Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Wróciła. Ten dzień, kiedy wreszcie musiała zejść do pokoju wspólnego Slytherinu, był koszmarny, a przynajmniej tak się jej wydawało.

Na korytarzach była często wytykana palcami, za plecami słyszała szepty. Ignorowała to do momentu, kiedy jeden z trzeciorocznych z Gryffindoru podszedł do niej.

— Jesteś starsza, lubię starsze, one mają więcej ciałka.

Uśmiechnął się do niej. Jej zażenowana twarz i postawa od razu przywróciły go do świata żywych.

— Minus dziesięć punktów za niekompletny ubiór, minus dwadzieścia punktów za niemoralne propozycję w stosunku do prefekta, minus dziesięć punktów za obrażanie wszystkich i minus pięć za to, że Cię nie lubię. 

Odwróciła się napięcie i odeszła, zostawiła oszołomionego chłopca i tłum osób, które śmiały się z całej tej sytuacji.

Szybkim krokiem udała się do biblioteki. Książki uspokajały ją. Czuła się tutaj wyjątkowo bezpiecznie i mogła robić co chciała. Gdy tylko usiadła z kolejną lekturą w ręku, usłyszała czyjś ściszony głos.

— Bardzo dobre posunięcie, nowa pani prefekt.

Było to prawie wysyczane, postanowiła grać dalej.

Po prostu zajęła się czytaniem, a osobnika, który wypowiadał dane słowa, najzwyczajniej w świecie zignorowała. Mimo wszystko Tom Riddle nie lubił być traktowany jak powietrze. Wyszarpnął jej z rąk ukochany spokój i harmonię, spoglądając w jej ciemne oczy.

— Nie lubię, jak ktoś mi nie odpowiada, Granger.

Odłożył na stół małą książeczkę i spojrzał na dziewczynę.

Dlaczego akurat ona musi go tak denerwować, gdy reszta wokół wydawała się nawet do zaakceptowania? Niektórzy byli obrzydliwi lub po prostu denerwowali go samym swoim stylem bycia. A ona?

Inteligentna i nieustępliwa, posiadała ogrom wiedzy - taka, jak powinna być według niego kobieta, a mimo wszystko wkurzała go sto razy bardziej niż zwykły idiota.

— Dziękuje za uwagę, na pewno nie zapamiętam — powiedziała beznamiętnie w jego kierunku.

Był już tak zły, że nie chciał zrobić jej krzywdy, chociażby nie przy ludziach. Najzwyczajniej w świecie odszedł zostawiając ją w swoim świecie. A ona skorzystała z okazji, że wreszcie dał jej spokój. Była po prostu szczęśliwa.

(***)

Dopiero wieczorem uświadomiła sobie, że musiała wykonać misje. Spieszyła się właśnie na kolację. Usiadła przy długim stole, nałożyła cokolwiek na talerz. Jadła tak szybko, że prawie udusiła się przełykając wielkie kawałki szynki, a następnie wybiegła pędem do pokoju wspólnego. Ku jej zdziwieniu było tutaj naprawdę sporo osób.

Popatrzyła niepewnie na wolne miejsce na kanapie, podeszła do niego i usiadła. Jak gdyby nigdy nic otworzyła Historię Hogwartu i rozejrzała się po ludziach. Niektórzy byli całkiem przyzwoici, a inni wzbudzali w jej lęk. Widocznie czystą krew czuło się od razu i nic innego nie było potrzebne, aby dostać się do tego domu. Liczyło się tylko to, że nie było w nich nawet małej kropelki mugolskiej krwi.

Westchnęła. Kilkoro oczu skierowało się w jej kierunku. Zamarła, próbowała czytać ale jej oczy mimowolnie świdrowały to po ludziach, to po lekturze. Nie wiedziała za bardzo, jak się zachować. Była nowa. Wszyscy uczniowie plotkowali o niej. Słyszała to wszędzie, nie ważne, gdzie się pojawiła.

— Brawo, Granger — powiedział jakiś dziewczęcy głos.

Popatrzyła na kobietę, która siedziała nieopodal na miękkim fotelu. Była całkiem ładna. Długie czarne włosy, niebieskie oczy. Na oko chodziła do szóstej klasy, a możliwe, że nawet uczęszczała na lekcję jej rocznika, tyle że ona nie zwróciła na nią uwagi. Kiwnęła tylko głową. Nie wiedziała, o co teraz chodziło.

— Zajęłaś moje miejsce prefekta i już stałaś się sławna. Dobrze tak tej szlamie na korytarzu.

Pokiwała z uznaniem głową. Kobieta patrzyła na nią badawczym wzrokiem.

— Dostał to, na co zasłużył.
Jej beznamiętny ton przeraził ją. Widocznie w towarzystwie takich osób sama się stawała zimną bryłą. Było to coś nowego, podobało się jej to choć nie powinno.

— Nazywam się Walburga Black.

Spojrzała na kobietę. Widziała ją już kiedyś. Mogła to przysiądź. Po chwili zastanowienia zobaczyła charakterystyczne rysy Syriusza. Chciała coś powiedzieć ale ugryzła się w język w ostatnim momencie. To była matka ojca chrzestnego Harry'ego. Była w wielkim szoku. Jeśli była tutaj ona, to musiał być też jego ojciec. Spojrzała wzrokiem po pokoju wspólnym.

— Za czym się tak oglądasz? — zapytała jej nowa znajoma.

Pokręciła tylko głową. To naprawdę dziwne przeżycie spotkać kogoś, kogo nigdy miało się nie poznać. Taki lekki zawrót głowy i dość ciekawe doświadczenie. Wiedziała, że to coś, o czym opowie chłopakom, jak wróci.

Im? Potter może i chciał się czegoś dowiedzieć, ale Ron? O nim chciała w dalszym ciągu zapomnieć. Przy czarnowłosej kobiecie znalazł się jakiś długowłosy mężczyzna.

— To jest Orion Black, mój daleki kuzyn, ale i jednocześnie narzeczony.

Uśmiechnęła się do niej, a mężczyzna bez słowa chwycił rękę Hermiony i ucałował ją z należytym szacunkiem.

Popatrzyła w jego niebieskie oczy, takie bez wyrazu. Wyglądał na wiecznie zmęczonego życiem. Prawie jak jego syn po tych wszystkich latach w Azkabanie. Usadowił się obok swej wybranki na kanapie, w tym samym czasie jego narzeczona również znalazła się obok ciemnookiej.

— Hermiona Granger. Nie znam tego nazwiska — powiedziała, akcentując jej nazwisko bardzo zabawny sposób.

Zaśmiała się. Była gotowa na takie pytania.

— Nie pochodzę z Anglii, to zrozumiałe. Mieszkam, a raczej mieszkałam na terenie Stanów Zjednoczonych.

Uśmiechnęła się do dziewczyny, która wyraźnie łyknęła kłamstwo. Odwzajemniła uśmiech, a następnie kopnęła w kostkę swojego przyszłego męża.

— Zachowałbyś się może, albo stąd wyjdź — rzekła.

Bez słowa wstał i wyszedł z pokoju. Żadna nie miała zamiaru komentować tego ulotnienia się. Zajęły się czymś zupełnie innym.

— No tak. Mogłam to zauważyć. Przepraszam. A dlaczego zostałaś prefektem? Mnie usunęli. Nie radziłam sobie, wolałam się spotykać z Orionem, niż siedzieć z Riddlem na tym patrolach. Mimo tego, że Tom wydaje się miły, jest dziwny. Mówię ci. Nie zazdroszczę, szczególnie dlatego, że za godzinę zaczynacie razem patrol. Właściwie to mieszkamy w jednym dormitorium, ale nie miałam jeszcze okazji zamienić z tobą ani słowa. I żeby tego było mało, uczymy się na tym samym roku. Po owutemach czeka mnie małżeństwo. Będzie naprawdę cudownie.

Hermiona wiedziała, że ostatnie słowa były wypowiedziane na przymus. Nie wyglądało to dobrze, ale zapewne za namową rodziców musieli jakoś pielęgnować swoje uczucie, którego i tak nie było.

— Rozumiem. Tom? Jest bezczelny i arogancki, ale w sumie tylko tego można było się po nim spodziewać.

Ręką rozrzuciła swoje długie włosy po oparciu kanapy. Mrugnęła kilka razy oczami. bo zobaczyła zaskoczoną minę panny Black.

— Czyli nie jesteś nim zainteresowana? — zapytała.

Żołądek podskoczył jej do gardła, jak przypomniała sobie, kiedy na korytarzu przyszpilił ją do ściany. Był bardzo przystojny, a wtedy jeszcze bardziej pociągający. Taki władczy i nieustępliwi, prawdziwy mężczyzna.

— Nie. Nie mam zamiaru interesować się kimś takim. Szukam czegoś innego.

Nie potrafiła nawet określić kogo chciała. Najważniejsze to czuć się kochaną przez drugiego człowieka, ale ona? Nie była nawet pewna czy Ron ją kochał. Zazwyczaj chciał pójść z nią do łóżka. Gdyby nie to, że musiała się wziąć w garść, zapewne płakałaby łzami żeliwnymi. Całą siłą woli powstrzymała się od tego i znowu przybrała maskę obojętności.

— No to chyba jesteś jedną z nielicznym Ślizgonek, które mają dosyć pana Riddle, szczególnie biorąc pod uwagę, że znasz go dwa dni.

Walburga zamknęła swoje oczy. Wyglądała teraz zjawiskowo. Hermiona była święcie przekonana, że gdyby nie zaręczyny, dziewczyna miała cały tłum adoratorów na swoje usługi.

— Myślę, że jak porozmawiałyby z nim to diametralnie zmieniłyby zdanie o swoim księciu.

Ostatnie słowo spowodowało chichot obu kobiet.

— Zaczynam cię lubić, Hermiono, to dobry znak na przyszłość.

Dziewczyna osobiście podzielała jej zdanie, ale w zupełnie innym sensie. Teraz dzięki tej rozmowie, miała nadzieję, że nie będzie wyróżniała się za bardzo z tłumu nastolatków. Musiała się jak najszybciej wtopić w tłum, a znajomość z tą dziewczyną ułatwiała sprawę.

— Widzisz tego chłopaka? To Charlus Potter. Oprócz Toma to jeden z najbardziej porządnych obiektów tego domu. Ze szlamami się nie zadajemy — uściśliła, a Hermiona ona pokiwała tylko głową.

Wiedziała, jakie krytyczne zasady panują w tym domu i nie zamierzała tego zmieniać. Mogłoby to mieć zgubny wpływ na przyszłość i na jej relację z członkami takiego domu jak Gryffindor.

Właśnie wtedy zauważyła rozczochrane włosy i charakterystyczne okulary. Gdyby nie to, że była kilkadziesiąt lat wstecz, myślała, że to Harry. To nie mógł być jego ojciec, był przecież w wieku Severusa Snape. Widocznie trafiła również na dziadka Pottera. Była bardzo zaskoczona tymi wszystkimi osobami, których nie dane było jej spotkać w przyszłości, bo zmarli zanim zdążyła się urodzić.

— Bardzo jest podobny do kogoś, kogo znam — powiedziała pierwsze co jej przyszło na myśl.

Wiedziała, że zapewne dziewczyna przygląda się jej zdziwionej minie. Ponieważ nie było tutaj powodu do plotkowania, wyciągnęła książkę ze swojej torby i rozłożyła na kolanach. Hermiona poszła w jej ślady.

Historia Hogwartu nigdy nie była aż tak przyjemna jak dzisiaj.

(***)

Nadeszła godzina zero dla dziewczyny. Czekała spokojnie w pokoju wspólnym, który powoli opustoszał. Wiedziała, że dzisiaj będzie miała okazję do tego, aby porozmawiać z Tomem inaczej niż zazwyczaj.

Ich rozmowy na razie były groźbami. Bywały zimne jak lód i na dodatek bez sensu. Kolejny raz przeszło jej przez myśl, że chłopak zachowuje się jak Draco Malfoy, z tą drobną różnicą, że ten tleniony blondyn nie posiadał horkruksów, a dodatkowo nie planował zgładzić świata mugoli.

Tak. Teraz mogła na spokojnie stwierdzić, że pod tym względem sama postać Dracona Malfoya nie była tak inwazyjna jak cel jej misji.

A Riddle? To była jedna, wielka zagadka, której nie dało się obejść. Trzeba było w nią wejść. Musiała zrobić z niego książkę, prolog zawsze był nudny, pierwsze rozdziały nie chwytały za serce, ale sam środek wreszcie wybuchał, powodował euforię i chęć dalszego czytania.

A koniec? Koniec może być szczęśliwy - dla niego i dla niej. Ona była przyszłością, której on nie zepsuł w przeszłości.

— Tu jesteś, Hermiono.

Silił się na miły ton, ale jak zwykle wyszło źle. Po prostu nie potrafił się zachować w jej towarzystwie. Skarcił się w myślach. Musiał jakoś wreszcie to powstrzymać.

— Nie udało ci się. Idziemy? — zapytała stojąc już jedną nogą za portretem.

Pokiwał tylko głową i wyszedł za nią. Szli powoli, nie przejmowali się właściwie niczym. Ona była definitywnie pewna, że w jego obecności nic jej nie grozi. On nie ujawniał się na gruncie, który kochał, nie teraz, szczególnie teraz.

Była pewna. Miał już jednego horkruksa. Zabił swojego ojca, Toma Riddle'a Seniora. Zrobił to mając szesnaście lat, czyli dokładnie rok temu. W tym roku, na którym byli teraz, prawdopodobnie planował znaleźć lub już znalazł Komnatę Tajemnic. Jako dziedzic Slytherina był wyjątkowo niebezpieczny dla otoczenia dzieci mugoli. Musiała temu zapobiec.

— Idziesz tak cicho, że nawet duch by cię nie zauważył — powiedział do niej młody mężczyzna.

Zignorowała go. Postanowiła, że tym razem on będzie mówił, a ona była od słuchania. Dla zasady złożyła ręce na piersi i szła dalej przed siebie. On wzruszył ramionami i tylko smętnie powlókł się za nią, ziewając zawzięcie.

— Jesteś zmęczony, idź spać. Sama sobie poradzę — stwierdziła.

Obudziła się w niej jakaś dobroć dla tego człowieka. Nie wiedziała dlaczego. On był zły, a ona dobra. Założyła, że powinna pokazywać mu, ile jest radości i szczęścia z tego powodu.

— Nie ma mowy. Jeśli coś ci się stanie, to ja za to odpowiem. W końcu jestem prefektem naczelnym.

Wypiął dumnie pierś do przodu, na co dziewczyna parsknęła śmiechem. Bardzo mocno go to zirytowało, dlatego też zatrzymał się na chwilę w miejscu i wziął kilka głębszych wdechów. Od razu pomogło. Pohamował się.

— Opowiedz coś o sobie — zażądał od niej.

Wywróciła teatralnie oczami i nie patrząc na niego.

— A wtedy nie uśniesz? — Pogrywała z nim.

Zacisnął pięści, ale ton jego głosu nadal był spokojny, zupełnie nie podobny do tego kilka dni temu.

— Nie, możesz zaczynać, bo robi się nudno — Odbił piłeczkę.

Nie miała wyboru. Postanowiła improwizować. Od dawna układała sobie plan, którego miała się trzymać w rozmowie o swoje osobie.

— Moje imię i nazwisko już znasz. Wiek również nie jest ci obcy. Podchodzę ze Stanów Zjednoczonych, gdzie matka uczyła mnie w domu magii. Niestety rodzice zmarli na skutek wypadku samochodowego w te wakacje. Zostałam sama, zmuszona pójść do szkoły. Wybrałam Hogwart, dlaczego nie, dużo o nim czytałam. Po prostu tak będzie dla mnie najlepiej.

Dlaczego kłamstwo przychodziło jej tak łatwo? Sama nie wiedziała. Po prostu czuła, że jak nigdy udało jej się swoją wymyśloną historię przedstawić tak autentycznie, że ona sama w nią uwierzyła opowiadając o tym.

— Mama? — zapytał.

Nie wiedziała, o co dokładnie mu chodziło, jak opowiadała o rodzicach, ale plan mimo wszystko, był genialny. Wiedziała, że odkrył już swoje pochodzenie, a podchody z nim były rzeczą oczywistą.

— Mama, uczyła mnie magii. Była jedną z nas, ojciec był mugulakiem — powiedziała to tak, jakby czuła obrzydzenie do swojego rodziciela.

Podziałało. Oczy chłopaka błysnęły w ciemności, a on na chwilę zamarł. Szli dalej, nie patrzyli na siebie.

— Twoja mama musiała być czystej krwi — odparł po jakiś dziesięciu minutach.

Ryba nadziała się na haczyk. Miała go w garści.

— Była. Nie pamiętam jej panieńskiego nazwiska, ale często wspominała czasy swojej młodości i właśnie Hogwart. Nie wiem dlaczego wyszła za mojego ojca, było to wyjątkowo nienormalne — powiedziała to tak, żeby poczuł więź łączącą ich co dalej działało.

— Nienawidzisz ojca?

Kolejny błysk w jego oczach spowodował, że ciarki przeszły jej po plecach. Pokiwała głową, chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.

— Był taki zwykły. Normalny, ale nauczył mnie żyć między nimi.

Ściszyła głos i przyłożyła dłoń na usta. Spojrzała na chłopaka.

— Obiecaj, że nigdy, przenigdy nie powiesz nikomu o moim pochodzeniu. To ważne. Ślizgoni, jak mówiła mama, wyprą się mnie wtedy. Jestem w połowie szlamą!

Poważny ton głosu uderzył w niego niczym grom. Właśnie wtedy dotarło do niego z jakiego typu osobą rozmawia. Była podobna do niego. Nienawidziła swojego ojca, a matka była czystej krwi czarownicą, jak Meropa - jego matka, która umarła zaraz po wydaniu go na świat w przeddzień nowego roku.

To bolało, ale i motywowało do zmieniania świata magicznego. Był brudny, mugole go tylko zaśmiecali, tak jak jego ojciec, który zostawił brzemienną matkę. A on zaraz po urodzeniu był podobny do niego. To przekleństwo zostało z nim. Wyrósł na przystojnego, wysokiego mężczyznę, kobiet mógł mieć bez liku.

A on? Dążył do czegoś innego, większego.

— Oczywiście, zostanie to między nami — powiedział ściszonym głosem.

Kolejne minuty upływały w ciszy. Było wyjątkowo cicho w zamku. Hermiona nie pamiętała nigdy takiego spokoju. Od kiedy poszła do szkoły, zawsze coś się działo i to właśnie przez tego człowieka, który szedł obok niej. Właściwie nie wiedziała dlaczego, ale zaczynała się w niej rodzić sympatia do tego człowieka. Był zły, ale czarujący. Musiała uważać, bo to może ją zwieść na niepewną drogę.

Trwali tak w niebycie jeszcze chwilę. Tom szedł cały czas z głową w chmurach. Zamyślony, jak w transie. O czym myślał? O czymś, czego nie powiedział jeszcze na głos nikomu z tych murów. Rzucił jedno przelotne spojrzenie na kobietę.

— Aby nie było, że nic o sobie nie powiedziałem.

Ściszył głos i szybkim krokiem podszedł do młodej kobiety.

— Również jestem półkrwi, mam nadzieję, że teraz jesteśmy kwita i zostanie to tylko między nami — szepnął jej na ucho.

Mimowolnie zrobiła się czerwona jak piwonia. Nie spodziewała się, że znowu będzie tak blisko niej. Gdy oddalił się, starała przywołać się do porządku.

— Granger, to nie było aż tak podniecające, abyś musiała się rumienić, idziemy.

Wskazał ostatni korytarz. Popędziła za nim, ile sił w nogach, starała się jeszcze na chwilę zapomnieć o tym słodkich zapachu, jaki wokół siebie rozsiewał.

(***)

Wróciła do dormitorium grubo po północy. Obserwowała jeszcze, jak Tom udawał się po schodach do swojego dormitorium. Nie powiedział już ani słowa. Po prostu milczeli, a potem czym prędzej udali się do pokoju wspólnego Slytherinu.

Rozstali się nawet bez słowa na dobranoc. Dlaczego więc było jej przykro z tego powodu? Po prostu nie wiedziała. Czuła, że coś było nie tak. Wszystko powoli się zmieniało, a w tym ona sama.

— Cholera — powiedziała, wchodząc do łóżka.

Rozejrzała się po pokoju. Na jednym z łóżek zobaczyła śpiącą Walburgę, a na drugim nieznaną jej jeszcze z imienia i nazwiska dziewczynę.

Wszystkie miały po siedemnaście lat, ale przyszłe życie miały związane z wyjściem za mąż za czarodziejów czystej krwi.

Cieszyła się, że w przyszłości nic takiego nie istniało, nawet u rodzin czystej krwi. Było inaczej, a ona musi teraz zrobić tak, żeby było jeszcze lepiej.

Sięgnęła pod łóżko i wyciągnęła z niego zdjęcie. Była na nim z Ronem i Harrym. Przytulali się i śmiali, było ono zrobione kilka miesięcy po zgładzeniu Lorda Voldemorta.

A potem? Wszystko się popsuło. Z dnia na dzień było coraz gorzej, aż wreszcie wylądowała tutaj.

— Znowu w Hogwarcie — szepnęła.

Położyła głowę do poduszki. Wsłuchała się w hukanie sowy, usnęła szybciej niż miała to zamierzone.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro