Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Tego dnia Marcin postanowił zadzwonić do siostry, która miała akurat urodziny. Usiadł w kuchni przy stole, zrobił sobie kawy i z samego rana wybrał numer Ali.
Odebrała po trzech sygnałach.
— Cześć, wszystkiego najlepszego, siostro — odezwał się Marcin od razu gdy tylko się połączył.
— Cześć Marcin! Dzięki. My tu akurat u rodziców jesteśmy. Zjechała się cała familia. Mamy tort, ciasta, a dzieci bawią się na dworze. Szkoda, że cię nie ma.
— Jeszcze do was wpadnę. Tak chciałem zadzwonić i złożyć ci życzenia — powiedział.
— Wszystko u ciebie w porządku? Masz jakiś dziwny głos — zaniepokoiła się.
W tle usłyszał krzyki mamy.
— Kto dzwoni, Alu?
— Marcin — odparła jego siostra.
— Pozdrowienia, syneczku! — krzyknęła jego mama.
— Dzięki, mamo.
Po chwili znów wrócili do rozmowy.
— No więc?
— Chyba się zakochałem, ale teraz ona się do mnie nie odzywa. Nie rozumiem dlaczego.
— Porozmawiaj z nią. Nic więcej nie zrobisz — rzekła.
— Już gdzieś to słyszałem — odparł.
— Jak ma na imię ta twoja wybranka?
— Klara.
Gdy tylko wypowiedział to imię, zasmucił się. Tak bardzo chciał wiedzieć, co się stało.
— Jak ci na niej zależy, to nie zostawiaj tego — poradziła Ala.
Ostatnio jego siostra bawiła się najwyraźniej w źródło porad na telefon, bo poprzednim razem radził się jej w sprawie sytuacji z Piotrem.
Marcin się zaśmiał, a Ala od razu to wychwyciła.
— Co cię tak bawi?
Zielarski wyjaśnił jej swoje  przemyślenia.
— No rzeczywiście. Bardzo zabawne — powiedziała, prychając.
Potem zamienił jeszcze kilka słów z mamą przez telefon siostry oraz z Szymonem. Żałował, że go tam nie było. Postanowił, że musi  ich niedługo odwiedzić. Ale zrobi to dopiero w momencie kiedy wszystko sobie poukłada.
                            XXX

Po południu, przed wyjściem Marcina do Klary, napotkał na swoim podwórzu kogoś kogo zupełnie nie spodziewał się u siebie zobaczyć. Mimo to wyszedł naprzeciw.
To był Piotr. I wyglądał na bardzo załamanego.
Zapowiada się, że jednak tak szybko nie wyjdę z domu, pomyślał Marcin.
— Cześć, czy masz chwilę żeby pogadać? — Ton głosu Piotra był całkiem odmienny od tego, jaki zazwyczaj słyszał Marcin. Tym razem był pełen skruchy.
— Właściwie to miałem wychodzić, ale myślę, że znajdę chwilę — powiedział, choć z Piotem ostatnio wolał trzymać się na dystans.
— Jeśli się spieszysz to przyjdę innym razem...
— Nie, naprawdę, możemy pogadać teraz — odparł Zielarski i zaprosił od razu mężczyznę do domu.
Piotr rozglądał się ciekawie po wnętrzu.
— Widzę, że sporo tutaj zmieniłeś — powiedział.
— Tak. Przeprowadziłem głównie gruntowny remont łazienki, a raczej tego pomieszczenia, które wcześniej służyło jako miejsce do mycia. — Marcin nigdy nie nazywał łazienką tej małej izby z metalową balią i umywalką. Wyglądała, jakby czas się tam zatrzymał.
Łabędzki pokiwał na to głową, po czym przeszli do salonu.
W tym pomieszczeniu za to niewiele się zmieniło.
Piec kaflowy stał w rogu, a na środku niezmiennie miejsce zajmowała wersalka ciotki. Dostawiony był do niej brązowy stół pamiętający czasy PRL - u, a obok stał fotel. Drugą ścianę zajmowała długa ciemnobrązowa meblościanka.
Marcin zaproponował coś do picia.
— Hebata czy kawa? — rzekł.
— Naprawdę nie trzeba. Ja tylko na chwilę.
Zielarski usiadł więc w fotelu i zaczął słuchać.
— Chciałem cię przeprosić za to wszystko. Fakt, oddałem pieniądze, ale nadal miałem duże wyrzuty sumienia z tym związane. Mogłeś od razu zadzwonić na policję i się ze mną nie cackać. A ty próbowałeś się dogadać... — zaczął nieco onieśmielony.
— Doceniam to, że przyszedłeś przeprosić — odparł Marcin. Był zaskoczeny wizytą Piotra.
— Ja naprawdę nie mogłem znieść tego, że matka nie przepisała w domu w spadku na mnie. Może wydaje się to być oznaką chciwości z mojej strony, ale jakoś mnie to zmiażdżyło. Tak jakby nigdy nie chciała dobrze dla własnego syna. I dobrze rozumiem, że to nie twoja wina... Nie powinienem był cię gnębić, zachowałem się jak szczeniak — wyznał ze smutkiem.
— Ciotka ponoć mogła mieć ci za złe, że się nią nie opiekowałeś — rzekł Marcin.
— Tak, stara śpiewka rodzinna. Prawda jest taka, że matka zaczynała mieć oznaki Altzchaimera i zapominała, że się nią oboje z Anną opiekowaliśmy. Trudno jest mieć jej to za złe, to choroba nią kierowała, ale nie potrafiłem chyba tego zaakceptować. Wiem, że to wygląda jak kłamstwo, ale mama...Ona naprawdę... — Piotr się załamał.
— Choroba ją zmieniła, rozumiem — rzekł Marcin. Jakoś nawet nie potrafił nie wierzyć kuzynowi. Zresztą po co miałby kłamać. To i tak nie zwróciłoby mu domu po matce.
— Przepraszam, Marcin. Ja po prostu nie potrafiłem się z tym pogodzić.
— Rozumiem cię. Wygląda na to, że dostałem ten spadek zupełnie przypadkiem — odparł.
— Ona zawsze cię lubiła Marcin. Kiedy przyjeżdżałeś jako dziecko na wakacje, poświęcała ci dużo uwagi.
Wrótce potem wyszli na zewnątrz, a Piotr zanim odszedł, powiedział jeszcze :
— Mam nadzieję, że od teraz nasza relacja będzie lepsza — rzekł.
Marcin pokiwał głową.
— Jasne, kuzynie. — Wyraził się tak w stosunku do niego po raz pierwszy od dawna.
— Niech Ci się tu dobrze mieszka — rzekł jeszcze na odchodnym, a Marcin od razu poczuł się dziesięć razy lepiej. Tak jakby ten dom wreszcie stał się w pełni jego własnością.

                         XXX

Zastukał do drzwi. Długo się zastanawiał, czy ktoś mu otworzy. W końcu zza drzwi wychyliła się Basia.
— Hej, Marcin. Przykro mi, ale ona nie chce cię widzieć — rzekła ze smutkiem.
— Muszę z nią porozmawiać. Nie wiem, dlaczego się do mnie nie odzywa — błagał z desperacją w głosie.
Basia prychnęła.
— Całe Nowosiółki o tym wiedzą, a ty nie? Ponoć umawiasz się z Konstancją, podczas gdy ostatnio gdy spotkałeś się z Klarą, coś zaszło między wami.
— Co takiego?! Co ta zazdrosna sklepowa znowu nawymyślała — Marcin pacnął się w czoło.
Basia spojrzała na niego że zdziwieniem.
— Teraz próbujesz ściemniać?
— Basia, ona naprawdę musiała coś nawymyślać, bo poważnie nie jesteśmy razem. Jest o mnie zazdrosna, tyle — wyjaśnił Marcin że złością. Konstancja zdenerwowała go do granic możliwości. — Błagam, muszę z nią porozmawiać.
— Może i faktycznie to prawda, ale Klara nie chce...
— Błagam, powiedz jej to Basiu. Nie znasz Konstancji Rodzynek? Wiesz, że zawsze lubi mieszać.
— No dobra, wierzę ci Marcin, ale to Klara musi chcieć cię wysłuchać.
— Proszę cię. Powiedz jej to teraz.
Basia się zgodziła i poszła na górę. Marcin dosłyszał ich rozmowę z której wynikało, że mu nie wierzy i chce, żeby sobie poszedł.Zrezygnowana Basia powtórzyła mu to, co sam zdążył już doskonale usłyszeć.

- Przykro mi, ona nie chce z tobą rozmawiać. Może daj jej trochę czasu, będę z nią też próbowała rozmawiać. Konstancja już wystarczająco za dużo namieszała wśród nas. Mogłaby wreszcie zrozumieć, że to nie jest dobra droga do zjednywania sobie innych ludzi - rzekła Basia dla otuchy.

- Dokładnie. Tak czy siak dzięki za pomoc i cześć. - Po tych słowach odmaszerował do swojego domu, cały podminowany.

                                                                  XXX

Wracając, niespodziewanie znów spotkał Konstancję przechodzącą obok placu zabaw. Był tak zdenerwowany, że od razu podszedł do niej z zamiarem wygarnięcia jej tego, co myślał. Jak zwykle zachowywała się bardzo beztrosko, tak jakby naprawdę nie próbowała zepsuć komuś kiełkującej relacji.

- O, Marcin. Co u ciebie? - zagadnęła, tak jakby naprawdę nic się nie wydarzyło.

- Wszystko wspaniale. Właśnie jakaś genialna sklepowa mieszając się w moje życie, zniszczyła coś, na czym tak bardzo mi zależało - burknął ze złością.

- O czym ty mówisz? - udała niewiniątko.

- O tobie! Zaczęłaś zmyślać jakieś bzdury o nas, a teraz Klara się do mnie nie odzywa - wyrzucił z siebie z prędkością błyskawicy.

Jakiś mieszkaniec Nowosiółek spojrzał na nich zaciekawiony, ale na widok wściekłego spojrzenia Marcina, odwrócił pospiesznie wzrok.

Konstancja nie wiedziała co powiedzieć. Z jednej strony spodziewała się, że w końcu Marcin się o tym dowie, ale czasem szybciej coś robiła niż myślała i skutki były potem opłakane. W konfrontacji z Zielarskim nie miała żadnych szans.

- Wiem, że to było głupie, ale zapomnijmy o tym, okej? - powiedziała niepewnie.

Próbowała wyminąć chłopaka i wracać do domu, ale on zastąpił jej drogę.

- Skąd wiedziałaś, że umawiam się akurat z Klarą Mielniczek? Nie mówiłem ci o tym - odezwał się, nie dając za wygraną.

- Naprawdę chcę już iść - próbowała się wymigać od odpowiedzi.

- No mów - ponaglał.

- Marta, moja koleżanka. Widziała was na spacerze - wyjaśniła.

No ładnie, pomyślał Marcin. Najwyraźniej sklepowa miała na swoich usługach całą rzeszę przyjaciółek jej pokroju. Wręcz idealnych intrygantek.

- Po co to zrobiłaś?

Konstancja już nie wydawała się być tak pewna siebie.

- Po prostu byłam zła, że nie chcesz się ze mną umawiać. Przecież wyraźnie dawałam ci sygnały...

Marcin próbował nie wyśmiać jej w żywe oczy.

- Wybacz, że to powiem, ale nie przepadam za nachalnymi dziewczynami. A teraz błagam, przeproś za to wszystko Klarę i jej wyjaśnij, bo mnie nie chce przez ciebie słuchać - rzekł mężczyzna, wkurzony na całego.

Konstancja pokiwała głową. Chyba wreszcie coś do niej dotarło.

- Jasne, pójdę do niej.

- Przy okazji Basię też możesz przeprosić. Okropnie namieszałaś w jej związku.

Sklepowa coraz bardziej kurczyła się w sobie.

- Przepraszam, wiem, że przegięłam...

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Marcin uśmiechnął się do niej sarkastycznie.

Oboje wymienili spojrzenia, po czym rozeszli się w końcu w swoje strony. Marcin miał nadzieję, że Konstancja dotrzyma słowa, a on będzie mógł w końcu porozmawiać z Klarą, w której, dopiero co zdał sobie sprawę, najwyraźniej się zakochał.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro