Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Mia

- Nie mogę uwierzyć, że to już dzisiaj! - mówi podekscytowana Emily. Wygląda prześlicznie w długiej sukni, w kolorze brzoskwiniowym. Czy ja wam mówiłam, że moja najlepsza przyjaciółka została narzeczoną Jamesa? Tak, Jamesa. W końcu się bliżej poznali, pochodzili kilka miesięcy i głupek James postanowił się jej oświadczyć. Szybki jest. Ważne, że są szczęśliwi. To jest dla mnie najważniejsze. Przyjaciółka podchodzi do stolika, nalewa szampana i podaje mi kieliszek.

- Wznieśmy toast za naszą przyjaźń, przyszła pani Adams. - uśmiecham się w odpowiedzi na jej słowa.

Cieszę się, że mam tak cudowną przyjaciółkę, która zostanie moją druhną. Dużo razem przeszliśmy. Zawsze mogłam liczyć na nią, jak i na jej rodziców. Są moją drugą, a właściwie za niedługo trzecią rodziną, bardzo ich kocham. Emily nigdy mnie nie zawiodła.

- Za przyjaźń! - mówię i upijam mały łyczek. Dzisiaj jest bardzo szczególny dzień, dlatego nie mam zamiaru się upijać.

- Mamy jeszcze parę minut, pójdę pomóc Jamesowi.

- Przecież ma od tego mamę, a z resztą jest już na tyle dorosłym facetem, że sam sobie poradzi. - mówię z uśmiechem.
Emily bardzo poważnie podchodzi do swojego związku z Jamesem. Wcale się jej nie dziwię, jestem taka sama.

- Wiem, wiem. Tyle, że więcej rąk nikomu nie przeszkodzi. Zdążymy na twój ślub. Obiecuję. - odpowiada i szybko wychodzi, puszczając mi oczko.

Cudowna z niej dziewczyna, z resztą James też bardzo dobrze sobie radzi, jak na jego drugi związek. Pasują do siebie. Tworzą świetną parę.

Powoli podchodzę do wielkiego lustra, wiszącego na ścianie. Spoglądam na siebie i szeroko się uśmiecham. Moją głowę zdobi piękny wianek z konwalii. Włosy mam ułożone w delikatne fale. Suknię mam pofalowaną, jakby była zrobiona z róż, górę zdobią cekiny i różne, świecące elementy, oczywiście jest bez ramiączek, tylko trzymana na piersiach, a dół jest ładnie rozkloszowany. Plecy są gołe, ale zasłania je długi welon i tak będę mieć narzutkę. Muszę przyznać, że się wystroiłam w dniu swojego ślubu. Dotychczas udało mi się zachować spokój, jednak im bliżej ceremonii, tym bardziej odczuwam zdenerwowanie. Biorę głęboki oddech. To jest mój wyjątkowy dzień, nie ma czym się denerwować. Dam radę. Jestem szczęśliwa i jedyne czego mi brakuje, to mojej rodziny. Myślę, tu o Luku, bracie Nicka. Teraz on także jest moją rodziną. Byłby dumny z nas obojga. Myślami też jestem za moją babcią - Angelicą.

Oddałabym wszystko, żeby mieć ją przy sobie. Jednak jest to niemożliwe i muszę z tym żyć. Myślę o tej dwójce każdego dnia, jednak teraz jest łatwiej. Nick jest moją rodziną i daje mi poczucie bezpieczeństwa. Trwa przy mnie na dobre i na złe. Byłam nawet na terapii, która pomogła mi raz na zawsze zapomnieć o Brianie. Terapia zadziałała cuda. W końcu mi się udało zapomnieć. Już nie myślę o nim...

Z zadumy wyrywa mnie pukanie do drzwi.

- Kto tam? - zapytałam.

- To ja. - moje serce przyśpiesza na dźwięk jego głosu. Nie widziałam go od samego rana i już cholernie za nim tęsknię.

- Nie możesz tu wejść. - powiedziałam. Chcę aby mnie zobaczył dopiero przed ołtarzem.

- Mia, proszę.

Podchodzę do drzwi i opieram się o nie głowę. Na mojej twarzy cały czas widnieje uśmiech. Spoglądam na zegarek.

- Za dokładnie siedem minut mnie zobaczysz.

- Ja chcę teraz. Natychmiast. - odpowiedział.

- No cóż mój drogi, nie można mieć wszystkiego. - droczę się z nim. Po chwili słyszę jak coś systematycznie uderza w drzwi.

- Nick, co robisz? - zapytałam zdziwiona.

- Walę głową w drzwi. - marszczę nos na te słowa.

- Dlaczego? - zadaję kolejne pytanie.

- Nie wiem. - wybucham śmiechem.

- Wariat. - mówię i słyszę, że również się śmieje.

- Twój wariat. - mówi i się nadal śmieje.

- Tak, twój. - odpowiadam i przestaję się śmiać. Nick również.
Stoimy przez jakiś czas w milczeniu, kiedy mój przyszły mąż w końcu się odzywa.

- Za trzy minuty widzę cię na dole.

- Tak jest! - odpowiadam ochoczo. Słyszę jak odchodzi, spoglądam ostatni raz w lustro i wychodzę. W moją stronę idzie moja druhna.

- Mia, szybko. Już czas! - krzczy.

- Idę, idę.

Idziemy schodami na dół. Ceremonia odbywa się na świeżym powietrzu. Ustawiam się na swoim miejscu i wzrokiem pochłaniam to co się dzieje dookoła. Na środku wyłożony jest długi, biały dywan. Na jego krańcu ustawione są wysokie świeczniki. Goście siedzą na białych krzesłach ustawionych po obydwóch stronach. Zespół zaczyna grać na skrzypcach odpowiednią melodię, a Emily, stojąca przede mną podaje mi szybko bukiet i rusza w stronę księdza. Goście podnoszą się z krzeseł i odwracają w naszą stronę. Serce bije mi jak oszalałe. Po chwili ruszam za moją przyjaciółką. W dłoni ściskam bukiet i oddycham głęboko. Emily ustawia się po lewej stronie, a ja idę powoli. Wdech, wydech, wdech, wydech... Boję się, że nerwy mnie pokonają. Jednak w momencie, gdy mój wzrok łączy się z Nicholasem, wszystko znika, a moje usta układają się w szeroki uśmiech. Widzę uśmiechnięte mamy oraz dumnych ojców. Mój ukochany nie wytrzymuje chyba i wychodzi mi naprzeciw. Spotykamy się w połowie drogi. Nick całuje mnie delikatnie, po czym chwyta za rękę i razem idziemy w odpowiednie miejsce.

Ksiądz zaczyna ceremonię. Jestem taka szczęśliwa, że do końca nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Jednak, gdy nadchodzi czas naszej przysięgi, odczuwam wszystko ze zdwojoną siłą.

Zdecydowaliśmy na tradycyjne słowa. Nasze uczucia, to co jest między nami, jest tak osobiste, że nie chcieliśmy aby inni to słyszeli.

- A więc, możesz pocałować pannę Adams. - powiedział ksiądz do Nicholasa. Pocałował mnie tak, jakbyśmy nie widzieli się ileś lat, odchylając mnie do tyłu. Wszyscy klaskali.

Gdy nadchodzi odpowiedni czas, zmierzamy w stronę wyjścia. Goście obsypują nas ryżem i płatkami kwiatów. Radości nie ma końca. Uroczystość weselna jest dosyć ogromma. Nie chciałam przepychu, ale jednak muszę się z tym zmierzyć. Życzeń nie było końca. Tyle prezentów i kartek i pieniążków, że głowa boli.

Jesteśmy już w pokoju hotelowym, w którym odbył się ślub. Zrzucam z nóg szpilki i jęczę z ulgą. Goście się rozeszli. Jest godzina trzecia dwadzieścia, a ja o dziwo nie jestem tak mocno zmęczona, jak przewidywałam.

- Zmęczona, pani Adams? - pyta mój mąż obejmując mnie w pasie i wtulając twarz w moją szyję.

Wplatam ręce w jego gęste, ciemne włosy i głaszczę go.

- Raczej nie. Odczuję zmęczenie, jak dopiero emocje opadną.

- To świetnie, bo mam jeszcze mały plan, z tobą w roli głównej. - prostuje się i z uwodzicielskim uśmiechem patrzy mi prosto w oczy.

- Tak? A jaki to plan? - zapytałam, udając że nic nie rozumiem.

- Dowiesz się, jak ściągniemy z ciebie tą suknię. - odpowiedział.

Cofa się nieznacznie, po czym staje za mną i powoli odpina mi guziki.

- Wyglądałaś dzisiaj pięknie. Gdy cię zobaczyłem, to zaparło mi dech z wrażenia. Moja cudowna żona.

Zsuwa mi sukienkę, delikatnie gładząc moje ramiona. Po chwili stoję już w samej bieliźnie. Odwracam się do niego, a on z zachwytem przygląda mi się.

- Kocham Cię. - mówię z mocą i całuję go żarliwie.

- A ja ciebie. Bardzo. - mówi między pocałunkami. Podnosi mnie i z czułością kładzie na łóżko. Układa się nade mną, a nasze czoła stykają się. Nasze usta dzielą milimetry.

- Jesteś moim światem, Mia. Nic ani nikt tego nie zmieni. - powiedział nagle.

Mam nadzieję, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego, mimo tego, co się stało pół roku temu. Przed nami na pewno jeszcze sporo wzlotów i upadków, jednak póki jesteśmy razem i możemy na siebie liczyć, pokonamy wszystko.

~°~°~°~°~°~°~°~°~°~
Hej! Oto ostatni rozdział tej części. Mam nadzieję, że się podoba. Ogólnie to był tylko ślub naszej głównej pary. Czekam na Wasze komentarze i gwiazdki. Nowa część już jutro, albo w środę! Czekajcie cierpliwie. Kocham Was, że jesteście ze mną i czytacie moje wypociny.
Buziaki i do następnego!
Tini❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro