złota cebula dla najlepszego kierowcy
Następnego ranka, stojąc ze słuchawkami na uszach przy swoim aucie, podjęłam ostateczną decyzję. Postanowiłam zapytać go, o co chodzi. Od Erica wiedziałam mniej więcej, jak wyglądał samochód Cullenów, więc wypatrywałam go z nadzieją. W końcu się pojawił, ale Edwarda w nim nie było. Wiedziałam, że teorytycznie powinnam odczuć ulgę, że będę mieć od niego spokój, ale bardzo chciałam wiedzieć, o co mu chodziło, jaki był jego problem.
Poczułam, jak ktoś we mnie czymś rzuca. Odwróciłam się, z cichą nadzieją, że to może on, ale byli to ludzie, z którymi zaprzyjaźniłam się wczoraj. Zmarnowana średnio miałam ochotę na rozmowę, ale postanowiłam jednak do nich dołączyć. Byli dla mnie wczoraj strasznie mili, nie chciałam przepuszczać takiej okazji. Z Edwardem mogłam przecież pogadać następnego dnia.
Ale następnego dnia znowu go nie było. Mijały kolejne dni, a ten nie pojawiał się w szkole. Po jego przybranym rodzeństwie nie było widać, że coś jest nie tak. Za to ogólnie w Forks zaczęły się dziać bardzo, bardzo dziwne rzeczy.
Wyszłam z domu, ostrożnie idąc po oblodzonej drodze. Ostatnie, czego mi dziś brakowało, to żeby się wywalić na tyłek. Tata zagadał do mnie, że na wszelki wypadek założył mi zimowe opony, a ja podziękowałam. Nie mogłam się doczekać czasu, kiedy znajdę sobie pracę, a Charlie nie będzie musiał już ciągle płacić. To było okropnie niezręczne, nawet, jeśli był moim ojcem.
- Spóźnię się na kolację, muszę jechać do Mason - wyjaśnił - Pewien ochroniarz został zabity przez jakieś zwierzę.
- Zwierzę? - nie rozumiałam.
Nie kojarzyłam, aby po okolicy pałętały się jakieś szczególnie niebezpieczne zwierzęta. Było tu przecież zawsze tak nudno, przeciętnie i niegroźnie. Poprosiłam tatę, aby był ostrożny i jeszcze raz podziękowałam mu za opony, po czym wsiedliśmy do naszych pojazdów i rozjechaliśmy się w nasze strony.
W szkole szybko złapał mnie Eric i zaczął opowiadać o Balu Absolwentów. Organizowały go dziewczyny, ale on musiał wszystko opisać. Zapytał mnie o jakąś dobrą playlistę i czy mam z kim iść na tą imprezę, kiedy wparował do nas mokry Mike z pytaniem, czy podoba mi się deszcz. Ygh, co to było za pytanie? Rozumiem, że w Phoenix padało sporadycznie, ale to nie tak, że nigdy chmur na niebie nie widziałam!
Kompletnie o tym zapomniałam, kiedy w ławce zobaczyłam Edwarda, wpatrującego się już we mnie. Nie wyglądał źle, więc chyba nie był chory, albo mu już przeszło. Trochę bardziej zadowolona, usiadłam obok niego i odłożyłam plecak obok. Byłam już przygotowana nie niespecjalnie towarzyską ciszę, kiedy nastolatek się przywitał.
- Cześć. Przepraszam, ostatnio nie miałem okazji się przedstawić - powiedział, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem. Ostatnio wyglądał, jakby na mój widok chciało mu się rzygać. No rzeczywiście, słaby czas na zapoznanie się - Edward Cullen. Jesteś Juniper?
- Tak...
Nauczyciel zaczął nam wyjaśniać, co mamy dzisiaj robić na lekcji. Widocznie, mieliśmy pracować w parach. Nie byłam pewna, czy mi to odpowiadało. Od kiedy chłopak odezwał się do mnie po tym wszystkim, jak gdyby nigdy nic, w ogóle niczego nie byłam pewna. Nagrodą dla pierwszej pary, która wykona zadanie, była Złota Cebula. Normalnie poczułam adrenalinę w swoich żyłach i chęć wygrania trofeum.
- Panie mają pierwszeństwo - Edward podsunął mi mikroskop.
Przymrużyłam oczy. Może nie była to odpowiednia chwila, kiedy wszyscy tak chętnie pędziliśmy po tą rozchwytywaną nagrodę, ale chciałam w końcu dowiedzieć się, o co chodzi.
- Nie było cię - zaczęłam z lekkim wyrzutem.
Spuścił wzrok na ławkę, a jego żyły w przedramionach trochę się napięły. Dobra, chyba zaraził mnie swoją dziwnością, że zaczęłam w ogóle dostrzegać takie rzeczy. Postanowiłam w tym czasie zająć się mikroskopem i spojrzałam do niego.
- Wyjechałem na parę dni - wyjaśnił Edward, a po chwili dodał - Sprawy osobiste.
Tak bardzo odpowiadało to na wszystkie moje pytania, pomyślałam. Kiedy skończyłam, podsunęłam mu mikroskop.
- Profaza - rzuciłam krótko.
Ten widocznie miał mnie za jakąś kretynkę, bo chciał spojrzeć i się upewnić. Ostatecznie dałam mu, a ten zerknął przez mikroskop. Zgodził się, po czym zapisał to na swojej kartce.
- Mówiłam - nie umiałam powstrzymać wyrzutu.
Ten widocznie go nie usłyszał, bo spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i zapytał mnie, czy polubiłam deszcz. Parsknęłam cicho śmiechem, a tym razem to on nie zrozumiał, o co mi chodzi.
- Pytasz mnie o pogodę? - zakpiłam, a ten chyba zdał sobie sprawę z suchości swojego tekstu i przyznał mi rację.
Szybko wyjaśniłam mu, że nie przepadam szczególnie za deszczem, a toleruję go tylko siedząc w domu pod ciepłym kocem. Ten jednak nie mógł przestać śmiać się i uśmiechać pod nosem, kiedy kładł szkiełko na mikroskopie. Stwierdził, że to anafaza, a ja nieco sarkastycznie spytałam, czy mogę sprawdzić. Nieco zbyt długo zaglądałam, ale jednak zgodziłam się z nim i zapisałam to na kartce.
- Mówiłem.
Nadal szczerzył się do siebie, jakby nie wiadomo co się działo. Spojrzał na mnie i uniósł brew.
- Jeśli nie lubisz deszczu, to czemu przeniosłaś się w najbardziej deszczowe miejsce w Stanach Zjednoczonych? - nie rozumiał.
Opowiedziałam mu pokrótce o mojej mamie, która drugi raz wyszła za mąż i dokończyliśmy swoje zadanie. Chociaż przez pogaduszki robiliśmy je strasznie wolno, to ja wyszłam z klasy dzierżąc Złotą Cebulę w dłoni. Charlie na pewno będzie dumny, pomyślałam.
Edward jednak nawet po lekcji nie chciał odejść. Był zainteresowany, dlaczego nie mieszkam z mamą i Phillem, więc grzecznie mu wszystko wyjaśniłam.
- Ale teraz to ty jesteś nieszczęśliwa - zauważył, kiedy doszliśmy do szafek.
Czy byłam nieszczęśliwa? Nie, bardziej zagubiona. Poznałam przesympatycznych ludzi, powoli zbliżałam się z powrotem do taty. Musiałam się w tym bardziej po prostu odnaleźć i tyle.
- Przepraszam, próbuje zrozumieć - wyjaśnił na widok mojej zdziwionej miny - Trudno cię odczytać.
Nie mogłam się nie zgodzić, bywałam chodzącym poker facem. W tym momencie zauważyłam, że coś się w nim zmieniło. Jego oczy miały inny kolor, wcześniej były ciemniejsze. Nie chciałam mu robić o to awantury, może po prostu źle wcześniej podpatrzyłam, ale on speszył się i szybko odszedł, za nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Rozłożyłam bezradnie ręce.
Kiedy doszłam do swojego samochodu, stał niedaleko szkoły i patrzył na mnie. Odwzajemniłam spojrzenie i zaczęłam się zastanawiać, czy może do niego nie podejść i tego nie wyjaśnić. Ale co ja niby miałam powiedzieć? ''Mam gdzieś twoje tęczówki''? Z resztą, to on powinien mi to wyjaśnić, to on sobie poszedł.
Przez to, że miałam słuchawki na uszach, nie zauważyłam auta, jadącego prosto w moją stronę. Całe życie przeleciało mi przed oczami, kiedy próbowałam uciec z pola rażenia, ale nagle samochód gwałtownie się zatrzymał. Spojrzałam w prawo, a Edward jedną ręką przytrzymywał pojazd, a w drugiej mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro