Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ II

Gdy otworzyłam oczy ukazał mi się piękny widok. Mój przystojny chłopak leżał obok, wpatrzony we mnie jak w obrazek. Wiedział, że w takich momentach nie czuje się komfortowo, jednak on sobie z tego nic nie robił. Patrzył na mnie tym swoim zamyślonym wzrokiem.
- O czym tak myślisz? - wyciągnął rękę i odgarnął mi włosy z czoła.
- O tym jakim jestem szczęściarzem, że cię mam i że nie chce cię stracić. 
- Nie stracisz mnie nigdy ! O czym Ty w ogóle myślisz Szymon? - poczułam nagły lęk.
- Kocham cię Asia. - i nie dając mi dojść do słowa pocałował mnie.

- Asia słyszysz mnie? Aśka ! - z trudem otworzyłam oczy. Leżałam na zimnej podłodze, a obok mnie klęczał przerażony Szymon. Nie bardzo jednak rozumiałam co się wydarzyło 
- Już wstaje- jednak silny ból głowy w okolicach skroni skutecznie mnie powstrzymał. - Ci mężczyźni... gdzie oni są? -  pomału zaczynało mi świtać co się stało. Szybko rozejrzałam się, aby zobaczyć kto mnie tak urządził.
- Spokojnie już jadą do PDOZ. Nie ruszaj się, zaraz będzie tutaj karetka.
- Nic mi nie jest - znowu chciałam się podnieść ale tym razem przeszkodził mi Szymon, który delikatnie mnie przytrzymał. Niechętnie odpuściłam. - Nie musisz tak mi się przyglądać.- Widziałam, że mój komentarz go rozbawił.
- Nic się nie zmieniłaś... - chyba chciał coś jeszcze dodać ale przerwał mu głos ratowników, którzy od razu zaczęli mnie badać. Jeszcze nigdy nie byłam tak wdzięczna, za wyratowanie mnie z opresji. Kątem oka obserwowałam  mojego partnera, który stał z tyłu w gotowości, co jakiś czas rozmawiając z Jackiem. Po jakiś piętnastu minutach mogłam jechać na komendę. Rana głowy była dosyć mocna, jednak nie na tyle by samej leżeć w domu. Miałam jednak nakazane, aby w razie pogorszenia samopoczucia, natychmiast jechać na pogotowie. Brunet, nie odzywając się pomógł mi wstać i pilnował żebym nie upadła na schodach. Ja wciąż jednak myślałam o jednym. O wspomnieniu, które tak bardzo chciałam zapomnieć.
- 00 do 07  zgłoś się
- 07 do 00 zgłaszam - usiadłam na miejscu pasażera czekając na chłopaka, który jeszcze rozmawiał z ratownikiem.
- Asia? Ty nie w szpitalu? - uśmiechnęłam się pod nosem
- Nie ma takiej potrzeby. Żyję.
- Jak to nie ma takiej potrzeby, masz wolne do końca dnia  dziewczyno ! - pierwszy raz słyszałam krzyczącego dyżurnego. To była kompletna nowość.
- Jacek, pozwolili mi zostać na służbie. Jedynie jakbym źle się poczuła to wtedy...
- Ty nic nie powiesz. Znam cię Aśka. Dobra wracajcie na komendę, będziemy mieć cie na oku. Gdzie Szymek?
- Właśnie wsiadłem. Co jest ? - chłopak zlustrował mnie wzrokiem po czym skupił się już na wyjeździe z parkingu.
- Wracajcie na komendę. I pilnuj jej. Bez odbioru.
- Nie jestem małą dziewczynką. Dam radę... - Chłopak prychnął na moje słowa, po czym przestał na mnie zwracać uwagę, co było mi na rękę. Po dwudziestu minutach dojechaliśmy cali na komendę. Nie żebym w to wątpiła, Szymek od zawsze był świetnym kierowcą.
- Dasz radę iść czy ci pomóc? - na nowo musiałam wyłączyć emocje i z kamienną miną otworzyłam drzwi.  Przeliczyłam się jednak, bo przez ten nagły ruch zakręciło mi się w głowie. Chłopak dostał kilka cennych sekund, które pozwoliły mu na obejście samochodu i podejście do mnie. Po chwili byłam na rękach bruneta, który niósł mnie w stylu panny młodej do budynku.
- Co ty wyprawiasz? Puść mnie! - chciałam się wyrwać, ale przeszywający ból głowy skutecznie mi to uniemożliwił. 
- Ratuje cię od zesłabnięcia i upadku na schodach. 
- Aśka, co się dzieje? - w drzwiach stanął Jacek, który nagle pobladł. - Zanieś ją do socjalnego. - Chłopak posłusznie wykonał polecenie, w tym czasie dyżurny załatwił wodę. Widząc ich zatroskane miny chciało mi się śmiać. 
- Nie umieram, spokojnie. Zaraz będę gotowa do patrolu.
- Żartujesz? Jedziesz do domu i nie chce słuchać tłumaczeń.
- A może mój argument cię przekona? Mieszkam sama. - Czułam, że mam ich w garści. Do czasu aż usłyszałam słowa Jacka.
- Szymon jedź z nią. Potem zmieni cię Ala. - ja sama w mieszkaniu z Zielińskim? 
- On się bardzo śpieszy, ma plany..
- Nie ma problemu, tylko pójdę się przebrać. - czułam jak krew odpływa mi z twarzy. Chłopaki uzgadniali jakieś tam szczegóły, jednak już ich nie słuchałam. Miałam nadzieję, że czas minie szybko i bezboleśnie.

Szymon oczywiście nie pozwolił mi samej nigdzie chodzić i wszędzie mnie nosił. Nawet wniósł mnie na czwarte piętro. W mieszkaniu od razu położył mnie na łóżko w sypialni, a ja czułam się bardzo niekomfortowo. Od razu przypomniałam sobie, tamten dzień gdy mnie zostawił. Wtedy też mnie zaniósł do sypialni, a potem odszedł. Tak wyglądało pełne wspomnienie, które dziś mnie nawiedziło. Czułam, że nie wytrzymam z nim na jednej komendzie, nie mówiąc już o tym samym patrolu. Targały mną skrajne emocje, chciałam mu wszystko wykrzyczeć ale nie potrafiłam. Obserwowałam go gdy usiadł niedaleko mnie.
- Nie musisz mnie pilnować. - udało mi się wyszeptać, mimo zawiązanego gardła.
- Muszę i chcę. - Z mocno bijącym sercem obróciłam się na bok i ignorując uporczywy ból głowy i serca zasnęłam. 

Nie wiem ile spałam, ale kiedy się obudziłam czuwała przy mnie Alicja. Dyskretnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, po czym odetchnęłam z ulgą - chłopaka nigdzie nie było. 
- Jak tam się czujesz? - teraz dopiero zobaczyłam, że Alicja owinięta w kocyk czytała książkę . - Ale nas w nocy wystraszyłaś - dodała, po czym wyszła na momencik, nieświadomie dając mi czas, na przetrawienie tej wiadomości.
- Czym was wystraszyłam? Jacek śpi na tej niewygodnej kanapie? - Blondynka przyglądała mi się z nieodgadnioną miną.
- Mnie i Szymona. Mój mąż o wszystkim dowiedział się godzinę temu. Dostałaś ogromnej gorączki i majaczyłaś przez sen. - Nie no, myślałam, że stało się coś gorszego. - Szymon śpi na tej kanapie, nie chciał wracać do domu. - W pierwszej chwili pomyślałam, że to żart. Potem jednak, widząc minę dziewczyny zrozumiałam, że to prawda. - Zmienialiśmy się co dwie godziny. 
- Dziękuję za wszystko... - nie skończyłam mówić, ponieważ drzwi się otworzyły, a w nich stanął brunet. Był bez koszulki.
- Ala, zmiana. - Blondynka się uśmiechnęła po czym wskazała na mnie - Obudziła się. I tak na marginesie miałeś jeszcze czterdzieści minut snu - dodała i wyminęła go ze śmiechem. 
- I tak nie mogłem spać. Jak się czujesz? - Nie mogłam się skupić. Cały czas patrzyłam na jego nagą klatę, która tylko dodawała wspomnień. Czułam, że rumieniec wchodzi na moje policzki, więc szybko obróciłam wzrok.
- Dobrze. Czy możesz się ubrać? I najlepiej iść do domu? - mężczyzna zmrużył oczy po czym po chwili wykonał moją pierwszą prośbę. Nawet nie widziałam, że jego koszulka leżała tuż obok mnie. 
- Zostaje tutaj. Alicja jedzie na chwile do domu, ale wieczorem wróci znowu. Nie możesz być sama. 
- A służba? - miałam nadzieję, że to sprawi, że oprzytomnieje.
- Jacek rozmawiał z komendant, oboje mamy wolne. Ala za to jedzie z nim wyjątkowo na patrol, więc oboje cieszą się jak dzieci. 
- Słuchajcie ja już lecę, śniadanie gotowe. Masz Aśka pozdrowienia od Jacka. A i jeszcze jedno. Kazał ci przekazać, że  oczywiście dzisiaj cały dzień leżysz w łóżku. Wrócę wieczorem, znając życie to z mężem, bo będzie chciał cię zobaczyć. Do potem ! - Po tych słowach wyleciała, prosząc Szymka, żeby zamknął za nią drzwi. Na moment zamknęłam oczy i to wystarczyło żebym odpłynęła w ramiona Morfeusza

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro