Rozdział 4 "Dobranoc"
*Pov Elfik*
Pokazywałam mu zdjęcia Cila i Aeshyli, gdy nagle poczułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam na niego zdziwiona. Wpatrywał się we mnie uporczywie.
- Dlaczego to robisz? - zapytał z ciekawością w głosie - Mam na myśli... Bycie shiperem. Czemu tak bardzo starasz się by dwie osoby były razem?
Muszę przyznać... Jego pytanie mnie zaskoczyło.
- Hmm... - mruknęłam zastanawiając się nad odpowiedzią - Bo są razem uroczy?
Night prychnął. i spojrzał na mnie z rozbawieniem połączonym z politowaniem.
- Jesteś shiperem w każdej postaci. Jakim cudem twoje "złe" osobowości miałyby robić coś bo jest urocze?
Fakt. Ma rację. Bleh...
Westchnęłam.
- Ja... Po prostu chcę by ci, którzy do siebie pasują, byli parą. W swojej obecności są szczęśliwi, pełni pozytywnej energii! Jako ktoś, kto wie co to prawdziwa samotność, chcę aby inni cieszyli się obcowaniem z innymi z całych sił. Miłość daje im właśnie to... - roześmiałam się - Przepraszam... Bredzę jakieś głupoty.
Podniosłam się z kanapy i przeciągnęłam. Wskazałam na zegarek i bez słowa ruszyłam do łazienki. Teraz tylko się ogarnąć i spać...
- Dobranoc.
Zatrzymałam się w połowie drogi. To było nietypowe zachowanie z jego strony. Odwróciłam się i spojrzałam na niego uważnie. Sprawiał wrażenie zamyślonego. Heh, jest tak pogrążony w myślach, że się zapomniał... Zachichotałam cicho.
- Dobranoc Nightmare.
Wzięłam krótki prysznic, po czym weszłam do swojego pokoju. Standardowo posiedziałam na Wattpadzie i... Tak zeszło mi pół nocy... Ale o piątej poszłam spać! Serio! No... Może nie mogłam zasnąć, ale to nie zmienia faktu, że się położyłam!
*Time Skip*
Wstałam w południe. Uhhh... Siedzenie w krzakach przez pół dnia to nie był dobry pomysł... I na Wattpadzie w nocy, też nie...
Po ogarnięciu się i zjedzeniu śniadania ruszyłam na ciężką misję obudzenia mojego gościa.
Gdy weszłam do salonu, o dziwo, był już w pełni przytomny.
Złapałam się teatralnie za serce.
- Nie wierzę! - wykrzyknęłam, starając się nie roześmiać - Cud się wydarzył!
Night rzucił mi jedno ze swoich najbardziej ponurych spojrzeń.
- Zamknij się... - wymamrotał, co sprawiło, że już nie wytrzymałam i skończyłam zwijając się ze śmiechu na podłodze.
Kiedy się w końcu uspokoiłam, zaproponowałam mu spacer. Na początku odmawiał, ale po chwili uległ. Jak zwykle wygrałam!
Wyszliśmy na dwór. A dokładniej ja wyszłam. Nightmare ociągał się w drzwiach, rozglądając się niepewnie, w poszukiwaniu psychopatów chcących jego śmierci.
- No co jest? - zapytałam i przekrzywiłam głowę - Aż tak się ich boisz?
- Nie! Zwyczajnie... Wolę uniknąć takiego spotkania.
- Jaaasne - wywróciłam oczami i podeszłam do niego. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą, mając gdzieś, że zostawiam otwarty dom.
- Ku przygodzie! - wykrzyknęłam radośnie.
__________________________________
Bleh... Nie wierzę, że dodaję tu rozdziały tak często.
Dzisiaj krócej niż zazwyczaj, ale za to w następnym rozdziale będzie się działo!
Ale nie w ten sposób zboczuchy!
Ave! Lenny! (Yokoteiści górą!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro