Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

W restauracji jak zwykle panował ruch. Klienci wchodzili i wychodzili, a pracownicy mieli ręce pełne roboty. Jednym z nich był oczywiście Marcin, który roznosił zamówienia po sali. W kuchni Klaudia, Bożena i Krystian będący szefem, przygotowywali dania. Specjalność dnia: Roladki z indykiem.
Na sali Marcinowi pomagał Igor, który także był kelnerem. Zielarski nie był w zbyt dobrym nastroju po porannym telefonie od kobiety z zarządu spółdzielni mieszkaniowej, ale na szczęście nie miał trudnych klientów, którzy narzekali na zbyt wolne dostarczanie potraw. Tylko jaki ja mam wpływ na tempo ich przygotowywania?,myślał Marcin w takich sytuacjach.
Bartek w najlepsze korzystał z chorobowego, ale ku zaskoczeniu Zielarskiego, Igor z własnej woli postanowił pomóc mu tego dnia. Może jednak nie będzie ten dzień taki zły?,pomyślał. Chwilę potem zbył jednak te przemyślenia, bowiem zdał sobie sprawę, że są absurdalne. Po wiadomości związanej z utratą mieszkania nic go już nie mogło zaskoczyć. Może jedynie brak listu w skrzynce pocztowej informującego o tym, w jakich terminach ma spłacać zaległości.
Potem już tylko pakowanie, sprzątanie mieszkania i wyjazd na garnuszek do rodziców pod Lublin. To wszystko nie mogło się skończyć dobrze...
Marcin wrócił do kuchni. Jak na razie nie było żadnych zamówień, więc skorzystał z okazji i chwilę odpoczął. Podczas gdy Igor zbierał pozostałe zamówienia na sali, on opierał się o blat roboczy i przypatrywał się gotującym kucharzom. W pomieszczeniu roznosiły się zapachy dochodzące z garnków. Krystian przyprawiał właśnie jakieś mięso, a obok niego Bożena kroiła na kawałeczki fileta z indyka. Zapewne wkrótce miał trafić do roladek. Gdy tak stała, zagadnęła Marcina.
- Co ty taki dzisiaj markotny? Zamówienia się skończyły? - spytała. Swoje farbowane włosy w kolorze żywej czerwieni upięła na czubku głowy w zgrabny koczek, dzięki czemu nie przeszkadzały jej w gotowaniu i przyrządzaniu dań. Zresztą właściciel wymagał tego od pracowników, jeśli tylko ktoś miał dłuższe włosy. Dla wszystkich było to oczywiste.
- Rozumiem, że oba pytania nie mają ze sobą powiązania? - dopytał Marcin.
- Ale się uśmiałam! Taki suchar, dobre - Bożena demonstracyjnie klepnęła się po udzie, jakby to był dobry żart. -No jasne, że nie. Raczej nie sądzę, żeby niewielka ilość zamówień powodowała u ciebie spadek nastroju, chyba że jesteś pracoholikiem - dodała po chwili, krojąc fileta.
Zaśmiałem się. Chyba nie chciałem tak przy wszystkich opowiadać o swoich przeżyciach z mieszkaniem. Lubiłem ich, ale uznałem, że takie informacje nie są im do niczego potrzebne. Wystarczy, że mieli swoje problemy.
- Chyba nie chcę o tym rozmawiać, wybacz - odparłem.
- Chodzi o tego Bartka? Ja bym sobie nim nie zaprzątała głowy, i tak pewnie prędko wyleci za te swoje lewe zwolnienia chorobowe.
- Otóż to - włączyła się do rozmowy Klaudia, która właśnie wychodziła ze spirażni z naręczem warzyw w niedużej skrzynce.
- To już nawet nie chodzi o Bartka - rzekłem. Nie chciałem rozwijać tematu.
- Wygadaj się, to ci ulży. Mówię ci - próbowała mnie zachęcić Bożena. Pocięła fileta do końca, po czym wytarła ręce w ubrudzony już i tak fartuch, który uwydatniał jej krągłe kształty. Była trochę otyła, ale to nie sprawiało, że ktoś ją z tego powodu wyśmiewał. Przeciwnie, była dobrą koleżanką.
- Jak nie chce gadać, to go nie zmuszaj, Bożenka - wtrącił się Krystian. To się nazywa męska solidarność, pomyślał Marcin.
- Słuchajcie, chyba i tak bym musiał wam prędzej czy później powiedzieć - zamyślił się Zielarski. - Chodzi o to, że mam spore zaległości za mieszkanie. Chcą mnie wyrzucić i w związku z tym...Wyprowadzam się do rodziców pod Lublin.
- Kurczę, przykra sprawa - odezwała się pierwsza Klaudia. - Nie zazdroszczę ci.
- A co z pracą? - zapytała Bożena. Najwyraźniej najbardziej ją interesowała właśnie ta kwestia.
- Nie wiem. Naprawdę. Póki co wszystko jest dla mnie jedną wielką niewiadomą - odparłem zgodnie z prawdą.
Do kuchni wpadł Igor i zaczepił na tablicy korkowej kartkę z zamówieniami.
- Dwie porcje roladek z indykiem, mały torcik czekoladowy z owocami i jarskie curry na pikantnie, jedna porcja - zakomenderował, przerywając rozmowę toczącą się w kuchni.
- Jasne - odparł Krystian, przytomnie kiwając głową. - Torcik na szczęście mamy jeszcze jeden w zapasie w lodówce, więc od razu pokroję i zaniesiesz to do stolika.
Igor pokiwał głową, po czym zapytał:
- A co wy macie takie miny jakbyście jutro mieli iść do pracy w kamieniołomach?
Klaudia prychnęła.
- Ty tu żartujesz, a Marcin ma poważny problem.
- Z każdego problemu jest wyjście - odparł Igor, z ukraińskim akcentem. Mieszkał w Polsce, ale był narodowości ukraińskiej. - O co chodzi?
- Marcin może stracić mieszkanie, bo ma zaległości w płaceniu - wyjaśniła z przejęciem Bożena.
Igor zrobił wielkie oczy.
- Naprawdę?
Zielarski pokiwał głową, po czym dodał:
- Tak to bywa. Opłaty za mieszkanie są kosmiczne, a poza tym muszę ponosić koszty utrzymania samochodu i inne takie...Przyznaję, że może zbytnio roztraciłem te pieniądze z wypłaty, ale wiecie, nie każdy potrafi być taki oszczędny, a i tak staram się nie kupować nie wiadomo czego w sklepie. Zresztą taki marny zarobek kelnera z krótkim stażem pracy nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb, szczególnie mieszkaniowych - wyjaśnił Marcin, zbytnio się nie kryjąc. Taka była prawda i nie zamierzał tego zatajać.
- Tak to już jest. Mam jednak nadzieję, że sobie poradzisz - rzekł Krystian, po czym zabrał się za swoją pracę.
- Nie martw się, Marcin. Jakby co to dzwoń - zaproponowała Klaudia. - W grupie raźniej.
Wkrótce potem temat jakoś samoistnie się urwał, ale obecni w kuchni pracownicy restauracji " U nas zjesz smacznie" przebąkiwali coś jeszcze o zbyt wysokich cenach mieszkań i za niskiej płacy minimalnej.
- Najgorzej to takim rodzinom z dziećmi. Dadzą wypowiedzenie umowy wynajmu i rób co chcesz. Choćby na ulicę idź - mruczała pod nosem Bożena, a stojący obok przy blacie roboczym Krystian jej przytakiwał.
- Moja siostra była w takiej właśnie sytuacji. Dwoje małych dzieci i ona w niewielkiej klitce. Pleśń wyłaziła, a właściciel mieszkania chciał za czynsz całkiem sporo. W końcu nie mieli innego wyjścia i wyprowadzili się do naszych rodziców. Teraz już dzięki Bogu wszystko jej się ułożyło. Dzieci podrosły i mieszka z nowo poznanym mężem we własnym domu. Wtedy chciała trochę samodzielności, a dostało jej się tak, jak Marcinowi! - opowiadał Krystian, krojąc czosnek.
- Tak to bywa. Młodzi ludzie mają często trudne początki - odparła Klaudia, która przysłuchiwała się ich rozmowie.
Marcin chwilę wcześniej wyszedł na salę, bo przybyło nieco ludzi i razem z Igorem ich obsługiwał. Nie miał pojęcia o rozmowie odbywającej się w kuchni restauracyjnej.
W końcu czas w pracy jakoś zleciał i Zielarski mógł wrócić do domu. Tym razem nie robił zbyt dużych zakupów, bo coś tam jeszcze w lodówce miał. Pojechał od razu w stronę mieszkania. W drodze rozmyślał o swojej porażce. Naprawdę chciał się usamodzielnić. Kategorycznie zabronił rodzicom jakiegokolwiek wysyłania pieniędzy czy czegoś w tym rodzaju. Zrozumiał jednak, że ta jego dziecinna chęć samodzielności doprowadziła go do klęski.
Czy był zbyt rozrzutny? Mało interesował się mieszkaniem? W czym tkwił problem?
Marcin często zadawał sobie te pytania.
Gdy otwierał drzwi do mieszkania, dostrzegł w skrzynce na listy jakąś przesyłkę. Otworzył ją i wyjął ze środka nic innego jak informację od zarządu w sprawie terminów spłaty zadłużeń.
Gdy znalazł się w mieszkaniu od razu zdjął buty, wiosenną kurtkę i poszedł do swojego pokoju, który pełnił jednocześnie funkcję salonu i sypialni. Włączył telewizor, by nie czuć się samotnym, po czym rozpakował list. Tak, nie było to nic innego jak list od zarządu. Pospiesznie przejrzał zestawienie spłaty ujęte w tabeli.
Inni nie byliby tak wyrozumiali i zarządaliby od razu oddania całości zaległej kwoty, pomyślał.
Nie chciał dłużej rozwodzić się nad kartką papieru, więc odłożył ją na stół z myślą, że potem ją schowa.
W głowie wciąż szumiały mu słowa znajomych z pracy. Miał dość tego dnia i sytuacji związanej z mieszkaniem. Był już wieczór. Marcin miał tylko ochotę się umyć i położyć do łóżka.
Do dziewiętnastej siedział przed telewizorem, ale nie mógł się skupić na serialu, bowiem jego głowę zaprzątały inne rzeczy.
Najgorszą z nich była świadomość utraty dachu nad głową i przeprowadzka do rodziców. Tego nie mógł znieść, ale wolał to niż bezdomność. Wyobraził sobie siebie jako zarośniętego kloszarda siedzącego na ulicy, po czym parsknął śmiechem.
- Nie no, moja wyobraźnia nie ma granic - powiedział sam do siebie.
Pomimo niezbyt zadowalającej sytuacji w której się znajdował, nie opuściło go poczucie humoru.
***
Mijały dni, a Marcin chodził jak struty. Przed oczami ukazywało mu się widmo utraty mieszkania. Od dnia, w którym otrzymał telefon ze spółdzielni przeleciały trzy dni. Był poniedziałek, więc powoli zaczynał się pakować. Musiał oddać klucze do mieszkania, posprzątać i poinformować rodziców o swoim przyjeździe. Na myśl o tym ostatnim myślał z ironią, że na pewno będą tym faktem wprost zachwyceni.
Rodzice dbali o niego i naprawdę go kochali, ale zawsze musieli wygłosić swoje racje. Marcin nie znosił wytykania błędów. Nie robili tego notorycznie, ale czassem mieli to w nawyku. Jak to rodzice. Niekiedy nie mogli przyjąć filozofii " Człowiek uczy się na swoich błędach" i nie pamiętali, że także byli dawniej młodzi.
Bartek w końcu raczył przyjść do pracy, więc Marcinowi oddano ten dzień jako wolny. Przecież przyszedł do pracy w czwartek, gdy miał zwykle wolne i pracował za Bartka.
Gdy pakował torby, jego komórka zawibrowała na stole. W pomieszczeniu panował niezły rozgardiasz, więc musiał ominąć torby i dosięgnąć swojej Nokii.
Dzwonił jego brat, Szymon.
- No cześć, bracie - odezwał się pierwszy Marcin. - Co tam u ciebie?
- Właściwie to dobrze, dzieci w porządku, gorzej z ciotką Katarzyną - odparł przygnębionym głosem Szymon.
- Co z nią? W szpitalu? Ktoś ją okradł?
- To ty nie słyszałeś? W całej rodzinie już o tym głośno - odparł brat Marcina. W słuchawce rozbrzmiewały odgłosy wrzeszczących dzieci. - Antek, Magda ciszej proszę! Kłócą się o zabawkę - wyjaśnił po chwili Szymon.
- Pozdrów ich ode mnie. A teraz mów wreszcie co z ciotką - zniecierpliwił się Marcin.
- Zmarła - przekazał smutną wiadomość Szymon.
- O matko - wyszeptał Marcin.
~~~~~~~~~~~~~~~
Jak się podobał rozdział? Koniecznie dajcie znać w komemtarzu.
Alisisjuunx


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro