ROZDZIAŁ XXVIII
Był wyjątkowo piękny dzień. Chodziłam po całym mieszkaniu kompletując już całą biżuterię, której miałam użyć już za dwa dni. Byłam niesamowicie podekscytowana, jednocześnie wzrastał też stres. Ala siedziała rozłożona na kanapie, która się śmiejąc przeglądała zdjęcia z panieńskiego.
- Kurcze zabawnie wyglądałam z tym soczkiem w lampce - uśmiechnęłam się na wspomnienie cudownego wieczoru, po czym zanurkowałam z powrotem do szufladki szukając drugiego kolczyka, który nagle się zgubił.
- Ej spokojnie.- Obok mnie pojawiła się blondynka, która trzymała w ręce moją zgubę. - Co się dzieje? - Dałam się zaprowadzić spokojnie do kuchni, gdzie otrzymałam kubek wody.
- Zaczyna mnie łapać stres, że coś pogubię, makijaż i fryzura nie wyjdą, że nie będę wyglądać jak księżniczka a jak wiedźma... Że nie spodobam się Szymonowi, że nasi ojcowie coś wykombinują... - Byłam przerażona swoim zachowaniem. Histeryzowanie nie leżało w mojej naturze i pojawiało się bardzo rzadko. Ala za to była dziwnie spokojna i z uśmiechem mnie przytuliła.
- Ze wszystkim zdążymy, mamy czas. Wszystko się uda. A to co wyprawiasz, to przedślubna gorączka, czyli normalna sprawa. Ma to każda panna młoda, a jedyne co teraz ty powinnaś zrobić to przyszykować się na randkę ze swoim narzeczonym. I tylko tym powinnaś się przejmować.
- Chyba masz rację... która godzina? - Dziś była nasza ostatnia randka jako narzeczeni i bardzo się z niej cieszyłam. Szymon chciał mnie zaprowadzić w nowe miejsce, które miały stać się dla nas tymi wyjątkowymi. Ponieważ to miała być długa i daleka wycieczka ubrałam jeansy. Stwierdziłam, że ważniejsze jest zwiedzenie wszystkich punktów z listy chłopaka niż mój idealny wygląd.
- Masz jakieś pół godziny więc leć się ubierać, a ja schowam suknie do drugiego pokoju. - Według tradycji Szymek nie mógł jej widzieć, aż staniemy przed ołtarzem. Niestety rezygnowaliśmy z błogosławieństwa, ze względu na zachowanie naszych ojców. Miało to jednak swoje plusy. Mogłam do samego końca ukryć swój wygląd. Nawet nie przerażał mnie samotne pójście przed ołtarz, bo na samym końcu miał czekać na mnie mężczyzna mojego życia.
Wyrobiłam się w ostatniej chwili, przed przyjściem Zielińskiego. Ala bacznie zeskanowała mój strój i o dziwo się uśmiechnęła.
- No muszę powiedzieć, że wyglądasz całkiem fajnie. - uśmiechnęłam się, zaskoczona jej komentarzem.
- Żadnego "Jak ty wyglądasz?" albo chociaż "idź się przebrać?" - przerwało mi pukanie do drzwi. Po chwili byłam już w objęciach chłopaka, który złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- To niesamowite, jak wy na siebie patrzycie... - Ala postanowiła nam przerwać tą chwilę, która na swój sposób była wyjątkowa.
- Gotowa na noc pełną wrażeń?
- Z tobą, oczywiście.
Pierwszym naszym przystankiem była kawiarenka, którą obydwoje lubiliśmy. Wzięliśmy nasze ulubione lody poszliśmy dalej. Dałam się prowadzić Szymonowi, aż po jakiś dziesięciu minutach szybkiego marszu stanęliśmy pod wejściem na dach, jednego z najwyższych budynków we Wrocławiu. Kiedy wspięliśmy się na szczyt, przed nami rozległ się piękny widok zachodzącego słońca. Stanęłam przed chłopakiem i wtuliłam się w jego klatę.
- Nie będziesz żałowała tego, że za mnie wyjdziesz? - chłopak wyszeptał tam gdzieś w moje włosy.
- Nie będę... jestem tego pewna. - Chłopak słysząc to obrócił mnie i pocałował. Tym razem mocno z wszystkimi uczuciami. Oddałam pocałunki, wkładając to całą siebie. Wszystkie troski, zmartwienia, radości... wszystko to sprawiło, że nie chcieliśmy się rozdzielać...
- Idziemy dalej? - Pokręciłam głową
- Wszystko czego chce to zostać tu i popatrzeć z tobą w gwiazdy... - Nie musiałam nic więcej mówić.
Siedziałam wtulona w chłopaka. Wspólnie milczeliśmy, ale to nie była krępująca cisza. To był taki moment, gdzie wystarczyło to, że jest się razem. Nie trzeba słów, bo dotyk i spojrzenie w oczy wystarczało. Byłam szczęśliwa i widziałam, że chłopak również się cieszy z takiego obrotu sprawy.
- Patrz, spadająca gwiazda! Szybko życzenie ! - Byłam pewna, że pomyśleliśmy o tym samym.
- Kocham cię, bardzo mocno Asia... dziękuję, że dałaś nam szansę... - szybko dotknęłam jego policzka kręcąc głową.
- To ja dziękuję, że mimo wszystko się nie poddałeś i walczyłeś... - chciał zaprzeczyć ale uniemożliwiłam mu to szybkim pocałunkiem. On jednak mnie przytrzymał, żebym się nie odsunęła.
Nie obchodziło mnie to, że wyglądaliśmy jak para licealistów. Dla mnie liczył się tylko on.
To niesamowite uczucie - czuć, że jest się dla kogoś ważnym, że jest się przez kogoś kochanym. Wreszcie czułam się pewna siebie, zaakceptowałam w pełni siebie i pokochałam swoje ciało. To zadziwiające ile może sprawić jedna osoba. Oczywiście, zdawałam sobie sprawę z moich niedoskonałości, ale przy Zielińskim czułam się piękna.
Popatrzyłam w oczy chłopaka i zobaczyłam w nich żar i miłość. I teraz, pod niebem spadających gwiazd życzyłam sobie, żeby zawsze te uczucia były widoczne w jego oczach. Gdy się pojawił zaryzykowałam i opłaciło mi się.
- Dziękuję kochanie... - wyszeptałam gdzieś pomiędzy pocałunkami, zatracając się w ogromnym szczęściu. Nie mogłam doczekać się tego co miało się wydarzyć już za dwa dni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro