moja matka podczas okresu i gorzej
Ciężko spało mi się tej nocy, ale zwaliłam to na pełnie za oknem. Czytałam kiedyś, że większość ludzi ma wtedy problem z zaśnięciem i jest to jakoś potwierdzone naukowo. Przebudziłam się po raz enty i znajome oczy oraz sylwetka mignęły mi w kącie pokoju. Momentalnie się rozbudziłam i odwróciłam tylko na sekundę, aby zapalić lampkę, ale kiedy znowu tam spojrzałam, nikogo tam nie było. Przetarłam zdezorientowana oczy. Może w jednej kwestii doktor Carlise miał racje, może rzeczywiście przechodziłam jakiś mały stres pourazowy?
Na parkingu nie mogłam przestać wpatrywać się w miejsce wypadku. Na moment zapominałam nawet o Edwardzie, a przypominałam sobie o tym, że prawie zginęłam. Byłam mu wdzięczna za ratunek, naprawdę, ale wiedziałam, że to, co zrobił, nie było normalne. On nie był normalny i nie chodziło tu już nawet o jego zachowanie.
Spojrzałam, jak idzie wraz z rodzeństwem po parkingu, ale przede mną nagle pojawił się Mike, jak zwykle w dobrym humorze. Strasznie się ucieszył, że wszystko ze mną w porządku. Jednak, kiedy zapytał, czy pójdę z nim na bal, zamarłam. Nie byłam blisko z Jessicą i nie do końca ją lubiłam, ale widocznie była w nim zakochana. To byłoby poniżej pasa, gdybym się zgodziła, w końcu solidarność jajników. Grzecznie odmówiłam i skłamałam, że nie jestem pewna, czy w ogóle będę na balu, bo niby mam spotkać się z mamą. Tak naprawdę, to nie byłam pewna, czy wezmę w nim udział. Został jeszcze miesiąc, mam mnóstwo czasu na podjęcie decyzji. Od razu zaproponowałam mu, aby poprosił Jessice, a ten uznał to za świetny pomysł. Po chwili nauczyciel prowadzący wycieczkę zawołał nas do siebie. Dopiero wtedy zauważyłam Edwarda niedaleko nas, który prawdopodobnie podsłuchał całą naszą rozmowę.
Kolejny nie zna słowa ''prywatność''. Zażartowałam w myślach, że może był zazdrosny o Mike'a.
Z niezbyt dużym zainteresowaniem słuchałam o recyklingu, kiedy znajomy creep do mnie podszedł, a na dźwięk jego głosu lekko odskoczyłam. Czy on musiał zawsze tak wyskakiwać znikąd?
- Co jest w Jacksonville? - zapytał, niezbyt subtelnie na kogoś, kto podsłuchał nie swoją rozmowę.
Zaczęłam iść koło niego, nieco bardziej poirytowana.
- Nie wierzę, że podsłuchiwałeś - prychnęłam wkurzona.
Ten, nieco speszony, włożył ręce do kieszeni swojego płaszcza, ale widocznie był zdeterminowany, aby poznać odpowiedź. Szkoda, że to tak w drugą stronę nie działało.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie - spróbował wybrnąć z sytuacji.
- Ty na moje też nie. Nawet się ze mną nie witasz - zauważyłam.
Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi, ale chyba głupie ''cześć'' na korytarzu by go nie zbawiło. Albo jakiś sms, cokolwiek, jakaś interakcja.
- Cześć - powiedział, a ja roześmiałam się sucho.
Zapytałam go po raz kolejny o furgonetkę, a ten zaczął tłumaczyć coś o przypływie adrenaliny. Pokręciłam głową, a ten widocznie stwierdził, że powinnam być usatysfakcjonowana z takiej odpowiedzi, bo patrzył na mnie oczekująco.
- W Jacksonville są mieszkańcy Florydy - rzuciłam krótko.
Chwilę milczeliśmy, udając, że rośliny wokół nas są nazbyt interesujące, ale Edward po chwili zaczął przepraszać, że jest taki nieprzyjemny, ale uznał to za konieczność. Konieczność? Łatwa wymówka. Też miałabym być wiecznie wredna dla na przykład Jessicy, bo mnie wkurza? To tak przecież nie działało. Chciałam już zaprotestować, ale widocznie o wilku mowa, bo brunetka pojawiła się między nami uradowana. Edward uznał to za znak, że rozmowa skończona i sobie znowu poszedł.
- Mike mnie zaprosił! - cieszyła się dziewczyna - Chociaż byłam pewna, że zaprosi ciebie. Nie wyjdzie to głupio?
Zaprzeczyłam, przecież mnie z nim nic nie łączyło, a ich przeciwnie. Życzyłam im wszystkiego dobrego. Ale miło z jej strony, że się zapytała. Naprawdę doceniałam solidarność jajników. Nie wiem, czy jedna dziewczyna mogła zranić inną bardziej, niż przez odbicie upragnionego chłopaka. Serce krwawi najbardziej i najdłużej się goi. Jeśli w ogóle mu się uda.
Wyszliśmy ze szklarni i ze śmiechem uciekłam przed Ericem, który miał dżdżownicę na patyku i straszył nią innych. Dopiero po chwili spostrzegłam Edwarda, idącego żywo w moją stronę. Przez moment pomyślałam, że może w końcu, dręczony wyrzutami sumienia, powie mi prawdę i wyjawi swój wielki sekret.
- Nie powinniśmy się przyjaźnić - zaczął, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Em, ciebie też miło dziś widzieć - parsknęłam wkurzona, nie potrafiąc zrozumieć jego wiecznych humorów. Stanęłam przy nim - Mogłeś nie zatrzymywać tej cholernej furgonetki, nie zachowywałbyś się teraz gorzej niż moja matka podczas okresu!
Przez chwilę wyglądał i jakby się zapowietrzył i jakby miał się na mnie rzucić. Mimowolnie odsunęłam się kilka kroków.
- Myślisz, że żałuję? - zapytał poważnie, patrząc mi praktycznie prosto w oczy.
Boże, jak to nienaturalnie wyglądało.
- Tak się zachowujesz - wzruszyłam niedbale ramionami.
- Nic nie wiesz.
Tak, nic nie wiedziałam. Miałam pustkę w głowie od samego patrzenia na tego idiotę, a rozmowa z nim wygładzała mi fałdy w mózgu coraz bardziej z każdym kolejnym słowem. Po chwili podeszła do nas Alice, jego przyrodnia siostra. Za nim stał Jasper, nie zostawiający swojej dziewczyny na krok. Może też miał tępą minę, ale zapewne nie zachowywał się w stosunku do niej jak buc.
- Hej! - przywitała się z nami sympatycznie. Zwróciła się do mnie, aż się zdziwiłam - Jedziesz z nami?
- Nasz autobus jest pełny - zauważył Edward, nie dając mi dojść do słowa, po czym wsiadł do pojazdu.
Pokręciłam zmęczona głową, po czym ruszyłam do drugiego autobusu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro