Rozdział 5 ,, Pech? Czy szczęście?"
Rozdział 5:
Tydzień później...
Dzień jak każdy idę do pracy na 10. Jestem zła, bo dzwonili do mnie z serwisu i muszą zostawić jeszcze samochód przez dwa dni. Więc znów muszę tłuc się do pracy 30 km taksówką. Kiedy była przed wejściem do pracy podszedł do mnie szef.
- Dzień dobry Natalio. – powiedział uśmiechając się.
- A dzień dobry. – odpowiedziałam
- Jak Ci się podoba projekt? – zapytał
- Jest całkiem w porządku, dużo pracy, ale przynajmniej mi się nie nudzi. – odpowiedziałam, idąc obok
- To bardzo się cieszę, a współpracownik? – wiedziałam, że nastąpi to pytanie.
Pan Jarek był bardzo sympatycznym szefem, strasznie się cieszyłam, że akurat on był na moim dziale.
- A tez bardzo dobrze, dogadujemy się na razie a to jest najważniejsze. – odpowiedziałam.
- No tak. To też jest ważne, ale widzę jak na ciebie patrzy Natalio, może coś z tego jednak będzie. - powiedział, śmiejąc się.
Gdy weszliśmy do recepcji ja odebrałam parę faktur do wysłania i poszłam na górę, a szef pobiegł na spotkanie. Pracowałam do 17. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedziałam.
- Cześć idziesz na zebranie. – przyszedł Łukasz, akurat w tym momencie jak sprzątałam już z biurka.
- Tak już idę tylko schowam papiery. – powiedziałam i szybko schowałam stertę teczek z biurka i wyciągnęłam naszą poprzednią pracę.
- Potrzymasz? – podałam mu teczkę i moją torebkę- A ja szybko skoczyłam do łazienki?
- No pewnie leć, a ja zamknę za ciebie. – powiedział.
- Dzięki. Kochany jesteś.- powiedziałam- To znaczy nie to ...- chyba się zarumieniłam.
- Idź już.. Rozumiem – widziałam, jak nie mógł ze śmiechu z mojego zakłopotania, ale ja szybko pobiegłam do łazienki.
Wychodząc z łazienki widziałam jak czeka na mnie z moimi rzeczami przy windzie, jako że pracuję na 15 piętrze wjeżdżałam tu widną i zjeżdżałam czasami kilka razy dziennie. Zjechaliśmy na 8 piętro i poszliśmy na salę. Wszyscy już tam byli oprócz szefa, pewnie znowu miał coś ważnego do załatwienia. Usiedliśmy obok siebie jak inni i czekaliśmy, po chwili przyszedł szef przepraszając nas za spóźnienie. Spotkanie trwało do 19. Byłam już zmęczona. Gdy wyszłam z sali podeszłam do automatu by kupić kawę. Wrzuciłam monety i usłyszałam za sobą głos...
- Tylko dzisiaj uważaj, nie mam zapasowej koszuli. – stojąc już trochę dalej i uśmiechając się powiedział Łukasz.
- Ha, ha bardzo śmieszne. – odpowiedziałam też uśmiechając się.
- Wychodzisz już? – szedł za mną też trzymając kawę w ręku.
- Tak zaraz zamówię sobie taksówkę. – odpowiedziałam patrząc w telefon.
- A może pójdziemy do kina, puszczają dzisiaj jakąś nową komedię? – zapytał szukając mojego wzroku.
- No nie wiem... - zakłopotana nie wiedziałam co powiedzieć.
- Chyba, że nie lubisz komedii, to możemy iść na coś innego- nie pozwolił mi do kończyć.
- Nie, lubię nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w kinie. – odpowiedziałam.
- No to co? – zapytał patrząc na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem, któremu nie potrafię odmówić.
- Ahh. Nie lubię tego wzroku, jest za przekonywujący. No dobrze. – odpowiedziałam.
- Ważne, że działa.. – odpowiedział idąc obok i cicho się śmiejąc.
- Spadaj – szturchnęłam go lekko w ramię i też się zaśmiałam.
Pojechaliśmy pod kino i poszliśmy kupić bilety. Gdy weszliśmy na salę było już bardzo dużo ludzi , pomyślałam że pewnie będzie to dobry film. Po filmie Łukasz zaproponował, że odwiezie mnie do mieszkania. Po drodze dużo rozmawialiśmy. Kiedy podjechaliśmy pod budynek. Nie wiedziałam co się tam stało. Gdy zaparkowaliśmy szybko pobiegłam pod blok, a Łukasz pobiegł za mną, gdzie stały 2 straże pożarne. Okazało się, że w budynku rozprzestrzenił się gaz, dziecko mojej sąsiadki się zatruło i pojechali do szpitala. Nie było można tam wejść. Nie wiedziałam co teraz zrobić. Jeden ze strażaków powiedział, że za 2 dniu dopiero będzie można tu wejść. Była północ. Straszny hałas syren sprawiał, że bolała mnie głowa.
- Choć!! – krzyknął Łukasz i łapiąc mnie za rękę, by mnie odciągnąć.
- Łukasz, poczekaj muszę zadzwonić do Oli czy mogę u niej przenocować. – zdenerwowana szukałam telefonu w torebce, czując, że napływają mi łzy do oczu.
- No weź przestań wiesz która jest godzina? Za kwadrans 1. Chyba nie masz zamiaru jej budzić zresztą zanim dojedziesz do Zielonej Góry.. Nie płacz. Chodź pojedziemy do mnie. – Uspokajał mnie Łukasz, trzymając za ręce. Widząc moje łzy w oczach ocierał je kciukiem.
- Ja to mam szczęście. Najpierw rozlana kawa potem samochód teraz mieszkanie... - rozryczałam się jak mała dziewczynka.
- Ciiii.. nie płacz. – przytulił mnie do siebie. Poczułam się od razu bardziej bezpieczna, byłam już strasznie zmęczona, przez jego koszulę czułam jak napina mięśnie.- Chodź pojedziemy do mnie. – wziął mnie za rękę i zaprowadził do samochodu, a ja nie protestowałam, chyba nie miałam już siły.
Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam. Obudziłam się, gdy samochód zgasł.
- Jesteśmy.- powiedział otwierając mi drzwi.
Wyszłam z samochodu i szłam za Łukaszem, mieszkał na bardzo podobnym osiedlu jak ja. Weszliśmy do mieszkania. Było bardzo ładnie urządzone, dawało takie ciepło i przestrzeń.
- Proszę, zrobiłem ci miejsce w sypialni, ja prześpię się na kanapie. – powiedział przenosząc swoją pościel do pokoju obok.
- Tu masz ręcznik i jakąś moją koszulkę, chcesz coś jeszcze. – była już ta godzina, a on dalej tryskał radością.
- Nie dziękuje. – odpowiedziałam trochę mniej entuzjastycznie.
Poszłam się wykąpać. Patrząc w lustro zadawałam sobie jedno pytanie. Czy to jest jakiś znak, że mam się przestać bać, że ludzie potrafią być mili? Męczyło mnie to pytanie dość długo, ale dalej próbowałam trzymać dystans. Kiedy wzięłam prysznic i zmyłam makijaż wodą ( co nie było łatwe)wyszłam z łazienki. Gdy weszłam do salony zobaczyłam jak piszę sms.
- Dobranoc – powiedziałam opierając się o futrynę.
- Już. Dobrze. To dobranoc, jutro jest sobota to możesz sobie dłużej pospać. – powiedział dalej uśmiechając się.
Położyłam się i zasnęłam w pierwszym momencie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro