Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ VI

Leżałam w łóżku, przepełniona bólem. Mimo dużego zmęczenia nie byłam w stanie zasnąć, wciąż miałam w głowie słowa, które powiedziałam na głos na komendzie. Dodatkowo ciągle wracałam do dnia, kiedy to znalazłam liścik od Szymona. Jego odejście mocno mnie zmieniło, już nie byłam tą samą, wesołą dziewczyną. Przestałam wierzyć w związki, nie chodziłam na randki, bo mimo wszystko wciąż darzyłam go uczuciem. To on był osobą, którą kochałam ponad wszystko i nie byłam w stanie tego zmienić.

Zrezygnowana popatrzyłam na stół, gdzie wciąż leżało wydrukowane podanie z prośbą o zmianę partnera. Chciałam na nowo poczuć uczucie spokoju, które pojawiało się zawsze, po zamknięciu drzwi radiowozu, a które bezpowrotnie straciłam w dzień przyjazdu Zielińskiego. Mimo to nie potrafiłam je wypełnić. Zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że jestem w martwym punkcie : bycie blisko niego było dla mnie zabójcze, ale rozdzielenie naszych patroli i świadomość, że on wciąż jest na komendzie też nie napawała mnie optymizmem. Nie patrząc na godzinę, szybko wykręciłam numer do Ali. Dziewczyna odebrała po trzecim sygnale.

- Aśka? Wszystko gra? - słyszałam, że stłumiła ziewnięcie, co upewniło mnie w przekonaniu, że ją obudziłam.
- Nic nie gra, jestem w totalnej rozsypce.
- Ala? Kto dzwoni o pierwszej w nocy?- W tle słyszałam zaspanego Jacka. Miałam tylko nadzieję, że w pracy mnie nie zabije.
- Asia, wpadamy do ciebie. Będę za dziesięć minut - Zanim zdążyłam coś powiedzieć usłyszałam dźwięk przerywanego połączenia. Teraz już byłam na 100% pewna, że dyżurny na komendzie będzie na mnie czyhał.

Rzeczywiście, niedługo później małżeństwo zawitało w moim mieszkaniu. Jacek po przywitaniu mnie bezceremonialnie poszedł spać na kanapę, zaś Ala od razu ruszyła w kierunku mojej sypialni.
- Przepraszam, że was obudziłam, ale nie sądziłam, że o tej porze do mnie wpadniecie. - Dziewczyna jedynie machnęła ręką, podczas gdy skupiła się na przeszukiwaniu swojej torebki.
- Matko, muszę sobie sprawić małą torebkę, jedynie na klucze, telefon i portfel. - marudziła, sprawiając, że na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. - Znalazłam! - dodała triumfalnie, wyciągając dwie duże czekolady oreo. - Wina ci teraz nie poleje, bo wylecimy z roboty, słodkości muszą wystarczyć. Mów co się dzieje. Gdy opowiedziałam, jej wszystko kończyłyśmy właśnie jedną tabliczkę, leżąc na moim łóżku
- Nie wiem sama czego chce i to jest mój największy problem.
- Ty dokładnie wiesz czego chcesz. Wytłumaczeń i jego.
- Tylko wytłumaczeń. To pozwoli mi zamknąć rozdział...
- Po pierwsze zrozum, że tego nie zrobisz bo nie chcesz. - wiedziałam, że ma rację, ale próbowałam przekonać siebie i przy okazji ją, że tak nie jest.
- Chce. I to bardzo. - Dziewczyna uważnie mi się przyglądała, po czym wyszła do salonu. Ciekawiło mnie co kombinowała. Po chwili wróciła z niebezpiecznym błyskiem w oku.
- Skoro tak, to załatwimy to raz na zawsze. Zadzwonimy do Szymona, poprosisz o wytłumaczenie, a następnie wypełnisz tą prośbę o zmianę partnera. - Słysząc to byłam przerażona.
- Ale.. ja nie mam jego numeru, skasowałam go dwa lata temu.
- Przecież dzwoniliście do siebie... - wiedziałam, że już wygram.
- Tak , ale na Facebooku. A teraz go nie ma dostępnego i komórka mi pada - z radością pokazałam jej ekran komórki, na co dziewczyna prychnęła.
- Ja mam jego numer. Wymieniliśmy się, gdy byłaś chora, więc możesz zadzwonić z mojego.

Mogłam to teraz zakończyć raz na zawsze. Miałam możliwości i Ala miała rację - to nie było trudne zadanie. Z wahaniem wzięłam jej telefon i nacisnęłam zieloną słuchawkę, głęboko oddychając. Blondynka siedziała i przegryzała czekoladę, gdy ja trzęsąc się z emocji wsłuchiwałam się w kolejny sygnał połączenia, modląc się żeby nie odebrał.
- Ala? Stało się coś? - Gdy usłyszałam jego zaspany głos w słuchawce coś we mnie pękło i rozpłakałam się, nerwowo kręcąc głową. Nowak ze spokojem przejęła ode mnie komórkę.
- Przepraszam Szymon, zaspana pomyliłam numery. - Wpatrywała się we mnie z uśmiechem, podczas gdy ja nie byłam wstanie się ruszyć. - Tak, wszystko w porządku. Płacz? Nie, wydawało ci się, ja nie płaczę, tylko ziewam. Jeszcze raz przepraszam, że cię obudziłam. z Asią? Wszystko dobrze czemu pytasz? - dziewczyna dała na głośno mówiący dając mi znak ręką, żebym była cicho.
- Bo się martwię. - W tym momencie przestałam ich słuchać. Alicja zakończyła rozmowę i popatrzyła na mnie z iskierką w oku.
- No Zatońska powiem tak. Nigdy ci z nim nie przeszło i mam wrażenie, że nie przejdzie. - Przytuliła mnie mocna podczas gdy ja się już nie odezwałam trawiąc tą informację.

Rano wstałam z ogromnym bólem głowy,  a Jacek pleców. Jedynie Ala szalała w kuchni robiąc nam śniadanie.
- Aśka ja cię bardzo przepraszam, ale jeśli zamierzasz nas zapraszać na nocne nocowania to zmień tą kanapę. - uśmiechnęłam się słysząc ten komentarz. - Czuję się jakby walec drogowy po mnie przejechał. - Blondynka słysząc wypowiedź swojego męża roześmiała się serdecznie. Dobrze było wiedzieć, że chociaż ona ma dzisiaj humor.
- Szymon nie narzekał jak tutaj spał - dodała ze spokojem, kątem oka na mnie spoglądając.
- On jest młodszy.
- Tak kochanie. O całe trzy lata - miło było spoglądać na tą dwójkę. Było coś niesamowitego w ich spojrzeniach, coś co nie pozwalało mi oderwać od nich wzroku. - Ziemia do Zatońskiej ! Budzimy się! - szybko oprzytomniałam słysząc głos blondynki - za 5 minut jedziemy do pracy więc się pośpiesz. - zauważyłam, że Jacek uważnie mi się przygląda.

Razem z chłopakiem szybko kończyłam śniadanie, podczas gdy jego żona wybiegła spakować torebkę.
- Asia wszystko gra? Jesteś jakaś nieswoja
- Zły dzień, to wszystko. - próbowałam go delikatnie zbyć.
- To ma związek z Szymonem, prawda? - patrzyłam na niego osłupiała. Fakt Jacek miał rozwinięte umiejętności dedukcji i łączenia faktów, dlatego był świetny jako dyżurny, jednak nigdy nie sądziłam, że umie ze mnie czytać jak z otwartej księgi. - Czyli mam rację. Dodał bo dłuższej chwili ciszy
- Skąd to wiesz?
- Znam cię już dwa lata, przyjaźnimy się. Posłuchaj, lubię go, ale jeśli coś ci zrobił lub zrobi to dzwoń do mnie. On jest dobrym kumplem jednak to ty jesteś dla mnie jak młodsza siostra. - mówiąc to przytulił mnie. Byłam wzruszona.
- Dziękuję...
- Ej gotowi? Jedziemy bo zaraz się spóźnimy! - Oboje pokiwaliśmy głową, po czym wszyscy razem wyszliśmy z mieszkania.

Na komendzie dzisiaj panowała dziwna cisza, co było dosyć sporym zaskoczeniem. Przez ostatni czas ciągle się coś się działo. Chciałam, żeby ten spokój trwał cały dzisiejszy dzień.
- Ala? Możemy porozmawiać? - Nagle z pokoju socjalnego wyłonił się Szymon, burząc tym samym moją wewnętrzną równowagę.
- Tak, jasne. Pa kochanie - pocałowała zdziwionego męża i poszła z Szymonem na parter.
- Ej, czy on coś kręci z moją żoną? - Przerażenie, które widniało na twarzy Jacka, wprawiło mnie na nowo w lepszy nastrój.
- Nie, tu akurat ja nabroiłam. Zadzwoniłam wczoraj do niego z jej komórki, bo chciałam porozmawiać ale się rozmyśliłam, a ona wyciągnęła mnie z tej sytuacji. - dodałam po chwili widząc pytający wzrok przyjaciela.
- Chyba nie chce znać szczegółów. Ale przynajmniej mnie uspokoiłaś - powiedział ze śmiechem po czym mnie objął i poprowadził w kierunku swojego pokoju.

Po dziesięciu minutach stałam przy radiowozie czekając na mojego partnera. Byłam lekko zestresowana przez wczorajsze wydarzenia. Jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że nie mogę się dłużej oszukiwać, bo moje uczucia do niego nie wygasły. Mimo to jedno wiedziałam na pewno : żadne bliższe relacje z nim nie wchodziły w grę.
- A ty znowu jesteś zamyślona. - szybko odwróciłam się w kierunku Szymona, który z ciekawością spoglądał na mnie.
- Tak wyszło. Jedziemy? - nie czekając na jego reakcję wsiadłam do samochodu.
- 00 do 07. Gdzie jesteście ?
- 07 do 00, pod komendą, jeszcze nie wyjechaliśmy. Masz coś dla nas?
- Mam dosyć nietypowe zgłoszenie. Jakaś kobieta dzwoniła, że niemowlę u jej sąsiadki od kilku godzin tylko płacze. Jest przekonana, że coś mu jest, ale nie ma na to dowodów. Możecie podjechać i to sprawdzić?
- Już jedziemy, podaj adres.
- Ulica Jurija Gagarina 15. Będzie tam na was czekać. Informujcie na bieżąco. Bez odbioru.
- I po spokoju. - mruknęłam cicho.

Szybko przedostaliśmy się na miejsce, gdzie rzeczywiście czekała na nas wystraszona kobieta.
- Dzień dobry, młodszy aspirant Zie...
- Amelia Nowakowska, szybko to maleństwo potrzebuje pomocy! Pani Monika nie otwiera drzwi, a są one zamknięte. - Nie wyglądało to za dobrze.
- A na którym piętrze ona mieszka? - Szymon wyglądał jakby wpadł na jakiś pomysł.
- Na pierwszym piętrze. To jej balkon, ten nad moim - popatrzyłam przerażona na Szymona, który nie mówiąc nic zaczął wspinaczkę do dziecka.
- Szymon, oszalałeś? - bałam się, że spadnie. Te balkony były od siebie w sporej odległości, a to nie ułatwiało zadania.
- Nic mi nie będzie - Z podziwem patrzyłam, jak mój partner bez większych problemów
,, wylądował" na wskazanym miejscu.
- Aśka, wybijam szybę. Tam ktoś leży, leć pod drzwi - biegnąc z sąsiadką, usłyszałam huk rozbijanego szkła. Zastanawiałam się co tam się wydarzyło. Po chwili byłam już w mieszkaniu i zobaczyłam leżącą kobietę w pozycji bezpiecznej.
- Oddycha, wezwałem już karetkę. A maleństwu chyba nic nie jest. - Widok Szymona trzymającego półroczne dziecko na rękach, totalnie mnie rozwalił. Podeszłam do niego i instynktownie objęłam.
- Dobrze sobie radzisz. - zaraz potem doszło do mnie co zrobiłam więc szybko poszłam sprawdzić, czy pani Monice się nie pogarsza. Po chwili przyszli ratownicy, którzy zabrali kobietę do szpitala. Od sąsiadki dowiedzieliśmy się, że mąż pani Moniki był za granicą, a kobieta nie utrzymywała kontaktu z rodziną. To stawiało nas w trudnej sytuacji.
- 07 do 00 - Wciąż obserwowałam, jak Szymek bawi się z małym.
- 00 do 07 - I jak tam sytuacja?
- Kobieta jest w szpitalu, nie ma tutaj też bliskich, którzy mogliby zając się półrocznym dzieckiem. Nie wiemy co robić.
- A kto teraz opiekuje się maluchem?- Uśmiechnęłam się skrycie.
- Szymek. I całkiem nieźle mu idzie.
- Słuchajcie, zabierzcie go na komendę, zorganizuje mu opiekę. Bez odbioru.

Takim o to sposobem pół godziny później wracaliśmy z dzieckiem w nosidełku.
- Szymon, skup się proszę na drodze, przecież ze mną nic mu nie będzie.- Siedząc z tyłu dokładnie widziałam, jak brunet co chwilę zerka w lusterko wsteczne.
- Wiem, sprawdzam tylko czy śpi - zaczynałam tracić cierpliwość.
- Śpi i proszę cię patrz na drogę. Pierwszy raz siedząc z tobą w samochodzie mam obawy czy bezpiecznie dojedziemy. - Chyba ten komentarz pomógł, bo droga już minęła spokojnie.

Przy drzwiach czekała na nas kobieta z opieki społecznej , która -po tysiącach pytań Szymona o bezpieczeństwo małego- zabrała go do pogotowia opiekuńczego
- 00 do 07. Chodźcie na górę, mam dla Was pewne informacje. - zaintrygowani wykonaliśmy polecenie.
-Jacku o co chodzi?
- Ojciec dziecka jest we Wrocławiu.
-Wrócił z zagranicy ? - zapytałam szybko. To by oznaczało, że sąsiadka wprowadziła nas w błąd.
- Nie do końca. Jest notowany za przemoc domową, z tego co udało mi się dowiedzieć, pani Monika uciekła od niego kilka miesięcy temu.Przeprowadziła się z Rzeszowa, chcąc pewnie rozpocząć nowe życie.
- Ale on ją znalazł... - dyżurny pokiwał głową.- skąd wiesz, że tu jest?
- Drogówka go złapała kiedy wyjeżdżał spod jej bloku pod prąd, potem znowu dostał mandat za znaczne przekroczenie prędkości.
- O której go złapali pierwszy raz?- Szymon myślał o tym co ja. Odpowiedź mogła nam dużo wnieść do sprawy.
- Pół godziny przed telefonem sąsiadki. - Czasowo nie bardzo chciało nam się to pokryć. Z drugiej strony dziecko mogło płakać z różnych powodów.
-Dobra jedziemy do niego. To chyba jedyne wyjście. - Zauważyłam, że Szymon był zaangażowany emocjonalnie w tą całą sprawę, a z doświadczenia wiedziałam, że wtedy łatwo o błąd.

Gdy siedzieliśmy w radiowozie, uważnie przyglądałam się Szymonowi, który nawet tego nie zauważył, pogrążony we własnych myślach. Wciąż zastanawiałam się nad powodem tak mocnego emocjonalnego zaangażowania chłopaka

- Szymon, wszystko w porządku? - mężczyzna delikatnie drgnął na dźwięk mojego głosu, po czym spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Tak, po prostu ta sprawa nie daje mi spokoju.
- Widzę. Powiesz mi co się dzieje? - Kiedyś rozmawialiśmy o wszystkim bez skrępowania. Teraz wyraźnie widziałam jak chłopak walczy sam ze sobą, po czym delikatnie kręci głową.
- Kiedyś powiem ci wszystko, ale na to jeszcze za wcześnie
- 00 do 07 zgłoś – czułam rosnącą irytacje.
- Zgłaszam. Co jest?
- Pani Monika odzyskała przytomność, według lekarzy została odurzona. Zostaje na obserwacji.
- Przynajmniej jedna dobra wiadomość. - Z całych sił próbowałam skupić się na Jacku, jednak wciąż zastanawiałam się na co według Szymka jest za wcześnie?
- Mam i drugą. Jej mąż jest u nas na komendzie. Chciał zgłosić porwanie dziecka. Czeka na was pokoju przesłuchań – Nie czekając już na nic więcej zawróciliśmy.

Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Sami nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. - Pan Maciej Kowalewski? Młodszy aspirant Szymon Zieliński i starsza posterunkowa Joanna Zatońska.
- Chce zgłosić zaginięcie półrocznego dziecka. Mój syn Jaś zniknął.
- A nie przejmuje się pan żoną? - Po tych słowach mężczyzna zbladł. - wiemy, że od pana uciekła, wiemy też że u niej byłeś , po co? - mężczyzna nagle przestał być rozmowny.
- Koleżanka grzecznie zapytała! - Szymon dawał ponieść się emocjom.
- Kochałem ją i chciałem żebyśmy na nowo stworzyli rodzinę. To wszystko.
- A ona się nie zgodziła tak? Dlatego ją odurzyłeś? Twoja żona żyje. Jeśli ty nic nam nie powiesz, pojedziemy do niej. - Dodałam po kilku minutach ciszy
- Chciałem zabrać syna do siebie. To mój syn i mam do niego pełne prawa!
- Człowieku chciałeś go porwać?!
- I niewiele brakowało, żebym to zrobił. Wszystko przez wścibską sąsiadkę, która zaczęła walić w drzwi. Bałem się, że ktoś mnie z dzieckiem zauważy, więc wziąłem klucze i wyszedłem z mieszkania. Miałem później wrócić po małego. On jest moim synem a ta idiotka uciekła.

Nie mogłam uwierzyć w to, co ten mężczyzna miał w głowie. Odprowadziliśmy go do PDOZ, a następnie pojechaliśmy do szpitala miejskiego, aby osobiście powiedzieć Pani Monice, że ona i mały Jasio są już bezpieczni. Jej łzy szczęścia były dla nas ogromną nagrodą.

- Masakryczny dzień dzisiaj. - wraz z dyżurnym wypełnialiśmy ostatnie papiery i raporty.
- Słuchajcie. Jutro mamy wolne, zapraszam więc do siebie, oczywiście Alę także. Zrobimy sobie mały relaks. - Szymon zaskoczył mnie tą propozycją.
- Ale z piwem co? - Jacek podłapał ten pomysł.
- No jasne, że tak. I z winem dla pań, przekąskami. Po prostu trzeba odreagować te chore i ciężkie dni. Asia będziesz? - W momencie, w którym zwrócił się do mnie miałam z głowy wyleciały mi wszystkie przygotowane wymówki.
- Tak. - Odpowiedziałam z mocno bijącym sercem.
- Jutro o 19. Adres prześlę wam SMS-em. Do jutra. - To mówiąc wyszedł, zostawiając mnie samą z moimi myślami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro