Rozdział 3.
Właśnie wychodziliśmy ze sklepu z ubraniami. Tam nie było nic w moim stylu! Sarada kupiła sobie podobną bluzkę, którą ma na sobie tylko, że granatową. Mitsuki wybrał fioletowe kimono, które prawie niczym, prócz strukturą materiału, nie różniły się od jego obecnego. Braciszek Konohamaru nic sobie nie kupił, ponieważ wyglądał na ninja Konohy, a ja? Niosą teraz w torbie bordowy komplet dresu. Na dodatek nie jest taki wygodny, jak ten od mamy. Szlibyśmy tak dalej, gdyby nie to, że Sarada się zatrzymała i zaczęła rozglądać.
-Co ty robisz?-zapytałem marszcząc brwi.
-Czuje jak czyjeś oczy wywiercają mi dziurę w plecach.-podparła się ręką o biodro.
-Ej, dzieciaki czemu stoicie?-zapytał Sarutobi stojąc niedaleko nas razem z Mitsukim.
-Sarada mówi, że ktoś...-chciałem dokończyć ale przerwał mi jakiś oschły, lub też zimny, jak kto woli, głos.
-Kim jesteś i czemu masz herb Uchiha na plecach?-stanął blisko czarnowłosej chłopak, mniej więcej tego samego wzrostu co ja. Ale czekaj... ja skądś znamy tą chakre! To przecież wujaszek Sasuke!
Myślałem, że zaraz oczy wyjdą mi z orbit. Potrząsnąłem głową i patrzyłem jak Sarada wymienia z nim, mrożące w żyłach krew, spojrzenia.
-Jestem Uchiha, wiec mi
wolno.-odparła z oziębłością na twarzy, jakiej w życiu u niej jeszcze nie widziałem.
-Ty, jesteś Uchiha? Wolne
żarty.-zacisnął pięści.
-A mam ci to udowodnić?-zapytała.-Głupi. Zamiast głupi tam powinien być "Tata idiota.-szepnęła do siebie, ale ostatnie słowo powiedziała głośniej."Nagle z jednej, z uliczek wybiegł blondyn w pomarańczowym dresie, za którym niektórzy ludzie krzyczeli, lub szeptali:
-Potwor!
-niech ktoś go stąd zabierze...
-To demon!
Blondwłosy przebiegł pomiędzy Saradą a wujaszkiem Sasuke, który prychnął i zaczął odchodzić. Tak jak i my to po chwili zrobiliśmy.
-Kono... znaczy Kaname-sensei. Kim był ten chłopak?-zapytałem idąc ramię w ramię z trzema osobami obok mnie.
-Twój tata ci tego nie opowiadał?-spojrzał się na mnie kątem oka. Zaprzeczyłem ruchem głowy.
Mój ojczulek znał tego kogoś?
-To twój ojciec.-odpowiedział braciszek a ja zatrzymałem się.
-Tata?-szepnąłem z niedowierzaniem, a widząc jak drużyna się odezwę mnie oddalił a podbiegł em do nich, a resztę drogi przebyliśmy w ciszy.
Gdy zaszliśmy do domu był już wieczór. Braciszek Konohamaru zrobił nam kolację i po rozpakowaniu nowych ubrań i przebraniu w piżame zjedliśmy ramen? Dlaczego akurat ramen!?
-Na kolacje mamy ramen, jest to jedna z trzech potraw jakie szef kuchni może wam przez te pięć lat zaserwować.-położył przed nami talerze.
-A co jeszcze sensei potrafi ugotować?-zapytała Sarada.
-Potrafię zrobić jajecznice i kanapki.-powiedział i usiadł na przeciw swojej porcji.
-Smacznego!-powiedzieliśmy wszyscy razem.
-Konohamaru-sensei, a dlaczego nie uprzedził pan, trzeciego Hokage, przed jego śmiercią?-zapytał Mitsuki odkładając pałeczki na pusty talerz.
-Zmieniłbym w tedy bieg historii, a w tedy moglibyście się nawet nie narodzić.-oznajmił kończąc ramen, jak zrobiłem tez ja i Sarada.
Czy jeżeli zmieniłbym coś, ojczulek nie zostałby Hokage? Może go do tego zniechęce? Uśmiechnąłem się szeroko.
-Dobra, drużyna! Idziemy na górę spać. Jutro dla was, jak i dla mnie, jest ważny dzień.-
zaklaskał dłońmi braciszek. Zwlekliśmy się z krzeseł koło stołu i całą gromadką poczłapaliśmy na górę do swoich pokoi. Mój był koloru błękitnego, w sumie prawie tak intensywnego jak moje oczy, mimo, że został nie przemalowany od kilku lat. W starej Konoha jest naprawdę dziwnie. Mam nadzieję, że chociaż w akademii będzie dobra zabawa.
Nie myśląc już dłużej, przykryłem się kołdrą, zatopiłem głowę w poduszce i zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro