21
Jasełka
Czy istniała odpowiednia reakcja na to, czego Sherlock się właśnie dowiedział? Jeśli rzeczywiście istniała, to Sherlock miał niesamowicie duży problem ze znalezieniem jej.
Wiecie to jest zazwyczaj tak, że jak nie wiecie czego szukacie to raczej tego nie znajdziecie.
Chłopak nie wiedział co miał zrobić, więc po prostu siedział obok Victora, mając nadzieję, że to coś da. Kiedyś prawdopodobnie by wyszedł, by uniknąć tej niezręczności, ale teraz czuł się niemal zobowiązany do tego, żeby zostać.
- Victor - zaczął w sumie nieświadomie. Nie wiedział co powiedzieć dalej, szczególnie kiedy po policzku szatyna popłynęła kolejna łza. - Wiedziałeś kto to był?
Sherlock nie za bardzo umiał pocieszać, a nie chciał jeszcze kończyć rozmowy, więc postanowił zwyczajnie kontynuować temat.
Po tym jak już się dowiedział kim jest John nie wyobrażał sobie, by go stracić. Nawet kiedy nie wiedział, że to on, przywiązał się do tej beznadziejnej muzyki i dziwnie by mu było bez niej.
Zwariowałby gdyby nastała kompletna cisza.
- Nie - odpowiedział. - Ale nie wiem czy to nie jeszcze gorzej. Nie miałem szans w jakikolwiek sposób pomóc tej osobie. Co jeśli miała depresję i potrzebowała rozmowy?
- A może żyje, ale jest głucha. - Victor parsknął.
- Ile znasz takich przypadków? Rzeczywiście była to znaczna mniejszość.
- Nie mam pojęcia co powiedzieć - przyznał szczerze brunet.
- Nie mam pojęcia co chciałbym usłyszeć, więc jest okej.
- Nie jest okej - szepnął Sherlock. - Jak się okazuje zupełnie nie jest okej, Victor. Nie zasługujesz na to.
- Nikt na to nie zasługuje. - stwierdził Victor.
- Co teraz? - Sherlock wiedział, że Victor zrozumie do czego nawiązuje.
- Cała szkoła dowie się o tym, że Sherlock Holmes przeprosił.
- Właśnie zacząłem tego żałować - stwierdził Sherlock, nie na poważnie, a Victor zaśmiał się.
- Jakoś nie widać.
- Wiem, jestem świetnym aktorem.
- Nie zawsze byłeś. - Victor wstał z łóżka, podszedł do komody i odsunął szufladę.
Wrócił do Sherlocka ze zdjęciem w ręku, przedstawiającym ich w wieku siedmiu lat, występujących jako aniołki w szkolnych jasełkach.
Sherlock jęknął, co Victor skwitował śmiechem. Zdjęcie zrobione było przed przedstawieniem. Od tamtej chwili wszystko zaczęło się walić. Ktoś, kto miał ważną rolę nie przyszedł, a z racji tego, iż Sherlock był jedynie aniołem, miał tę osobę zastąpić. Kiedy się przebierał miał problem z suwakiem.
- Vic, pomóż - poprosił Sherlock, szamocząc się z głupim strojem. Victor popędził z pomocą, a że miał długą 'sukienkę" to potknął się o nią, upadając i zwalając z szafki wazon z kwiatkiem.
- Biedny kwiatek - stwierdził, a Sherlock ledwo powstrzymywał się od śmiechu. I wtedy na plan wlazła nauczycielka wypychając Sherlocka na scene, który kompletnie nie wiedział co robić ani co mówić. Nagle przemówił narrator.
- Wtedy Baltazar podszedł do dzieciątka. - Fajnie wiedzieć jak miał na imię. Sherlock podszedł do lalki i popatrzył w jej plastikowe oczy.
- Cześć jestem Baltazar... - zaczął, chociaż po spojrzeniu nauczycielki z kulisów był niemal pewien, że tego nie było w scenariuszu. - Oczywiście jesteś lalką, więc nie odpowiesz.
- Ej ty! Baltazar! - Sherlock odwrócił się i zobaczył śmiejącego się Victora. - Jestem Anioł.
Później okazało się, że Sherlock jako Baltazar miał po prostu podejść do dzieciątka i przyklęknąć.
- Chciałbym wymazać to wspomnienie - przyznał Sherlock.
- Czemu!? Było mega zabawnie.
- I żenująco.
- Mogę? - spytał Victor, kiwając głową, zupełnie jakby to miało powiedzieć Sherlockowi wszystko, kiedy ten nadal jak ślepa mucha nie umiał trafić do światła. W prostszych słowach, Sherlock nie wiedział o co Victorowi chodziło.
- Tak - zgodził się, mimo niewiedzy. W tamtej chwili był w stanie zgodzić się prawie na wszystko.
Victor znów uścisnął Sherlocka, tym razem spokojniej niż wcześniej i dłużej. Brunet czuł się niesamowicie dziwnie, ale mimo wszystko położył dłonie na plecach chłopaka, odwzajemniając cokolwiek to było.
Sherlock wiedział, że to uścisk, ale miał zwyczaj do nazywania wszystkiego, o czym nie miał pojęcia "czymś".
I to w sumie tyle. Sherlock mógł już wrócić do siebie, do swojego domu, ale nie zrobił tego.
Został na noc u Trevorów, bez wiedzy kogokolwiek innego niż on i Victor. Spali w jednym łóżku, nieco blisko i nieco "intymnie" zważając na to, iż Victor obejmował Sherlocka, a kiedy oddychał, brunet czuł chłód na karku.
Czuł się co najmniej dziwnie i nawet źle, szczególnie, że przed oczami cały czas miał widok Johna i tego, że chyba go zdradza.
Nie.
To absurd.
Sherlock wiedział, że go nie zdradza. To było platoniczne, a Victor potrzebował w tej chwili przyjaciela, potrzebował bliskości, więc Sherlock pozwolił mu na to, czując, że jest mu to winien.
Czy Victor miał kogoś za wyjątkiem Sherlocka?
Zawsze prowadzał się z nim, zawsze to jego zabierał na imprezy i chociaż miał przyjaciela, musiał czuć się niesamowicie samotnie.
Sherlocka praktycznie i tak nie było i zdawał sobie z tego sprawę.
Victor nie miał już kompletnie nikogo, po tym jak brunet go ośmieszył.
Nie miał oparcia w rodzicach, ani w przyjacielu, nie miał oparcia wśród swoich rówieśników, ani u nauczycieli.
- Jest okej - uznał Sherlock, analizując jak wszystko się zmieniło przez dzisiejszą rozmowę, analizując ich aktualne położenie.
Leżąc i słuchając lekko irytującego chrapania szatyna, czuł się jakby czas zwolnił. Światło księżyca wpadało przez okno prosto na dywan. Sherlock nie wiedział dlaczego, ale ta chwila była dziwnie satysfakcjonująca. Dziwnie... Magiczna. Sherlock nienawidził tego słowa, ale musiał przyznać, że zdawała się być magiczną. Czymś ulotnym, ale jednak wartym ponownego szukania i łapania.
Być może po prostu był szczęśliwy. Być może tak właśnie smakowało szczęście.
Być może było to coś więcej.
Chciał już zobaczyć Johna i wszystko mu opowiedzieć.
Nie tęsknił za nim, ale chciał go już zobaczyć, co powinno być jednoznaczne z tęsknotą, ale w jakiś pokręcony sposób nie było.
Zupełnie jak miłość, która miała sens w swojej bezsensowności.
A może to po prostu Sherlock już za dużo myślał, być może nadeszła wreszcie chwila, kiedy jego mózg się przegrzał. Być może jest już normalnym nastolatkiem, który-
Chłopak pokręcił głową, zamykając oczy.
Po raz pierwszy nie mógł doczekać się ranka.
W jednym wielkim skrócie: jasełka wyszły żenująco, a Victor i Sherlock ze sobą (platonicznie) śpią.
۰•● « ♫ ← ૪૪૪ → ♫ » ●•۰
Chuj, jest 23, a ja mam szkołę jutro i nawet nie spakowałam plecaka, ani nic i piszę sobie rozdział.
Hah, napisałam tę notkę dosyć dawno...
Zostawię ją.
A u was też wali pustkami po oczach w szkole?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro