Rozdział 15
Tego dnia Marcin postanowił zadzwonić do siostry, która miała akurat urodziny. Usiadł w kuchni przy stole, zrobił sobie kawy i z samego rana wybrał numer Ali.
Odebrała po trzech sygnałach.
— Cześć, wszystkiego najlepszego, siostro — odezwał się Marcin od razu gdy tylko się połączył.
— Cześć Marcin! Dzięki. My tu akurat u rodziców jesteśmy. Zjechała się cała familia. Mamy tort, ciasta, a dzieci bawią się na dworze. Szkoda, że cię nie ma.
— Jeszcze do was wpadnę. Tak chciałem zadzwonić i złożyć ci życzenia — powiedział.
— Wszystko u ciebie w porządku? Masz jakiś dziwny głos — zaniepokoiła się.
W tle usłyszał krzyki mamy.
— Kto dzwoni, Alu?
— Marcin — odparła jego siostra.
— Pozdrowienia, syneczku! — krzyknęła jego mama.
— Dzięki, mamo.
Po chwili znów wrócili do rozmowy.
— No więc?
— Chyba się zakochałem, ale teraz ona się do mnie nie odzywa. Nie rozumiem dlaczego.
— Porozmawiaj z nią. Nic więcej nie zrobisz — rzekła.
— Już gdzieś to słyszałem — odparł.
— Jak ma na imię ta twoja wybranka?
— Klara.
Gdy tylko wypowiedział to imię, zasmucił się. Tak bardzo chciał wiedzieć, co się stało.
— Jak ci na niej zależy, to nie zostawiaj tego — poradziła Ala.
Ostatnio jego siostra bawiła się najwyraźniej w źródło porad na telefon, bo poprzednim razem radził się jej w sprawie sytuacji z Piotrem.
Marcin się zaśmiał, a Ala od razu to wychwyciła.
— Co cię tak bawi?
Zielarski wyjaśnił jej swoje przemyślenia.
— No rzeczywiście. Bardzo zabawne — powiedziała, prychając.
Potem zamienił jeszcze kilka słów z mamą przez telefon siostry oraz z Szymonem. Żałował, że go tam nie było. Postanowił, że musi ich niedługo odwiedzić. Ale zrobi to dopiero w momencie kiedy wszystko sobie poukłada.
XXX
Po południu, przed wyjściem Marcina do Klary, napotkał na swoim podwórzu kogoś kogo zupełnie nie spodziewał się u siebie zobaczyć. Mimo to wyszedł naprzeciw.
To był Piotr. I wyglądał na bardzo załamanego.
Zapowiada się, że jednak tak szybko nie wyjdę z domu, pomyślał Marcin.
— Cześć, czy masz chwilę żeby pogadać? — Ton głosu Piotra był całkiem odmienny od tego, jaki zazwyczaj słyszał Marcin. Tym razem był pełen skruchy.
— Właściwie to miałem wychodzić, ale myślę, że znajdę chwilę — powiedział, choć z Piotem ostatnio wolał trzymać się na dystans.
— Jeśli się spieszysz to przyjdę innym razem...
— Nie, naprawdę, możemy pogadać teraz — odparł Zielarski i zaprosił od razu mężczyznę do domu.
Piotr rozglądał się ciekawie po wnętrzu.
— Widzę, że sporo tutaj zmieniłeś — powiedział.
— Tak. Przeprowadziłem głównie gruntowny remont łazienki, a raczej tego pomieszczenia, które wcześniej służyło jako miejsce do mycia. — Marcin nigdy nie nazywał łazienką tej małej izby z metalową balią i umywalką. Wyglądała, jakby czas się tam zatrzymał.
Łabędzki pokiwał na to głową, po czym przeszli do salonu.
W tym pomieszczeniu za to niewiele się zmieniło.
Piec kaflowy stał w rogu, a na środku niezmiennie miejsce zajmowała wersalka ciotki. Dostawiony był do niej brązowy stół pamiętający czasy PRL - u, a obok stał fotel. Drugą ścianę zajmowała długa ciemnobrązowa meblościanka.
Marcin zaproponował coś do picia.
— Hebata czy kawa? — rzekł.
— Naprawdę nie trzeba. Ja tylko na chwilę.
Zielarski usiadł więc w fotelu i zaczął słuchać.
— Chciałem cię przeprosić za to wszystko. Fakt, oddałem pieniądze, ale nadal miałem duże wyrzuty sumienia z tym związane. Mogłeś od razu zadzwonić na policję i się ze mną nie cackać. A ty próbowałeś się dogadać... — zaczął nieco onieśmielony.
— Doceniam to, że przyszedłeś przeprosić — odparł Marcin. Był zaskoczeny wizytą Piotra.
— Ja naprawdę nie mogłem znieść tego, że matka nie przepisała w domu w spadku na mnie. Może wydaje się to być oznaką chciwości z mojej strony, ale jakoś mnie to zmiażdżyło. Tak jakby nigdy nie chciała dobrze dla własnego syna. I dobrze rozumiem, że to nie twoja wina... Nie powinienem był cię gnębić, zachowałem się jak szczeniak — wyznał ze smutkiem.
— Ciotka ponoć mogła mieć ci za złe, że się nią nie opiekowałeś — rzekł Marcin.
— Tak, stara śpiewka rodzinna. Prawda jest taka, że matka zaczynała mieć oznaki Altzchaimera i zapominała, że się nią oboje z Anną opiekowaliśmy. Trudno jest mieć jej to za złe, to choroba nią kierowała, ale nie potrafiłem chyba tego zaakceptować. Wiem, że to wygląda jak kłamstwo, ale mama...Ona naprawdę... — Piotr się załamał.
— Choroba ją zmieniła, rozumiem — rzekł Marcin. Jakoś nawet nie potrafił nie wierzyć kuzynowi. Zresztą po co miałby kłamać. To i tak nie zwróciłoby mu domu po matce.
— Przepraszam, Marcin. Ja po prostu nie potrafiłem się z tym pogodzić.
— Rozumiem cię. Wygląda na to, że dostałem ten spadek zupełnie przypadkiem — odparł.
— Ona zawsze cię lubiła Marcin. Kiedy przyjeżdżałeś jako dziecko na wakacje, poświęcała ci dużo uwagi.
Wrótce potem wyszli na zewnątrz, a Piotr zanim odszedł, powiedział jeszcze :
— Mam nadzieję, że od teraz nasza relacja będzie lepsza — rzekł.
Marcin pokiwał głową.
— Jasne, kuzynie. — Wyraził się tak w stosunku do niego po raz pierwszy od dawna.
— Niech Ci się tu dobrze mieszka — rzekł jeszcze na odchodnym, a Marcin od razu poczuł się dziesięć razy lepiej. Tak jakby ten dom wreszcie stał się w pełni jego własnością.
XXX
Zastukał do drzwi. Długo się zastanawiał, czy ktoś mu otworzy. W końcu zza drzwi wychyliła się Basia.
— Hej, Marcin. Przykro mi, ale ona nie chce cię widzieć — rzekła ze smutkiem.
— Muszę z nią porozmawiać. Nie wiem, dlaczego się do mnie nie odzywa — błagał z desperacją w głosie.
Basia prychnęła.
— Całe Nowosiółki o tym wiedzą, a ty nie? Ponoć umawiasz się z Konstancją, podczas gdy ostatnio gdy spotkałeś się z Klarą, coś zaszło między wami.
— Co takiego?! Co ta zazdrosna sklepowa znowu nawymyślała — Marcin pacnął się w czoło.
Basia spojrzała na niego że zdziwieniem.
— Teraz próbujesz ściemniać?
— Basia, ona naprawdę musiała coś nawymyślać, bo poważnie nie jesteśmy razem. Jest o mnie zazdrosna, tyle — wyjaśnił Marcin że złością. Konstancja zdenerwowała go do granic możliwości. — Błagam, muszę z nią porozmawiać.
— Może i faktycznie to prawda, ale Klara nie chce...
— Błagam, powiedz jej to Basiu. Nie znasz Konstancji Rodzynek? Wiesz, że zawsze lubi mieszać.
— No dobra, wierzę ci Marcin, ale to Klara musi chcieć cię wysłuchać.
— Proszę cię. Powiedz jej to teraz.
Basia się zgodziła i poszła na górę. Marcin dosłyszał ich rozmowę z której wynikało, że mu nie wierzy i chce, żeby sobie poszedł.Zrezygnowana Basia powtórzyła mu to, co sam zdążył już doskonale usłyszeć.
- Przykro mi, ona nie chce z tobą rozmawiać. Może daj jej trochę czasu, będę z nią też próbowała rozmawiać. Konstancja już wystarczająco za dużo namieszała wśród nas. Mogłaby wreszcie zrozumieć, że to nie jest dobra droga do zjednywania sobie innych ludzi - rzekła Basia dla otuchy.
- Dokładnie. Tak czy siak dzięki za pomoc i cześć. - Po tych słowach odmaszerował do swojego domu, cały podminowany.
XXX
Wracając, niespodziewanie znów spotkał Konstancję przechodzącą obok placu zabaw. Był tak zdenerwowany, że od razu podszedł do niej z zamiarem wygarnięcia jej tego, co myślał. Jak zwykle zachowywała się bardzo beztrosko, tak jakby naprawdę nie próbowała zepsuć komuś kiełkującej relacji.
- O, Marcin. Co u ciebie? - zagadnęła, tak jakby naprawdę nic się nie wydarzyło.
- Wszystko wspaniale. Właśnie jakaś genialna sklepowa mieszając się w moje życie, zniszczyła coś, na czym tak bardzo mi zależało - burknął ze złością.
- O czym ty mówisz? - udała niewiniątko.
- O tobie! Zaczęłaś zmyślać jakieś bzdury o nas, a teraz Klara się do mnie nie odzywa - wyrzucił z siebie z prędkością błyskawicy.
Jakiś mieszkaniec Nowosiółek spojrzał na nich zaciekawiony, ale na widok wściekłego spojrzenia Marcina, odwrócił pospiesznie wzrok.
Konstancja nie wiedziała co powiedzieć. Z jednej strony spodziewała się, że w końcu Marcin się o tym dowie, ale czasem szybciej coś robiła niż myślała i skutki były potem opłakane. W konfrontacji z Zielarskim nie miała żadnych szans.
- Wiem, że to było głupie, ale zapomnijmy o tym, okej? - powiedziała niepewnie.
Próbowała wyminąć chłopaka i wracać do domu, ale on zastąpił jej drogę.
- Skąd wiedziałaś, że umawiam się akurat z Klarą Mielniczek? Nie mówiłem ci o tym - odezwał się, nie dając za wygraną.
- Naprawdę chcę już iść - próbowała się wymigać od odpowiedzi.
- No mów - ponaglał.
- Marta, moja koleżanka. Widziała was na spacerze - wyjaśniła.
No ładnie, pomyślał Marcin. Najwyraźniej sklepowa miała na swoich usługach całą rzeszę przyjaciółek jej pokroju. Wręcz idealnych intrygantek.
- Po co to zrobiłaś?
Konstancja już nie wydawała się być tak pewna siebie.
- Po prostu byłam zła, że nie chcesz się ze mną umawiać. Przecież wyraźnie dawałam ci sygnały...
Marcin próbował nie wyśmiać jej w żywe oczy.
- Wybacz, że to powiem, ale nie przepadam za nachalnymi dziewczynami. A teraz błagam, przeproś za to wszystko Klarę i jej wyjaśnij, bo mnie nie chce przez ciebie słuchać - rzekł mężczyzna, wkurzony na całego.
Konstancja pokiwała głową. Chyba wreszcie coś do niej dotarło.
- Jasne, pójdę do niej.
- Przy okazji Basię też możesz przeprosić. Okropnie namieszałaś w jej związku.
Sklepowa coraz bardziej kurczyła się w sobie.
- Przepraszam, wiem, że przegięłam...
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Marcin uśmiechnął się do niej sarkastycznie.
Oboje wymienili spojrzenia, po czym rozeszli się w końcu w swoje strony. Marcin miał nadzieję, że Konstancja dotrzyma słowa, a on będzie mógł w końcu porozmawiać z Klarą, w której, dopiero co zdał sobie sprawę, najwyraźniej się zakochał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro