akt czwarty ~węch~
Yurio pociągnął głośno nosem, nurkując jednocześnie twarzą w bujnej sierści Makkachina. Pudel zaszczekał radośnie na ten ruch i przycisnął nos do blond głowy, która wtuliła się w niego niecierpliwie.
– Za ile będzie gotowa? – zapytał w pewnym momencie Plisetksy, na co siedzący obok niego Otabek wzruszył delikatnie ramionami.
– Yuuri powiedział, że około dwudziestu minut. Nie minęło jeszcze pięć – odezwał się spokojnie, nawet nie unosząc wzroku znad jakiejś książki, którą wyciągnął z Victorowej biblioteczki. Obaj zalegli z Makkachinem na niebieskiej kanapie w mieszkaniu Yuuriego i Victora, podczas, gdy sami gospodarze urzędowali w kuchni, pilnując piekącej się pizzy.
– Do tego czasu umrę z głodu – prychnął tymczasem Yurio i wcisnął mocniej nos w psa. Zaciągnął się jednocześnie jego zapachem. Pudel, oprócz swojej standardowej psiej woni, pachniał również orzeźwiającymi cytrusami, co spowodowane było poranną kąpielą. Za nieplanowane mycie odpowiedzialne zaś były liczne kałuże błota, które przyozdobiły przez noc ulice Petersburga, a którym Makkachin nie mógł się oprzeć. Tak przynajmniej twierdził Victor.
– Nie umrzesz – odezwał się nagle Otabek i podniósł na Yuriego uważne spojrzenie. Blondyn, czując na sobie ten szczególny i jakże ważny dla niego wzrok, momentalnie uniósł głowę.
– Co?
– Mówię, że nie umrzesz. To tylko piętnaście minut.
Jeśli ktokolwiek liczył na bardziej romantyczne rozwinięcie tej myśli, to srogo się zawiódł. Yurio skłamałby jednak, gdyby powiedział, że do tego nie przywykł. Zapewne jednak, by coś powiedział, gdyby nie nagły napływ zapachu świeżej pizzy.
Yuri po raz kolejny pociągnął nosem, czując jak momentalnie napłynęła mu ślina do ust. Ten zapach był chyba najwspanialszym na całym świecie! Ten aromat sera, pomidorów, ciasta i wszystkiego innego! Na to nie było silnego. Choćby wszyscy byli po sytym obiedzie, to na ten zapach każdy przypominał sobie nagle o istnieniu drugiego żołądka, bo momentalnie stawał się głodny.
Yurio jęknął cicho, uświadamiając sobie, że od posiłku dzieliło ich jeszcze dobre dziesięć minut.
– Oszaleję! – Plisetksy chciał ponownie uściskać pudla, by choć trochę zagłuszyć nim zapach pizzy, ale na darmo. Z kuchni dobiegło nagle wołanie Yuuriego i Makkachin w mgnieniu oka zdezerterował z kanapy. Do wyboru została mu więc poduszka, której raczej nie chciał wąchać, zważywszy na fakt do kogo należała i Otabek.
Z dwojga złego i w ogóle...
Yurio przysunął się do Altina jak na prawdziwego kota przystało. Całkowicie "niepostrzeżenie". Udając, że zainteresowało go coś po drugiej stronie pokoju, oparł się o jego ramię i obrócił głowę na tyle, by poczuć zapach jego perfum. Ale tylko trochę i tak dalej.
Dziewiętnastolatek, pomimo skupienia się na książce, doskonale widząc, co kombinuje jego partner, zmrużył jedynie nieco oczy. Tylko po to, by w następnej sekundzie zamknąć powieść i odkładając ją na niski kawowy stolik, objąć tego niepokornego kota, a na jego ciche syczenie, pogłaskać go po głowie i uspokoić.
Poprawiając się na kanapie tak, by im obu było wygodnie, przygarnął Yurio do siebie i pozwolił mu wtulić twarz w zagłębienie swojej szyi. Przez te miesiące zdążył już nauczyć się, że czuły węch nastolatka jest dla niego niekiedy istnym utrapieniem, ale czasami równie przyjemnym doświadczeniem. I obecnie zamierzał pomóc mu obrócić jedno w drugie.
Sam na tym zamierzał oczywiście skorzystać, bo zapach owocowego szamponu Plisetskyego uspokoił również marsze w jego własnym żołądku. Ta pizza pachniała naprawdę uporczywie. Nawet nie zamierzał zastanawiać się, jakim cudem Victor i Yuuri wytrzymują w samym epicentrum tej szatańskiej pokusy.
Na całe szczęście, póki co, wszystkie jego myśli zaprzątnął pewien jasnowłosy nastolatek, który chyba zapominając, gdzie byli, przywarł wargami do jego szyi.
*****
Ohohoho?
Jak ja uwielbiam Otayuri <3 Mam tylko nadzieję, że nie wyszło zbyt sztywno i kwalifikuje się to do węchu XD
Wybaczcie również te ciągłe urywanie w połowie, ale jutro się zrehabilituję! Obiecuję!
Panda wychodzi!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro