Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIX: Lustrzane odbicia potrafią zaskakiwać

 — Ser? Fuj!

Wyrwałam Willowi z ręki kanapkę.

— To dla mnie — sprostowałam. Uniosłam brwi. — Wiem, że się przyjaźnimy i bywa, że co twoje, to i moje, ale nie spodziewałam się, że zawiniesz mi drugie śniadanie.

Uśmiechnął się cierpko i pokręcił głową.

— Wyświadczyłbym ci przysługę — stwierdził. — Nie musiałabyś jeść tego okropieństwa.

Odnalazłam rozbawione oczy przyjaciela. Jak zwykle ich widok rozpraszał obezwładniającą, szkolną szarość. Od rana padało, więc byliśmy zmuszeni pozostać w przytłaczających murach nawet podczas przerwy na lunch. Na szczęście wysokie okna wpuszczały wystarczająco dużo światła, byśmy nie czuli się w stołówce jak w trumnie. Na szybie, o którą opierało się krzesło Willa, spływające krople tworzyły pulsujące witraże. W jednym z nich odnalazłam swoją rozmazaną twarz. Lekko się wzdrygnęłam.

Już miałam wymienić całą górę zalet sera, gdy usłyszałam głośne chrząknięcie. Alex, zajmująca miejsce na prawo ode mnie, postukała różowymi paznokciami o blat okrągłego stolika. Muśnięte pastelowym pomarańczem powieki i podkreślone błyszczykiem usta dodawały jej dziewczęcego uroku. Słodki wizerunek psuła jedynie głęboka zmarszczka, która właśnie pojawiła się na czole. Dziewczyna przeskakiwała wzrokiem między mną a Willem.

— Daj mu już tę drugą kanapkę, Belle — zarządziła. — Jak was znam, to będziecie się tak przekomarzać wieki, a on w międzyczasie umrze z głodu. — Pogroziła chłopakowi palcem. — Mamy do pogadania. Nie wierzę, że nic nam nie powiedziałeś, tylko postanowiłeś ekspresowo się odchudzić. Annabelle ostatnio karmiłam, więc ciebie też mogę.

Na samo wspomnienie cottage pie, mój żołądek wsiadł na karuzelę i zaczął się kręcić w zawrotnym tempie.

— Albo ja — dodała Vic i popatrzyła na Willa porozumiewawczo. Trwało to zaledwie kilka sekund, bo zaraz rozległ się dźwięk powiadomienia, po którym momentalnie powróciła do wirtualnego świata.

Will zrobił się podejrzanie czerwony. Czyżby się zarumienił?

— Za to jedzenie płacą wasi rodzice. Nie chcę być pasożytem.

Alex drgnęła powieka.

— Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. — Pochyliła się nad stołem. — Will, na niebiosa i buty Lady Gagi, nie jesteś żadnym pasożytem. Czy ty...

Przerwało jej kolejne chrząknięcie, tym razem nienależące do niej. Wszystkie głowy odwróciły się w stronę przybysza, którym okazała się wysoka właścicielka złocistych loków. Czarne oczy zdawały się mnie prześwietlać.

— Możemy porozmawiać? — zapytała.

Nie miałam bladego pojęcia, czemu znajoma Christophera życzyła sobie rozmowy. Czy wiązało się to z tym, że chłopak znowu nie zjawił się w szkole? Napisałam do niego po pierwszej lekcji, by sprawdzić, czy wszystko u niego w porządku. Przez chwilę mój umysł wypełniała przerażająca myśl, że Joseph, w akcie zemsty za niewysłuchanie jego wyjaśnień, skrócił wampira o głowę. Odetchnęłam z ulgą, gdy odpisał, że próbuje się czegoś dowiedzieć o Richardzie Shenay'u. Zadecydowałam, że nie będę go więcej zadręczać wiadomościami, tylko dam mu przestrzeń do działania.

Onieśmielająco piękna dziewczyna, której imienia nie pamiętałam, wydęła wargi.

— Nie gryzę — zapewniła.

Z jej krótkiej konwersacji z Christopherem wywnioskowałam, że znali się nie od dziś. Może była jednym z tych wampirów energetycznych, o których wspominał Christopher? Tych, które nie krzywdziły ludzi?

Przesunęłam się, by zrobić jej miejsce. Wskazałam wolne krzesło, stojące przy sąsiednim stoliku.

— Możesz się do nas dosiąść — zaproponowałam.

Skrzywiła się.

— Wolałabym bardziej odosobnione miejsce.

Z mimiki wampirzycy udało mi się wyczytać jedynie pewność siebie i zniecierpliwienie. Nie zamierzałam jednak zadzierać z — zapewne wieloletnią — znajomą sprzymierzeńca.

— Jasne — mruknęłam.

— Idę z wami. — Alex poderwała się na równe nogi, wprawiając mnie w osłupienie. Wzruszyła ramionami. — Przypilnuję, żeby wam nikt nie przeszkadzał.

Dziewczyna popatrzyła na nią z politowaniem.

— Poradzimy sobie bez ciebie.

Przyjaciółka wyglądała, jakby szukała innego argumentu, ale zanim go znalazła, jej rozmówczyni ruszyła w stronę wyjścia ze stołówki. Mimo że nosiła buty na kilkunastocentymetrowych obcasach, musiałam się wysilić, żeby ją dogonić. Oprócz nich miała na sobie szerokie, ale zwężające się w talii spodnie, które składały się z płatów materiału o różnych fakturach i wzorach. Wyglądały, jakby dopiero co wyszły spod rąk doświadczonego projektanta, a do tego pasowały wręcz idealnie do czarnego, opinającego golfu z trójkątnymi wycięciami na ramionach. Wampirzyca przypominała modelkę, która pomyliła wybieg ze szkolnym korytarzem.

Nieźle się zdziwiłam, gdy skierowała kroki do łazienki, a jeszcze lepiej, kiedy odkryłam, że podążała za nami Alex. Czarnooka dziewczyna zagwizdała głośno i wyprosiła ze środka grupkę plotkujących o czymś zapamiętale uczennic. Choć wychodziły dość niechętnie, zastanawiałam się, czy nie wpłynęła na ich umysły. Weszłam do przedsionka z umywalkami, cały czas przekonując się w myślach, że nie zmierzałam właśnie na egzekucję.

Tuż przed tym, jak zamknęły się za nami drzwi, Alex złapała klamkę znajdującą się po ich zewnętrznej stronie. Spoglądała nieufnie.

— Możemy porozmawiać we trójkę. Belle nie ma przede mną tajemnic.

— Ale ja mam.

Drzwi zamknęły się z hukiem. Klamka poruszyła się kilkukrotnie.

— Otwieraj! — Wściekłe żądanie stłumiła odgradzająca nas przeszkoda.

Wampirzyca przeniosła na mnie wzrok i wygięła krwistoczerwone usta w drapieżnym uśmiechu. Na jej twarz wstąpiła pogarda.

Cholera.

Na drżących nogach cofnęłam się pod pokrytą gładkimi kafelkami ścianę. Ich zimno pomogło uciszyć coraz odważniej dochodzący do głosu strach.

— To o czym chcesz rozmawiać? — zapytałam.

Uniosła podbródek.

— Wiem, że nie jesteś taka święta, na jaką wyglądasz. Coś kombinujesz. A ja dowiem się, co.

Tego się nie spodziewałam.

— Dlaczego tak myślisz? — wydusiłam z niedowierzaniem. — Nawet się nie znamy.

Zrobiła taką minę, jakby uważała, że brak mi piątej klepki.

— To proste. Christopher prowadzi jedynie kilkudniowe znajomości z ludźmi i bardzo szybko się nimi nudzi. Z tobą nie powinno być inaczej. Bez różnicy, czy przechodzisz przemianę, czy też nie. On musi mieć jakiś interes w tym, że się z tobą zadaje. Przecież jesteś dla nas jak głupiutkie dziecko.

Przeszukałam gładką twarz blondynki, ale nie znalazłam żadnych oznak starzenia. Wiedziałam już, że wampiry energetyczne żyły wiecznie, ale co sprawiało, że ich wygląd nie ulegał zmianie? Wątpiłam, żeby zechciała odpowiedzieć na to pytanie, więc dodałam je do puli tych, które czekały na powrót Christophera.

Uparcie odsuwałam od siebie myśli na temat wieku chłopaka, ale tym razem przebiły się na powierzchnię. Jak wyglądało jego długie życie? Podróżował, pracował, a może studiował? Czy nieśmiertelność go męczyła? A może wręcz przeciwnie — bardzo ją sobie cenił?

Czy on faktycznie uważał mnie za dziecko?

— Skoro sądzisz, że nie pomaga mi bezinteresownie, to raczej on coś knuje — zauważyłam.

Zmrużyła oczy.

— Nie bawi się w takie rzeczy. Owinęłaś się wokół niego jak żmija i próbujesz się teraz wyprzeć. — Podeszła bliżej, po czym pochyliła się w taki sposób, że nasze oczy znalazły się na tym samym poziomie. — Ale on prędzej czy później wybierze mnie.

Nie czułam się na siłach, żeby unieść brwi. Dziewczyna na tyle ograniczała moją przestrzeń osobistą, że z trudem oddychałam.

Ona się w nim podkochuje.

— Christopher tylko mi pomaga — wyjaśniłam. — Nic do niego nie czuję.

Kłamstwo.

Dopiero w momencie, gdy słowa przekroczyły granicę ust, zorientowałam się, że to nieprawda. Coś na pewno czułam... Tylko co? Wdzięczność za to, że był gotów wyruszyć mi na ratunek nawet w środku nocy? Dziwne ciepło towarzyszące faktowi, że pomimo wszystkiego, co zrobiłam, potrafił obdarzyć mnie zaufaniem?

— Nie wierzę ci — wysyczała przez zaciśnięte zęby. — Widziałam, jak na ciebie patrzy.

Odniosłam wrażenie, że temperatura w łazience z każdą kolejną sekundą rosła. Pot spływał ciurkiem po plecach, ale dopiero, gdy krople zaczęły skapywać z koniuszków palców na podłogę, zrozumiałam, że coś było nie tak. Czy wampirzyca właśnie przekształcała energię?

Głośny huk sprawił, że odskoczyła. Jakimś cudem udało jej się zachować równowagę na tych gigantycznych obcasach. Zerknęłam w stronę drzwi, by przekonać się, że stały otworem, a w progu znajdował się nie kto inny, jak Rafael. Jego włosy i fioletowy szal falowały lekko, jakby unoszone wiatrem. Rozległ się przeszywający dźwięk dzwonka, obwieszczający koniec przerwy.

— Koniec zabawy w zamykanie drzwi od łazienki? — zaproponował wampir, przybierając wyjątkowo kwaśną minę.

Prychnęła.

— Nie jesteś Judith — odparła.

Wyszła na korytarz, potrącając go przy tym ramieniem. Chłopak poruszył brwiami, po czym zgiął się wpół i wykonał zapraszający gest ręką.

— Zapraszam na wolność, Madamigella Annabelle.

Do opuszczenia pomieszczenia nie o tyle zachęciło mnie jego zachowanie, co podniesione głosy, które dobiegały zza pleców chłopaka. Martwiłam się, że porywczość przyjaciółki wpędzi ją w kłopoty. Na szczęście korytarz zdążył już opustoszeć, więc poza mną i Rafaelem nikt nie przypatrywał się kłótni.

— Nigdy więcej nie zbliżaj się do Belle!

— Bo co, dziewczynko? Jesteś nikim. — Wampirzyca uśmiechała się szyderczo, wlewając truciznę do uszu Alex. — A nikt nie może wydawać rozkazów.

Odczuwane dotąd gorąco zastąpił złowieszczy chłód. Wbijał szpony w żyły, wspinając się nimi do wybijającego głuchy rytm serca. Kolejne uderzenia odliczały czas dzielący je od zamrożenia. Czas, po którym wszystko miało ustać.

A potem odrodzić się na nowo.

W powietrzu wisiała potęga. Zaciągnęłam się nią tak głęboko, aż przyjemnie połaskotała płuca. Umysł pulsował, wypuszczając na powierzchnię najeżone ostrzami słowo:

— Milcz.

W oczach dziewczyn kryło się coś dziwnego. Zaskoczenie okraszone szczyptą strachu. Wahanie. W końcu skrzypnęły obcasy i ta, do której skierowany był komunikat, zostawiła nas za plecami. Alex nie ruszyła się z miejsca. Po raz ostatni patrzyła w taki sposób, kiedy wylała na mnie pół sosu do spaghetti.

— Wszystko w porządku? — spytałam.

— Ze mną? — Jej głos zabrzmiał wyjątkowo piskliwie. — Tak... Jest super.

Obejrzałam się na Rafaela w nadziei, że jego twarz zdradzi coś więcej. Wampir uciekł wzrokiem na sufit.

O co im chodzi?

Przecież nie powiedziałam wampirzycy nic na tyle dotkliwego, żeby mieli przez to popaść w taki szok. Coś mnie ominęło. Coś, co ewidentnie starali się ukryć.

— Powiedzcie to wreszcie!

Dopiero teraz zauważyłam, że żwawym krokiem zbliżał się do nas Will. Popatrzył na Rafaela i Alex, ale gdy żadne się nie odezwało, głośno westchnął. Stanął tuż przede mną i pochylił głowę.

— Twoje oczy są czarne — szepnął.

***

Przystanęłam, by wtulić się w uszyty z ciepłych promieni koc, póki jeszcze nie zniknął pod zasłoną z chmur. Uchyliłam powieki. Wiedziałam, że psułam sobie w ten sposób wzrok, ale nie mogłam się oprzeć błogości, którą odczuwałam za każdym razem, gdy obserwowałam słońce.

— Nie robimy przystanków! Mamy do wykonania ważną misję. — Alex wzięła mnie pod ramię i pociągnęła w stronę najbliższego sklepu. — Znajdziemy ci kieckę marzeń!

Zamrugałam, wracając do rzeczywistości. Może i moje tęczówki zmieniły kolor na zaledwie kilka sekund, ale tyle wystarczyło, żeby przyjaciółka wpadła na pomysł poprawienia mi humoru spontaniczną wyprawą na zakupy. Dzięki doskonałej pamięci do wszystkiego poza chemią wiedziała, że zaproszenie na Wielkie Zgromadzenie Nocy wspominało o wieczorowych strojach. Tuż po zajęciach wręcz wepchnęła mnie do autobusu, którym wyruszyłyśmy do niewielkiego, ale dość ładnego centrum Wilborough. Will nie sprawdzał się w roli doradcy, a Vic miała jeszcze lekcje, więc w zakupowym szaleństwie uczestniczyłyśmy tylko my dwie.

Zmiany. Nie chciałam ich. Nie potrzebowałam ich. Kiedy się zbliżały, trzaskałam im przed nosem drzwiami. Jednak tym razem wdarły się pod nimi, przez drobną szczelinkę i zatruły wnętrze mojej kryjówki. Byłam zmuszona zaakceptować okrutny fakt — naprawdę przemieniałam się wampira energetycznego. Na czymkolwiek to polegało i z czymkolwiek się to wiązało, tkwiłam w tym po uszy. A to oznaczało jeszcze jedno — Joseph się mylił. Za to Consilium nie i oczekiwało, że zjawię się na Zgromadzeniu.

Zagubienie sprawiło, że przez większość lekcji gapiłam się tępo w ścianę i nawet, gdy opuściłam mury szkoły, pozostawałam oderwana od rzeczywistości. Gotycki kościół ze strzelistymi wieżami i fasadą ozdobioną flintem, rząd przysadzistych budynków z elementami muru pruskiego i deptak wyłożony brązową kostką stanowiły tylko scenografię czarno-białego filmu. Przerwały go dopiero zdeterminowane promienie słońca.

Alex, Will i Vic nie zadawali pytań. Chyba widok czarnych oczu powiedział im wystarczająco dużo. Nastał spokój od ciągnących się przesłuchań, podczas których uporczywie zachowywałam milczenie.

Zaczynałam za nimi tęsknić.

Przynajmniej wtedy nie czułam się jak dziwoląg. Jak obcy, niepasujący kawałek układanki, który marnuje miejsce w pudełku. Jak...

Przekroczyłyśmy próg sklepu, wprawiając w ruch przyczepiony do drzwi dzwoneczek. Radosny dźwięk rozerwał ponurą myśl.

— Piękny materiał! — oceniła Alex, mnąc w palcach błękitną, satynową suknię, która wisiała tuż przy wejściu.

Zerknęłam na metkę.

— I piękna cena — zauważyłam.

Jej wzrok powędrował za moim. Wytrzeszczyła oczy i prędko przejrzała inne kreacje. Uśmiechnęła się promiennie, wyciągając z ich gąszczu kolejną zdobycz.

— Przymierz tę. Ładnie ci w czerwieni.

Zagoniła mnie do przebieralni, w której ona rozsiadła się na kanapie, a ja zniknęłam za zasłonką. Czułam się jak robot. Zdjąć ubrania. Założyć ubrania. Sprawdzić swój wygląd w lustrze. Działałam na autopilocie. Wykonywane czynności nie potrafiły wygrać z tłamszącymi umysł problemami.

Odważny dekolt w kształcie litery „V" i zaczynające się na udzie rozcięcie stanowczo odbiegały od tego, co na co dzień nosiłam. Materiał marszczył się w talii i spływał na podłogę w postaci długiej, ale lekkiej spódnicy, sprawiając, że sylwetka nabrała smukłości, a nogi magicznie się wydłużyły. Delikatne ramiączka oraz odsłonięte plecy pozostawiały wielkie pole do popisu dla zręcznych dłoni tanecznego partnera.

Odbicie oparło dłoń o taflę szkła.

Wydałam z siebie zduszony pisk i odskoczyłam. Jasnobrązowe włosy poszarzały, a skóra poorała się zmarszczkami. Bordowa tkanina opadła w strzępach, odkrywając czarną szatę. Kiedy na odsłoniętym przedramieniu zalśniły Znaki Dusz, jedno z uważnych oczu pociemniało.

Z lustra spoglądała Luna.

— Wyjdź — rozkazała.

— Proszę?

— Wyjdź! — Jej głos emanował powagą. Nerwowo zacisnęła usta. — Teraz!

Wychyliłam się za zasłonę. Alex podniosła wzrok znad telefonu i uśmiechnęła się z zadowoleniem.

— No, no, jaka z ciebie laska! — zawołała. — Wiedziałam, że mój modowy instynkt nie może się mylić...

Rozejrzałam się po sklepie, ale nie dostrzegając w nim nic wyjątkowego, przeniosłam spojrzenie za witrynę. Od razu odnalazłam stawiającą szybkie kroki postać. Wstrzymałam oddech na widok tańczących na wietrze, białych włosów.

Pod skórą przebiegł energetyczny impuls. Wróciłam wzrokiem do lustra, w którym nadal utrzymywał się obraz duchowej przewodniczki.

— Idź. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro