Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12 "Żartujesz"

Ano. Żyję.
_______________

*Pov Elfik*

Szłam wolno przed siebie, patrząc spokojnie na chmury leniwie płynące po niebie. (rapsy godne Laffayet'a, lol. ~dop. aut.) To był kolejny cichy dzień w cichym i niedokończonym AU.

Byłam tu już ponad... pół roku? Nie miałam pewności; w tym miejscu nie trzeba było patrzeć na czas.
Codzienny rytm jakim funkcjonowałam nie był wymagający, ale też utrzymywał na tyle ciekawy poziom, że nie poczułam jeszcze potrzeby wyrwania się z niego.

Ale zaraz, zaraz. Skąd właściwie się tu wzięłam?
Well... aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć do momentu, gdy ukrywałam się u Swap!Undyne przed Nightmare.
Konkretniej do chwili, gdy chciałam lecieć mu na ratunek przed trochę zbyt gorliwymi fankami Fresha...

O-oj... — królewski naukowiec patrzył na mnie z coraz większym niepokojem — A-ale to z-znaczy, że...
— ...że znowu będę mu musiała ratować miednicę. — dokończyłam ze skwaszoną miną.
Podniosłam rękę, aby otworzyć portal iiiii... Gdyby nie szybka reakcja humanoidalnej ryby, wylądowałabym na podłodze.
— Ugh... Und, mam do ciebie jeszcze jedną prośbę...

— Nie ma mowy — przerwała mi, nim zdążyłam powiedzieć cokolwiek więcej. — Jeszcze nie zregenerowałaś się do końca po teleportacji między universami. W dodatku twoja osobowość rozszczepia się ze zbyt dużym natężeniem. Nie puszczę cię na żadne ratowanie cudzej miednicy, moja droga!

— Żartujesz? — zaprotestowałam natychmiastowo, jednak mój opór był całkiem bezsensowny, gdyż Undyne zwyczajnie miała go gdzieś.

— Gdybyś się tam teraz pojawiła i tak tylko byś mu przeszkadzała — oznajmiła z mocą. Posadziła mnie na fotelu, a po chwili sprawdzania kilku ekranów, dodała jeszcze — I tak nie ma go w twoim domu.

Cóż, jeżeli chciała mnie tym uspokoić, nie mogła powiedzieć niczego gorszego.

— SŁUCHAM? CO TO ZNACZY, ŻE GO NIE MA, PRZEPRASZAM BARDZO? TO GDZIE ON, DO JASNEJ ANIELKI, TERAZ JEST?

Potworzyca rzuciła mi krótkie spojrzenie.

— W Swaptale.

— No po prostu, ku*wa, wspaniale.

. . .

Nazwijcie mnie tchórzem czy mięczakiem, ale naprawdę nie chciałam się z nim widzieć.

Trochę dziwne, zważywszy na to, że chwilę wcześniej chciałam nie patrząc na nic do niego pędzić?
A skąd! Przecież wtedy myślałam, że może zginąć. To wyjątkowa sytuacja, przy której nie myśli się o pomniejszych sprawach, takich jak zawstydzenie.

Tyle że teraz już zagrożenia życia na horyzoncie nie było.

W dodatku Night był niepokojąco blisko, w tym samym AU i to jeszcze w moim dawnym domu, razem z moją rodziną!

Każdemu może się zdarzyć spanikować, okej?

— Undy, wyślij mnie gdzieś. W jakieś ciche miejsce, jak najdalej stąd. N a t y c h m i a s t.

I tak oto trafiłam do jednego ze światów mojej Twórczyni.
Niedokończonego, a więc niedostępnego dla większości istnień, od najmniejszego tworu do największego Twórcy.

Nie było zbyt szczególnie.
Ot, zwykłe uniwersum na podstawie popularnej gry.

Undyne wybrała je, z dwóch powodów. Po pierwsze, szkielet przed którym zwiewałam mógł się dostać w to miejsce tylko cudem.
Po drugie, to miejsce zostało porzucone w dosyć szybkim stadium tworzenia. Postacie i miejsca były wykreowane, ale fabuła nie zdążyła jeszcze zaistnieć. Oznaczało to mniej więcej tyle, że nigdy nie pojawił się tu gracz czy innymi słowy Frisk. Potwory już na wieczność miały oczekiwać pojawienia się człowieka.
A jak się to miało do mnie? W takim miejscu, połączenie z Twórcą jest o wiele silniejsze, co według mojej rybiej znajomej powinno pomóc mi z moją coraz bardziej słabnącą kontrolą osobowości.

Czy pomogło?

Hmm. I tak, i nie.

Na pewno, zmiany z jednej na drugą zaczęły być rzadsze. Na pewno też, znów nauczyłam się działać z dwiema równocześnie.
Ale poza tym, warto chyba wspomnieć, że osobowości się zmieniły. Ja się zmieniłam.

Przestałam być aż tak narwana, w wielu kwestiach.

Na przykład w statkowaniu.
Tak, dokładnie. Uspokoiłam się jako shiperka. Ekstazę wywoływało we mnie jedynie parę parringów.

No i moja mordercza strona...
Właściwie zniknęła.

Natomiast moje matczyne instynkty niezwykle się rozwinęły!
Od zawsze byłam w grupie swego rodzaju matką, ale na moim odosobnieniu od wszystkich, których znałam, wzrosło to do maniaklnych wręcz rozmiarów.

Wszystkie te zmiany miały tak naprawdę jeden powód – moją Twórczynię.

W niewykreowanym do końca świecie, twór taki jak ja zaczynał przejmować cechy swojego Autora.
A że ja byłam do tego jeszcze personą, czyli swego rodzaju odpowiednikiem Twórcy w uniwersach przez niego tworzonych...

Moja obojętność wobec obcych, częściowy introwertyzm, a nawet orientacja seksualna – której, zaznaczę, nigdy dla siebie nie określałam – wszystko to się zmieniło.

Myślę, że to wszystko zgrało się z przemianą, jaką przeszła Twórczyni.
To dlatego nastąpiło we mnie tak wiele zmian.

Jedym słowem, złagodniałam.

Hahah, ciekawe co powiedziałby na to wszystko Nightmare.

______________

Potrzebowałam czegoś głupawego na rozluźnienie i odmóżdżenie, więc znów posuwam tu pracę niewiele do przodu.

Nie wiem jak jest, bo już mi się oczy kleją, nawet tego nie sprawdzę, przepraszam.

Dobranoc. ⭐️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro