ROZDZIAŁ XXIX
Punkt o czternastej zjawiłam się pod kościołem. Byłam podekscytowana, ale o dziwo nie stresowałam się. Byłam pewna tego co robię i tylko to się dla mnie liczyło. Ala biegała wokół mnie poprawiając mój welon, tak aby wyglądał ładnie.
- Gotowa? Zostało ci jeszcze jakieś dwadzieścia minut wolności. - Zaśmiałam się, słysząc te słowa. Dla mnie było to zdecydowanie za długo.
- Czy mogę prosić? - Obróciłam się w stronę głosu. Przede mną stał Marcin, który w swoim garniaku prezentował się jak model.
- Wow, jak ty wspaniale wyglądasz - mój brat mnie przytulił, po czym podał mi ramię.
- Taka księżniczka, nie może iść sama. Chyba, że masz inne plany. - wzruszona chwyciłam go za ramię.
- Dziękuję ci... - chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale przerwał mi głos Ali, która wyganiała już wszystkich do środka.
- Ja i Jacek już też idziemy. Marcin trzymaj ją mocno, na wypadek jakby się rozmyśliła. - i nic już nie mówiąc poszła.
- Denerwujesz się? - pokręciłam głową.
- Czuje jedynie rosnącą ekscytację. Nie mogę się już doczekać. - brat popatrzył na mnie wesołym wzrokiem
- A więc idziemy.
Kiedy stanęliśmy przy wejściu, wszyscy wstali. Dokładnie w tym momencie zauważył mnie Szymon. Szliśmy wolnym krokiem, podczas gdy ja byłam wpatrzona prosto w bruneta. Po drodze gdzieś mijałam piękne kwiaty i zapalone świece, ale nie zwracałam na to uwagi. Wiedziałam, że fotograf uwieczni to i będę mogła na to po jakimś czasie spojrzeć na dekoracje i ocenić. Teraz liczyłam się tylko i Szymon. Widziałam, że oboje byliśmy bardzo wzruszeni. W końcu spełniały się nasze sny. Kiedy między nami nie było już odległości Marcin popatrzył na niego z uśmiechem.
- Dziś przyszło mi oddać ci rękę mojej jedynej siostry. Nie skrzywdź jej i kochaj ją. - po tych słowach położył moją dłoń na dłoń Szymona.
- Obiecuję ci to Marcin... - Słysząc ich drżące głosy, miałam łzy w oczach. Po dłuższej chwili odwróciliśmy się w stronę księdza, który z uśmiechem obserwował naszą parę.
- Zebraliśmy się dzisiaj, aby wspólnie towarzyszyć Młodym w rozpoczęciu nowego życia. Miłość to niesamowity dar. Dzięki niemu, życie jest piękniejsze i przede wszystkim pełniejsze. Spójrzcie na to : dwoje zupełnie obcych sobie ludzi, nagle nie może bez siebie żyć. Są dla siebie całym światem i chcą wspólnie razem iść przez drogę życia. A teraz kochani narzeczeni zapraszam tutaj, abyście mogli złożyć sobie przyrzeczenia małżeńskie. - Z mocno bijącym sercem podeszłam na wskazane miejsce. - A teraz podajcie sobie prawe dłonie i powiedzcie słowa przysięgi. - Brunet popatrzył mi prosto w oczy
- Ja Szymon, biorę ciebie Joanno za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską,oraz że nie opuszczę cię aż do śmierci. - Patrzyłam na to oczami pełnymi łez.
Drżącym głosem powtórzyłam moją część przysięgi małżeńskiej. Następnie wymieniliśmy się obrączkami.
- I od tego momentu jesteście mężem i żoną. Możecie się pocałować. - Szymon przybliżył się, aby wśród oklasków, złożyć na moich ustach pocałunek. Od tego momentu nie było odwrotu. Przed Bogiem i ludźmi złożyliśmy obietnicę wiecznej miłości i chciałam ją wypełnić.
Wyszłam z kościoła pełna radości i szczęścia, nawet nie przeszkadzało mi, że nie ma naszych ojców. Ta chwila była spełnieniem moich marzeń i nic oraz nikt nie mógł tego zniszczyć.
- Asia wyglądasz przepięknie, teraz już mogę powiedzieć to na głos. - Chłopak pocałował mnie tym razem mocno, a ja się nie opierałam. Cieszyłam się, że mu się podobam.
Po wspólnych zdjęciach i życzeniach od gości, wsiedliśmy do pięknie przystrojonego radiowozu, który prowadził Krzysiek. Po jakiś piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Goście już byli i zniecierpliwieni czekali już na nas . Gdy tylko wysiadłam z samochodu, poczułam, że Szymon łapie mnie mocno za rękę i po czym wspólnie podeszliśmy do Marcina, który stał z chlebem, z solą i kieliszkami. Byłam ogromnie wzruszona zachowaniem mojego brata oraz tym, że pomyślał o takich szczegółach, które były dla mnie ważne, a które "wyrzuciłam" z planu dnia przez nieobecność taty.
- Dzisiaj, to mi przypadł zaszczyt powitania nowożeńców, wiec witam was chlebem i solą. Życzę, aby wam nigdy zabrakło chleba. - wraz z brunetem ucałowaliśmy bochenek, biorąc następnie kieliszki do ręki. Kiedy wypiliśmy ich zawartość, rzuciliśmy je mocno za siebie. Kiedy usłyszałam krzyki i brawa, obejrzałam się i z radością odkryłam, że oba są zbite. Kiedy już miałam wejść do środka, poczułam, że się unoszę.
- Chyba nie chciałaś wejść inaczej ? - rozbawiło mnie to. Krzycząc radośnie szliśmy weszliśmy do sali, która była utrzymana w klimacie rustykalnym. Główną ozdobą, były kwiaty i lampki w kształcie żarówek. Było romantycznie, jak w najlepszej baśni.
- Kochani, czas rozpocząć zabawę, dlatego proszę Parę Młodą o pierwszy wspólny taniec jako mąż i żona. Specjalna dedykacja od Pana Młodego.
- Gotowa?
- No pewnie ! - Szymon był bardzo dobrym tancerzem. Dlatego po chwili zatracaliśmy się w walcu do piosenki Braci. Wciąż patrzyliśmy sobie w oczy, szczęśliwi i pełni wiary, że tak już będzie zawsze.
,, Nic nie jest ważne tylko ty i ja
nie wiem kim jesteś lecz wiem czego chce
będziesz moim początkiem, przebudzeniem i snem
Cały mój świat znika za szkłem gdy nie ma ciebie
niewiele wart każdy mój dzień bo nie ma ciebie
Wszystko straci sens
jeśli dziś nie będę tam gdzie ty!"
Miałam ciarki na całym ciele, gdy wsłuchiwałam się w tą wyjątkową piosenkę. Wiedziałam, że jej wybór nie był przypadkowy i pasował do nas w stu procentach. Cała ta chwila była magiczna i na swój sposób intymna. Nie zwracaliśmy uwagi na kamerzystę, fotografa i gości, byliśmy tylko my i pusty parkiet. Mój mąż prowadził mnie w tańcu, nie odrywając ode mnie wzroku, a ja dawałam się ponieść emocjom.
- Kocham cię...
- Ja ciebie też, cholernie mocno. - Wokół było słychać brawa, ale my znowu byliśmy pochłonięci pocałunkiem.
Zabawa trwała w najlepsze, kiedy o północy wszystkie panny zostały poproszone na środek. Ala odpięła mi welon, abym mogła nim rzucić i tym samym wykonać kolejną tradycję. Mój mąż dzielnie zakrywał mi oczy, abym przypadkiem nie podglądała komu rzucam. Gdy muzyka ucichła, szybko rzuciłam delikatnym materiałem za siebie. Jak się okazało, welon złapała Zuza. Blondynka wydawała się być zdziwiona, ale jednocześnie widać było, że się cieszyła. Szybko popatrzyła na Wojtka, a ja czułam, że to będzie walka o krawat. I nie pomyliłam się. Gdy materiał był w powietrzu w jego stronę rzucił się Julek oraz Wojtek. Niestety Julek się potknął, tym samym dając zwycięstwo Wojtkowi. Szczęśliwa Zuza rzuciła się na nowego pana młodego, dając tym wszystkim do zrozumienia, że są w związku. Miło się na nich patrzyło i miałam nadzieję, że niedługo będę się bawić na ich weselu.
Jak mówi przysłowie : to co dobre szybko się kończy. Tak samo było i tym razem, kiedy o piątej nad ranem, szłam z Szymonem w stronę naszego pokoju hotelowego. Oboje byliśmy wykończeni, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że przed nami jeszcze druga część tej wyjątkowej nocy. I nie musiałam długo czekać na jej rozpoczęcie, bo kiedy tylko otworzyłam drzwi i weszłam do środka, Szymon obrócił mnie do siebie i zaczął całować. Między nami nagle wybuchł ogień, który nas rozbudził.
- Jesteś już moja na zawsze - wyszeptał gdzieś pomiędzy pocałunkami.
- Nigdy nie było inaczej
I tego ranka staliśmy się jednością, po raz pierwszy kosztując życia jako małżeństwo. W tamtej chwili byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi na całej planecie i nic nie mogło tego zburzyć. Przynajmniej miałam taką cichą nadzieję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro