Prolog
~Kookie~
- H..halo?-powiedziała do mnie Rosalie z łamiącym głosem, jakby miała się za chwile rozpłakać.
Rosalie chodzi ze mną do klasy. Jest też przyjaciółką mojej siostry, Emiko.
- Czy coś się stało?-zapytałem zaniepokojony.
- Emiko jest w szpitalu... Przyjedź szybko do niej - ledwo wydusiła te słowa i rozłączyła się.
- Jak to?! - krzyknąłem. W szpitalu? Ale... Dlaczego?
- Jesteś tam?! - dalej próbowałem, niestety na nic.
- Rosallie?! - dzwoniłem jeszcze kilka razy, ale za każdym razem nikt nie odpowiadał... Zostało jedno wyjście. Pojechać do tego szpitala.
***
*szpital Polska*
- Tak bardzo Cię przepraszam - mówił nie mogąc powstrzymać płaczu.
- Ale... Za co? Nie masz za co przepraszać - wydusiła z siebie głuche słowa.
- To przeze mnie... To przeze mnie!
- Nie to nie twoja wina... To moja wina, bo gdybym nie szwędała się nocą po parkach nikt by mnie nie pobił...
- Ale to osoby z mojej klasy Cię pobiły i to za to że nie chciałem się zgodzić być ich sługą! To prze ze mnie teraz tu leżysz! Powinienem ponieść konsekwencje!
- Braciszku... To nie twoja wina dobrze wiesz, że to i tak by się stało poza tym i tak bym tu wylądowała prędzej czy później z powodu choroby...
- Nie! Gdybym tam był przy tobie pobili by mnie, a ty byłabyś zdrowa!Nie mam nikogo oprócz Ciebie! Jesteś dla mnie najważniejsza!- krzyczał rozpaczliwie płacząc.
- Kookie... ja... ja zawsze będę Cię kochać, jesteś moim światem-wtuliła się w brata i uroniła łzy... Prawdziwe łzy, bo wiedziała, że długo czasu jej nie zostało...
- Kookie...nie zostało mi dużo czasu, a ja nie chce byś miał zrujnowane życie przeze mnie...leki i operacja kosztują bardzo dużo... Wiesz, że nie stać nas....
- Emiko nie pozwolę Ci umrzeć! Nawet o tym nie myśl!
- Posłuchaj kupiłam dla Ciebie bilety do Korei...jutro masz wylot... Masz już też załatwione mieszkanie na stałe-uśmiechneła się próbując uronić łzy.
- Ja nigdzie nie lecę bez Ciebie! Nie pozwolę Ci umrzeć!
- Dla mnie już nie ma ratunku, ale za to ty jeszcze możesz normalnie żyć...
- Bez Ciebie nie da sie żyć!
- Wybacz, Kookie...
Pov.Kookie
Poczułem jak dłonie Emiko robią się coraz zimniejsze...czułem jak powoli jej ręką osuwała się z mojej...usłyszałem jeszcze tylko głuche "Kocham Cię braciszku i zawsze będę Cię kochać"
Nagle maszyny do których podłączona była Emiko zaczęły ogłuszająco piszczeć a na ekranie pojawiła się prosta kreska... Emiko opuściła mnie!
- Nie!-zacząłem krzyczeć i płakać ile sił miałem. Moja Emiko... Ona nie mogła... -Dlaczego?! Dlaczego jedyna osoba którą miałem opuściła mnie?!
Lekarze zaczęli mnie odciągać od wątłego, bladego i bezbronnego ciała Emiko. Próbowali mnie uspokoić, ale ja nadal rozpaczliwie i głośno płakałem.
Dlaczego? Czemu akurat ona? Co ona takiego zrobiła?
Cały czas zadawałem sobie te pytania.
Po chwili przyszła ochrona i miałem zakaz na wchodzenie do szpitala...
Pojechałem do domu nadal nie mogąc się pogodzić z faktem że Emiko... Moja Emiko nie żyje! Znów zacząłem płakać... Po chwili przez zamglony obraz ujrzałem karteczkę na stole... Podniosłem ją i zobaczyłem pismo mojej siostry.
Hej braciszku
Chciałam się pożegnać, ponieważ wiem, że choroba jest złośliwa, a my nie mamy pieniędzy na leczenie. Nie martw się, to nie twoja wina, że mnie pobili i tak długo bym nie pożyła. Przez ten czas odkąd dowiedziałam się o chorobie zbierałam pieniądze żebyś ty mógł prowadzić normalne życie i udało się zabrałam odpowiednią sumę pieniędzy. W tej kopercie znajdziesz bilet do Korei Południowej i pieniądze na życie... Dom w Korei masz już opłacony na stałe, a adres masz na osobnej karteczce razem z biletem. Kocham Cię najmocniej na świecie i nie zapominaj o tym. Byłeś najwspanialszym starszym bratem na świecie... Zacznij nowe życie takie jak sobie marzyłeś... Kocham Cię i nawet jak już nie będzie mnie na tym świecie będę zawsze przy tobie!
Twoja Emiko
Na chwilę zamilknąłem. Słychać było tylko tykanie zegara.
-Ona zrobiła tak wiele dla mnie A ja nic dla niej!-powiedziałem ze stłumionym płaczem. Po chwili przypomniało mi się to co Emiko napisała w liście. Trochę się uspokoiłem- Teraz muszę spełnić jej wymagania i wylecieć do Korei... Zacząć nowe życie...
- Najpierw straciłem rodziców potem przyjaciela teraz ją...czy znajdę jeszcze osobę która będzie bliska mojemu sercu?-powiedziałem smutno.
~~~~~~~~~~~
~Emiko~
Właśnie wracałam z pracy. Pszeszłam przez park. Było późno i czułam się obserwowana, chciałam jak najszybciej dojść do domu...
W pewnej chwili ktoś złapał mnie za ramię...a była to paczka królów ze szkoły Kookie'go
- Czy to nie siostra tego tchórza?-zaczęli się ze mnie śmiać
- Tak to ona-powiedział inny chłopak.
- Twój braciszek był niegrzeczny i się nas nie posłuchał-powiedział lider paczki szkolnych królów.
- I dobrze, że was nie posłuchał-odpowiedziała pyskato.
- Nie pogrywaj sobie-warknął lider i powoli zaczął do niej podchodzić.
- Skoro twój braciszek nie poniósł kary poniesiesz ją ty Emiko-szyderczo się zaśmiał i uderzył ją w brzuch. Upadłam. Reszta grupy podążyła za śladami lidera i zaczęli kopać i bić Emiko. Krzyczała, ale na nic się to zdało. W końcu brakło jej sił, ale dalej walczyła. Straciła przytomność. Lider się zaśmiał i zagestykulował chłopakom, żeby poszli z nim. Dopiero po jakiś 15 minutach znalazła mnie moja przyjaciółka Rosellie i zadzwoniła po karetkę, niestety Rosellie nie mogła ze mną jechać do szpitala bo za godzinę miała samolot do Korei Południowej. Przez cały ten czas byłam nie przytomna jednakże słyszałam wszystko co dzieje się do okoła mnie...niestety po dłuższej chwili gdy przyjechała karetka, ratownicy musieli podać mi jakieś leki nasenne i już nic dalej nie pamiętam.
Pov.Emiko
Obudziłam się w białym pokoju. Dobrze wiedziałam gdzie jestem i co się stało. Podszedł do mnie lekarz.
Był to wysoki, szczupły blondyn z lekkim zarostem. Miał na sobie okulary i biały fartuch.
- Emiko?-powiedział zmartwiony
- Tak?-odpowiedziałam łamiącym się głosem.
- Niestety, ale twoja choroba nasiliła się po pobiciu...-powiedział ze smutną miną.
Westchnęłam.
- Ile mi zostało czasu?
- Maksymalnie bez leczenia i operacji 5 miesięcy...
- Mogłabym prosić o kartkę i długopis?
- Oczywiście że tak-podał mi rzeczy, o które poprosiłam.
- Dziękuję-uśmiechnełam się smutno
- Nie ma za co-odwzajemnił gest.
Wzięłam długopis do ręki i zaczęłam pisać list do brata.
Hej braciszku
Chciałam się pożegnać, ponieważ wiem, że choroba jest złośliwa, a my nie mamy pieniędzy na leczenie. Nie martw się, to nie twoja wina, że mnie pobili i tak długo bym nie pożyła. Przez ten czas odkąd dowiedziałam się o chorobie zbierałam pieniądze żebyś ty mógł prowadzić normalne życie i udało się zabrałam odpowiednią sumę pieniędzy. W tej kopercie znajdziesz bilet do Korei Południowej i pieniądze na życie... Dom w Korei masz już opłacony na stałe, a adres masz na osobnej karteczce razem z biletem (mam nadzieję że spotka tam Rosallie...bie!
Twoja Emiko
Nie wytrzymałam... Żałośnie się rozpłakałam. Łzy kapały mi na kartkę na której pisałam. Mój podpis się rozmazał, ale jeszcze był widoczny.
Przeszywający ból nasilał się.
Nie wiedziałam jak zareaguje mój Kookie... Co on powie? Co pomyśli?
Co zrobi?
Wtedy odezwał się lekarz.
-Mam propozycję ale nie wiem czy się uda...
- Jaką?-mówiłam ocierajac czerwone oczy z łez.
-Możemy poszukać sponsora na tą operację i leczenie. Oczywiście nie obiecuje, że operacja przebiegnie prawidłowo.
Westchnęłam w odpowiedzi.
- Dziękuje panu. Czy mógłby Pan coś dla mnie zrobić?-zapytałam.
- Jasne!
- Poprosi pan któregoś z ochroniarzy, aby zawiósł tą kopertę i kartkę do mnie do domu?
- Oczywiście.
-Nawet jeśli operacja się uda mój brat musi być myśli że nie żyje...mam zbyt dużo problemów...
-rozumiem zrobimy co w naszej mocy obiecujemy. Na jaki adres zanieść?
Podałam mu adres mojego zamieszkania.
- Dziękuję-powiedziałam z uśmiechem.
W tej chwili mój brat wpadł do sali jak torpeda. Gdy zobaczył mnie podłączoną do tych wszystkich maszyn usta mu się zatrzęsły. Oczy wypełniły mu się łzami.
***
- Dla mnie już nie ma ratunku, ale za to ty jeszcze możesz normalnie żyć...
- Bez Ciebie nie da sie żyć!
- Wybacz, Kookie...
Poczułam jak tracę siły. Moje powieki robią się coraz cięższe. Powiedziałam do brata jeszcze ostatnie słowa, a mianowicie "Kocham Cię braciszku i zawsze będę kochać".
Nastała ciemność
Pov. Lekarzy
Gdy Zaczęliśmy tracić Emiko wygoniliśmy szybko zrozpaczonego jej brata i zakazaliśmy wchodzić do szpitala na prośbę pacjenta.
Szybko przewieźliśmy ją na blok operacyjny gdzie walczyliśmy o jej życie.
***
Obudziłam się w dobrze znajomym mi pokoju... Czyli ja żyje?
Uratowali mnie?
Po chwili podszedł do mnie lekarz ten sam co wtedy jak... Jak był mój brat. Po mimo bólu zaczęłam niekontrolowanie płakać...
- Ile czasu minęło od pójścia mojego brata?-nadal płakałam
- Miesiąc.
- Czy on wyleciał z Polski?
- Tak. Ochroniarz, który był zawieść kopertę, to sprawdził.
- Nie może się dowiedzieć że przeżyłam...
- Nie wie
- To dobrze...
- Znalazłem sponsora dla Pani na operację i leczenie.
- N... Naprawde?
- Tak, ale niestety nie możemy leczyć pani w Polsce. Za tydzień leci pani do Ameryki
- Rozumiem... A mogę wiedzieć kto jest sponsorem?
- Mogę powiedzieć pani tylko jego imię i nazwisko.
- Dobre chociaż to...
- Charles Hudson
- Co?!-To nie możliwe. Musi chodzić o innego Charles'a... To nie może być zaginiony przyjaciel mojego brata! Przecież on nie żyje.. W takim razie muszę go odnaleźć!
~~~~~~~~
~Charles~
- To wychodzę!- krzyknął Charlie do mamy.
- Tak, jasne! Wróć przed dziewiątą-odpowiedziała mu mama.
Charlie szedł na spacer do lasu. Było tak koło osiemnastej. Wkroczył na teren lasu. Robiło się coraz ciemniej.
Pov. Charlie
Uwielbiam chodzić sobie na spacery po lesie w porach wieczorowych. Robię to kilka razy w tygodniu. Czasami muszę odpocząć od wszystkich moich zmartwień, problemów, kłopotów. Jak chodzę po lesie to zwyczajnie o tym zapominam.
Napisał do mnie Kookie.
Kookie: Hej, Charlie! Co porabiasz?
Charlie: Hej! Wyszedłem sobie na spacer po lesie.
Kookie: Tak późno?
Charlie: Przecież zawsze tak robię...
Kookie: No tak, zapomniałem. Jak tam wrażenia z lasu?
Charlie: Cudowne. Uwielbiam chodzić po lesie. Mógłbyś kiedyś ze mną tak pochodzić.
Kookie: Myślę, że to niebezpieczne. Jakoś nie uśmiecha mi się chodzić w nocy po lesie.
Wtedy usłyszałem szmery w krzakach. Rozejrzałem się w okół siebie. Pewnie jakiś zając czy inne zwierze.
Charlie: Przesadzasz. Miło jest tak chodzić.
Po raz kolejny usłyszałem dźwięk. Tym razem jakby... To coś się zbliżało.
Kookie: Wcale nie przesadzam. Po prostu mnie się to nie podoba.
Coś mnie złapało za buzię. Jego ręka była zimna i sucha. Próbowałem krzyczeć, ale na próżno. Mój głos był stłumiony. Upadł mi telefon.
Kookie: Charlie?
Kookie: Co ci jest?
Kookie: Charlie?!
Pov. Kookie
Nie wiedziałem co się stało. Charlie mi nie odpowiadał. Mówiłem mu, żeby nie chodził po lesie o tej godzinie! A jeżeli mu się coś stało?
- Mamo, wychodzę!-oznajmiłem mamie.
- A gdzie idziesz?-spytała. Chyba nie widziała, że panikuję
- Na spacer.
Wyszedłem nie słysząc odpowiedzi. Szybko poszedłem na przystanek, żeby zdążyć złapać autobus. Na szczęście przybiegłem w ostatniej chwili. Wpadłem do środka.
Wysiadłem przed lasem.
Westchnąłem.
- No dobrze, Charlie... Idę po ciebie-powiedziałem cicho do siebie.
Kroczyłem przed siebie. Gdy wszedłem na teren lasu, wyjąłem telefon, żeby zadzwonić do Charlie'go. Usłyszałem dzwonek jego telefonu. Pobiegłem w tą stronę.
- O, nie...-zobaczyłem telefon Charlie'go leżący na ziemi.
To oznacza, że... Nie... To nie może być prawda... To oznacza, że coś mu się stało.
Szybko wybrałem numer Emiko.
- Halo?-odezwał się melodyjny głos mojej siostry.
- Emiko! Pamiętasz Charlie'go?-powiedziałem spanikowany.
- Tak, a coś się stało?-spytała zdziwiona, słysząc moje spięcie.
- On zaginął!
- Jak to?! Jak to zaginął?!
- No nie ma go!-głos mi się załamywał-mówiłem mu, żeby nie chodził po tym lesie.
Zacząłem płakać. To mój najlepszy przyjaciel, nie mogłem pozwolić, żeby coś mu się stało.
- Gdzie jesteś?-spytała przejęta Emiko.
- W tym lesie co zaginął. A co?
- To uciekaj z tamtąd! Szybko!
Wziąłem telefon Charlie'go do ręki i zacząłem biec ile sił w nogach. Usłyszałem, że coś za mną biegnie. Nie zwalniałem, a nawet starałem się przyspieszać. Powoli już traciłem siły, czułem, że zaraz zemdleję.
Na szczęście w tym momencie wyszedłem z lasu. Było dużo ludzi, także byłem bezpieczny. Odwróciłem się w stronę lasu i zobaczyłem zawracającą, czarną postać. To on na pewno coś zrobił Charlie'mu! Pobiegłem w stronę jego domu.
Pov. Charlie
Obudziłem się w ciemnym miejscu. Nic nie było widać ale poczułem pod sobą drewno, więc myślę, że jestem w jakimś pokoju. Wstałem ociężale. Bolała mnie głowa. Sięgnąłm telefon, ale... No tak zgubiłem go.
Ktoś otworzył drzwi. Do pomieszczenia wdarło się nikłe i blade światło.
- K... Kim jesteś?-spytałem tajemniczą postać.
Nie odpowiedział.
Położyłem się na podłodze. Miałem zawroty głowy i ból brzucha. Postać zapaliła światło. Postacią był mężczyzna. Wywnioskowałem to po sylwetce. Mężczyzna miał na sobie białą, trochę już zniszczoną maskę.
Pov. Mama Charles'a
Hmm... Już dwudziesta druga, a jeszcze Charlie nie wraca. Nic mu się nie stało?
Ktoś otworzył drzwi. Poszłam w tamtą stronę spodziewając się Charlie'go, ale niestety to nie był on. To był Kookie, jego przyjaciel.
- Proszę pani!-powiedział zapłakany. Zestresowałam się. A jeżeli chodzi o Charlie'go?
- C... Co się stało?-spytałam spięta i poprosiłam by usiadł na sofie.
- Pani syn... Charlie... On... On...-nie mógł powstrzymać płaczu. Wiedziałam, że coś mu się stało- za... Zaginął!
- Jak to zaginął?!
- Mówiłem mu! Mówiłem, żeby nie chodził po tym lesie!-krzyczał, płacząc żałośnie.
Wykręciłam numer policji.
- Dzień dobry. Policja z tej strony. W czym mogę pomóc?-odezwał się niski, męski głos.
- Mój syn... Zaginął!-mówiłam.
- Dobrze. Gdzie zaginął?
- Przekaże wam jego przyjaciela, on wie co się mogło stać-przekazałam telefon zapłakanemu Kookie'mu.
- H... Halo?-odezwał ię głos chłopca.
- Gdzie zaginął pański przyjaciel?
Kookie podał osobie mówiącej nazwę lasu. Podał także adres naszego zamieszkania.
- Dobrze. Zrobimy co w naszej mocy, żeby znaleźć chłopca. Już przysłałem radiowozy, za chwilę powinny być. Moja rola tutaj się kończy. Do widzenia!
- Do widzenia-smutno rzekł przyjaciel mojego synka.
Ktoś zapukał do drzwi. Byli to policjanci.
***
Od zaginięcia Charlie'go minął miesiąc. Miesiąc w męczarniach. Albo już dawno... Martwy.
Próbowałam się pogodzić z tą myślą, ale po prostu nie dałam rady.
To przeze mnie.
Za dwa tygodnie miał polecieć do Ameryki... Do jego rodzinnego kraju. Ale nie poleci.
Przeze mnie.
Mogłam mu nie pozwolić pójść do tego lasu. Ale skąd ja mogłam wiedzieć? Nikt przecież nie puszcza dzieci o tej porze do lasu! Jestem okropną matką.
Pov. Charlie
Niestety nie udało mi się uciec z tamtego miejsca.
Ocknąłem się w jakiejś furgonetce. Wychodzi na to, że porywacz gdzieś mnie zabrał. Podszedłem do tylnych drzwi auta, otworzyłem drzwi i wypadłem z furgonetki. Była późna godzina. Akurat padał deszcz. Był duży ruch.
- Emmm... Przepraszam, co to za mjejsce?-zaczepiłem jakiegoś przechodnia. On tylko spojrzał na mnie jak na jakiegoś dziwaka i odszedł. No nic zapytam kogoś innego. Przechodziła jakaś pani- Przepraszam, czy mogłaby pani mi powiedzieć gdzie jesteśmy?
- What? Sorry, I don't understand.
Doskonale zrozumiałem co powiedziała; Co? Przepraszam, ale nie rozumiem.
Spojrzałem na nią z otwartą buzią. Po chwili ocknąłem się i rozejrzałem po okolicy. Byłem w... Ameryce.
Przypomniało mi się, że za dwa tygodnie miałem tu jechać. To oznaczało, że mam tu mieszkanie, bo to mój rodzinny kraj. Poszedłem przed siebie i przypomniałem sobie gdzie iść. Znalazłem się przed dużym domem naszej rodziny. Rodzina. Oni pewnie myślą, że nie żyję. Odwołają lot, żeby mnie szukać...
Nie miałem przy sobie kluczy, ale na podwórku obok schodów był średniej wielkości kamień do niego był przyczepiony mały pojemniczek, a w nim zapasowy klucz. Wyjąłem go i otworzyłem drzwi. Stary dobry dom. Jak ja dawno tu nie byłem. Za dwa tygodnie mają tu być przysłane pieniądze, bo wtedy właśnie tu przylatuje. Myślę, że jakieś konserwy czy zupki chińskie się tu znajdą.
I miałem rację. W lodówce leżał cały zapas zupek chińskich, konserw i zup w proszku, a na podwórku jeszcze jest ogródek z pomidorami, ogórkami i ziemniakami. Moja mama przed wyjazdem stąd poprosiła sąsiadkę, żeby się zajęła roślinkami.
Zrobiłem sobie zupę pomidorową. Musi mi starczyć jedzenia przynajmniej na dwa tygodnie. Potem będę dostawał pieniądze o określonej sumie co miesiąc lub dwa.
Internet tutaj zawsze był. Otworzyłem starego, zakurzonego laptopa. Włączyłem sobie przeglądarkę i pierwsze mi wyszło ogłoszenie o zbiórce pieniędzy na operację i leczenie Emiko Kawachi. Emiko Kawachi?! Siostra mojego kumpla?!
Wszedłem w tą stronę internetową. Trzeba było zebrać czterdzieści tysięcy dolarów. To stosunkowo mało jak na operację i leczenie, ale wiem, że ich rodzina nie jest bogata... tym bardziej teraz po stracie rodziców nie mają tyle pieniędzy... Jedzenie można oszczędzać, opłacę jej tą operację.
~~~~~~~~
Dzień dobry, kochani!
Jak widzicie prologue tej książki, a także pierwszy rozdział na naszym profilu właśnie się pojawił! Ja [Nika] i Fuzia [Czyli ja xD] mamy nadzieję, że wam się to spodobało.
Prolog Kookie'go i Emiko pisała Fuzia, a Charlie'go [uwaga tam dara daammmm] JA! [Trzeba wspomnieć że to Nika poprawia gramatykę, ortografie i interpunkcje, bo u mnie te rzeczy to... eh szkoda gadać. Dziwię się, że ja z Polskiego zdałam xD] A to ci niespodzianka hehe...
Pamiętajcie, aby zostawić jakiś ślad po sobie [np. Komentarz czy gwiazdkę], bo to wielka motywacja dla nas.
Teraz czas na mnie i może Fuzia chce coś powiedzieć, a napewno chce [No, a jak że inaczej?], bo to PIERWSZY ROZDZIAŁ NA NASZYM PROFILU!
Witam, witam wszystkie klusie!
Tak jak już mówiła Nika, z tej strony (werble) Fuzia!
Pisałyśmy ten rozdział przez 3 dni [Ten rozdział? TEN ROZDZIAŁ?! Jeszcze opis, okładkę naprawde troche tego jest...] i cały czas zmieniałyśmy coś, więc mam nadzieję, że wam się spodoba ta książeczka, kluseczki. Postaramy się dodawać regularnie rozdziały, ale mamy różne sprawy na głowie.
Ale niedługo NA PEWNO [no... Prawie] rozdziały będą wstawiane regularnie, bo będą wakacje, a każdy lubi wakacje c'nie? Jakieś wyjątki? Nie ważne...
Myślę, że rozdział będzie pojawiał się na oko co tydzień lub mniej [Raczej więcej no, bo trzeba będzie jeszcze rozdział napisać c'nie?] Każdy komentarz, uwaga, gwiazdka i follow to dla nas bardzo duże wsparcie! Piszcie śmiało jeśli uchwycicie jakieś błędy, a postaramy się je poprawiać ;)
Do następnego [Do następnego *popija kieliszek z Piccolo*], kochane Klusie❤
Fuzia- pochylona czcionka
Nika- pogrubiona czcionka
Ta zasada tyczy się KAŻDEGO ROZDZIAŁU KAŻDEJ KSIĄŻKI.
Troche dużo tych dopisek autorów xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro