Rozdział 7 "Jestem przy tobie"
*Pov Nightmare*
Ciągle nie mogłem zrozumieć, po co te dwa szkielety mnie tu przytargały...
Pewnie nie chcieli zostawiać mnie samego w ich domu, kiedy szli na swoje randki...
Westchnąłem. Nie dowiedziałem się NICZEGO.
Carrot za każdym razem zmieniał temat, a raz nawet wyszedł na chwilę do drugiego pokoju. Wnioskując z tego, że po chwili wbiła Elfik, musiał się ulotnić, żeby do niej zadzwonić.
Czemu tak trudno zdobyć te informacje? Ja chcę tylko poznać historię mojej przyjaciółki!
Wtedy wpadł mi do głowy inny pomysł. Ale aby go zrealizować, musielibyśmy wrócić do Asymulumtale... A patrząc na poczynania ryby i elfa, raczej nie zanosiło się na szybki powrót.
Wtedy przybyło wybawienie.
Undyne spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu i krzyknęła.
Okazało się, że umówiła się na oglądanie czegoś z Alphys...
Ten jeden raz, cieszyłem się że Elfik była shiperem.
Szybko się ogarnęła, krzyknęła do nerda, że oczekuje później news'ów i nim się zorientowałem, byliśmy znowu w AU białowłosej.
Rozejrzałem się. Miałem szczęście. Dziwnym trafem, znaleźliśmy się całkiem blisko miejsca, w które zamierzałem pójść...
Nie dane mi było, jednak, ulotnić się potajemnie.
Dziewczyna od razu zauważyła moje poczynania i chwyciła mnie za ramię, tym samym zatrzymując w miejscu.
- A dokąd to się pan wybiera, hmm? - zapytała z dziwnym błyskiem w oku.
Wyrwałem rękę z jej uścisku.
- Do psychiatryka - powiedziałem cicho, zgodnie z prawdą, na co elf zakrztusił się powietrzem.
- Więc mam na ciebie aż taki zły wpływ? - wydusiła z trudem, zginając się w pół ze śmiechu.
Cóż... Lepsza taka reakcja niż histeria... Ale na prawdę mogłem spodziewać się czegoś gorszego. Elfik spędziła tam wiele lat. Wiedziałem, że nie lubi o tym wspominać, tamte czasy nie były dla niej zbyt przyjemne.
Mimo wszystko nie potrafiłem powstrzymać poirytowanego warknięcia.
- Ooo! Czyżbym trafiła w sedno? - patrzyła na mnie rozbawiona.
No to teraz już muszę jej powiedzieć... Bleh...
- Chcę pogadać z Asy'm.
W jednej chwili, jej dobry nastrój zniknął całkowicie. Zszokowana mina utwierdziła mnie w przekonaniu, że powiedzenie jej o tym było złym pomysłem.
Przez dziesięć minut panowała niezmącona cisza.
W końcu odważyłem się ją przerwać.
- To... Może... Już pójdę...
Odwróciłem się powoli i skierowałem w stronę psychiatryka. Zamarłem słysząc cichy szept białowłosej.
- Nie wpuszczą cię.
Odwróciłem się powoli w jej stronę.
Opuściła lekko głowę i patrzyła w ziemię z przerażającym wyrazem twarzy. Było to coś na granicy przerażenia i szalonego uśmiechu.
Westchnąłem, mając nadzieję, że moje, w miarę, naturalne zachowanie ją uspokoi.
- No to wejdę tam siłą - stwierdziłem znudzonym głosem, na co dziewczyna pokręciła szybko głową w przeczącym ruchu.
- Nie ma mowy.
Jej twarz powoli wracała do normy.
Przyglądała mi się uważnie, a po chwili uśmiechnęła się z wysiłkiem - W takim razie chyba muszę pójść z tobą...
- Pogieło cię? - przerwałem jej - Przecież ty... - urwałem.
- Hmm? Ja co? - przybrała wyzywającą pozę i wbiła we mnie intensywne spojrzenie.
Powtrzymałem warknięcie.
- Nic... Chodźmy już, dobra?
*Time Skip* (kocham te dwa magiczne słowa! ~dop. aut.)
Szliśmy w milczeniu. Elfik najwyraźniej nie miała ochoty na rozmowę, a ja usilnie zastanawiałem się nad tym co powiem temu szaleńcowi. Muszę w jakiś sposób wydobyć od niego informacje...
Nim się obejrzałem, dotarliśmy na miejsce.
Zerknąłem na elfa. Delikatnie dygotała. Przez chwilę miałem ochotę ją przytulić, bo o ile wiem, coś takiego zazwyczaj jej pomaga, jednak odrzuciłem ten pomysł. Nie wiadomo jak zareagowałaby na coś takiego w tej sytuacji.
Wzięła głęboki wdech i ruszyła do wejścia, a mnie nie pozostało nic innego, jak tylko ruszyć za nią.
Chwyciła za klamkę i skrzywiła się zdziwiona.
- Zamknięte? - mruknęła z niedowierzaniem, po czym schyliła się, badając całe drzwi.
Po jakichś dziesięciu minutach, odsunęła się od nich i ruszyła w kierunku tyłów zakładu.
Chwilę później, w wejściu pojawiła się tutejsza Toriel. Wyglądała na zaskoczoną. Wyszła przed budynek, a Elfik do niej podbiegła.
Z kolei ja, cofnąłem się kilka kroków. Postanowiłem to zostawić komuś kto ma doświadczenie w dyskusjach z psychiatrami... Nic nie sugeruję, serio. Mniejsza z tym...
- Nie! - z rozmyślań wyrwał mnie oburzony krzyk przyjaciółki.
Stała zdenerwowana, patrząc z wściekłością na drzwi.
Czyli się nie udało...
Cóż, Elfik chyba nie miała takiego samego zdania co ja na ten temat. Trudno się dziwić - ona NIGDY nie przyjmuje do wiadomości słowa "przegrana".
Waliła w szkło ze zdeterminowaną miną.
Po chwili jednak zaniechała tej czynności i znów skierowała się w stronę tyłu budynku.
Usiadłem na trawie, wiedząc, że jeśli nic nie wymyśli to zaraz do mnie podejdzie, a jeśli na coś wpadnie to i tak niczego mi nie powie. Więc mogłem już tylko czekać.
Po prawie pół godzinie mi się znudziło.
Podniosłem się i ruszyłem sprawdzić co ten elf odwala przez tyle czasu.
Stała przy ścianie i... Żywo gestykulowała gadając ze sobą... Okeeej... Tego jeszcze u niej nie widziałem...
Zauważyła mnie. Uśmiechnęła sięszeroko w kierunku ściany, powiedziała coś czego nie usłyszałem i podeszła.
- Mam dobre i złe wieści - oznajmiła dalej się szczerząc - Które chcesz usłyszeć najpierw?
Wzruszyłem ramionami, na co ona warknęła.
- Chociaż raz mógłbyś się w coś zaangażować.
Powstrzymałem prychnięcie.
- A ta wycieczka to niby z jakiego powodu? Jestem bardzo zaangażowany!
- Tsa... Szkoda, że nie wiem w co...
Zignorowałem jej ostatnie słowa i czekałem na informacje.
- Więc... - zaczęła zrezygnowanym tonem - Pewna sprawa to to, że nie wejdziemy. Gadałam z Papsem, a on wie co mówi.
Papsem? Tym wymysłem mojej wersji z tego AU? Aha... Nie mam siły z nią dyskutować, chyba tym razem to przemilczę...
- Wiesz dlaczego? - starałem się zabrzmieć jakbym jej wierzył.
- Cóż... Dostali nowego pacjenta.
- Tylko tyle?
Czemu przybycie kolejnego wariata to taka wielka sprawa?
- Nie mogą go zamknąć czy coś? - zapytałem automatycznie.
To był błąd. Ku*wa... Zapomniałem z kim rozmawiam...
- Może i pacjenci nie są całkiem normalni, ale mimo wszystko, traktuje się ich jak żywe i myślące osoby. Nie można zamknąć kogoś i go zwyczajnie olać - odpowiedziała lodowatym tonem - Wracając... To dziewczyna. Człowiek.
Kolejne istnienie, które mam gdzieś.
- Tyle że... Potrafi modyfikować kod.
Oh. To już jest interesujące.
- Co więcej... Ona i Asy się polubili...
O nie. Znam tą intonację głosu. Tryb shiperki mode on.
- Papy mówił, że wydaje się w porządku. A ja skądś kojarzę jej imię. Rita... Hmm... Musiałam ją już spotkać, a skoro nie czuję nienawiści na myśl o niej, to nie może być taka zła.
Odwróciłem się bez słowa. Słuchanie jej ględzenia na temat shipów nic mi nie da.
Nie zamierzałem marnować na to czasu.
Mruknęła coś i ruszyła moim śladem z naburmuszoną miną, przez co mimowolnie się uśmiechnąłem.
*Time Skip*
Nie... Nie!
Z moich oczodołów ciekły łzy. Czemu? Ha! Nie mam pojęcia!
Nie rozumiałem co się dzieje.
Nie! Nie...
Zacząłem krzyczeć. Był to nieokreślony wrzask. Przeraził mnie ból, który było w nim słychać.
Nie! Nie!
Upadłem. Co się działo?
Nagle do pokoju wpadła Elfik.
Podbiegła do mnie i przyklękła.
Złapała za moje dłonie i zmusiła mnie do spojrzenia w jej oczy.
Nie... Nie...
"Spokojnie. Jestem przy tobie."
Głos mojej przyjaciółki odbijał się echem w mojej czaszce.
Nagle zamarłem. Całe cierpienie zniknęło równie nagle, co się pojawiło. Zapanowała cisza.
Elfik... Ona... Ona mnie pocałowała.
____________________________________________________
Zabijcie mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro