestem jakąś magiczną hybrydą?
Wzruszył ramionami przepraszająco, czerwieniąc się.
- Odmienię cię z powrotem - obiecał blady Ari - ale teraz musisz mi pomóc. Moja znajoma rzuciła szmaty w cholerę i poszła na bal.
- Ale jak to? - ruszył uszami Melovin ze smutną miną. Ari roześmiał się i poczochrał włosy chłopaka.
- Nie martw się, wilczku, wasze drogi jeszcze się zejdą - Melovin spojrzał w poszukiwaniu potwierdzenia na Alexandra. Ten, nie chcąc pokazać, jak bardzo chce, by Ari się nie mylił, skinął głową.
- Znając moje szczęście, tak łatwo się ciebie nie pozbędę.
⊱✿ ✿⊰
Kiedy tylko Alexander przekroczył próg chatki, usłyszał ogień trzaskający wesoło w kominku. Już na przedpokoju czuł przyjemne ciepło i zapach drewna. Zdjął buty, nim przeszedł do kolejnej izby. Z progu zobaczył łóżko, a na nim Mikolasa czytającego gazetę. Ten również go spostrzegł, co skwitował burknięciem.
- Cześć, dziadku - przywitał się niezłomnie Alexander - Jak się czujesz?
- W końcu ojczulek przysłał cię samego? - wytrzeszczył oczy Mikolas.
- Tak, wreszcie. Dlaczego masz takie duże oczy? - zażartował.
- Żebym mógł lepiej widzieć, jaki jesteś brzydki - zripostował błyskawicznie Mikolas. Alexander ciężko westchnął. Bawił się kiedyś z dziadkiem w taką grę, ale odpowiedzi były zabawne i nieobraźliwe. Z czasem dziadek najwyraźniej ewoluował.
- No co? Poważnie ci gadam! Byłeś małym chłopcem, myślę sobie, cholera, geny chyba coś zje... zepsuły! Podrośniesz i będzie kawaler jak nic! - lamentował staruszek - Przychodzisz co jakiś czas, mówię, Benji, ta żona to ci nie wyszła, twoje życie to już w ogóle, a syn - cud, miód! A teraz wchodzisz tu i...
- Też się cieszę, że cię widzę - przerwał Alexander. Kiedyś to było zabawne, ale teraz chłopak był zmęczony całym dniem. Po chwili dostrzegł jednak wyraźnie zawiedzoną minę dziadka.
- Dlaczego masz takie duże uszy? - spytał, kontynuując zabawę.
- Żeby... żebym... cholera, cały miesiąc czekałem, aż cię zabiję tym tekstem jak moja stara w czterdziestym szczura w piwnicy, ale zapomniałem.
- A dlaczego w kuchni stoi wielbłąd? - zbladł Alexander tak mocno, że Ari byłby z niego dumny. Mikolas z kolei uśmiechnął się szeroko.
- Długo się trzymie stary skurczybyk, nie? Zupełnie jak ja - wyznał dziadek i zaniósł się śmiechem.
- A dlaczego masz takie duże zęby, dziadku? - zaryzykował pytanie. Uśmiech na twarzy Mikolasa zgasł. Nie miał już prawdziwych zębów i był bardzo wrażliwy od niedawna na tym punkcie.
- I właśnie dlatego jesteś moim najmniej lubianym wnukiem, gnoju.
⊱✿ ✿⊰
Do późnej nocy Alexander opowiadał, co się stało podczas podróży. Cały czas miał jednak w myślach losy nowego znajomego, przez co mimochodem napomnkął o nim dziadkowi. Mikolas ze szczególnym zainteresowaniem słuchał fragmentu o pojawieniu się czarnoksiężnika. Alexander zauważył to i spytał dziadka, czy ten go zna.
- Oczywiście, że tak. Ten stary cymbał zapoznał mnie z twoją babcią. Na szczęście dla mnie, ta jędza odeszła i nie mam pojęcia, co się z nią dzieje. Pewnie ukrywa się gdzieś i funduje koszmary dzieciom - kpił Mikolas, ale Alexander mógł się założyć, że widział błysk strasznego smutku w jego oczach.
Poszedł do kuchni zagotować wodę na herbatę i pokroić cytrynę, przerywając monolog dziadka. Wrócił z dwoma dużymi kubkami w rękach i pewnością, że dziadek wcale nie potrzebuje ani jego, ani ojca. Mimo to usiadł, pijąc herbatę i kończąc opowieść. Mikolasa zaintrygowała historia o nieszczęśliwej dziewczynie, która uciekła na bal. Stwierdził, że to zbyt niepokojąco przypomina mu pewną osobę, by był to zbieg okoliczności.
Kiedy Alexander poszedł zanieść kubki do kuchni i wrócił, Mikolasa już nie było przy stole. Zaskoczony chłopak odnalazł mężczyznę w pokoju obok, pakującego plecak.
- Co ty wyprawiasz? - zawołał Alexander, martwiąc się o stan psychiczny przodka.
- Idę szukać dziewczyny! - odparł dziarsko dziadek - Muszę jej przemówić do rozumu!
- Zwariowałeś!? Jesteś za stary na takie włóczęgi! - palnął, zanim zdążył pomyśleć. Mikolas przerwał powoli pakowanie i rzucił mu bardzo wolno spojrzenie niosące śmierć. Całe ciało Alexandra w pierwotnym odruchu wrzeszczało 'lepiej stąd spieprzaj'.
- Znudziło ci się oddychanie prostym nosem, gówniaku? Mogę od razu ci pomoc oddychać tchawicą, jeśli twój upośledzony mózg wie co to jest. A teraz podaj mi ten nie powiem co chleb!
Ostatecznie Alexandrowi udało się namówić Mikolasa, by poczekał chociaż do rana. Padał dosłownie z nóg, a nie było mowy by dziadek poszedł sam. Sfrustrowany, wcisnął się w fotel koło kominka i błyskawicznie zasnął.
Nim tylko pierwsze promienie słońca przebiły się przez gęstwinę drzew i oświetliły chatkę, Mikolas rzucił w śpiącego Alexandra masłem, które trafiło go w głowę. Chłopak uznał, że dziadek nie jest godny jego komentarza i z honorowym milczeniem i niejaką wdzięcznością, że nie wymknął się bez niego, wstał i odłożył masło do koszyczka.
Słońce zaświeciło wnukowi Mikolasa w oczy, jak tylko przekroczył próg domu. Zmrużył niechętnie oczy.
- Masz w ogóle pojęcie, gdzie zacząć szukać? - spytał po kilku minutach marszu.
- Ano, mam. Znajdziemy moją przyjaciółkę. Najlepiej skierować się w stronę jeziora - poinformował Mikolas, utkwiwszy wzrok w Alexandrze - Przebieraj no tymi odnóżami, bo nie mam całego życia przed sobą!
⊱✿ ✿⊰
Załamany Alexander wlókł się kilka kroków za dziadkiem. Chłodnawy ranek zmienił się w upalne południe, a chłopak niemal poddał się psychicznie, kiedy zorientował się, że Mikolas ma znacznie lepszą kondycję niż on. Ostatecznie późnym południem ze wzgórza ujrzeli jezioro przed nimi i ruszyli ostatnią prostą w jego kierunku. Ku zdziwieniu Alexandra, dziadek usiadł na piaszczystym brzegu i zaczął się objadać.
- Co ty robisz? - życie z dziadkiem kosztowało go wiele pytań i zdziwień.
- Jak sam stwierdziłeś, jestem stary, więc już zaczynam się przygotowywać do piachu - rzucił ponuro obrażony Mikolas, a Alexander uderzył głową o drzewo.
Najwyraźniej na razie nie mieli zamiaru ruszać dalej, więc z braku zajęcia i gorąca szatyn zaczął brodzić w przyjemnie chłodnej wodzie po kolana. Coś plusnęło koło niego, w trzcinach, więc spojrzał w tamtą stronę, by nagle spojrzeć na zanurzoną w wodzie twarz kobiety. Zaskoczony, odskoczył do tyłu i przewrócił, wpadając do wody po szyję i wywołując atak śmiechu siedzącego nieopodal Mikolasa. Tymczasem istota wyłoniła się spod powierzchni i spojrzała z uśmiechem na chłopaka.
- Witaj, młodzieńcze. Co cię do mnie sprowadza?
- Ja... Ja i mój dziadek szukamy kogoś.
- Twój dziadek? - uniosła brwi i spojrzała w stronę brzegu. Rozszerzyła oczy, prawdopodobnie rozpoznając mężczyznę.
- Ten uparty dziad jeszcze nie szczeznął? - spytała, a zszokowany i zmartwiony o dziadka chłopak próbował go bronić, ale wtem z brzegu dobiegło wołanie.
- Lauro! Już miałem nadzieję, że stał się cud i się utopiłaś! - powitał kobietę Mikolas. Ta w odpowiedzi pokazała mu język, ale podpłynęła do brzegu.
Alexander do reszty oniemiał, widząc rybi ogon.
- Kim jesteś?
- Nie przedstawiłeś mnie? - zganiła kobieta żartobliwie Mikolasa. - Jestem Laura, znana także jako Mała Syrenka, przyjaciółka morskich i tych lądowych potworów- uśmiechnęła się.
- Magiczne istoty istnieją? - ucieszył się Alexander, zadowolony, że jednak nie zrobił z siebie takiego idioty przed Melovinem.
- Och, oczywiście że tak. Idę o zakład, że napotkasz jeszcze wiele z nich - powiedziała życzliwie kobieta - Ale do rzeczy. Słyszałam, że kogoś szukacie.
- Tak - podjął Mikolas - Mowa o mojej córce.
- Co?! - wybuchnął Alexander - Mam ciocię?!
- No raczej - burknął mężczyzna - Widziałeś kiedyś swoją babcię? Gdyby tamtej nocy Laura nie namówiła mnie do imprezy i alkoholu, nie byłoby na świecie ani ciebie, ani twojego ojca.
Na coś takiego nie było dobrej odpowiedzi.
- Powiedz mi coś o niej - poprosił Alexander, mając na myśli ciocię.
- Nazywa się Amaia. Lubię imiona na 'a', co ja ci poradzę. Jest jednak nazywana Kopciuszkiem, nie wiem właściwie czemu, i zazwyczaj jest beznadziejna i nie umie być asertywna, ale daj jej butelkę i kieliszek i patrz co się będzie działo!
- No dobra, czyli co, wyrwała się na jakiś bal?
- Pewnie z tym Alfredem - rzuciła Laura. Dziadek z wnukiem spojrzeli na nią. Rzadko coś wprawiało ich jednocześnie w zdumienie.
- Wiem o wszystkim, co się dzieje wokół jeziora - rzuciła przepraszająco Laura - Ona i taki Alfred chodzą ze sobą, a nadopiekuńczy bracieszek Amai chce sie wciąż nią opiekować... - urwała, widząc minę bladego Alexandra.
- Dziadku... - jęknął wstrząśnięty z resztką nadziei.
Mikolas westchnął.
- No dobrze, masz jeszcze jednego wujka.
- A Alfred?! - wykrzyknął chłopak.
- Ej no, bez przesady, to że ma imię na 'a', o niczym nie świadczy! - oburzył się dziadek. Po chwili zastanowienia jednak dodał - No dobra, może w sytuacji powinno cię to zaniepokoić, ale nie tym razem!
Ostatecznie postanowili przeprawić się do zamku po drugiej stronie jeziora. Laura razem z nimi rozważała możliwości.
- Wiecie - zaczęła w końcu wolno - Niedaleko stąd jakiś mężczyzna zostawił swoją łódkę. Możecie go odnaleźć, jeśli się pospieszycie i poprosić go o podwózkę. Pokieruję was na drugą stronę, najbliżej zamku księcia, który urządza bal.
Alexandra zaskoczyło, że dziadek spojrzał na niego, jakby chciał dowiedzieć się, co o tym myśli. Wzruszył obojętnie ramionami. Niech sobie nie myśli, że tak łatwo go ułagodzić po tym, jak Alexander dowiedział się takich rzeczy. Ostatecznie jednak przystali na plan syreny.
⊱✿ ✿⊰
On i Mikolas przedzierali się przez przybrzeżne gęste trawy i trzciny, w towarzystwie płynącej kilka metrów dalej, w głębszej wodzie Laury. Jej migotliwy, czerwony ogon połyskiwał w gorącym słońcu. Woda z jeziora sięgała chłopakowi zaledwie do łydek, ale jego ubrania wciąż były wilgotne po upadku do wody i lekko go chłodziły.
Po dłuższej wędrówce, w trakcie której Laura i Mikolas rozmawiali o znajomych, których Alexander nie znał, dotarli na miejsce. Między gęstymi zaroślami ujrzeli łódkę z ciemnego drewna. Nie wyglądała może na najnowszą, ale solidną. W środku siedział znany już im brodacz.
- Rasmussen? - zdziwił się Alexander.
- Gejowaty cosplayer? - zdziwił się efektowniej Rasmussen.
Alexander poczerwieniał, a Mikolas, który opanował śmiech, rozpoczął uprzejmną rozmowę, mająca na celu nakłonienie go do podwózki. Mężczyzna zgodził się bez większych problemów.
- Pewnie - uznał rudy - ale droga jest długa. Macie może coś do jedzenia?
Mikolas zaproponował mu sałatę z warzyw z koszyczka Alexandra.
- Bierz mi to siano - oburzył się mężczyzna, a chłopak zauważył niepokojący błysk uznania w oczach dziadka.
- Przydałoby się jakieś pożywne mięso. Albo ryba. Umiesz łowić ryby? - zwrócił się do Alexandra, który zakłopotany pokręcił głową.
- Nie mamy w mieście jeziora, przecież wiesz, więc nie miałem okazji.
- Taki z ciebie rybak, jak z koziej dupy trąba - nie wytrzymał Mikolas i przybił piątkę z brodaczem. Alexander cicho spytał Laury, czy może go utopić.
Był gotów założyć się, że będzie to jedna z najgorszych i najdłuższych podróży, więc sięgnął po ciastko do koszyka i usiadł jak najdalej od mężczyzn. Brodacz powoli zaczął się odpychać kijem od brzegu i dna, kiedy usłyszeli, jak za nimi ktoś przedziera się przez krzaki.
- Czekajcie! - zawołał znany już Alexandrowi głos. Odwrócił się, by ujrzeć mężczyznę o alabastrowej skórze - Mogę płynąć z wami?
Alexander niepewnie skubał ciasteczko. Nie miał nic przeciwko obecności Ariego, ale zastanawiał się, gdzie się podział Melovin. Krzaczaste brwi Rassmusena ponownie uniosły się.
- A ten co za jeden? Wampir?
Czarnoksiężnik zrobił obrażoną minę.
- Jestem Ari i szukam mojej znajomej. Doszły mnie pogłoski, że jest w zamku księcia na balu.
- Tam, gdzie Amaia! - ucieszył się Mikolas, uśmiechając się do dawnego znajomego. Czarnoksiężnik wytrzeszył oczy.
- Amai to ja szukam!
Rasmussen podniósł ręce do góry w geście poddania się.
- Dobra, wsiadaj. Tylko ostrożnie! Zostało mało miejsca.
- Och, jestem pewnien, że wystarczająco dużo, by dwie osoby mogły dołączyć! Kostja, chodź!
Zza drzewa wyłonił się uśmiechnięty szeroko Melovin, na co Alexander zawołał głośno jego imię i zaczerwienił się. Nowi towarzysze wpakowali się do łódki. Wilk do niedawna od razu usiadł koło Alexandra. Nie miał już futrzastych uszu, ani ogona, ale oczy wciąż pozostały różne.
- Melovin - zaczął niepewnie młody Rybak - Chyba... chyba o czymś zapomniałeś - spojrzał wymownie na jego oko.
- Um - zawahał się starszy chłopak - Właściwie, to ja tak mam od zawsze.
- Och! Przepraszam! Po prostu dziwnie widzieć cię bez tych futrzastych dodatków... - zaczerwnienił się jeszcze mocniej - Nieważne! Nie słuchaj mnie! Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też - uśmiechnął się Melovin, a Alexander miał ochotę go walnąć za to, że robił sobie z niego żarty i naśmiewał z jego niezdarności w wysławianiu się.
- Dlaczego Ari nazwał cię Kostja?
- To moje imię. Melovin to... powiedzmy... wilcza wersja? - zaśmiał się cicho.
- Wiesz, nie całkiem palnąłem głupotę - pochwalił się naiwnie - Istnieją magiczne stworzenia!
- Aż tak ci zależy na mojej opinii? - wyszczerzył zęby Kostja.
Alexander nie zdążył się skończyć czerwienić, gdy zarumienił się znowu. Co ten chłopak z nim robił! Rasmussen przyspieszył machanie prowizorycznym wiosłem. Ari obserwował ich podejrzliwie, ale ku zdziwieniu Rybaka, Mikolas uśmiechał się do nich. Zaskakujące było to, że jeszcze ani razu nie obraził nowych towarzyszy.
Płynęli w ciszy, a słońce świeciło jeszcze goręcej niż wcześniejszego dnia. Alexander postanowił dowiedzieć się coś więcej o miejscu pobytu cioci.
- Do kogo należy cały ten zamek?
- Och, właściwie powienieś dowiedzieć się wcześniej. Do króla miasta i jego okolic. Nazywa się Vanja - odezwał się Ari - A właściwie, co tutaj robisz? - zmienił temat, zwracając się do Rasmussena. Ten jednak przez chwilę patrzył w dal, na spokojne wody jeziora.
- Szukam mojej córeczki.
- Wszystkie drogi prowadzą do Vanji - mruknął Mikolas.
Rejs łódką dłużył się niemiłosiernie. Każdy z członków wyprawy był wciśnięty w inną część łódki. Mikolas cicho pochrapywał, zasłoniwszy twarz koszykiem przed prażącym słońcem. Rasmussen jak najprawdziwszy wiking wiosłował bez wytchnienia. Ari popadł w zadumę i miał rękę lekko zanurzoną w chłodnej wodzie. Z drugiej strony Laura wolno płynęła tuż koło burty, co jakiś to nurkując głębiej, to wyskakując nagle z wody, przez co Alexander nieustannie się wzdrygał. Kostja, jak przyzwyczyjał się tak do nazywania go wnuk Mikolasa, zgarniał wodorosty z wody i usiłował coś z nich upleść. Alexander poważnie rozważał wskoczenie do wody w ubraniach i płynięcie jak Laura, ale tak jak wszyscy po posiłku i w upale czuł się poirytowany, zmęczony i śpiący. Dobrą godzinę pózniej Mikolas zmienił Rasmussena, by ten mógł w końcu odpocząć. Ten wsadził brodę do wody i tak się ochładzał, leżąc na dnie łódki. Wianek, który w końcu uplótł Kostja, wysechł na słonću i chłopak założył go sobie na głowę. Alexander próbował się nie gapić i - co gorsza - nie uśmiechać.
Podróż, jak oceniła spytana przez Ariego Laura, miała trwać jeszcze około dwóch godzin. Mikolas wciąż wiosłował, a Rasmussen dalej podejrzliwie patrzył na Ariego, na co ten spytał, czy wszystko w porządku.
- Zastanawiam się, czy naprawdę jesteś czarnoksiężnikiem - rzucił prowokacyjnie. Jasne brwi Ariego uniosły się.
- Oczywiście, że tak.
- Udowodnij - zażądał natychmiast Rasmussen, na co jednak ten drugi odwrócił wzrok i zignorował go, patrząc na niemal niewidoczne fale. Alexander i Kostja wymienili spojrzenia. Ten drugi po chwili zdjął wianek z głowy i szybko założył go na głowę wnuka Mikolasa, na co ten bardzo poczerwieniał i natychmiast uniósł ręce, by go zdjąć. Nagle poczuł jednak ciepłe dłonie chłopaka na swoich. Kostja, z błyszczącymi oczami poprosił, by ten nie zdejmował go. Alexander powoli odsunął dłonie od głowy, ukazując przekrzywiony wianek. Wilczy chłopak, nie odrywając oczu od chłopaka, poprawił go, muskając przy tym kruczoczarne włosy wnuka Mikolasa.
Właśnie, Mikolas. Alexander właśnie zdał sobie sprawę, że ten się krztusi i wydaje dziwne dźwięki. Spojrzał na niego z wyrzutem w oczach, ten jednak uniósł do góry przepraszająco butelkę wody. Alexander nie zauważył, jak potem spojrzał na Laurę z szaleństwem fangirl w oczach. Był bowiem zbyt zajęty skupianiem się na ogromnej kuli wody, która unosiła się tuż obok jego głowy. Nie ufając Mikolasowi, co do jedzenia, jakie mu zaproponował, był pewien, że ma halucynacje. Po stoczeniu mentalnej walki z samym sobą, zaserwował szturchnięcie w bok Melovinowi. Ten spojrzał w jego stronę, a Alexander zobaczył, jak jego oczy rozszerzają się ze zdumienia.
- Co do kur...
- Język, młodzieńcze! - zwrócił uwagę Ari, nie odrywając wzroku od kuli. Pstryknął palcami, a wodna kula wypuściła parę iskier, zmieniła kolor na ciemnozielony, rozdzieliła się na dwie mniejsze i spadła z powrotem do wody. Nagle wyskoczyła z niej zdenerwowana Laura.
- Hej! To bolało! Patrz, gdzie ją wrzucasz do wody! - zasugerowała, po czym, machając łuskowatym ogonem, zanurkowała pod łodkę. Ari z zawadiackim uśmiechem wyjął z wody nową kulę. Cała łódka patrzyła zafascynowana na dziejącą się na ich oczach magię. Laura również wypłynęła i oparła nagie ramiona na burcie łajby. Ari przez dłuższą chwilę formował idealny kształt, po czym masa wody poleciała daleko za horyzont, aż straciła rozpęd i uderzyła gdzieś w brzeg. Kolejne dwie kule wyłoniły się po obu stronach łódki.
Ta bliżej Melovina i Alexandra podzieliła się na dwa trójkąty, którego podleciały do głowy byłego wilka i uformowały w zwierzęce uszy. Zachwycony Alexander przyglądał się chłopakowi z wodnymi wilczymi dodatkami. Jego włosy zrobiły się mokre i ciemne strąki kleiły mu się do czoła. Alexander był pewien, że już nie da rady dłużej powstrzymać się przed dotknięciem czupryny chłopaka. Ari chyba coś wyczuł, bo oba wodne elementy zmieniły się w wodną bańkę, która otoczyła głowę wnuka Mikolasa. W środku wypełniona była powietrzem. Równie zafascynowany magią Kostja był ciekaw bańki w dotyku i wyciągnął do niej dłoń. Jego palce bez problemu przeszły przez powierzchnię i - nim Alexander zdążył sobie dobrze zdać z tego sprawę - znalazły się o centymetry od policzka chłopaka. Nim wnuk Mikolasa zdążył się do reszty zaczerwienić, bańka zacisnęła się na nim, zalewając go całego wodą. Alexander odsłonił włosy z twarzy, by coś widzieć. Nikt nie przeczuwał, że Ari widzi więcej, niż reszta. Powoli dopływali.
W końcu Alexandrowi udało się zyskać trochę snu w trakcie ostatniej połowy godziny podróży do celu. Było południe. Do balu, jak utrzymywał Ari, mieli co najmniej sześć godzin. Zmęczony magicznymi pokazami czarnoksiężnik również odsypiał. Melovin nawiązywał znajomość z Laurą, a Mikolas rozmawiał z Rasmussenem. Syn Benjamina, udając, że śpi, podsłuchał niekulturalnie słowa towarzyszy. Laura chciała za wszelką cenę iść z nimi, mimo, że zdawała sobie sprawę, że to niemożliwe. Kostja zastanawiał się, czy Ari jest w stanie choć na krótką chwilę zaczarować ją, by mogła im pomóc. Dziewczyna wyraziła ogromną nadzieję, iż tak.
Łódka dobiła do brzegu, a szarpnięcie sprawiło, że Alexander w końcu naprawdę otworzył oczy. Spodziewał się jakiegoś portu i traktu do zamku, ale jego wzrok napotkał tylko dżunglę i mokradła. Rassmusen delikatnie obudził Ariego. Zewsząd dobiegały odgłosy lasu. Nawet Laura spojrzała z niechęcią na wodnistą ziemię. Melovin w końcu jak pierwszy wyskoczył z łódki, za nim - Rasmussen, Mikolas, Alexander i Ari na końcu. Laura z głęboko nieszczęśliwą miną patrzyła na przyjaciół. Ku zaskoczoneniu młodego Rybaka, Rasmussen też wcale nie wyglądał na zachwyconego.
- Ari... - rozpoczęła nieśmiało rudowłosa, a ten tylko domyślnie skinął głową.
- Wiem, o co ci chodzi. Obawiam się jednak, że nie jestem w stanie ci pomóc. Posłuchaj. Jestem Magiem Wody i to jest moja specjalizacja. Jestem tylko użyteczny, jeśli idzie o tę substancję.
- Istnieją inni magowie? - zainteresował się Kostja.
- Oczywiście! Mag ognia, Mag wzrostu roślin... Tobie, Lauro, przydałby się Mag antropomorfizacji. Jest w stanie przekształcić ludzi w rośliny, zwierzęta i grzyby i na odwrót, lub po prostu zmieniać wygląd.
Zapadła cisza. Po chwili Ari jednak uśmiechnął się.
- Właściwie, tak czy inaczej będziemy potrzebować go przed balem, żeby wyglądać na porządnie i co ważniejsze, żeby wyglądać na osoby, które mają całkowite prawo tam być. Jest to elitarna impreza dla wyższych urzędników miasta i ich rodzin.
Laura aż pisnęła z radości, kiedy zrozumiała, że uda się jej pójść z nimi.
- Musimy się rozdzielić - przejął już całkiem dowodzenie czarnoksiężnik - Tylko jak to zrobimy...
- Kostja, Alexander. Do was należy zadanie odnalezienia Magini Zwierząt i Pokarmu.
- Magini? - uniósł brwi Alexander.
- Odmiana jest z mojego języka. Ta forma jest najbliższa twojemu. Może nie jest ona zbyt przydatna, ale myślę, że doda nam ducha walki i zorganizuje jedzenie, jeśli pójdzie źle. Poza tym, nikt nie potrafi walczyć o swoje tak jak ona. Pytajcie o Nettę. Rasmussen i... - zawahał się, patrząc to na Mikolasa, to na Laurę. Mikolas dyskretnie skinął głową w stronę syreny. Alexandra nieco zdziwiła ta uprzejmość - I Laura. Zaraz powiem, jak to zrobimy. Będę chyba jednak zmuszony pójść z wami, by nasza morska panienka mogła nam towarzyszyć. Mikolasie, nie podoba mi się, że zostaniesz sam, ale wiem że sobie poradzisz z zadaniem. Masz odnaleźć wygodną gospodę z wolnymi pokojami. Impreza się kończy jutro rano - resztę dnia i wieczór pozostaniemy tu i odpoczniemy. Wyruszamy następnego dnia po jutrze rano, więc niech każdy, gdy wykona swoje zadanie, zaopatrzy się w coś pożywnego do jedzenia. Wszyscy zrozumieli?
- Nie powiedziałeś nam, jakie mamy zadanie - zwrócił się do niego Rasmussen, podchodząc do Laury. Mikolas w tym czasie zbliżył się do Alexandra.
- Jeśli ci dwoje się spikną - szepnął, wskazując na brodacza i syrenę - To będzie kolejne rude pokolenie - ucieszył się i zaniósł śmiechem. Alexander dziękował w myślach Bogu, bogom i wszystkim Magom tego i innych światów, że dziadek jeszcze nie miał okazji porozmawiać dłużej z Melovinem. Ari w międzyczasie zakończył przytaczanie planu dla jego grupy. Tamci mieli znaleźć Maga Antropomorfizacji i przekonać wartowników w zamku, by przymknęli na nich oko. Dotyczyło to niestety tylko wejścia i wyjścia. W środku musieli grać sami.
- Spotykamy się pod wrotami, kiedy słońce będzie dwa palce nad horyzontem. Mag Antropomorfizacji nas doskonale przygotuje. Wszystko w porządku?
- A jak masz zamiar rozwiązać nasz mały rybi problem? - spytał nieuprzejmie Mikolas, patrząc na Laurę, przez co dostał kulą wody od Ariego. Czarnoksiężnik chwilę później uniósł w powietrze masę wody, wielkości dorosłego mężczyzny i zawiesił kilka centymetrów nad taflą.
- Wskakuj - zachęcił Laurę.
- Uniesiesz mmie? - zdziwiła się ruda, ale posłusznie wpłynęła do bańki, machając ogonem. Ten w odpowiedzi podniósł wodę do góry i sprawił, że podleciała do Rasmussena. Laura zaczęła się śmiać z zachwytu. Ari uśmiechnął się.
- Nie spartaczcie niczego. Naprawdę bardzo chciałbym zobaczyć was wszystkich jeszcze raz.
Po tych słowach wszyscy rozeszli się w swoje strony po bagnach.
⊱✿ ✿⊰
Alexander i Kostja nie musieli długo szukać, by już niedługo ujrzeć śliczną, małą chatę w samym środku lasu. Wnuk Mikolasa jako pierwszy zwrócił uwagę na nietypowe elementy użyte do budowy domku. Kiedy tylko podeszli bliżej, okazało się, dobrze mu się wydawało - budowla była cała ze słodyczy. Jej fundamenty stanowiły żelki, kandyzowane owoce i lizaki. Ściany gdzieniegdzie budowały czekolady, krówki i batoniki. Drzwi były z miękkiej pianki. Kostja dotkął ich, a ślad jego palców odcisnął się w masie, która za chwilę powróciła do poprzedniej formy.
- Jak mamy zapukać? - zapytał Kostja, głośno wyrażając myśli ich obu.
- Nie mam pojęcia. To na pewno tutaj?
- Jeśli ktokolwiek miałby mieszkać w domu ze słodyczy, to chyba Mag Jedzenia, nie sądzisz?
Alexander przyznał mu rację.
- Przepraszam! - zawołał w stronę drzwi - Pani Netto, czy może pani, otworzyć?
Odpowiedzią była cisza.
- Może przebijemy się przez tą piankę? - zasugerował Melovin.
- Myślę, że to w tym wypadku podchodziłoby pod włamanie.
Młodzieńcy stali niepewnie pod drzwiami.
- A może zapukamy w okno?
Obeszli cały dom dookoła, ale bez skutku. Okien nie było. W tym momencie zobaczyli, że z daleka wyłania się jakaś sylwetka idąca w ich stronę. Właściwie 'idąca' nie jest najlepszym określeniem. Raczej tocząca się. Osoba była niska, ale za to szersza niż Mikolas i Rasmussen razem wzięci. Alexander przełknął głośno ślinę.
- Myślisz, że to ona?
- Patrząc na to, że ten dom jeszcze stoi, to ja chyba uwierzyłem w cholerną magię - mruknął Kostja.
- Myślisz, że to Baba Jaga i je małe dzieci?
- Myślę, że rozerwało jej matkę, jak ją rodziła.
- Kostja! - Alexander aż się zachłysnął, ale tamten tylko się roześmiał, po czym kontynuował obrażanie kobiety. Netta na szczęście była jeszcze daleko pomiędzy drzewami.
- Myślisz, że przylazła z Czarnobyla?
- Zamknij się - syknął Alexander, ale po chwili zastanowienia dodał:
- Bóg też zaczynał od zera.
Pełna uznania mina Melovina sprawiła, że Alexander od razu wyzbył się wyrzutów sumienia. Kobieta, wciąż daleko, uśmiechnęła się do nich szeroko.
- Zęby jak perła - rozkręcił się wnuk Mikolasa - co jeden to przerwa, co drugi wybity, a co trzeci zgnity.
Melovin chyba faktycznie odkrył w sobie wilka, bo autentycznie zawył ze śmiechu. Netta podeszła do nich z dziwnym błyskiem w oku.
- Witajcie, chłopcy. Chcecie mnie prosić o pomoc? - dopiero w tym momencie Alexander zrozumiał, że kobieta nie była na tyle daleko, by ich nie słyszała - Chcecie mnie prosić o pomoc po czymś takim!?
Do Melovina chyba także już dotarła tą sytuacja, ponieważ właśnie się przeżegnał.
- Ja... My... - zagubił się Alexander.
- Wy przebrzydłe gnoje z ryjami jak Pinokio po inwazji korników! Po prostu piękne wychowanie! Piękne! Toście zabłysli jak chrząstka w baleronie! - ryknęła, a Alexander czuł, jak rozwiewa mu włosy. Obojgu im spadła szczęka, a Netta, idąc na tyle dumnym, na ile potrafiła krokiem, przedarła się przez piankę i weszła do środka. Masa natychmiast się odbudowała. Alexandrowi tłukła się po głowie jedna myśl. Ari i Mikolas po prostu ich zamordują. Kiedy tylko się ocknął z szoku, zaczął stanowczo stukać w ścianę i prosić, żeby wróciła. Melovin nie był tym zachwycony.
- Zwariowałeś?! Chodźmy stąd! Jest na nas wściekła!
- Nie możemy, musi iść z nami - zaoponował Alexander.
- Jestem za młody, nie chcę umierać! - załamał się dawny wilk.
- Cicho bądź! To ty zacząłeś!
- A ty kontynuowałeś, zamiast mnie powstrzymać!
- Bo...
- Nie kłócić mi się pod domem! Wynocha, albo ja do was wyjdę! - wrzasnęła ze środka Netta. Melovin zrobił krok w tył, ciągnąć za sobą Alexandra, ale ten zrobił jednocześnie krok w przód.
- Po pierwsze, teraz już wiem, że pani nas słyszy, a po drugie, to na pani wyjście właśnie liczymy! - krzyknął syn Benjamina.
- Obraziliście mnie! I to wielokrotnie!
- Stara Baba Jaga - wkurzył się Kostja, przez co Alexander zdzielił go w łeb cukrową laską wyrwaną z domu.
- Ucisz się w końcu!
- Ała!
- Nie niszczyć mi domu! - wrzeszczała Netta. Napięcie sięgało zenitu. Alexander spojrzał naprawdę zły na towarzysza, który, obrażony, odwrócił się i skrzyżował ręce, ale umilkł. Netta również przestała zaszczycać komentarzami.
- Wszyscy się uspokójmy - poprosił Alexander - I porozmawiajmy. Proszę, Netto, wysłuchaj nas. Otwórz drzwi pozwól nam ci wyjaśnić.
Zapadła cisza. Znów zaczęli słychać odgłosy lasu. Kiedy Alexander już stracił nadzieję, pianka rozerwała się i ujrzeli Nettę. Spojrzała na nich niepewnie.
- Jesteś Magiem, prawa? Jedzenia i zwierząt - uznał Rybak.
- Owszem. A wy jesteście źle wychowanymi dzieciakami, które mnie potrzebują.
Alexander spojrzał na Melovina, ale ten tylko wzruszył ramionami z obruszoną miną.
- Przepraszamy, naprawdę. Jestem w drodze od wczorajszego poranka, mało spałem, a ojciec pewnie umiera ze strachu o mnie. Musimy odnaleźć naszą przyjaciółkę. Jest nam bardzo głupio, że tak cię potraktowaliśmy. Chyba za bardzo chcieliśmy się rozchmurzyć...
- I wtedy ja się natrafiłam - westchnęła Netta - Przynajmniej nie nazwaliście mnie kurą.
- Kurą? - zdumiał się Melovin, nie patrząc w ogóle na wnuka Mikolasa - Czemu mielibyśmy cię nazywać kurą?
- Nie wiem. Niektórzy tak robią. Nie mam pojęcia, dlaczego.
Zapadła chwilowa cisza. Netta przyjrzała im się uważnie. Westchnęła.
- W porządku, pomogę wam.
Alexandrowi spadł kamień z serca.
- Dziękujemy!
Wyjaśnili jej, że mają jeszcze czas do balu i podali wszystkie szczegóły oraz godzinę spotkania. Stwierdziła, że musi jeszcze załatwić kilka spraw, ale będzie w umówionym miejscu o umówionej porze. Alexander zawaha się.
- Posłuchaj, młody. Może i jestem, jaka jestem, ale obietnic zawsze dotrzymuję - zapewniła, a chłopak uśmiechnął się.
- Powiesz nam, jak dotrzeć do miasta? - zapytał wciąż zły Kostja Nettę.
- Oczywiście - odrzekła Netta i podała im drogę. Pożegnali się i ruszyli w daną stronę. Melovin nie odzywał się, przez co syn Benjamina czuł się nieswojo.
- Hej - zagaił - Chcesz się napić? Możemy zrobić postój.
Kostja dalej szedł przed siebie bez słowa.
- Kostja, daj spokój - złapał go za ramię, przez co zatrzymali się - Przepraszam, okej? Musiałem coś zrobić, żeby ona uwierzyła, że jestem po jej stronie!
- No, bo byłeś!
- Nie miałem wyjścia! Obiecuję, że następnym razem uprzedzę cię o moich planach. Albo nie, nie będzie następnego razu.
Melovin trochę się rozchmurzył, a soczewka w jego oku zabłysła. Po chwili jednak znowu zamyślił się.
- Jeśli kiedykolwiek odzyskam ogon, to będę mógł ci go oplatać wokół nogi tyle razy, ile będę chciał.
Alexander roześmiał się głośno.
- W porządku, wilku - powiedział i, ciesząc się, że nie wyjdzie to nienaturalnie, poczochrał włosy towarzysza. Były przyjemne w dotyku.
- I będziesz mi czesał wilcze uszy! - zagroził żartobliwie (chyba) Kostja.
- Chciałbyś!
⊱✿ ✿⊰
Melovin i Alexander weszli do miasta. Zewsząd dobiegał gwar rozmów, stukot kopyt koni na brukowanych uliczkach, skrzypienie drewnianych koł wozów i okrzyki przekupek na targu, zachęcających do kupna swoich produktów. Alexandrowi, który wychował się w małej wiosce, bardzo się spodobało urokliwe miasto. Melovin również rozgladał się dookoła z uśmiechem.
- Właściwie - zaczął Kostja - to przed chwilą rozmawialiśmy z Magiem Jedzenia. Dlaczego nie załatwiliśmy wszystkiego z nią, zamiast wydawać kasę w sklepach?
Alexander zastanowił się przez chwilę, po czym roześmiał się.
- Bo żadnemu z nas nie przyszło to do głowy. Właściwie, mamy pieniądze? - zatrzymał się i uderzył się dłonią w czoło - Oczywiście, że nie! Wpadliśmy na siebie w lesie!
Kostja się uśmiechnął szeroko, po czym objął ramieniem chłopaka. Alexander najpierw gwałtownie poczerwieniał, po czym zbladł.
- Nie jestem aż tak nieogarnięty, jeden z nas musi myśleć. Ari dał mi w łódce pieniądze - uspokoił go Melovin, ale Rybakowi coś tu nie grało.
- Wyczarował je z wody czy jak?
- Nie - machnął ręką towarzysz chłopaka - Tylko kogoś utopił, żeby je zabrać.
- Co?! Czy...
- Żartuję - wywrócił oczami Kostja ze śmiechem i w półobrocie dał mijanej starowince na straganie monetę, biorąc czerwone jabłko.
Ruszyli dalej głośnym traktem, wypatrując piekarni lub cukierni. Alexander liczył, że nie wpadną na jego dziadka. Miał ochotę spędzić przyjemne popołudnie z Kostją w słonecznym mieście i nawet myśl o złym i przestraszonym tacie nie mogła mu zniszczyć radości ze zbliżającej się zabawy w nowym miejscu. Alexander należał do tego rodzaju dzieciaków, które mimo tego, że są grzeczne, mają mnóstwo zakazów i nakazów. Dla chłopaka każda okazja, żeby być daleko od ojca i robienia co tylko chciał była niemal na wagę złota. Niesamowitym wydarzeniem było dla niego same siedzenie w słońca i jedzenie ciastek, jakie wybrał sam. Czuł się jak ptak, który w końcu wyrwał się z klatki i ogromnie cieszyła go wolność.
Tymczasem Melovin z zapałem biegał od jednego końca ulicy do drugiego, przypatrując się z uwagą każdej jednej rzeczy. Po chwili zaciągnął go na uliczne przedstawienie.
- Witajcie! - wykrzyknęła prowadząca kobieta - Na imię mi Claudia Pascoal i dzisiaj z moim asystentem, Alekseevem, pokażę sztuczki, jakich nie widział świat!
Claudia wskazała na swojego towarzysza, chłopaka o ciemnych włosach, a po chwili ziemia wokół niego rozstąpiła się na kształt kręgu i wyrosły z niej pędy drzewek. Wyglądało to jak w przyspieszonym tempie. Listki wystrzelliwały z gałęzi, oplatając się wokół Alekseeva.
- Mag roślin? - zastanawiał się szeptem Kostja.
- Prawdopodobnie - odszepnął Alexander.
Kobieta w trakcie trwania spektaklu sprawiła, że jej włosy zmieniły się w krzaki, wystrzeliła pąki kwiatów ze swoich dłoni, obsypała widzów kwiatami bzu i czyniła inne imponujące sztuczki.
Kiedy pokaz dobiegł końca, Melovin i Alexander należeli do tych, którzy klaskali najgłośniej. Wnuk Mikolasa zauważył, że po chwili odpoczynku Kostja znacznie się ożywił i znowu zaczął biegać od stoiska do stoiska.
Kiedy po dłuższym czasie syn Benjamina zauważył cukiernię, Melovin zniknął, by po chwili znów się pojawić obok Alexandra. Ten drugi był już mocno zdenerwowany, ponieważ dawny wilk właśnie wziął udział w wyścigu kur, wystawiając kurę o imieniu Netta, którą kupił moment wcześniej po kłótni z Alexandrem. Sytuację poprawiało to, że wygrał w grze w rzutki, co z kolei jednak poskutkowało tym, że wydał wszystkie monety na jakieś głupie drobiazgi, w tym papierowe lisie uszy, którymi teraz groził Alexandrowi i ogromną księgę z baśniami.
W końcu wnukowi Mikolasa udało się go zaciągnąć do chłodnej piekarni, pachnącej przyjemnie wypiekami prosto z pieca i cukrem. Nie mógł się napatrzeć na ciasta, rogaliki, pierożki na słodko z dżemem i pianki waniliowe. Przerwała im jednak jakaś kobieta, która koniecznie chciała rozmawiać z Melovinem. Zaciekawiony Alexander czekał, aż się dowie, o co chodzi. Kostja po chwili wrócił z szerokim usmiechem. Kiedy chlopak dowiedział się, co się stało, nie był pewien, czy ma się śmiać czy płakać. Musiał zwrócić honor chłopakowi.
Kura Netta wygrała wyścig.
⊱✿ ✿⊰
- Mam nadzieję, że nagroda była pieniężna - śmiał się Alexander na myśl o smakołykach.
- Owszem, była. Ale była też alternatywa, i to ją wybrałem - rzucił tajemniczo Kostja.
Alexander zatrzymał się w pół kroku.
- Co? Coś ty wybrał?
- Żebyś mi już nie marudził, że nie skupiam się na naszej arcyważnej misji znalezienia jedzenia, wybrałem coś innego.
- Kostja, gadaj, co zrobiłeś!
- Wybrałem warsztaty. Warsztaty gotowania, na których pieczesz, co chcesz przy kucharzach i bierzesz!
Po czymś takim Alexander faktycznie nie mógł się dłużej gniewać na towarzysza. Kobieta, która wcześniej poinformowała Melovina o zwycięstwie jego zwierzaczka, zaprowadziła ich do kuchni przygotowanej specjalnie, by można było tam zrobić dosłownie wszystko. Po drodze informowała ich, co i jak. Czekała na nich inna kobieta, mająca ich pilnować, a także pięciu chłopaków, zapewne kucharzy, którzy mieli im pomagać i wykonywać zadania. W końcu na miejscu powitała ich kobieta na wózku, która przedstawiła się jako Julia Samojłowa. Jeden z piątki chłopaków, blondyn, uśmiechnął się do nich przyjaźnie i pomachał. Alexander odwzajemnił gest. Kobieta, która ich tu przyprowadziła, wyszła gdzieś razem z Julią. W tym czasie chłopaki nawiązali między sobą znajomość. Kostja postanowił zdradzić im, że potrzebują dość dużo prowiantu, dla większej grupy osób i na podróż, a chłopcy obiecali, że zrobią, co się da. Szybko wysunęli kilka propozycji, na które przystali. Alexander wysunął jeszcze prośbę o coś do picia, po czym wszyscy zabrali się do roboty. Każdy z piątki chłopaków zajmował się innym daniem, a Melovin i Alexander pomagali to tu, to tam.
W końcu uznali, że chyba potrafią zrobić koktajl. Stanęli przed wielką lodówką.
- Banany? - spytał w końcu pełen nadziei Melovin. Alexander przytaknął.
- I koniecznie miód. Dużo miodu.
- Dlaczego?
- Podobno doskonale leczy kaca, a chcę ci przypomnieć, że wielką grupą idziemy na imprezę trwającą do rana.
Oprócz tego wybrali maliny, grejfruty i coś, co przypominało liczi. Alexander dorzucił jeszcze lodu. Kiedy przyszło co do czego, okazało się, że obaj są beznadziejni w gotowaniu. Alexander kazał Kostji zająć się bananami, ale sam prawie uciął sobie palce przy grejfrucie.
- Słownictwo, Alexanderze - mruknął pod nosem ze śmiechem dawny wilk, słysząc jak ten cicho obrażał kilka pokoleń wstecz biednego owocu.
Piątka chłopaków na szczęście już skonczyła szykowanie im prowiantu i ukończyła koktajl za nich. Zupełnie stracili rachubę czasu, doskonale bawiąc się w kuchni. W końcu nadeszła chwila kosztowania wszystkiego. Alexander przyglądał się z zachwytem pięknie zdobionym owocowym ciastkom, które poszły na pierwszy ogień. Niektóre miały kształt i kolor winogron, inne truskawek, jagód... Oboje wzięli po jednym.
- Niemożliwe - wypalił wnuk Mikolasa, czując smak ciasteczka. Przysiągłby, że ugryzł owoc, ale jakby z dodatkiem słodkiego, maślanego smaku - Jakim cudem to jest owoc w ciastku?
Chłopcy przyznali się w końcu. Najwyższy z nich uśmiechnął się skromnie.
- Jestem Magiem Owoców.
Kostja rzucił się na dalsze słodycze, którymi były odpowiednio ciasto - kostka z czekolady, wanilii, bez i pianki truskawkowej, precelowe, słonawe bułeczki oraz ciasto lodowe.
- Jesteście cudotwórcami - wymamrotał z pełnymi ustami Alexander. Bułeczka była chrupiąca z góry i o niemalże rozpuszczalnym na języku środku. Ciasto lodowe było dziełem Maga Lodu, który ujawnił się dopiero po przyparciu do muru. Środkowa warstwa, między białą polewą a pianką, była błyszcząca i przejrzystoniebieska, a jej krawędzie zdawały się być ostre jak klinga miecza. Ciasto miało przyjemny mleczny posmak, a lodowa warstwa łatwo pękała, co sprawiało, że do środka wylewało się zimne nadzienie, które dodawało smaku piance na dole.
Kostja i Alexander prześcigali się w słusznych zresztą pochwałach, kiedy ten drugi zorientował się, że słońce jest dwa palce nad horyzontem. Za chwilę będą spóźnieni na wyznaczoną godzinę spotkania. Szybko spakowali do toreb smakołyki i gorąco podziękowali chłopakom. Wybiegli z kuchni, cały czas dziękując i ruszyli traktem w górę zbocza, gdzie mieściły się wrota zamku, a zarazem - miejsce spotkania.
⊱✿ ✿⊰
Pod bramą z tyłu zamku był już cały ich skład - Ari, Mikolas, Laura Rizzotto - wciąż w wodnej bańce kilkanaście centymetów nad ziemią - Rasmussen, Netta i jakiś chłopak, którego ani Kostja, ani Alexander nie rozpoznali. Bardziej zaniepokoiło go to, że Mikolas miał dziwną minę i unikał wzroku wnuka. Z kolei Netta miała czerwone oczy. Co się tu u licha wydarzyło? Kazał Melovinowi zaczekać i skierował się do dziadka. Ten na siłę spróbował przywołać na twarz uśmiech.
- Co tam, chłopie?
- Dziadku, co się stało? - przerwał Mikolas.
Ten spojrzał uważniej na wnuka. Lubił się śmiać z tego, jaki jest dziecinny, choć wiedział, że to kłamstwo. W taki sposób przekonywał sam siebie, że Alexander wciąż jest taki, jak kiedyś - mały, wymagający jego opieki dzieciak. Teraz widział niemal dorosłego już mężczyznę, a smutne ukłucie w sercu zastąpiło ciepło i duma. Jego oczy rozbłysły.
- Pamiętasz, kiedy powiedziałem ci, że twoja babcia odeszła ode mnie i straszy dzieci w lesie...? Cóż, nie pomyliłem się za bardzo. Netto - podniósł głos, żeby usłyszała go kobieta - To nasz wnuk, Alexander.
Wtedy Rybak otworzył szeroko oczy i usta. Wszyscy, nawet obcy chłopak, spojrzeli zszokowani na niego.
- C...co? Ale jak to...? - jąkał się. Mikolas westchnął ciężko.
- Więc... kiedy urodziła się nam syn, Benjamjn... Zaczęliśmy się kłócić. Nie układało nam się i... ktoś to musi powiedzieć... nie była planowanym dzieckiem. Było coraz gorzej, a ja, zamiast zawalczyć o nią, o nas... Zdradziłem ją. I wtedy okazało się, że urodzi się Alekseev oraz Amaia. Kobieta zrzekła się opieki nad nimi i zostali ze mną. Pewnej deszczowej nocy pokłóciliśmy się ostatni raz. Wykrzyczeliśmy sobie wszystko. Netta uznała, że nie będę dobrym ojcem. Nie pozwoliła odejść mi z Amaią i z Alfredem, zabrała ich do swojego domu w lesie. Wychowała ich jak własne dzieci. Z kolei Benjamin, trochę już starszy, chciał zostać ze mną. Lata minęły, a on znalazł ukochaną i ożenił się. Zostawiłem im dom w mieście i zbudowałem przytulne miejsce w lesie. Niedługo później na świecie znalazłeś się ty.
Zapadła cisza. Alexander stał jak wczeniej, absolutnie zszokowany. Jak przez mgłę dotarło do niego, że podszedł do niego Melovin. Położył mu delikatnie dłoń na ramieniu i uspokajającym tonem próbował go pocieszyć. Dopiero później syn Benjamina zdał sobie sprawę, jak bardzo był mu wdzięczny za ten gest. Powoli odwrócił się do Netty. Kostja zmartwił się, jak bardzo był blady.
- Czyli... jesteś moją babcią - zwrócił się do kobiety. Ta patrzyła niepewnie na wnuka.
- Wiesz - zaczęła cicho - zrozumiem, jeśli...
- Nie - zaprzeczył natychmiast - Jesteś moją babcią, którą w końcu mam.
Po tych słowach podszedł i objął mocno Nettę, która natychmiast odwzajemniła gest. Również Mikolas podszedł do byłej żony i wnuka, po czym przytulił ich. Ktoś w tłumie ludzi za nimi pociągnął głośno nosem.
- A co do tych spraw, które miałam załatwić... - zaczęła Netta, lekko odsuwając się. Alexander zauważył kątem oka dwie sylwetki idące w ich stronę - Zdążyłam wpaść na Mikolasa wcześniej i dowiedzieć się o wszystkim. Czym byłoby jednak to rodzinne pojednanie bez całej rodziny?
Teraz Alexander zwrócił uwagę na sylwetki. Jedną rozpoznał dość szybko - był to Alekseev, asystent kobiety z porannego przedstawienia. Sam się zaskoczył, że natychmiast pomyślał o nim jak wujku. Drugą osobą był jego ojciec, Benjamin.
- Tato! - wykrzyknął Alexander, nie przejmując się, czy ktokolwiek patrzy i rzucił się do ojca. Jego czerwona peleryna zafalowała za nim. Ojciec również go ujrzał, a na jego twarzy wymalowała się ulga. Natychmiast przytulił mocno syna.
- Ty też już wiesz? - spytał, wtulony w ojca.
- Od niedawna, może od godziny - pokręcił z niedowierzaniem głową Benjamin, czochrając czarne włosy syna. Alexander objął także Alekseeva i zamienił z nim kilka słów.
Kiedy już wyjaśnienia i powitania dobiegły końca, Ari przedstawił obcego chłopaka. Był to niejaki Kristian. Chłopak był mniej więcej rok młodszy niż syn Benjamina, ale Alexander coś czuł, że był o wiele bardziej utalentowany niż on będzie kiedykolwiek. Kristian poprawił okulary i uśmiechnął się.
- Możecie mi mówić Kris. Jestem Magiem Antropomorfizacji. Problem jest tylko jeden - mam monochromatyzm.
- Czyli? - zainteresował się Melovin, co, nie wiedzieć czemu, zirytowało Alexandra.
- Widzę tylko kolor biały i czarny.
- Biedactwo - pożaliła chłopaka Laura.
- Przynajmniej nie widzi twojego rudego łba - zarechotał Rasmussen, a ta złapała go za brodę i wciągnęła na chwilę do wody. Alexander nie mógł nie zauważyć, że kilka godzin im wystarczyło, by się do siebie zbliżyli.
- Na szczęście jest ze mną znajoma - poinformował, a z tyłu wysunęła się kobieta znana już chłopcom.
- Julia Samojłowa! - powitał ją Melovin.
- To Mag Kolorów - powiedział Kristian z uśmiechem - Razem zajmiemy się wami na błysk! No, kto idzie na pierwszy ogień?
Dorośli wskazali na Laurę, gdyż utrzymanie od kilku godzin kobiety w kuli wody kosztowało Ariego wiele energii. Kristian poprosił ich o prywatność - w końcu miał przekształcić jej ogon w nogi. Odeszli za róg zamku. Benjamin podszedł do Alekseeva, a Rasmussen rozmawiał z Mikolasem. Melovin pytał o coś Ariego. Alexander zastanawiał się po raz któryś, dlaczego czarnoksiężnik wyczarował mu wilcze elementy, ale to nie był odpowiedni moment na takie pytania. Wyjął bananowe ciasteczko z torby i zjadł. Nie zdążył całkiem pogrążyć się myślach, kiedy w końcu dosiadł się do niego Kostja.
- Dzięki - odezwał się po chwili milczenia Alexander.
- Hmm? Za co?
- Wtedy, gdy się dowiedziałem. Dzięki, że wtedy... byłeś przy mnie. Gdybym był sam, mógłbym zareagować inaczej.
Melovin uśmiechnął się.
- Nie ma narzekania, albo lisie uszy, pamiętasz?
Alexander cieszył się, że obrócił to w bardziej humorystyczną sytuację, bo zaczynał już się czuć niezręcznie. Rasmussen właśnie otwierał butelkę wody, ale ta spadła mu i uderzyła o kamienie. Wszyscy spojrzeli, co było przyczyną takiej reakcji.
Za rogu wyszła Laura. Jej nogi były smukłe i długie, podkreśliła je szpilkami i czerwoną, długą suknią wieczorową. Włosy miała czarne i kręcone, opadały jej na ramiona gęstymi falami.
- No, to czyja teraz kolej? - zatarł ręce Kristian.
Wszyscy unieśli dłonie do góry.
⊱✿ ✿⊰
Kiedy słońce już zaszło za horyzont i zrobiło się chłodniej, wszyscy byli gotowi do wejścia na zamek. Długie włosy Rasmussena zmieniły kolor na brązowy, a jego broda została przycięta. Jego wygnieciona koszula została przekształcona w smoking i czerwoną koszulę. Alexander widział, że Kris zrobił to specjalnie, by pasował do Laury. Jego ojciec i dziadek byli teraz rudzi i niżsi, co bardzo denerwowało Mikolasa. Ari miał opaleniznę i czarne włosy, a Melovin wyszedł zza rogu jako blondyn. Sam Alexander miał teraz okulary, ciemniejszą karnację i krótsze włosy. Czekali już tylko na Nettę, by Ari mógł w końcu omówić plan. Ostatecznie kiedy kobieta dotarła, nie poznał jej nikt. Byla teraz chuda, a jej włosy były kręcone i kasztanowe. Figurę podkreśliła zieloną suknią.
- Teraz już wiesz, dlaczego jest twoją babcią! - huknął Mikolas z zawadiackim uśmiechem.
- Płytki jak kałuża - fuknęła Laura, podbiegając w miejscu i ćwicząc nogi.
Teraz faktycznie wyglądali na ludzi, którzy mają prawo być na zamku.
Ari przecisnął się na środek zbiorowiska. Wyczarował ławy, a oni usiedli wokół niego. Dziwnie było patrzeć na wszystkich, niby znajomych, ale innych.
- Właściwie - zawiesił głos czarnoksiężnik - Nie mamy planu.
Rozległy się szepty, ale szybko zapadła cisza.
- Ja, Benjamin, Alekseev, Mikolas i Alexander jesteśmy prawdopodobnie osobami, którym najbardziej zależy na odnalezeniu kobiety. Pamiętajcie, że żadne z nas nie ma prawa być tutaj poza Kristianem. Muszę i chcę wierzyć w waszą uczciwość. Jeśli jednak nie macie pewności, czy na pewno w to wchodzicie, proszę, wstańcie i odejdźcie teraz.
Mikolas wstał, a wszystkie oczy skierowały się na niego.
- Na litość boską, nigdzie nie idę! Stary jestem, nogi mi ścierpły.
Kilka osób roześmiało się.
- W porządku. Sluchajcie, impreza wygląda tak. Teraz, za kilkanaście minut, całość otwiera uroczysta kolacja. Jeśli mają nas złapać, to właśnie wtedy. Jeśli uda nam się wyjść z kolacji niezłapani, to prawodpodobnie wszystko już powinno pójść dobrze. Oczywiście, nie traćcie nawet potem czujności nawet nie chwilę! Dwie godziny po północy zarządzono przerwę na półtorej godziny. Potem bal rusza dalej i tak do późnego rana. Zmywamy się cicho, razem z większą grupą ludzi. Niech naszym priorytetem będzie odnalezienie Amai.
Każdy pokiwał cicho głową.
- Masz dla nas jakieś rady? - spytał Mikolas. Czarnoksiężnik zamyślił się.
- Za nic nie wychylajcie się. Nie ukrywajcie się też w tłumie. Zachowujcie się tak, jakbyście mieli pełne prawo tam być. Wypatrujcie Amai, a jak ją znajdziecie, dajcie znak komuś z nas. Nie bójcie się poznać kogoś nowego i rozmawiać. Macie być swobodni, tajemniczy, ale bez przesady. Stawiajcie na naturalność. Niech was interesuje cokolwiek innego, plotki, korona, jedzenie.
Teraz najważniejsze. Jeśli ktoś z nas zostanie złapany, reszta nie może się ujawnić.
Zapanowała całkowita cisza po tych słowach.
- Mówię poważnie. Zwłaszcza do osób, które są spokrewnione. Nie próbujcie nic robić. Pogorszycie sytuację osoby złapanej, swoją i całej grupy. Mam nadzieję, że nie dojdzie do aresztowania.
Odetchnął głęboko. Zrobiło się już całkiem ciemno, a rozświetlone okna zamku dawały jedyne światło w mroku. Dochodził gwar od przodu zamku - goście już byli.
Ari się ponownie odezwał.
- Pora iść. Będziemy szli sami, dwójkami i trójkami. Pójdę pierwszy. Za mną Kristian i Julia. Resztę ustalcie sami.
Zawahał się na moment i powiódł wzrokiem po każdym.
- I... pamiętajcie, że jeśli ktoś z nas zostanie złapany, raczej już nigdy nie spotkamy się. To dobry moment, chociaż krótki, by porozmawiać.
Zacisnął pięści i uśmiechnął się na siłę.
- Dacie radę. Każdemu życzę powodzenia. Jesteście silną, mądrą grupą. Rankiem odnajdę każdego z was, jeśli wszystko pójdzie dobrze. Cieszę się, że was poznałem, i to nie miało wcale zabrzmieć jak pożegnanie - kilka osób roześmiało się niepewnie. Ari odszedł w stronę zamku. Zapadła cisza. To naprawdę mógł być koniec. Netta podeszła do synów - Mikolasa i Alekseeva. Alexander zauważył, że Kostja szuka go wzrokiem. Nienawidził siebie za tą decyzję, ale szybko odszedł. Melovin za szybko stał się jedną z najważniejszych dla niego osób i Alexander bał się, że powie coś, czego zdecydowanie nie powinien.
Podszedł do Benjamina. Ojciec uśmiechnął się na jego widok.
- A więc, prawie koniec - odezwał się, gdy syn stanął koło niego. Ojciec objął go ramieniem.
- Racja. Albo w te, albo we wte - uśmiechnął się blado, po czym zebrał siły na rozmowę - Tato, skąd wiedziałeś, że mama to ta jedyna?
Benjamin uśmiechnął się, właściwie nieświadomie.
- Nie wiedziałem, czy chcę żyć z nią, ale wiedziałem, że nie chcę bez niej. To się czuje. Wiesz, że zrobisz dla kogoś wszystko, tylko dla jednego uśmiechu. I choćby się paliło i walił się cały świat, nie pozwolisz, by tej osobie coś się stało. Jesteś gotów wzlatywać i upadać z nią. Zorientujesz się, Alexandrze. Jestem tego pewien.
Wskazali właśnie na następną trójkę Alexandra, Rasmussena i Laurę. Kiedy stracili z oczu resztę obchodząc zamek, Alexandra zalała fala złości i żalu, że nie porozmawiał z Kostją i Mikolasem. Pragnął się odwrócić i pobiec z powrotem do nich, ale wiedział, że teraz już nie ma odwrotu.
Idąc koło dwójki nowych przyjaciół, przyjrzał się Rasmussenowi. Rozgladał się za czymś. W tym momencie wnuk Mikolasa przypomniał sobie, że on szuka swojej córki, Saary. Zrobiło mu się jeszcze gorzej, o ile było to możliwe. Mimo, że miał ważniejsze sprawy na głowie, chciał im pomóc. Alexandrowi ścisnęło się gardło. Wszyscy ci ludzie stali się dla niego o wiele bliższi, niż mógł się spodziewać. Położył dłoń na muskularnym ramieniu brodacza i uśmiechnął się ciepło.
Nawet jeśli wszytko pójdzie katastrofalnie źle, miał nadzieję, że dwie kobiety są całe i zdrowe. Stanęli tymczasem przed wejściem zamku. Weszli do monumentalnego pałacu.
Młoda kelnerka skierowała ich do jadalni, gdzie stał ogromny stół. W środku było mniej więcej pięćdziesiąt osób. Większość miejsc była jednak wciąż wolna. Alexander szacował, że będzie około dwóch setek ludzi. Laura puściła mu oko, po czym zajęła miejsce na końcu stołu. Rasmussen bardziej na lewo od środka, a Alexander kilkanaście miejsc od niego. Stół miał kształt kanciastej litery U. Krzesła były drewniane i misternie rzeźbione, wyłożone twardymi, czerwonymi poduchami. Obrus był śnieżnobiały, a przed Alexandrem znajdowało się łącznie ponad trzydzieści sztućców, talerzy, szklanek i kielichów. Chłopak nie chciał wiedzieć, ile wynosił koszt samego balu, ale zgadywał, że sprzedając wszystko, co przed nim stało, żyłby spokojnie przez pół roku. Dostrzegł na krańcu stołu wyznaczone miejsce dla Vanji i jedno mniejsze obok, zapewne dla jego żony. Kątem oka zauważył, że do sali wszedł Benjamin oraz Netta, ale powstrzymał się od dania im jakiegokolwiek znaku. Usiedli duży kawałek od siebie.
Alexander nie zdążył się zdenerwować dobrze, kto koło niego usiądzie, kiedy miejsce z jednej strony zostało zajęte. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na gości, by się uśmiechnąć.
- Witaj - odezwali się chłopcy będący twórcami pysznych smakołyków na podróż. Bardzo się cieszył, że natrafił na znajomych. Przełknął w ostatniej chwili słowa, gdy zorientował się, że wygląda inaczej. Nie rozpoznali go.
- Miło nam cię poznać - uśmiechnął się ten najwyższy z nich.
- Z wzajemnością. Cieszę się, że mamy okazję zjeść tutaj razem kolację - przyznał szczerze.
- Och, nie będziemy się tutaj tylko obżerać! Mamy zespół, a nazywamy się AWS.
- Wspaniale! Będziecie dzisiaj występować, jak mniemam?
Blondyn skinął głową. Sala powoli się zapełniała. Nagle Alexander zdał sobie sprawę z czegoś, przez co miał ochotę walnąć głową o drewniany, drogi stół. Przecież on nawet nie ma pojęcia, jak ta Amaia wygląda! Zanim zebrał w sobie odwagę, by wstać i przejść się do najbliższej znanej mu osoby, rozległa się głośna muzyka. Do sali wkroczył król, ale Alexander nawet nie zwrócił na to uwagi. Teraz do niego dotarło, co w ogóle się dzieje. Byli zestresowaną grupą zebranych losowo ludzi, którzy byli nielegalnie kilka kroków od króla. To nie miało szans pójść po ich myśli.
- Wszystko w porządku? Zbladłeś - zmartwił się jeden z chłopaków. Alexander przywołał na twarz uśmiech.
- Wiesz, niecodziennie się widzi króla - skłamał gładko. Chłopcy skinęli głowami ze zrozumieniem i odwrócili się do monarchy. Syn Benjamina liczył, że nie wzbudził u nich żadnych podejrzeń.
Król, Vanja, wyglądał na zupełnie zwyczajnego mężczyznę. Gdyby nie futro i drogi ubiór, mógłby przejść na ulicy niezauważony. Miał czarne włosy i był dość chudy. Rozległy się owacje, które zbył niedbałym machnięciem dłoni. Równo z jego zasiednięciem przy stole, drzwi wokół sali otwarły się i wprowadzono wózki z jedzeniem. Alexander dyskretnie rozejrzał się wokół, próbując coś wyczytać z twarzy bliskich lub towarzyszów. Liczył też, że dostrzeże kobietę wyglądającą, jakby nosiła imię Amaia. Tymczasem podszedł do niego kelner i nalał do wielkiej miski jakiejś zupy. Kiedy na wierzch wypłyneła smutno pieczarka, Alexander nie był pewien, czy w ogóle brać do ręki srebrną łyżkę. Nie chciał jednak zwracać uwagę na siebie, więc rozpoczął polowanie na grzyba.
Salę wypełnił brzęk sztućców i gwar szeptanych odważnie rozmów. Król nie jadł i Alexander zastanawiał się, czy chce, by goście najpierw zaspokoili pierwszy głód, by przemówić. Vanja rozgladał się po sali, więc szybko odwrócił wzrok, by wyglądać na bardzo skupionego na pieczarce, która właśnie wpłynęła naiwnie do jego łyżki. Odważył się unieść wzrok i wtedy nawiązał kontakt wzrokowy z władcą. Spanikowawszy, zaczerwienił się i wlepił wzrok w zupę. Nakazał zły na siebie samemu sobie zachować się naturalnie. Niemal godzinę pózniej, kiedy zegar wybił dziesiątą, zapadła cisza, a Vanja powstał. Niespiesznie poprawił futro i powiedział coś cicho do stojącej za nim trójki lokajów i ochroniarzy. Kiedy wszyscy skupili się na nim, odchrząknął.
- Drodzy zgromadzeni, panie, panowie, poddani. Niezmiernie miło mi was gościć w moim pałacu.
Rozległy się głośne brawa, a mężczyzna odczekał, aż umilkną.
- Bardzo się cieszę z okazji do zgromadzenia was tutaj.
Alexander zwrócił uwagę na puste miejsce obok niego. Co się stało z jego żoną?
- Jak wiecie - kontynuował monarcha - Udało nam się powstrzymać konflikt zbrojny we wschodniej Azji. Także sytuacja na północy zmierza w dobrym kierunku. Głównym powodem, dla którego spotykamy się tutaj, jest podpisanie Traktatu Pokojowego z Neapolem!
Alexander nie interesował się polityką, lecz wiwatował równie głośno jak każdy. Król przybliżył jeszcze kilka sytuacji z kraju, po czym przywalił płomienną przemową na temat świetlanej przyszłości kraju. Król potem podziękował kucharzom, lokajom, dekoratorom i wszystkim, którzy pomagali. Umilkł na chwilę, by po chwili rozejrzeć się po całym pomieszczeniu. Alexandrowi zaczęło bić szybciej serce.
- Części z was - rozpoczął - nawet nie kojarzę. Ale cóż, takie chyba wady bycia królem.
Salę wypełniły grzeczne śmiechy.
- Oczywiście, większość z was to osoby z oficjalnej listy, ale pewnie są tutaj także przyjaciele i bliscy. Dlatego chciałbym, żeby każdy z was się przedstawil.
Alexandrowi zatrzymało się serce.
Rozważał możliwości ucieczki. Teraz? Później? Czuł, że zrobił się bielszy niż obrus na tym przeklętym stole. Vanja wskazał róg stołu po jego lewej. Blisko siedział Mikolas. Spokojnie pił wodę z kielicha. Czy przedstawi się swoim nazwiskiem? Już niemal nadeszła jego kolej. Alexander wstrzymał oddech. Mikolas niespiesznie wstał.
- Moje imię Mikolas, syn Eugenta, wasza wysokość - odezwał się z ukłonem, po czym zasiadł z powrotem. Kolejka ruszyła dalej. Również Netta przedstawiła się swoim imieniem, podobnie jak Laura. W końcu tuż obok wnuka Mikolasa blondyn z zespołu przedstawił się jako Örs. Alexander także dał radę spokojnie się przedstawić, patrząc w trakcie ukłonu Vanji w oczy. Gości było wiele, więc po kilku minutach Alexander się wyciszył. Nagle jednak usłyszał nieznane nazwisko wypowiedziane znanym głosem. Spojrzał w tamtą stronę.
Kostja skłamał.
Alexander był w szoku. Podał całkowicie fałszywe nazwisko i imię! Wpatrywał się w niego chcąc złapać kontakt wzrokowy, ale on unikał go jak ognia. Nie spojrzał nawet na Vanję. Syn Benjamina skierował wzrok na Ariego, który także był zaskoczony. Widział w jego wzroku podejrzliwość, ale jemu samemu nawet przez myśl nie przeszło, że ten chłopak może okazać się zdrajcą.
Prezentacja dobiegła końca. Vanja cicho odezwał się do osób za nim, po czym rozejrzał się po gościach.
- Moi drodzy poddani, wydaje mi się, że coś to jest nie tak... - uśmiechnął się szatańsko.
Skoczyć przez okno?, myślał gorączkowo Alexander. Nie chciał być torturowany w więzieniu! Może powinien rzucić kielichem o ścianę? Albo od razu nożem kogoś przyszpilić do stołu? Gdyby chociaż mógł kupić reszcie czas na ucieczkę... O kogo chodziło? Mikolasa? Amaię? Jego samego? Jeśli tak, to modlił się, by nikt nie zrobił niczego głupiego.
Ochroniarze wraz z królem wyszli zza stołu i - no oczywiście - ruszyli na niego. Alexander czuł, jak wszystkie jego mięśnie tężeją, a serce niemal staje. Ze wzrokiem wlepionym w stół kątem oka zobaczył Melovina, który siedział napięty na skraju krzesła. Patrzył prosto na Alexandra, przed którym powoli wyrastał cień monarchy. Kostja drgnął, jakby chciał wstać, ale Alexander udając, że poprawia okulary, pokazał znak odcinanej głowy. Nie chciał, by ktokolwiek z jego rodziny i przyjaciół wpadł przez niego w tarapaty. Modlił się, by ten pozostał na miejscu. Pokręcił jeszcze niemal niezawuażalnie głową, by przekaz był całkiem jasny. Kostja, po chwili pełnej napięcia, wsunął się po chwili z bardzo zmartwioną miną na krzesło.
Król był już przed nim... ale minął go? Wcale nie był skupiony na Alexandrze. Patrzył prosto na zespół AWS.
- Podajcie mi jeszcze raz wasze nazwiska - rozkazał. Blondyn, lekko zaniepokojony, podał wszystkie. Lokaj uważnie przestudiował listę zaproszonych i tych kategorycznie odrzuconych.
- Wasza wysokość - odezwał się po chwili, skinąwszy głową - Jednak wszystko w porządku.
Przez chwilę panowała cisza, a potem król ze wściekłością spojrzał na innego lokaja.
- Dlaczego powiedziałeś, że są na czarnej liście?! - ryknął nagle, a echo poszło po sali.
- Musiałem źle odczytać nazwisko - zająknął się przerażony lokaj. Król tylko machnął ręką, a wtedy ochroniarze wyprowadzili go. Vanja z uśmiechem z powrotem odwrócił się do chłopaków.
- Wybaczcie, że was oskarżyłem i za to zamieszanie. W ramach rekompensaty za uszczerbek na waszym zdrowiu psychicznym jako uczciwych obywateli, każdy z was otrzyma po pięćdziesiąt rubinów.
Przeprosił jeszcze raz, po czym odszedł. Alexander niemal rozpłakał się ze szczęścia. Król zasiadł przy stole, a po chwili wprowadzono kolejne wózki z jedzeniem. Po upływie kilku minut lokaj szepnął coś do Vanji, a ten wyszedł. Alexander się uspokoił i teraz, zajadając się pysznymi potrawami, długo rozmawiał z nowymi przyjaciółmi.
⊱✿ ✿⊰
Wybiła pierwsza po północy. Niemal wszyscy goście opuścili jadalnię, by przenieść się do sali balowej, gdzie rozbrzmiewała ostra muzyka AWS. Cóż, skoro Vanja lubił takie melodie, to czemu nie. Wszyscy chodzili po sali i rozmawiali. Benjamin puścił oko do Alexandra, ale nikt nie podszedł do siebie. Wnukowi Mikolasa pozostało dyskutować z Kristianem, który miał oficjale zaproszenie, a także - w przerwach między występami - z AWS. Laura korzystała ze swoich nóg i szalała na parkiecie. To była pierwsza chwila, gdy Alexander pomyślał, że wszystko się ułoży. Ari zaprosił do tańca jakąś kobietę i teraz bawili się na samym środku. Cóż, mieli się nie wychylać, ale chyba sam czarodziej się nudził. Kris z nudów zaczął zmieniać długość włosów niektórym ludziom, tak, by się nie zorientowali. Potem zaczął się bawić kształt oprawek okularów Alexandra. Potem młody Mag oddalił się w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia, a syn Benjamina dolał sobie pysznego napoju waniliowego w oszronionej szklance.
Zauważył, że wyjście na taras jest otwarte. Uznał, że chętnie pójdzie się przewietrzyć, więc wziął kielich z napojem i ruszył w stronę świeżego powietrza. Za późno zorientował się, że ktoś tam jest. Był to jednak Ari. Chyba jednak nie spodobało mu się tańczenie na środku z tamtą kobietą.
Stanął kawałek od niego, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Patrząc w gwiazdy, zorientował się, że w powietrzu tuż przed nim wiszą litery stworzone z wody.
W PORZĄDKU?
Alexander skinął głową, a słowa rozprysły się. Chłopak ułożył z dłoni kształt litery A i udał, że przeczesuje włosy, po czym wzruszył ramionami.
NIE WIESZ, JAK WYGLĄDA?
Syn Benjamina skinął głową.
WYSOKA. BRĄZOWE WŁOSY. PEWNIE Z CHŁOPAKIEM O CZARNYCH WŁOSACH.
Chłopak uniósł kciuki do góry, po czym wskazał na litery z pytającą miną. Ari uśmiechnął się.
PARA WODNA Z POWIETRZA. I JEZIORO OBOK.
Miał jeszcze jedno pytanie, ale nie wiedział, jak je zadać. W końcu pokazał jakby przeczesywanie brody i kołysanie czegoś w ramionach. Miał nadzieję, że Rasmussen odnalazł swoją córkę, ale Ari wzruszył ramionami ze zrezygnowaną miną. Nagle jednak otworzył szeroko oczy i wlepił wzrok w coś za nim. Alexander odwrócił się prędko, ale według niego nic nie odbiegało od normalności. Litery gorączkowo ułożyły się w słowa.
NA PARKIECIE AMAIA Z ALFREDEM
Alexander prawie roześmiał się głośno z ulgi. Znaleźli ją! I jeszcze żyją! Udał, że odchodzi w miejscu i spojrzał pytająco na Ariego.
NIE TERAZ. ZAUWAŻYLIBY
Przerwa.
MUSIMY DO KOŃCA. UWIERZ, SPRAWDZAJĄ
Wnuk Mikolasa pokiwał głową.
POROZMAWIAM Z NIĄ. WIDZIMY SIĘ RANO
Alexander pomachał mu i wrócił do środka, gdzie dopił napój i usiadł na swoim miejscu. W drugim końcu pomieszczenia stał Rasmussen i przytulał jakąś dziewczynę o dość długich włosach. To musiała być Saara! Jej włosy nie odbiegały od normy, ale i tak były długie, więc pewnie je scięła, by nikt jej nie poznał z daleka. Zaczął się szczerzyć jak głupi do kawałka galaretki na jego talerzu.
AWS po chwili zaciągnęło go na parkiet, mimo jego słabych protestów. Kiedy szybkie piosenki skończyły się, wybiła godzina druga. Mieli półtorej godziny.
⊱✿ ✿⊰
Alexander wyszedł na zewnątrz. Był zmęczony po energicznych utworach, więc z radością przyjął powiew wiatru na twarzy. Wielu gości wychodziło z zamku i oddalało się od niego. Wracali do domu, by się odświeżyć i odpocząć w ciszy. Alexander ziewnął. Był naprawdę wykończony i dość śpiący. Od trzech dni był na nogach niemal całe doby. Teraz nie myślał o niczym innym, niż pójściu spać. Od razu jednak rozespał się, gdy zobaczył Kostję. Tyle, że ten odchodził szybkim krokiem od zamku. Co on wyprawia?
Alexander odczekał jeszcze chwilę, po czym ruszył za nim. Wszedł w ciemny las, gdzie kawałek drogi przed sobą widział sylwetkę Melovina. Kilka minut marszu i byli na miejscu, tuż obok dużego jeziora. Na spokojnej tafli wody odbijał się rogal księżyca i gwiazdy. Kostka usiadł na brzegu, a Alexander dołączył do niego.
- Nawet sie nie zdziwisz, że tu jestem?
- Tu jest spokojniej, niż w zamku. Wiedziałem, że za mną idziesz - odetchnął głęboko Kostja. Alexander był zdecydowanie za bardzo śpiący, żeby myśleć.
- A to dobrze, czy źle?
Kostja uśmiechnął się.
- Dobrze.
- Okej.
Zapadła dłuższa cisza, a syn Mikolasa prawie zasnął.
- Jak ci się podoba impreza?
Alexander na początku tylko coś mruknął, ale po chwili wysilił się, by się odezwać.
- Dobrze. Znaleźliśmy Amaię. I córkę Rasmussena.
Cichy śmiech Kostji przerwał ciszę i odrobinę ocucił chłopaka.
- Miło, że dopiero teraz to mówisz. Dobrze, że się udało.
- Obudzisz mnie, jak będzie pora? - wymamrotał nieprzytomnie Alexander, na granicy jawy i snu.
Nie dotarła już do niego odpowiedź, ale poczuł, jak czyjeś ramiona ciągną go na ziemię i że zasnął wtulony w coś miękkiego.
⊱✿ ✿⊰
W ciemnej głuszy obudziły go czyjeś krzyki. Nie mogło chyba minąć zbyt wiele czasu, z pół godziny? Zerwał się zaspany na równe nogi.
- Szubrawcy! Zdrajcy Narodu!
Stał przed nimi Vanja. Tuż obok ze zwieszoną głową Kostja. Alexander dalej nie rozumiał, co się dzieje. Próbował pozbyć się z umysłu resztek snu, ale nie wyszło.
- Podstępne judasze! - pieklił się monarcha - Wy i wasi plugawi pobratymcy chcieliście być w moim domu nieproszeni?!
Czyli że co? Alexander wciąż nie wiedział, o co chodzi, o czym nie omieszkał poinformować niezwłocznie władcy. To rozjuszyło go jeszcze bardziej.
- To znaczy, że złapaliśmy was wszystkich, co do jednego!
Krew odpłynęła z twarzy Alexandra, a on sam osunął się w ciemność.
⊱✿ ✿⊰
Obudził się, kiedy jeden z ochroniarzy wnosił go na plecach do zamku. Momentalnie przypomniał sobie, co się stało, przez co chciał znowu zemdleć i się nie obudzić. Ktoś brutalnie zrzucił go na marmurową posadzkę, by chwilę później zmusić do uklęku. Tuż obok znajdowali się wszyscy - Mikolas, Netta, Benjamin, Aleksiej, Rasmussen, Laura i nawet Amaia. Chwila. Brakowało Kostji.
Alexander uniósł głowę, by zobaczyć, że stoi przed nimi Vanja. Jego oczy miotały pioruny.
- Zdrajcy - wymamrotał - Jak mogliście się nie zorientować?! - ryknął do lokajów, którzy wyglądali na nie mniej przerażonych, niż czuł się Alexander.
Spojrzał po klęczących przed nim ludziach, będących niedawno gośćmi. Spośród wielu osób była tutaj może siedemdziesiątka.
- Ty - syknął na Mikolasa - gadaj, albo wszyscy oberwiecie!
Dziadek Alexandra zacisnął usta. Jego wnuk zorientował się po minach reszty, że nikt nie zamierza wydać nikogo. Mimo, że wiedział, że będzie to trudne, obiecał sobie, że też się nie złamie.
- To pewnie Kostja nas zdradził! - wysunął oskarżenie Alekseev. Wszyscy skierowali wzrok na niego - Niby gdzie on teraz jest?
Oczy Vanji rozszerzyły się.
- Kostja? Jaki Kostja?
Drzwi otworzyły się. Wbiegł jeden ze strażników.
- Panie - wydyszał - Jeden z nich nam uciekł!
- Co takiego?! Wy niezdarne, nieudolne... - Alexander za późno zauważył, że chciał się wyżyć na Mikolasie. Wziął zamach.
- Przestań, ojcze!
Zza jednej z kolumn wyłonił się nikt inny, jak...
- Kostja...? - wymamrotał Vanja, zdezorientowany. Chłopak spojrzał na Ariego, a po chwili jego włosy odzyskały dawny, czarny kolor. Stał się również niższy o kilka centymetrów. Także każdy z pozostałych odzyskał dawny wygląd.
Melovin spojrzał przepraszająco na Vanję, po czym spuścił oczy w dół.
- Nie rób im krzywdy, ojcze. To moi przyjaciele. To ja jestem tą osobą, co uciekła. Pomagałem im od początku.
Wszyscy zgromadzeni w sali zamarli, zszokowani.
- Ale... ale jak?! - krztusił się powietrzem Vanja.
- Trzy dni temu uciekłem - rozpoczął ponuro opowieść Melovin - To nie było trudne. W ogóle cię nie interesuję. Przekupiłem służące, by nic nie zdradziły. Chciałem przez chwilę poczuć się wolny. Nad ranem wymknąłem się i wyszedłem z miasta, gdzie natrafiłem na Ariego. Powiedziałem, że uciekłem od pana, ktory mnie źle traktował. Nie różniło się to zbytnio od prawdy - rzucił ostro, a Vanja lekko skulił się w sobie - Ari szukał wskazówek na temat pobytu jego znajomej. Obiecałem, że może na mnie liczyć. Okazało się, że odkrył moje niewielkie kłamstwo. Za karę wyczarował mi wilcze uszy.
Uśmiechnął się smutno do Alexandra.
- W takim stanie napotkałem Alexandra. I kiedy chciałem zostać z nim na dłużej, okazało się, że Ari mnie odnalazł. Znał miejsce pobytu tej osoby. Odpoczęliśmy w lesie, a rano chcieliśmy się dostać do miasta. Natrafiliśmy na łódkę Rasmussena, a przed okazji - na Alexandra i jego dziadka. Wczoraj rano byliśmy tutaj. Pod twoim nosem, kiedy nawet nie wiedziałeś, że mnie tu nie ma. Weszliśmy na zamek - jego głos lekko załamał się - To kolejny dowód, że jestem dla ciebie nikim. Na imprezie przedstawiłem się innym imieniem. Identyczny głos. Niewiele zmieniony wygląd. Nie rozpoznałeś mnie.
Zapadła cisza. Vanja pociągnął nosem.
- Czy... ta osoba jest teraz na zamku?
- Nie - skłamał spokojnie Kostja, patrząc na grupę przyjaciół. Amaia jednak podniosła się i skoczyła na środek.
- Właśnie, że jestem! - krzyknęła honorowo. Służba natychmiast rzuciła ją na ziemię. Vanja nie wydał im takiego rozkazu, ale także nie zaprotestował.
- Dlaczego skłamałeś? - spytał cicho syna. Melovin westchnął.
- Dlatego, że bezpieczeństwo tych osób jest moim priorytetem. To moja prawdziwa rodzina.
Cała sala z zapartym tchem śledziła pojedynek na słowa. Vanja wyczuł, że przegrywa. Chwycił nóż i wycelował w Benjamina.
- A skąd pomysł, że nie zabiję na przykład niego?
Wszyscy czekali na słowa Kostji. Ten przez dłuższy czas nie odzywał się, patrząc na ojca. Alexander zacisnął pięści w beznadziei.
- Ponieważ to najlepszy ojciec, jakiego znam. Jakiego ja nie miałem. Nie odbieraj go najlepszej osobie, jaką znam. Ani nie zabijaj nikogo innego. Są dla mnie najważniejsi - oczy Melovina i jego ojca zaszkliły się. Alexandra również. Ręka monarachy z nożem zaczęła drzeć, po czym opadła. Nóż stuknął o posadzkę.
- Czy... jeśli pozwolę ci iść z nimi, będziesz szczęśliwy? - skinął głową.
- Czy jeśli puszczę każdego wolno, będziesz szczęśliwy?
- Tak, ojcze.
- A jeśli - westchnął urywanie - poproszę, żebyś czasem... odwiedzał mnie, zrobisz to?
Oboje uśmiechnęli się smutno.
- Tak.
- A jeśli... powiem, że cholernie żałuję, że byłem najgorszym ojcem na świecie i pragnę to naprawić, zatrzymując cię tu, ale wybieram teraz twoje szczęście i wysyłam cię z nimi, wybaczysz mi?
Teraz i Kostja, i Vanja płakali. W sali zapadła nabożne niemal milczenie.
- Tato. Jeśli naprawdę to zrobisz, będę ci dozgonnie wdzięczny. Wiem, z kim będę szczęśliwy. Nie zapomnę o tobie - przełknął ślinę i otarł łzy z policzków - Oczywiście, że ci wybaczam.
Świat Kostji zamknął się do ramion ojca. Objął Vanję równie mocno. Z kolei świat Alexandra rozmazał się. Sam nie wiedział, dlaczego. Może ze smutku nad życiem Kostji? Z ulgi, że są bezpieczni? Z radości, że wszystko poszło najlepiej, jak mogło? Pewnie ze wszystkiego naraz.
Setki rąk wzniosły ich do góry. Każdy go ściskał i klepał. W końcu udało mu się zejść na dół i dostać się do ojca. Mocno go przytulił. Nie musiał mu mówić, jak bardzo go kocha, bo ojciec to wiedział. Mimo to powiedział mu to, dla pewności. Chwilę później także Mikolasowi, a potem Netcie. Nagle usłyszał, ze ktoś woła imię jego ojca. Z ciekawości rozejrzał się. Przez salę przedzierał się nikt inny jak Felix.
- Felix?! Skąd ty się tu wziąłeś?! - wybałuszył oczy Benjamin. Felix spojrzał na niego niepewnie.
- Jak tylko zobaczyłem, że zniknąłeś, poszedłem cię szukać. Ludzie skierowali mnie tutaj.
Alexander roześmiał się przez łzy. Uścisnął Felixa, a po chwili dołączył do nich Benjamin. Przez gwar przedarł się głos Vanji.
- Dla każdego z tej niesamowitej grupy, a także Amai oraz córki Riz...kogo...? Rasmussena, po sto rubinów!
Chociaż Alexander myślał, że kilkuminutowe wiwaty nie mogą już być ani trochę głośniejsze, te przybrały na sile. W końcu Vanja uspokoił rozentuzjonowanych gości i przegnał do jadalni. W sali została ich grupa i kilka osób, w tym AWS i Kristian. Vanja przepraszał ich za wszystko, nie przestając obejmować ramieniem syna. Zaskoczył ich jeszcze jedną rzeczą. Poprosił o delikatne światła i wolną muzykę, a potem zwrócił się do towarzyszy.
- Jako, że ten bal musieliście być czujni i nie mogliście się dobrze bawić, ten długi, wolny kawałek jest dla was! - wykrzyknął, po czym opuścił salę. Pierwszy do tańca poprosił Laurę Rasmussen. Ta bardzo chętnie przyjęła propozycję. Na parkiet wysunęli się także Mikolas z Nettą. Także obok krążyli Kristian z jakąś śliczną dziewczyną. Nawet młoda Saara tańczyła z jakimś chłopakiem. Alexander uśmiechnął się na ten widok, po czym przemknął do Benjamina.
- Tato... - zaczął niepewnie - Jak powiedzieć komuś, że go lubię lubię?
Benjamin spojrzał na syna z uznaniem.
- Czyżbyś wypatrzył tu jakąś ładną laskę?
Alexander zaczerwienił się po czubki uszu.
- Właściwie, to ja...
Jego ojciec ryknął śmiechem.
- Przecież żartuję. Wiem. Mówił ci już ktoś, że nie jesteś zbyt subtelny?
Alexander nie mógł poradzić nic na to, że się roześmiał. Nagle zorientował się, że stoi przed nim Melovin z wyciągniętą ręką. Zaczerwieniony, ale uśmiechnięty.
- Dzień dobry - rzucił do Felixa i Benjamina - Może nie zrobiłem na początku dobrego wrażenia, ale...
- Zrobiłeś wystarczająco dobre - przerwał Benjamin, popychając lekko zszokowanego syna do przodu. To wystarczyło za każdą odpowiedź. Poszli na niemal środek parkietu. Alexander, równie czerwony co jego partner do tańca, położył dłoń na ramieniu chłopaka, muskając kciukiem jego szyję. Tamten objął go w pasie. Zaczęli sie poruszać w rytm wolnej muzyki i udawało im się nie deptać po nogach.
- Czyli syn króla.
Melovin uśmiechnął się nieśmiało.
- Na to wygląda. Powinieneś uklęknąć przede mną.
- Chciałbyś.
Uśmiechnęli się do siebie. Nagle Alexander zauważył, że chłopak ma na głowie uszy, a z tyłu kołysze mu się ogon. Obejrzał się zirytowany na Ariego, który tylko puścił mu oko.
- Wiesz, że...?
- Wiem.
Kołysali się dalej, a Alexander przysunął się nieświadomie bliżej.
- Kostja?
- Hm?
Zaplótł ogon wokół jego nogi.
- Nawet nie próbuj.
Kostja się zasmiał.
- Obiecałeś mi. No, ale o co chodzi?
Alexander zebrał siły, by mówić dalej.
- Wtedy, podczas rozmowy z ojcem. Powiedziałeś, że wiesz, z kim znajdziesz szczęście.
- Ja tak powiedziałem? Niemożliwe.
- Tak.
- Nie ma mowy.
- Tak, Kostja.
- Nie wiem o czym mówisz - droczył się.
- Kostja...
- A nawet jeśli? - spytał, zatrzymując się w środku kroku. Spojrzał prosto w oczy Alexandra.
- To... chyba... mam nadzieję, że jest ładna, choć trochę szkoda, bo ja chyba... chyba cię...
- Ale z ciebie idiota - westchnął Melovin, po czym błyskawicznie oplótł ogonem Alexandra i przyciągnął do siebie. Ich usta zetknęły się. Usłyszał zaskoczone westchnięcie chłopaka. Miał przyjemnie ciepłe wargi, swoje dłonie splotł na jego karku. Czuł, że się uśmiecha. W końcu uznali, że chyba powinni już odsunąć się od siebie.
- Myślałem, że to oczywiste. Ja ciebie też kocham.
Alexander zorientował się, że cała sala im wiwatuje. Wtulił twarz w klatkę piersiową Melovina.
- No nieee - jęknął - Zrobiłeś to, draniu, specjalnie!
Kostja roześmiał się, całując chłopaka w głowę. Oboje myśleli, że serce wyskoczy im z radości.
- Przynajmniej poszło mu szybciej, niż beznadziejnemu ojcu - skomentował głośno Felix.
Oczy wszystkich skierowały się na niego.
- Ja... eee... że co? - wyjąkał Benjamin, a Felix bezceremonialnie złapał go za koszulę i przyciągnął do pocałunku. Wszyscy skandowali, a Alexander należał do tych krzyczących najgłośniej - na szczęście z radości.
2 MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Nad brzegiem pewnego starego jeziora stoi sobie małe osiedle. Składa się ono z kilku zaledwie domów, a dokładniej siedmiu. Kręta, brukowana uliczka wije się wokół nich. Niewiele osób wie, kto tam mieszka, ani, że domy zostały wybudowane dzięki królowi, który wysunął ową inicjatywę.
Słońce świeciło jasno i było ciepło jak na październik. Końcem ulicy, od strony zamku, szedł młody chłopak. Wracał od swojego ojca z zaproszeniami na bal. Skierował się do pierwszego domu po lewej stronie. Furtka zaskrzypiała cicho, witając go. Przeszedł po kamienistej ścieżce i wszedł na werandę, po czym zapukał do drzwi. Netta zamknęła go w mocnym uścisku. Za nią wyłonił się Mikolas. Melovin nie mógł nie pochwalić figury kobiety, która po odzyskaniu dawnej sylwetki wzięła się za siebie. Cieszył się, że ci dwoje pogodzili się. Kostja spytał, co u Alekseeva, który wyjechał być asystentem w przedstawieniach Claudii. Naprawdę lubił tą robotę. Chłopak wręczył im zaproszenie, po czym ruszył do kolejnego domu po lewej stronie. Było ich cztery, po prawej - dwa, a na końcu ulicy jeden.
Kiedy dotarł do drugiego z nich, został powitany równie ciepło. Benjamin i Felix narzekali trochę, że nie ma z nim Alexandra, ale Melovin obiecał, że wpadną do nich na kolację. To nic, że regularnie widywali się co kilka dni. Żegnamy żartami, ruszył do domu po prawej.
Amaię i Alfreda znał najsłabiej, ale byli mili i lubił ich odwiedzać. Z pewnością nie miał na to wpływu fakt, że zawsze mieli dla niego ciasto bananowe.
Kolejny dom stał naprzeciwko. Laura i Rasmussen chętnie przyjęli zaproszenie. Jako, że brodaty wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć, Kostja spytał czy wszystko w porządku. Odpowiedzieli, że ogłoszą na imprezie, by nie popsuć jeszcze niespodzianki. Dopiero za kilka dni osiedle miało się dowiedzieć, że w ich domu zamieszka rudy potomek. Córka Rasmussena, Saara, ruszyła w trasę wraz z AWS. Spodobał się jej klimat ich muzyki.
Został mu do odwiedzenia ostatni dom, gdzie otworzył mu Kris. Kilka miesięcy młodszy chłopak stał się jego jednym z najlepszych przyjaciół, a jego śliczna dziewczyna - dobrą przyjaciółką. Melovin wręczył im zaproszenie w imieniu ojca, ale Kris odrzekł, że są zmuszeni odmówić. Okazało się, że para jedzie do Polski, kraju ojczystego Matyldy, która nie mogła się doczekać ponownego spotkania z przyjaciółkami. Kostja musiał trochę ponarzekać, że ich nie będzie, ale cieszył się razem z nimi.
Zbliżył się do ostatniego domu, a na jego twarz automatycznie wpłynął usmiech. Po pociągnięciu za klamkę okazało się, że drzwi są otwarte, więc wszedł do środka.
Serce mu mocniej zabiło, gdy zobaczył wreszcie Alexandra. Obaj długo musieli namawiać Benjamina, by się zgodził. Pewnie nie udałoby się, gdyby nie miażdżący argument Felixa, że to on zamieszka z mężczyzną. Tego samego wieczoru w progu nowego domu Kostji stał Alexander z torbami.
Wszystko było idealnie, tak, jak powinno być.
W dodatku Ari znalazł jakiegoś Maga, który rzucił ciekawe zaklęcia na cześć ich grupy. Jedno z nich dotyczyło Laury, która w dowolnym momencie mogła zmienić się w syrenę. Jednak najlepsze było to, że na urodziny Melovina ten dostał swoje zaklęcie - teraz mógł naprawdę zmienić się w wilka, a w dodatku - a jakże - mógł sobie sprawić ogon i uszy. Jako, że dręczenie Alexandra owijaniem ogona wokół jego nóg całkowicie znienacka było jednym z ulubionym zajęć Kostji, często bywał półwilczą wersją.
Z uśmiechem podszedł do swojego chłopaka, który z kubkiem herbaty czytał książkę z baśniami. Melovin zauważył, że była to ta, którą kupił kiedyś, jak byli razem w mieście za pieniądze Ariego. Z kolei czerwona peleryna ukochanego, będąca swoistym symbolem szczęśliwego zakończenia, wisiała honorowo na krześle obok. Kostja rzucił zaproszenie na stół. Powie mu później. Teraz wskoczył na kanapę, siadając blisko Alexandra, a po chwili wtulając się w niego.
- Cześć, Kostja - poczochrał mu włosy chłopak. Po dwóch miesiącach oboje nauczyli się wymieniać czułe gesty bez bycia czerwonymi jak pomidorki. Oboje byli dumni z siebie nawzajem.
- Cześć, Alex.
- Czy ty zdrobniłeś moje imię?
- Tak - mruknął chłopak. Chociaż żaden z nich się do tego nie przyznawał, drobne słowa i gesty sprawiały im wielką radość.
Melovin pociągnął chłopaka za sobą na kanapę, zaklęciem sprawiając sobie wilcze elementy. Ogonem sięgnął po koc z oparcia i przykrył nim ich.
- Przeczytaj mi jakąś baśń - poprosił. Utknął pomiędzy Alexandrem i oparciem, ale nie przeszkadzało mu to w najmniejszym nawet stopniu.
Owinął ogon wokół jego nogi.
- Kostja - jęknął, udając zirytowanego chłopak, na co ten schował głowę w jego szyję.
- Nie ma narzekania, albo lisie uszy.
Alexander uśmiechnął się szeroko.
EPILOG
- NIE JESTEM BABĄ JAGĄ! - darła się Netta, obrażając wszystkich dookoła nieprzychylnymi sformułowaniami.
- JESTEM KRÓLEM! - zawył Vanja - KLĘKAJ! - ryknął do Ariego.
- Nie!
- Klękaj, gnoju!
- Mam dwa pytania! - niepijący Waylon próbował przekrzyczeć wrzawę - KIM JEST KRISTIAN I MATYLDA I GDZIE JESTEM JA?!
Impreza u Dominiki trwała w najlepsze.
Melovin, chcąc się ukryć przed władczym Vanją, zwrócił na siebie uwagę Rybaka. Ten właśnie znalazł megafon.
- MEL! BĘDZIEMY RAZEM NA WIECZNOŚĆ, MÓJ WAMPIRZY KSIĘCIU! - wrzeszczał zachwycony. Role się odwróciły. Teraz to Kostja wlazł pod wannę, by 'uciec od tego zdziwaczałego wodnika, który chyba się domaga zbereźnych rzeczy'.
Jak się udało im napisać całą baśń w kilka godzin - do dziś nie wie nikt. Ja sama nie wiem. Zapis baśni jest taki, jak Wam tu przytoczyłam. Jeśli o mnie nie zapomnicie, może pewnego pięknego dnia ujrzycie inną baśń.
~ 14190 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro