Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

akt pierwszy ~wzrok~

Walerija Sołowjow była kobietą całkiem zwyczajną. Od lat mieszkała w tym samym miejscu i chodziła do tych samych sklepów. Znała wszystkich swoich sąsiadów i wszyscy znali ją i jej suczkę Maszę. I pomimo że była jedną z tych Rosjanek, które bez problemu pamiętały zawrotną karierę wujka Stalina, to miała bardzo dobre relację z większością młodych ludzi, których znała. Głównie dlatego, że jako emerytowana nauczycielka posiadała niegasnące z wiekiem podejście do młodzieży dużej i małej, a jej bystre oczy potrafiły dostrzec nawet najgłębiej skrywane problemy i sekrety.

Jednakże Walerija, wbrew własnemu mniemaniu, była właścicielką pewnej cechy, która nadawała jej swoistej wyjątkowości. Tak się bowiem składało, że to właśnie ona, od kilku ładnych lat mogła nazywać się sąsiadką samego Victora Nikiforova. Żywej legendy łyżwiarstwa figurowego i nieprzejednanej gwiazdy.

Gwiazdy, która mieszkała ledwo dwa metry od niej. Którą widziała już w tylu najróżniejszych sytuacjach, że niech wszystkie bóstwa na czele z Erosem chronią kochanego Vitye, by jakiś dziennikarz nie wpadł na pomysł przeprowadzenia z nią wywiadu.

Jej małe, brązowe jak najsłodsza czekolada, oczy widziały naprawdę wiele.

Victor, niezależnie od poru roku, wstawał bardzo wcześnie, nawet wcześniej od niej i od razu wybierał się ze swoim pudlem na spacer. Który trwał zawsze minimum czterdzieści pięć minut, zważywszy na to, że mijali się później na korytarzu, w akompaniamencie radosnego szczekania swoich psich kompanów. Oczywiście, młody Nikiforov nigdy nie zapominał się z nią przywitać i nigdy także nie odmawiał sobie pogłaskania Maszy, za co zwykł też od razu przepraszać Makkachina.

Victor, w gruncie rzeczy, był bardzo dobrze wychowanym i troskliwym młodzieńcem. Gdy pewnej zimy Walerija zaniemogła w zdrowiu, Victor sam z siebie zaproponował jej pomoc w robieniu zakupów i wyprowadzaniu suczki.

I choć Victor bywał równie zapominalski, bo Walerija już niejednokrotnie widziała, jak wracał się biegiem do mieszkania po zapomnianą torbę z łyżwami, klucze, czy zwykły płaszcz, to starsza kobieta nie mogła zrozumieć jednej, istotnej rzeczy.

Bo choć Walerija była jedynie sąsiadką z naprzeciwka, to doskonale wiedziała, co kryło się za tym wielkim uśmiechem w kształcie serca.

I wiele razy zastanawiała się, dlaczego ktoś taki jak on jest jednocześnie tak samotny.

~***~

Tamten pamiętny poranek powitał ją widokiem rozległego bagażu Victora na klatce schodowej. Nie było to jednak nazbyt szokujące, zważywszy na to, że Nikiforov bardzo często podróżował i równie często zabierał ze sobą połowę swojego dobytku. Bardziej zaskakujący był widok Victora i Makkachina, czekających razem wczesnym przedpołudniem na taksówkę.

– Kolejny turniej, kochanie? – zagadnęła go serdecznie, wracając akurat z małych zakupów. – Jeśli chcesz, tradycyjnie mogę zająć się Makkachinem – zaproponowała.

– Nie będzie trzeba, babciu Waniu – odparł wtedy na to lekko Victor i posłał jej swój standardowy uśmiech. Nie umknęło jednak uwadze Waleriji, że było w nim coś dziwnego. – Tym razem to nie turniej i Makkachin jedzie ze mną.

– Och? Wracasz do domu? – spytała nienatarczywie, mając jednak nadzieję na odpowiedź.

– Nie, lecę do Japonii. – W błękitnych oczach Victora kryło się stanowczo zbyt wiele emocji i Walerija nie była do końca pewna, które z nich ostatecznie przeważały.

– Japonii? – zapytała wobec tego, nie rozumiejąc wtedy tego wyboru. – Dlaczego akurat do Japonii? – zdziwiła się.

– To bardzo ważne.

Walerija nie śmiała w to wątpić, zwłaszcza, że zobaczyła wtedy w spojrzeniu Victora coś, czego jeszcze nigdy u niego nie widziała. Miała tylko nadzieję, że wszystko się uda.

~***~

Czekała na jego powrót niemal rok.

Rutyna życia wciągnęła ją jednak na tyle, że gdy pewnego dnia ciszę popołudnia zakłócił nagle dość osobliwy hałas, zbliżyła się do drzwi z silnym postanowieniem okrzyczenia sprawcy całego zamieszania. Zerknęła rozeźlona przez judasza i wtedy też go poznała.

Z resztą, na Putina, poznałaby tego chultaja na samym krańcu świata! Był wciąż tak samo wysoki, siwy, a u jego boku stał wierny Makka...

Chwila, że no moment.

A to ci dopiero nowość.

Przy boku Victora, Walerija dostrzegła niespodziewanie kogoś jeszcze poza rozradowanym pudlem, a był nim pewien przystojny Japończyk. Przez dłuższą chwilę, starsza pani była pewna, że śniła, ale im dłużej patrzyła, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że czarnowłosy młodzieniec nie był jedynie wytworem jej wyobraźni.

I że naprawdę trzymał Victora za rękę.

Obaj mężczyźni stali ramię w ramię, wpatrując się w zamknięte drzwi, a dookoła nich zalegały różne torby.
Walerija nie słyszała o czym rozmawiali, ale musiało to być coś miłego, bo gdy nieznany jej z imienia Japończyk obrócił się bokiem do Victora, to ujrzała na jego twarzy  wspaniały uśmiech. Który w tej samej sekundzie został odwzajemniony.
Victor, odkąd tu mieszkał, jeszcze nigdy nie uśmiechał się tak szczerze i z taką miłością.

Walerija wszystko widziała. Nieco gorzej było ze zrozumieniem tego.
Ostatecznie, miała swoje lata.
Ale gdy Victor nachylił się niespodziewanie i złożył na czole swojego towarzysza czuły pocałunek, tylko po to, by oprzeć następnie o nie swoje własne, to Walerija wszystko zrozumiała.

Wiedziała również, że od teraz będzie mijała się na korytarzu z jeszcze jedną osobą.
I wcale się nie myliła.
Walerija Sołowjow była kobietą całkiem zwyczajną. Oczywiście oprócz tego, że była sąsiadką Victora Nikiforova i Yuuriego Katsukiego.

*****

Kochani! Rozpoczynamy nasz znamienny Zmysłowy challenge!!!

Dziś coś niewinnego i rześkiego!
Jednak już jutro zapraszam na moją specjalność, czyli NARUTO AU!!!

Pozdrawiam cieplutko i odmeldowuję się!
Zapraszam jednocześnie do pomysłodawczyni tego eventu, czyli Dziabara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro