Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V: Pamiętaj, kim jesteś

 Powoli sny zamieniały się w dźwięki i zapachy. Otulające mnie ciepło dawało namiastkę bezpiecznego, przytulnego domu, w którym w kominku zawsze płonął ogień, a z kuchni roznosił się zapach dopiero co wyjętego z piekarnika ciasta.

Kiedy powrócił ból, zrozumiałam, że bezpieczeństwo było tylko nieosiągalnym marzeniem.

Uniosłam powieki, by zaraz potem pośpiesznie zaczerpnąć tchu. Znajdowałam się w zupełnie obcym miejscu.

Chociaż to łóżko wygląda jakoś znajomo...

W pokoju, którego ściany zasłaniała boazeria, panował półmrok. Żółte światło stojącej lampy padało na pochylającą się nade mną twarz.

Odsunęłam się i spróbowałam usiąść, ale wtedy świat zawirował, powodując falę torsji. Zgięłam się wpół i zwymiotowałam do podsuniętej w ostatniej chwili miski.

– I po co było się tak rzucać, wojowniczko? – skomentował rozbawionym tonem Christopher i zajął miejsce na małym taborecie ustawionym przy lewym brzegu łóżka. Odstawił miskę na podłogę. – Obudziła się!

Zlokalizowane na drugim końcu pokoju drzwi zatrzeszczały w zawiasach, kiedy Alex wpadła przez nie, jakby od tego zależało jej życie. Przylgnęła do mojego boku.

– Ile można spać?! – zawołała oskarżycielsko. Otarła mokre oczy, rozmazując przy tym tusz do rzęs. – Tak się o ciebie martwiłam, głuptasie. Nigdy więcej mnie tak nie strasz!

Pogładziłam jej rozczochrane włosy i uśmiechnęłam się delikatnie.

– Nic mi nie jest – powiedziałam, mając nadzieję, że dzięki tym słowom trochę się rozchmurzy. – Gdzie jest Vic?

– Tu jestem.

Cichy głos dobiegł z rogu pokoju znajdującego się za plecami Alex. Victoria przetarła zaspane oczy i wyprostowała się na wiklinowym krześle. Kamień spadł mi z serca na widok całej i zdrowej przyjaciółki.

– Pamiętasz, co się stało? – zapytała Alex.

Zmarszczyłam brwi i zerknęłam na Christophera. Natychmiast przesunęłam się bliżej przyjaciółki.

Christopher mnie śledził. Nadal nie wiedziałam, w jakich okolicznościach się poznaliśmy. Wszystko, co się wiązało z tym chłopakiem, przybierało postać czerwonej flagi.

A ja o mało go nie pocałowałam.

Co mi strzeliło do głowy, żeby z nim w ogóle tańczyć?!

Alex bez problemu odnalazła w moich oczach strach.

– Hej, spokojnie. To dzięki Christopherowi jesteś bezpieczna. Ktoś chciał cię porwać, pamiętasz?

Odetchnęłam głęboko.

Ach, tak. Przecież nie skończyło się na niebezpiecznym tańcu.

Mój umysł wypierał poszukiwania Willa, silne ręce obcego mężczyzny, skradzioną krew i niespodziewane pojawienie się Christophera. Wypierał strach, ból i niemoc.

Wypierał nadchodzącą śmierć.

Miesiąc, dwa...

Wspomnienia urywały się po tym, jak zbiry zaatakowały Christophera. Czyżbym uderzyła się w głowę?

Dotarło do mnie to, o co powinnam zapytać w pierwszej kolejności. Wstrzymałam oddech.

– Co z Willem?

– Jest w domu, dojdzie do siebie – odpowiedziała, spoglądając na blondyna z wdzięcznością. – To również zasługa Christophera. Gdyby nie on... Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co by się stało. Postąpił jak bohater.

Kiedy obróciłam głowę, by spojrzeć na chłopaka, poczułam rwący ból w szyi. Skrzywiłam się.

Jakim cudem Christopher poradził sobie z trójką napakowanych facetów w pojedynkę?

Odłożyłam wątpliwości na potem. Potrafiłam docenić czyjąś pomoc, tym bardziej jeśli wymagała uwikłania się w jakąś zdecydowanie szemraną sprawę.

– Dziękuję – szepnęłam. – Nie wiem, jak ci się za to zrewanżować.

– Znajdziemy na to sposób – odparł tajemniczo, ale jego twarz złagodniała.

Ani trochę nie spodobało mi się, że od teraz miałam dług u mojego prześladowcy. Ale może Christopher nie był jednak taki zły? W końcu zaryzykował wiele, by pomóc dwójce prawie obcych nastolatków. Poza tym, gdyby faktycznie planował mnie skrzywdzić, to po jaką cholerę przyznałby się do tego całego śledzenia?

Nie byłam pewna, co o tym wszystkim sądzić.

– Czy Willowi stało się coś poważnego? Pojechał do szpitala? – spytałam.

– Ma sporo siniaków i rozwalony łuk brwiowy, ale to by było na tyle. Mama zabrała go na prześwietlenie, trzeba było też założyć kilka szwów. Lekarze stwierdzili, że może wracać do domu.

– Czy jego mama zgłosiła to zajście na policję?

Alex skrzywiła się.

– Will uparł się, że nie chce policji. Powiedział jej, że kilku pijanych nastolatków wywołało bójkę i oberwał rykoszetem.

Poczułam się tak, jakbym to ja teraz oberwała.

– Ale to trzeba zgłosić! – zaprotestowałam. Przeniosłam wzrok na czarnookiego chłopaka. – Co tam się tak właściwie stało? Uciekli? Jeszcze ktoś przybiegł nam pomóc? Przecież oni mogą wrócić!

– Spokojnie. – Christopher delikatnie dotknął mojej dłoni. Powstrzymałam się, żeby jej nie zabrać. – Możesz być trochę zdezorientowana, bo napastnik przyłożył ci do twarzy materiał nasączony środkiem usypiającym. Spałaś dobre kilka godzin, dlatego za dużo nie pamiętasz.

Kilka godzin.

– To która jest teraz godzina?

– Nie będziesz zadowolona – stwierdziła Alex. – Jest po drugiej w nocy.

Cholera.

Ukryłam twarz w dłoniach.

– Mama pewnie odchodzi od zmysłów. – Rozchyliłam palce i spojrzałam na przyjaciółkę. - Nawet nie powiedziałam jej, że idę dzisiaj na imprezę.

– Nic się nie denerwuj! – Alex demonstracyjnie wyciągnęła z torebki telefon. – Zadzwoniłam do niej i wyjaśniłam, że zostałaś u mnie na noc. Co prawda nie była zachwycona, że sama jej o tym nie poinformowałaś, ale w końcu stwierdziła, że może takie nocowanie dobrze ci zrobi.

Tymczasem nic nie zapowiadało się dobrze.

Kiedy moje problemy i tajemnice do rozwikłania ułożyły się we wciąż rosnącą piramidę? Może wtedy, gdy poszłam do parku...

Chwileczkę. Poszłam do parku?

Wytężyłam umysł, próbując połączyć okruchy wspomnień. Faktycznie, jakoś tydzień temu po kłótni z mamą wsiadłam w autobus i krążyłam po mieście. Nagle postanowiłam wysiąść przy parku.

Christopher. Ciebie też miło poznać... Kiedy to usłyszałam? Na lekcji? Nie...

To było wcześniej.

Coś wbiło mi się w czaszkę i przeszyło ją palącym prądem. Ból wydarł się na zewnątrz w postaci długiego, niedowierzającego krzyku.

Przed moimi oczami tańczyła czerń.

– Musicie wyjść – powiedział męski głos. – Teraz.

– Co jej jest?! Nigdzie stąd nie idę!

– Idziesz. – Coś zaszurało. – Obie idziecie. Wasza przyjaciółka jest tu bezpieczna, więc możecie wrócić do domu. Przecież mi ufacie.

Nastała cisza, którą po chwili zmąciły oddalające się kroki. Nie wiedziałam już, gdzie dokładnie się znajdowałam. Kto dotknął mojego policzka? Ile miałam lat i gdzie mieszkałam?

Kim ja byłam?

Pewnie bólem, który rwał na kawałki moją duszę.

– Tak bardzo cię przepraszam. Już za chwilę przestanie boleć. Nie sądziłem...

Gęsta, puszysta mgła otoczyła mnie ze wszystkich stron. Ból minął, ale jego wspomnienie wciąż pulsowało w skroniach. Zanurzyłam palce w mokrej trawie i uniosłam się na rękach.

Świadomość powróciła i zakomunikowała, że powinnam być teraz w pokoju z Christopherem i moimi przyjaciółkami. W pokoju, którego sufit i ściany nie składały się z nieprzeniknionego puchu.

Straszna myśl przecięła mój zmęczony umysł.

Czy ja umarłam?

Wstałam na chwiejnych nogach, a wtedy mgła zaczęła się przerzedzać i odkrywać istniejący poza nią świat. Ujrzałam park oblany światłem wklęsłego księżyca. Kilka metrów przede mną ścieżką szła jakaś dziewczyna. Rozglądała się na boki, przez co nie zauważyła, że zahaczyła nogą o korzeń. Upadła, czemu towarzyszył głuchy dźwięk. Podbiegłam do niej.

– Nic ci się nie stało? – Coś zaszeleściło w krzakach na prawo ode mnie, ale nie zwróciłam na to uwagi. – Mogę ci jakoś pomóc?

Postać uniosła się na czworaka, ale jej twarz nadal zasłaniały włosy. Nie byłam pewna, czy wszystko z nią w porządku, bo nijak nie dała po sobie znać, że usłyszała pytania. Zerknęłam na jej ubłocone buty, łudząco podobne do moich ukochanych trampek.

– Niech to szlag! – zawołała, a ja poczułam, że przyspieszyło mi serce.

Czym prędzej obeszłam dziewczynę i stanęłam dokładnie przed jej nosem. Nie było mowy o pomyłce. Albo miałam gdzieś zaginioną siostrę bliźniaczkę, albo właśnie patrzyłam na samą siebie.

Znajome już przerażenie owinęło się wokół mojej szyi.

Przeczytałam kiedyś, że ludzie po śmierci przypominają sobie całe swoje życie, wszystkie wzloty i upadki, winy i zasługi, by ostatecznie zaznać spokoju. Ale ja nie mogłam umrzeć, prawda?

To nieprawda. Jest jeszcze za wcześnie. To tylko sen, tylko sen, sen...

Z trudem nabierałam coraz płytsze oddechy.

– Pomóc? – Głos nadszedł z mroku zalegającego za plecami dziewczyny.

– Nie, dzięki – odpowiedziała, ale nagle odwróciła się i wlepiła przerażony wzrok w przybysza. – Kim jesteś?!

Zakryłam usta dłonią. Po jej twarzy... To znaczy mojej twarzy... płynął strumyczek krwi. Wydawała się tak bardzo skupiona na rozmówcy, że nie zdawała sobie sprawy z podłużnej, głębokiej rany na czole.

Powędrowałam za spojrzeniem dziewczyny i o mało nie krzyknęłam z zaskoczenia. Tajemniczym nieznajomym był nie kto inny, jak Christopher.

Podeszłam do niego, licząc, że chociaż on spróbuje wyjaśnić mi zaistniałą sytuację.

– Co się dzieje? – zapytałam.

Chłopak miał dziwny wyraz twarzy, trochę zaciekawiony, ale i w znacznym stopniu rozbawiony. Nic nie wskazywało na to, że usłyszał, co przed chwilą powiedziałam.

Zrobiło mi się niedobrze.

– Christopher. – Uniósł do góry tylko jeden kącik ust. – Ciebie też miło poznać.

Pomachałam mu ręką przed twarzą, ale nie doczekałam się żadnej reakcji. Wyglądało to tak, jakbym w tym świecie była się zupełnie niewidzialna.

Jakbym nie istniała.

Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, jak straszny jest brak tożsamości. W kilka sekund straciłam swoje imię, głos, a nawet twarz. Stałam się kimś, o kim zapomniał świat. Kimś, kogo zastąpił.

Puściłam się biegiem przez ciemny park, łudząc się, że mogłam uciec przed nową rzeczywistością. Nie przebiegłam nawet stu metrów, kiedy z całej siły w coś uderzyłam.

Co jest?!

Najbliższe drzewo rosło dopiero kilka kroków dalej i wydawało się, że przede mną znajdowało się jedynie powietrze. Wyciągnęłam do przodu rękę. Palce natrafiły na gładką, pionową powierzchnię.

Niewidzialna ściana?

Jęknęłam i zrobiłam krok w tył, przez co znowu na coś wpadłam. Zerknęłam przez ramię.

Wytrzeszczyłam oczy. Opierałam się o bark Christophera. Nadal rozmawiał z moim sobowtórem. Nieważne, że przebiegłam długość ulicy. Wyszło na to, że nawet nie ruszyłam się z miejsca.

Przerażenie przypominało teraz płonącą pętlę, która dusiła kolejne oddechy. Szarpnęłam za rękaw Christophera, ale widząc brak reakcji, kopnęłam go w kostkę.

To wszystko jego wina.

Miałam normalne, spokojne życie, dopóki nie postanowił się w nim pojawić. Odarł mnie z bezpieczeństwa i wrzucił w wir chaosu, z którego nie potrafiłam uciec.

– Nienawidzę cię! – krzyknęłam, gdy pierwsze łzy bezsilności potoczyły się po policzkach. Zwinęłam dłonie w pięści i uderzałam na oślep. – Wypuść mnie stąd, słyszysz?! Wypuść mnie!!!

Powinnam poobijać sobie knykcie, ale nic takiego się nie stało. Tak, jakby mnie tam po prostu nie było.

Nagle głosy stojących obok osób ucichły, a świat ponownie zalała mgła. Rozluźniłam palce i obserwowałam to z naiwną nadzieją. Unoszący się w powietrzu puch nabrzmiał, aż w końcu pękł niczym mydlana bańka. Zerwał się wiatr. Białe obłoczki zaczęły wypływać przez nowo utworzoną dziurę.

Rzuciłam się biegiem w przeciwną stronę, ale nogi ślizgały się nieporadnie. Mocniejszy podmuch wzniósł mnie w powietrze, a nie mając czego się złapać, byłam zdana jedynie na jego łaskawość.

Gwiazdy wirowały nade mną w pożegnalnym tańcu. 

......................................................................................................

Tym razem rozdział trochę krótszy. Jak sądzicie, czy Annabelle powinna zaufać Christopherowi? 

Dajcie mi znać, co uważacie o tym rozdziale: co Wam się podobało bardziej, a co mniej, czy macie jakieś wątpliwości? Wasze opinie są dla mnie niebywale cenne^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro