Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nastoletnia demencja i stary pick up

Zaczynam powoli żałować, że wyjechałam z domu. Okropnie tęskniłam już za Phoenix, nawet, jeśli tam również nie miałam życia towarzyskiego. Tęsknie za Słońcem i za tą szaloną wariatką, która mnie urodziła i jej nowym mężem. Postanowili pojechać w podróż, a mi się w sumie nie chciało, więc zamieszkam z tatą w jakiejś dziurze. Będzie okropnie. Ja to wiem.  

W wiecznie zachmurzonym stanie Waszyngton leży Forks. Dziura. To tam zginę z nudów. 

Przestałam udawać, że jestem w jakimś teledysku, lub w początku jakiego mdławego filmu i spojrzałam na mojego ojca. Nazywał się Charlie i był komendantem policji. Ten fakt na pewno przysporzy mi wielu znajomych, pomyślałam. 

- Masz dłuższe włosy - zauważył, pragnąc rozpocząć jakiś small talk. 

Wzięłam ich końcówki w ręce i wzruszyłam ramionami. W sercu zrobiło mi się jednak miło, że zauważył. Że pamiętał. Przecież nie musiał. 

- Nie ścinałam, odkąd ostatni raz się widzieliśmy.

W końcu dojechaliśmy do białego domku, niczym nie wyróżniającego się od pobliskich. Pensja Charliego, nawet jak na komendanta, nie była makabrycznie wysoka. Ale wyglądało tu nawet miło, może lekko ponuro. Wyszłam z auta i spojrzałam na niego z lekkim utęsknieniem. Kiedy byłam młodsza, spędzałam tu dwa tygodnie wakacji. Sama nie jestem pewna, czemu zaprzestałam. Miło było wrócić. Wraz z tatą wzięliśmy moje rzeczy i wkroczyliśmy w jego progi. Miałam wrażenie, że pamiętam każdy najdrobniejszy kąt, ale nie potrafiłam przywołać z nim żadnego konkretnego wspomnienia. No, ale zawsze coś. 

- Przygotowałem ci parę półek w łazience - powiedział mężczyzna, kiedy wchodziliśmy po schodach. 

Jedna łazienka. Ale, czy to bardzo miałoby mi przeszkadzać? Było nas tylko dwóch, chyba, że ojciec miał kogoś na oku. Mogliśmy się bez problemu pomieścić. Mentalnie narzekałam już na to całe miasto, łazienkę chyba mogłam sobie odpuścić. 

Rozejrzałam się po pokoju. Na tablicach korkowych nadal wisiały różne moje stare bazgroły i wycinanki. Nigdy nie przejawiałam zdolności artystycznych, za dzieciaka to już szczególnie. Łóżko było pościelone, a w pokoju był porządek, co szybko miało się zmienić. Naprawdę doceniałam, że Charlie tak się postarał, przecież nie musiał. Odłożyłam plecak w kąt i słuchałam uważnie, jak policjant opowiada o urządzaniu pomieszczenia. 

Po chwili nastała między nami niezręczna cisza. Już chciałam ją jakoś przerwać, ale Charlie stwierdził, że da mi się rozpakować i pożegnał się. Odprowadziłam go wzrokiem. Nigdy nade mną nie wisiał, nie kontrolował mnie, jak niektórzy rodzice swoje dzieci. Ale miałam nadzieję, że na tym nie skończy się nasza relacja. Naprawdę chciałam nadrobić jakoś stracony czas, był w końcu moim ojcem. 

Zaczęłam się rozpakowywać, co szło mi z trudem. Nienawidziłam tej części i pragnęłam, aby istniał jakiś magiczny sposób na to, aby moje rzeczy po pstryknięciu palcem znalazły się w szafkach. Niestety, magii szukać mogłam tylko w książkach. Wyjrzałam przez okno, gdzie w oczy rzucił mi się jaskrawy, pomarańczowy pick up. Koło niego stał mój ojciec i dwójka ludzi o rdzennej urodzie. Uznałam to za idealną wymówkę i znak od niebios, abym zrobiła sobie przerwę, więc szybko zeszłam na dół. Dopiero kiedy wyszłam z budynku zauważyłam, że nieznajomy starszy mężczyzna siedzi na wózku inwalidzkim. 

- Juniper, pamiętasz Billy'ego Blacka? - zapytał mój tata. 

Uśmiechnęłam się nerwowo, kompletnie nie pamiętając kim on jest. Moja pamięć była dosłownym żartem i wczesną oznaką starczej demencji. 

- Dobrze wyglądasz - uścisnęłam mu rękę, a ten uśmiechnął się pogodnie. 

- Nadal tańczę! - powiedział - Dobrze, że w końcu przyjechałaś. Charlie nie mógł się doczekać, wszystkim się chwalił!

Policjant przewrócił nieco speszony oczami, a mi serce zabiło mocniej. Uroczo było słuchać czegoś takiego, czuć się chciana. Zaczął się droczyć z Billy'im, a do mnie podszedł młodszy chłopak o długich włosach. 

- Jestem Jacob - przedstawił się - Kiedyś robiliśmy razem babki z piasku.

Pokiwałam głową, choć kompletnie tego nie pamiętałam, a samo to zdanie zabrzmiało nieco przerażająco. To było tyle lat temu, a on nadal to pamiętał. Może, tak samo jak ja, nie miał swojego życia? Fajnie by było kogoś takiego poznać. 

- Zawsze są tacy są? - zerknęłam na naszych ojców, kończących już swoje żarty i podchodzących do nas.

- Pogarsza im się z wiekiem - zaśmiał się Jacob, a ja nie mogłam się nie zgodzić. 

Przynajmniej tata nie był ponurakiem. Stanął przy aucie i klepnął w nie lekko. 

- Podoba ci się? - zapytał mnie - Prezent?

- To? - wskazałam na pojazd zszokowana. 

- Właśnie odkupiłem od Billy'ego - wyjaśnił Charlie. 

- Przerobiłem dla ciebie silnik - dodał Jacob. 

Uśmiechnęłam się nieco sztucznie i zaczęłam udawać, że nie wiadomo jak cieszę się z prezentu. Bo cieszyłam się, własne auto zawsze brzmiało cudnie. Ale to wyglądało, jak wyglądało, trochę lamersko. Ale i tak nie zmieniało to faktu, że byłam wdzięczna. Musiało trochę kosztować, Charlie nie musiał tego robić, a jednak zrobił. 

Młody Indianin pokazał mi co i jak. Szczery uśmiech pojawił mi się na twarzy, kiedy odpaliłam silnik. Zniknął, kiedy nastolatek wyjaśnił mi, że nie będziemy chodzić do jednej szkoły. Szkoda, wydawał się strasznie fajny. Miałam nadzieję, że uda nam się spędzić więcej czasu, wyczułam między nami nić porozumienia. 

No ale cóż, będzie tu bardzo nudno, albo bardzo ciekawie. Niedługo się przekonam. 

Nie jestem fanką pisania książek o sobie, więc OC ma po prostu takie imię jak mój pseudonim artystyczny. To luźna książka, póki co nawet bez okładki, a opieram ją na FILMIE, a nie KSIĄŻCE. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro