Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Nie Fajnie Byłoby Być Mrówką

- Nie mów, że znów nie spałeś całą noc! - Mycroft zdawał się być bardzo niezadowolony faktem, że jego brat woli grać na skrzypcach niż spać, no ale serio? Po co komu spanie? A raczej po co Sherlockowi spanie? To cholernie dużo zmarnowanego czasu na robienie... Niczego! Dosłownie! A Sherlock miał tyle innych, ciekawych zajęć, którym chciałby poświęcić więcej czasu! Nie ma odpowiedniejszej pory, niż środek nocy, nie sądzicie?

- Nie spałem całą noc - potwierdził Sherlock, powolnie jedząc swoją porcję płatków na mleku. Jego włosy tworzyły totalny nieład na jego głowie. - Znów - dodał z uśmieszkiem.

- ZGADNIJCIE KTO WŁAMAŁ SIĘ DO SYSTEMU SZKOŁY! - Eurus wbiegła do kuchni, niczym koń wyścigowy drąc się wniebogłosy i najwidoczniej nie tylko Sherlockowi się to nie spodobało, bo Mycroft zrobił skwaszoną minę.
- Ty? - spytał Sherlock, nie poświęcając jej większej uwagi niż swoim płatkom, a serio nie obchodziło go jakieś tam jedzenie, chyba, że byłoby zatrute, wtedy to można przynajmniej takie coś zbadać.
- JA! - darła się dalej, śpiewając coś pod nosem. Spokojnie Sherlock, jesteś oazą spokoju. Jeszcze dwa lata i będziesz mógł się wyprowadzić od tych pojebów.

- Kochanie, proszę cię nie krzycz tak. - Tym razem do kuchni wkroczyła mama w swoim różowym, satynowym szlafroku
- Znów nie spałaś mamo? - spytał Mycroft.
- Spanie to strata czasu - stwierdziła zwyczajnie, wyjmując kawę i kubek. Sherlock uśmiechnął się pod nosem, rzucając swojemu bratu zwycięskie spojrzenie, na co ten odpowiedział mu spojrzeniem w stylu: To nie koniec. Ale Sherlock wiedział, że to koniec i, że wygrał.

***

Sherlock poczuł zapach depresji w powietrzu, chociaż dobrze wiedział, że taki zapach nie istnieje... W szkole jednak wszystko było możliwe!
Nauczyciele zawsze mają rację, chociaż popełniają błędy.
Kartki papieru mają przygotować młodych ludzi do przyszłego życia, a w-f ma pomóc w tym, by mogli utrzymać formę, a przynajmniej jak na razie jedyne do czego nadaje się wf to do... Właściwie to do niczego... Chroni jedynie niektórych przed totalnym niezmieszczeniem się w drzwiach przez fałdy swojego tłuszczu, ale to serio sporadyczne przypadki a jeśli ktoś się nie mieści to zawsze można powiększyć drzwi i problem z głowy, zupełnie tak jakby go nie było.

Jak widać szkoła pełna jest absurdów. Generalnie to stan umysłu i nawet Sherlock nie do końca ogarnia co się czasem w szkołach odpierdala.

Jeśli Sherlock miałby jakiekolwiek szanse poszedłby na prezydenta i wszystko pozmieniał, ale jest jedynie kolejnym nastolatkiem kujonem, którego w zasadzie nikt nie lubi, więc możliwość, że miałby najmniej głosów, albo wcale była dosyć spora.

Sherlock nie chciał sprawdzać czy się myli.

- Mój camerados! - To był znajomy głos. To był głos Victora i Sherlock na początku miał ochotę uciec gdzie pieprz rośnie, co oczywiście było odruchem instynktu, a to chyba o czymś świadczyło, ale Sherlock postanowił nie zadręczać sobie tym głowy. Victor to Victor. Idiota.
- Victor - przywitał się ciemnowłosy kiwając mu głową, ale Victor miał inne zamiary, podszedł do Sherlocka z uśmiechem i jebnął go mocno w plecy, aż temu tchu zabrakło tak na kilka momentów. W sumie Sherlock mógłby go poprosić, by walnął go mocniej... Może nie musiałby iść na te durne lekcje, bo zwyczajnie by zemdlał.

- Ta sama stalowa siła - jęknął Sherlock, a Victor zaśmiał się, przyjmując komplement jakby to była dla niego codzienność... Chociaż Sherlock nie miał na myśli tego jako komplement... No pomyślcie. Spotykacie Supermana. WOW, koleś jest mocny i w ogóle zajebisty, aleee... Jest totalnym przygłupem.

Już nie jest taki fajny, co?

Victor był dobrze zbudowany i gdyby Sherlock był mrówką to przejście z jednego jego ramienia na drugie, zajęłoby mu wieczność, ale na szczęście mrówką nie był, dzięki czemu przy okazji unikał kompletnego zmiażdżenia przez Victora, chociaż... Jeśli Victor potrenowałby więcej to możliwe, że Sherlock byłby już tylko jebaną plamą na korytarzu, niczym w tych wszystkich debilnych kreskówkach.

Ciekawe, czy chociaż woźne by go sprzątnęły, czy szkoda by im było na niego mopa.

Włosy Victora były brązowe, chociaż Sherlockowi wydawało się, że lekko wpadały w odcień rudego, ale oczywiście kiedy tylko o tym w obecności Victora wspomniał, ten zaczął się drzeć, że Sherlock jest chyba ślepy, bo one są B-R-Ą-Z-O-W-E. Tak właśnie było, Victor nawet wysilił swój mózg na to, by przeliterować ten ciężkie wyraz. Sherlock był niemal pod wrażeniem.

Przejdźmy dalej. Oczy Victora były zielone. Nawet, jeśli Sherlock miałby je opisać w jakiś poetycki sposób to i tak najprawdopodobniej napisałby, że są zielone, bo po prostu zielone były i nie dało ich się inaczej określić. Nie były zielone jak trawa, czy zielone jak ten modny kolor moro. Były po prostu zielone, jak jeden z podręczników Sherlocka, bodajże od angielskiego.

Co jeszcze Sherlock mógł powiedzieć o swoim "przyjacielu"? Był w ciul wysoki. I Sherlock tym razem nie miał na myśli tu, że był po prostu wysoki. Był BARDZO wysoki i stojąc obok szatyna, Sherlock był i tak o głowę od niego niższy, a skoro Sherlock był wysoki, to Victor w rzeczy samej musiał być bardzo wysoki.

I tutaj Sherlock skończyłby już charakterystykę swojego "przyjaciela", bo reszta była w nim zwyczajnie zwyczajna, jak wąskie usta, lekko wykrzywiony nos, duże dłonie i duże stopy.

- Mam do ciebie sprawę, Sherlock - powiedział jego towarzysz, z którym brunet przemierzał korytarz szkolny, by dojść do swojej szafki. Dodajmy tu, obrzydliwej szafki. Nikt o nie nie dbał. Niektórzy mieli oberwane drzwiczki, innym schodziła z nich farba. Sherlock miał szafkę, która oczywiście miała dwie wady na raz.

- Jaka ta sprawa? - zapytał w końcu Sherlock, udając zainteresowanie rozmową. Victor nie lubił mówić, kiedy nie miał pewności, że odbiorca czy odbiorcy go słuchają, w odróżnieniu od Sherlocka.
- Praca domowa z matematyki - odpowiedział szatyn. Sherlock wywrócił oczami, dobrze wiedział, że Victor nie ogarniał nawet jak prawidłowo trzymać cyrkiel, by nie ukłuć nim swoich rówieśników, chyba, że robił to celowo.

Victor, jednakże nie skrzywdził by muchy. Sherlock popatrzył na Victora, kiedy przystanął przy swojej szafce i niemal natychmiast zmienił zdanie. Victor dla zabawy zabiłby całe stado much. Ale to nie byłoby wyzwaniem, więc z pewnością zabiłby i nawet całe stado pszczół, czego Sherlock nigdy w życiu by mu nie wybaczył.

Wyjął z szafki zeszyt od matmy i podał go Victorowi. Oczywiście, Sherlock dobrze wiedział, że Victor położy jego zeszyt na jednej z ławek i dookoła zbiegnie się reszta półgłówków, by spisać. Właśnie w ten sposób zawierało się przyjaźnie. Nie masz przyjaciół? Daj im prace domowe z przedmiotu, z którego jesteś dobry. Proste? Proste.

W każdym razie, w związku z tym, że połowa klasy miała rozwiązanie Sherlocka, Sherlock specjalnie pisał obliczenia najbardziej skomplikowanymi metodami. Kiedy matematyczka wywoływała kogoś do tablicy i pytała jak doszedł do takiej metody, ten prawie nigdy nie umiał się połapać i odpowiedzieć.

Sherlock musiał kryć swój tryumfujący uśmiech za dłonią. W końcu nie mogli dojść do wniosku, że Sherlock robił to specjalnie. Wtedy cała zabawa by się skończyła, a lekcja byłaby nudniejsza.

I wtedy nagle znikąd zaczęła grać muzyka. Victor od razu pohasał z zeszytem Sherlocka, więc nie mógł zauważyć zdziwienia na twarzy Sherlocka, zauważyła go natomiast Nancy w nienagannej fryzurze i niebieskiej, zwiewnej sukience. Nie była geniuszem, ale matematykę miała w jednym paluszku, poza tym dziewczyna była mądra i w szybki sposób odnajdywała się w temacie. Sherlock darzył ją cichą sympatią, tak samo ona jego. Czasem dawali sobie ukradkowe uśmieszki, czasem łapali się za słówka, co dążyło do czystej rywalizacji. Oboje czerpali z tego korzyść i rozrywkę. Z boku mogło wyglądać to jak flirty. Dziewczyna, jednak miała chłopaka, a Sherlock to Sherlock. Samotność i on to niemal już rodzina.

- Rzadko widzę zdziwienie na twojej twarzy, Sherlocku - powiedziała zaczepnie, sięgając po podręcznik.
- Ciężko mnie zdziwić - odpowiedział, ignorując słowa kolejnej beznadziejnej piosenki w jego głowie.
- W takim razie to musiało być coś bardzo wyjątkowego - stwierdziła, zamykając swoją szafkę. Spojrzała na niego swoimi brązowymi oczami i zagryzła dolną wargę. - Albo ktoś - dodała, puszczając mu oczko, po czym oddaliła się od Holmesa, by wkrótce dołączyć do swojego chłopaka, który machnął Sherlockowi ręką na powitanie. Greg Lestrade to kolejna osoba, która tolerowała Sherlocka. Bardziej jednak znał Nancy, niż jego, gdyż Greg był w wyższej klasie. Wracając do tematu, Sherlock musiał przyznać, że lubił Nancy.

Gdyby żyli w innym świecie, może mogliby być parą i być może, by im się układało, ale tutaj, w tym świecie Sherlock nie wyobrażał sobie chodzenia z nią za rękę, czy dawania buziaka na dzień dobry i dobranoc.

Poza tym gdzieś tam była sobie jego bratnia dusza, która słuchała nędznego popu.

Somebody once told me, the world is gonna roll me.

W jednym wielkim skrócie: Sherlock musi mieć uwagę na Victora, by trzymał się z daleka od pszczół, a Nancy jako pierwsza dowiedziała się, że Sherlock ma drugą połówkę.

۰•● « ♫ ← ૪૪૪ → ♫ » ●•۰

Użyte piosenki:

Smash Mouth - All Stars

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro