Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Basia zaniemówiła. Miała wrażenie, że to, co się właśnie stało, nie dzieje się naprawdę. Stasiek poprosił ją o rękę. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Takiego obrotu spraw kompletnie się nie spodziewała.
— Basiu, proszę, powiedz coś — powiedział podenerwowany mężczyzna.
Dziewczyna odrzuciła w dal wszystkie inne błahe sprawy uniemożliwiające ich zaręczyny. Liczyło się tylko to, co właśnie powiedział do niej Stasiek. Nie obchodziło ją, co myślą rodzice i cała reszta wioski. Myślała tylko o nich. Stasiek ciągle przed nią klęczał. Pierścionek w pudełeczku był piękny. Zielone oczko błyszczało w czerwcowym słońcu.
— Stasiek... Tak. Kocham cię. Tak! — wykrzyczała, po czym założyła pierścionek i oboje padli sobie w ramiona.
— Kocham cię — wyszeptał w jej ramię.
Pocałowali się, po czym usiedli jeszcze na ławeczce na wieży obserwacyjnej.
— Uszczypnij mnie — powiedziała Basia, cała roześmiana. Była taka szczęśliwa.
— Nie spodziewałaś się tego? — zapytał, ciesząc się w duchu, że się zgodziła.
— Kompletnie. Myślałam, że po prostu zabrałeś mnie na wycieczkę. No po prostu nie wierzę w to, co się dzieje...
— Czyli zostaniesz moją żoną?
— Oczywiście, kocham cię — powiedziała, po czym wtuliła się w niego mocno.
Siedzieli tak razem wtuleni, patrząc w dal na odległe pola i las na horyzoncie. Basia chciała, żeby ta chwila trwała wiecznie. Była bardzo szczęśliwa.
— I co teraz z nami będzie? — zapytała, gdy emocje już nieco opadły.
— Moi rodzice nie będą zbytnio zadowoleni.
— Porozmawiamy z nimi. Może ta cała sytuacja złagodnieje i będziemy mogli wziąć ślub.
— A potem zamieszkamy razem?
— No jasne, kochanie. Zastanawiam się jednak czy zostaniemy w Nowosiółkach. W każdym razie muszę to przemyśleć. Mama jest coraz starsza, nie mogę zostawić jej samej.
— To zrozumiałe, Stasiu — odparła. — Poza tym co by było z gospodarstwem? Ktoś musi o to dbać.
Mężczyzna pokiwał głową.
— Na razie może zbytnio nie wybiegajmy w przyszłość, rozwiązanie jeszcze przyjdzie — rzekł Stasiek. — Ale poza tym wiem, że będę miał z tobą szczęśliwe życie.
Pocałowali się i przytulili.
— Jestem z tobą bardzo szczęśliwa — rzekła Basia.
On odparł to samo.
— Musisz porozmawiać z Klarą. Widzę, że ostatnio nie najlepiej między wami. Rodzina musi się trzymać razem.
Basia spochmurniała. Ciągle słyszała w głowie pouczające słowa siostry. Potem nastąpiły między nimi dni ciszy. Unikały się jak tylko mogły. Dziewczyna wiedziała jednak, że musi się wreszcie pogodzić z siostrą.
— Wiem, kochany. Ostatnio po prostu zdenerwował mnie jej moralizatorski ton wobec mnie.
— Wyjaśnijcie między sobą wszystko. Tak będzie najlepiej. Nie chcę, żebyś przeze mnie była skłócona z rodziną.
Basia spojrzała na narzeczonego ze smutkiem.
— Masz rację, ale to nie twoja wina. Naroili sobie coś i nie dają mi spokoju. Myślą, że pozjadali wszystkie rozumy.
— Powiedzmy sobie szczerze — jestem dużo starszy od ciebie, nic dziwnego, że się martwią. Dochodzi jeszcze ta sprawa z przeszłości naszych rodziców. Ale czy my mamy odpowiadać za ich dawne nieporozumienia? Nie wydaje mi się — rzekł Stasiek. — Chyba oszalałem, że Ci się oświadczyłem, ale czułem, że lepszy moment nie nadejdzie. Pragnę, żebyś zawsze była przy mnie.
Basia zachichotała.
— Najwyraźniej to był właśnie ten moment i wcale nie oszalałeś — powiedziała, patrząc na niego błyszczącymi oczami.
Uśmiechnął się do niej. Po chwili jeszcze zrobili sobie zdjęcie, aby na zawsze zapamiętać ten moment i ruszyli w stronę samochodu.
                        XXX

Ojciec Klary dotrzymał słowa w sprawie pomocy w remoncie i już następnego dnia obaj przystąpili do pracy. Dziewczyna tego dnia nie mogła widzieć się z Marcinem, bo już od rana pracowała w domu kultury. Okazało się, że drewniana ściana była jedynie osmolona i trzeba było położyć na niej płytę od wewnątrz. Z zewnątrz na razie się nie śpieszyło z naprawą. Marcin nie miał aż tyle funduszy, aby sobie na to pozwolić. 

Od rana obaj pracowali. Przywieźli z większego miasta płyty, a potem ruszyli z remontem. Pracowali do wieczora. Udało się wykonać część pracy, a reszta miała zaczekać do następnego dnia.
— Dziękuję panu za pomoc — powiedział na koniec Marcin.
— Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość — odparł ojciec Klary. — Jutro przyjdę z samego rana.
Po odejściu mężczyzny Marcin został sam w domu i miał dużo czasu do myślenia. Męczyła go sprawa związana z podpaleniem. Wierzyć mu się nie chciało, że był to ktoś inny niż Piotr. Zazdrość zrzerała go od środka, a Marcin nie miał bladego pojęcia, co z tym fantem zrobić.
Tego wieczoru jego głosem rozsądku okazała się być Ala, do której zadzwonił w trakcie popijania herbaty.
— Spróbuj z nim porozmawiać — rzekła, gdy już nakreślił jej całą sytuację.
— On jest nienormalny, jak mogę rozmawiać z człowiekiem, który próbował podpalić mi dom?! — uniósł się Zielarski.
— Domysłami i złością nic nie wskurasz. Lepiej pójdź do niego i wyjaśnijcie sobie to co trzeba.
Marcin nie miał pojęcia co o tym myśleć.
— Mówię ci, zrób to. A jak to nie zadziała, wezwiesz policję.
— Nie chcę do niego iść — odparł Marcin. — Wątpię, że będzie ugodowy.
— Spróbuj. Może żona go trochę zmiękczy.
— Lepiej powiedz, co u ciebie.
— Jakoś leci. Mówię ci, zrób z tym coś, bo niedługo wejdzie ci na głowę.
— Jasne. Dobra kończę na razie.
Rozłączyli się.

Dwa dni po ukończonym remoncie Marcin się przemógł i posłuchał rady siostry. Udał się do kuzyna.
Podjechał swoim saicento pod dom i zgasił silnik. W oknie z daleka zauważył chłopca, który był synem Łabędzkiego. W końcu podeszła do niego matka i go stamtąd zabrała, napominając, by nie zaglądać.
Marcin wysiadł z samochodu i zapukał po chwili do drzwi. Otworzył mu Piotr. Był zdziwiony jego wizytą.
— Marcin? — zapytał.
— Jak widać — odparł. Starał się być ugodowy, ale to, co wyprawiał Łabędzki nie mieściło mu się w głowie. — Mogę wejść? Chcę z tobą porozmawiać.
Piotr nie przepadał za Marcinem, ale wpuścił go do środka.
Kuzyn poprowadził Marcina do salonu. Zielarski nie mógł nie zwrócić uwagi na to, jak był urządzony. Skórzane kanapy idealnie zgrywały się z drewnianą polakierowaną podłogą i nowoczesną meblościanką. Ewidentnie tej rodzinie niczego nie brakowało, a jednak zazdrość gościła w sercu Piotra.
Usiedli, po czym Marcin zaczął.
— Chcę wreszcie coś wyjaśnić. Czy to ty ciągle utrudniasz mi życie aktami wandalizmu?
Piotr spojrzał na niego zmieszany.
— Pytam wprost.
— Żałuję, że cię tu w ogóle wpuściłem.
— Mów, bo inaczej załatwię to w inny sposób. Ciesz się, że w porę wróciłem do domu. Inaczej cały budynek by spłonął przez twoją głupotę.
— Niby jak udowodnisz, że to byłem ja? — żachnął się Piotr. Marcin go denerwował.
Młody Zielarski się zamyślił.
— A kto niby inny miałby to robić?
Nagle do pokoju weszła żona Łabędzkiego.
— Przyznaj się — rzuciła nagle.
— Nie wtrącaj się, Anka! — zdenerwował się jej mąż.
— Posłuchaj, ja nic nie powiem policji, ty zapłacisz za szkody i przestaniesz mnie nękać. Nie mam ochoty się droczyć.
Piotr się zastanowił. Był zły na żonę, że się wtrąciła. Z drugiej strony może miała rację...
— Dobrze, niech tak będzie — powiedział. — Oddam ci pieniądze i zejdziesz mi z oczu.
Wreszcie wyszło na to, że doszli do porozumienia. Marcin nadal jednak był nieufny w stosunku do kuzyna, ale cieszył się z rozwiązania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro