5
Co Twój Język Robi W Mojej Buzi?
W domu było cicho, no prawie...
Kiedy Eurus biegła przez korytarz do kuchni, zatrzymała się przy drzwiach od łazienki.
- One way or another! - śpiewał głos za drzwiami. Eurus uśmiechnęła się kpiąco. - I want to find you!
- Ktoś tu przerzuca się na pop!? - krzyknęła do drzwi, wiedząc co Sherlock odpowie.
- Eurus, wiesz co to prywatność? - Tak, kompletnie się tego spodziewała.
Wywróciła oczami i westchnęła.
- Nie, takie coś nie istnieje. W dzisiejszych czasach nikt nie jest anonimowy i nikt nie chce. Ludzie chcą być znani i chwalić się tym co robią w niemal każdej sekundzie swojego życia - powiedziała pewnie, po czym popędziła do kuchni.
Marnowanie czasu na śpiew Sherlocka to grzech. Lepiej w tym czasie coś zjeść.
***
Sherlock wyszedł z łazienki, a muzyka nadal wesoło rozbrzmiewała w jego umyśle, no może niewesoło.
I'm only human after all
Don't put the blame on me
Sherlockowi nie przeszkadzały piosenki, które co chwila zmieniały się w jego głowie. Nie aż tak bardzo...
Zdążył się do nich przyzwyczaić, poza tym niektóre piosenki nie były takie złe, nie żeby Sherlock kiedykolwiek komukolwiek się do tego przyznał. Mógł zaprzeczać do końca świata, albo jeszcze dalej. Nikt mu przecież tego nie zabroni, a jeśli nawet, to nieważne kim by był, został by przez Sherlocka kompletnie zignorowany.
Istniała również opcja, że Sherlock wywlókłby całe życie prywatne tej osoby na wierzch, zależało od humoru.
Drzwi od jego pokoju nagle się otworzyły.
Znacie to uczucie? Leżycie sobie na łóżku, wystukując palcami rytm na poduszce i wyobrażając sobie miliony różnych scenariuszy, milion różnych sytuacji. Myślicie nad tym, która reakcja byłaby najodpowiedniejsza do jakiegoś dziwnego pytania i jesteście generalnie w stanie niemal błogim. Nie myślicie o problemach, tylko o możliwościach.
BUUM TRZASK i po wszystkim. Dialog, który przed chwilą w głowie utworzyliście umyka, a scena rozmazuje się.
Wyrwani z błogiego stanu patrzycie na swoje drzwi z "co do cholery", a tam stoi wasz kumpel idiota.
- Wstawaj świrze! - ryknął Victor, podbiegając do jego łóżka i go z niego spychając. Sherlock wylądował na czworakach na podłodze, miał ochotę... Na co miał ochotę?
Właściwie to zachciało mu się kawy, ale w tym samym stopniu miał ochotę dać Victorowi w pysk.
- Victor - zaczął Sherlock, zbierając się z podłogi. - Sądząc po twoim ubiorze wybierasz się na-
Sherlock nie miał szansy dokończyć, bo stało się coś... Właściwie po prostu coś. Sherlock nazwałby to jedynie "czymś", chociaż ludzie nazywali to "pocałunkiem".
Czyli jednak są razem?
Sherlock jedynie stał tam, patrząc z niesamowicie bliskiej odległości na twarz Victora, który dobierał się Sherlockowi językiem do środka ust, co wydawało mu się już totalnie obrzydliwe, a co więcej niezręczne.
Po prostu stał, nie reagując.
A może powinien zareagować.
Może powinien był odepchnąć Victora.
Być może powinien był odwzajemnić pocałunek, tyle, że kurwa nie wiedział jak to się robi...
Ten jeden raz kiedy całował się z Victorem nie miał znaczenia, bo brunet jak i szatyn byli lekko spici... Z tą różnicą, że Sherlock pamiętał wszystko, Victor może z połowę. Więc tak... Sherlock stał tam jak słup soli, czując mokry język Victora, który właśnie przejeżdżał mu po dolnych zębach... Ciemnowłosy kompletnie nie wiedział co zrobić z rękami, jak się zachować, pochylić czy odchylić.
- Jesteś w tym koszmarny - stwierdził Victor, odrywając się od Sherlocka z cichym cmoknięciem. Na jego ustach lśniły krople śliny i Sherlock miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
To była ta zajebista miłość!? Co ludzie w tym w ogóle widzieli!? I czy Victor umył chociaż zęby, bo Sherlockowi jakoś nie podobał się fakt, iż właśnie może mieć w buzi części obiadu chłopaka. Aż go dreszcze przeszły na samą myśl.
- Nie jestem romantykiem, Victor - odpowiedział gorzko, mając mu trochę za złe to, że przed chwilą wetknął mu swój język do buzi...
- Czemu niby romantykiem? - zapytał chłopak kompletnie nie kapując. Sherlock westchnął.
- Nieważne, co tu robisz? - Sherlock postanowił udawać, że nic się nie stało. Postanowił kompletnie usunąć sytuację i szybko przeżyć swoją traumę.
- Zabieram cię na imprezę - odpowiedział jakby to była oczywistość, bo właściwie była... Teraz Sherlock przypomniał sobie, że właśnie to dedukował, kiedy chłopak tu przyszedł, tyle, że mu przerwał... Sherlock nie znosił jak mu się przerywało. Spojrzał na Victora krytykującym wzrokiem i stwierdził, że właściwie to nie znosi całego Victora.
- Nigdzie nie idę - zakomunikował Sherlock.
***
Sherlock szedł na imprezę.
Czemu szedł na imprezę!?
Jakim cudem mógł się zgodzić-
A no tak.
Victor nie wiedział co to słowo "nie", nawet gdy Sherlock wypowiedział je w pięciu językach, z czego jednym z nich był język potoczny. Ten akurat Victor powinien zrozumieć, ale nic z tego.
Dlatego teraz szedł w czarno-czerwonej koszuli w kratę i czarnych dżinsach na jakąś durną potańcówkę. Victor stwierdził, że tylko te ubrania się nadają. Sherlock powinien był je już dawno spalić, ale szczerze lubił je mieć i zakładać, kiedy przez cały dzień siedział w domu, gdzie nikt z rówieśników go nie widział...
Cóż, teraz zobaczą go wszyscy.
Jedyna nadzieja jaka mu pozostała to to, że wszyscy będą tak schlani, że nawet nie będą pamiętać, że ktoś taki jak Sherlock w ogóle tam był.
- Sherlock? Serio tu był?
- Zaraz, kto to kurwa Sherlock?
- Sherlock tutaj!? Hahaha, bardzo śmieszne.
Przybyli na miejsce. Była to zwykła wypożyczona sala, na którą widocznie składało się kilka lub kilkanaście osób. Sherlock nie chciał wchodzić do środka. Dużo lepiej byłoby zostać na zewnątrz i patrzyć na powoli ciemniejące niebo, albo ludzi, którzy mieli własne życia, cele, problemy.
Kolejna rzecz do której Sherlock w życiu się nikomu nie przyzna: Lubił obserwować zakochanych.
To wyglądało niewytłumaczalnie nawet dla niego.
On widział tam jedynie to, że ludzie nie chcą być samotni...
Ale czemu w takim razie pani Hudson (nauczycielka muzyki) po dosyć toksycznym związku nie znajdzie sobie kogoś innego, albo kogoś z kim będzie się tak samo czuła?
Ona to tłumaczyła tak, jakby ten jeden mężczyzna był właśnie dla niej.
To było intrygujące.
Ludzie trzymali się za ręce, ignorując fakt, że im się pociły, całowali się, kompletnie nie przejmując się śliną, a może przejmując, ale miłość zawsze była silniejsza.
Sherlock chciałby być zakochany.
W ramach eksperymentu, rzecz jasna!
Weszli do środka i pierwsze wyrazy, które na myśl Sherlockowi przyszły brzmiały: duszno, tłum, alkohol, pot, głośno.
Victor niemal po sekundzie zostawił Sherlocka samego, sam flirtując z jakąś dziewczyną.
Czy to jest jakiegoś rodzaju związek otwarty? Sherlock już kompletnie nie ogarniał...
Ale to w zasadzie nie było ważne. To była jedynie jedna z chwil, raczej tych nudnych, spodziewanych.
W życiu człowieka są jednak zdarzenia przełomowe, kończące coś i zaczynające.
Na jednym z nich się teraz skupimy.
Do baru, przy którym siedział Sherlock, dosiadł się jakiś blondyn. Sherlock kojarzył go z widzenia, a nawet mógł stwierdzić, że był z drużyny, a może i nawet tym sławnym kapitanem, a to oznaczało, że był idiotą równie takim samym jak Victor.
Nie mógł się bardziej mylić.
- Też masz dosyć tej bezcelowej imprezy? - spytał nagle blondyn. Sherlock otworzył szerzej oczy i spojrzał na chłopaka z lekkim zdziwieniem.
I to właśnie było tym przełomowym zdarzeniem, chociaż zupełnie się takim nie wydawało.
W skrócie: Victor pokazuje Sherlockowi nowe rodzaje związku, ten nie wie co o tym myśleć, a kapitan drużyny ma dość imprezy, którą powinien lubić.
۰•● « ♫ ← ૪૪૪ → ♫ » ●•۰
Użyte piosenki:
One Direction - One Way Or Another
Rag'n'Bone Man - Human
Czemu przed chwilą usunęło mi tagi!? Musiałam dodawać jeszcze raz!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro