Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 Rozprawa i ucieczka

Per:IPR

Stoję na miejscu dla skazanych skoro jestem na sali rozpraw to trzeba się zachowywać.
Rozmawiałem ze swoim obrońcą jednak dobrze że mam abdukcje.
(poprawcie mnie w razie co to ja poprawie)
Odpowiadałem na pytania ściśle sam nawet nie wiem jakim cudem zachowałem część normalności ale to pewnie dzięki mojemu słoneczku chciałbym go teraz zobaczyć...

Nie słuchałem jak mnie oczerniano bylebym nie dostał dziecka i by uznali mnie za niebezpiecznego w końcu zabiłem brata i to w dodatku na oczach jego syna...
Ale by mu pomóc do tego czasu nie było nikogo dopiero ja się odważyłem by to zrobić.
Pewnie dalej bym nie słuchał o czym mówią gdyby moje słoneczko nie weszło do sali cały w bandażach...
ZARAZ BANDAŻACH?!
KTOŚ GO MUSI BIĆ!
MUSZĘ GO CHRONIĆ BY NIE SKOŃCZYŁ JAK JA!

Opowiedział jaki mój brat a jego ojciec był dla niego surowy i jak zrobił sobie z niego worek do bicia...
Prawie się rozpłakał na te wspomnienia chciał zapomnieć ale tutaj musiał przypomnieć i opowiedzieć wszystko.

Czułem że nawet po wypowiedzi słoneczka udupią mnie i się nie myliłem...

//W szpitalu psychiatrycznym//

Siedzę na swoim łóżku całkiem sam a mój pokój jest cały biały muszę stąd uciec bo zwariuje...
A ja wiedząc że w takim miejscu wspomnienia wracają i nikt ci nie pomoże bo lepiej byś brał jakieś tabletki po terminie co zalegają w szafce licząc na poprawę zdrowia.

Chodziłem po pokoju myśląc co mam zrobić by odzyskać słoneczko.
Za to duch brata zaczął się wymądrzać...

Duch CN:Zdechnij tak mu pomożesz...

IPR:*ignoruje ducha wiedząc że to da im tylko pretekst by dawać mu więcej tabletek*

D CN:Hallo mówię do ciebie!*przechodzi przez ciało brata*

IPR:*upada na kolana z dreszczami i jakby dostał w brzuch*
Ciebie nie ma tutaj to tylko moja wyobraźnia...*mówi zmęczonym głosem i pełnym obaw*

D CN:Jestem jako duch i twoja pokuta czy jakoś tak musisz za życia zapłacić za swoje czyny tak samo ja dopiero teraz zauważyłem że traktowałem ciebie i Rzeszę źle...
A nawet okropnie...

IPR:*pokazuje by był cicho po czym wskakuje do łóżka przykrywa się by po chwili udawać że śpi bo pielęgniarz szedł*

CN:*patrzy na otwierające się drzwi i na wchodzącego mężczyznę*
Nawet nie myśl by go skrzywdzić.

Pielęgniarz:*przechodzi przez CN jakby go nie było i sprawdza czy IPR nie robi problemów po czym wychodzi i zamyka go na klucz*

Gdy odszedł otworzyłem oczy a CN był w szoku że pielęgniarz go olał woow pierwszy raz widzę taką minę u niego.

CN:Po prostu mnie olał jakby mnie tu nie było to nie dopuszczalne!*idzie mu przywalić lub przestraszyć*

IPR:...On cię nie widział tylko ja ciebie widzę geniuszu jesteś duchem zapomniałeś?

CN:*staje w drzwiach*
Racja...*podchodzi do okna i przygląda się kraton z pomysłem*
IPR te kraty ledwo co się trzymają możesz je wyrwać i uciec skoro tak bardzo chcesz się zajmować Rzeszą.

IPR:*podchodzi i wyrywa kraty po czym robi prowizoryczną linę z pościeli od łóżka by po wyjściu wstawić spowrotem kraty...*
Niech się zastanawiają jakim cudem uciekłem.

Zrobiłem tak jak se wymyśliłem czyli wyrywam kraty tak cicho jak się da robię z pościeli linę bym mógł bezpiecznie zejść w międzyczasie zakładam spowrotem kraty dla niepoznaki a na koniec uciekam!
Plan genialny ale w praktyce trudny do wykonania ale spróbowałem działać według planu i udało się na szczęście nikt mnie nie widział.
Uciekałem tak długo aż nie znalazłem gdzieś w lesie chaty może małego domku lub coś w ten deseń.

Ubrałem ubrania które tam były o dziwo pasowały na mnie zjadłem też coś normalnego a potem pobiegłem do miasta i szukałem mojego jedynego syna może i nie biologicznego ale tak traktuje Rzeszę i chce by miał normalne dzieciństwo...

Gdy chciałem się poddać usłyszałam że ktoś wychodzi najciszej jak może przez drzwi frontowe mam wyostrzony słuch musiałem się tego nauczyć by nikt mnie więcej nie skrzywdził...

Podszedłem do osoby która usiadła na schodach cicho szlochając.
Nie chcąc by wiedział że uciekłem ze szpitala.

IPR:Co się stało?
Czemu płaczesz?

Rzesza:W tym domu mnie biją gorzej niż ojciec przed śmiercią...
Chciałbym być z moim nowym tatą...*ciąga nosem i wyciera łzy*

IPR:A to ktoś z rodziny lub przyjaciół?

Rzesza:Rodzina jedyna jaka mi została u kuzyna ani trochę nie jest mi dobrze bo jego rodzice traktują mnie jako służącego...

IPR:To może pójdziesz ze mną?

Rzesza:Nein czekam na mojego tatę lub śmierć nie chce tak żyć.*drży z zimna i nadmiaru emocji*

IPR:*zdejmuje bluzę i zarzuca ją na ramiona Rzeszy*
Wracajmy do domu słoneczko.*uśmiecha się*

Rzesza:*patrzy na nieznajomego i od razu poznaje swojego przybranego ojca bo nie chciał by ten na niego wujek mówił wiedząc że dziecko w jego wieku potrzebuje ojca*
V-Vater jakim cudem uciekłeś?

IPR:Mam swojego stróża to dzięki niemu chodźmy stąd.*bierze Rzeszę na ręce i jego walizkę po czym idą do tej chaty i se po drodze przypomina że to jego przecież kazał ją zbudować by ukrywać się przed CN i resztą jego sojuszników.*

Per:Narrator

Po powrocie do domu IPR położył Rzeszę do łóżka i siedział przy nim głaszcząc go po plecach wiedząc że to pomoże mu szybciej zasnąć i że się rozluźni.

Ale i IPR musiał się poddać zmęczeniu zasnął obok Rzeszy obejmując go po ojcowsku.
Zaś CN przykrył ich kocem przeprosił za to całe zło jakie ich spotkało czuł skruchę za swoje zachowanie w końcu to była jego najbliższa rodzina jaka mu została.
Jeszcze tej samej nocy CN zniknął na czas nieokreślony by pojawić się gdy jego brat lub syn będą mieli kłopoty...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro