Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Miała tylko dziewiętnaście lat i już została asystentką ministra. To właśnie była ona - Hermiona Granger. Jej najlepsi przyjaciele, Harry Potter i Ronald Weasley, byli doskonałymi aurorami, jednego z nich poznawał każdy, kto spojrzał na jego charakterystyczny znak w kształcie błyskawicy, który znajdował się na czole. Harry Potter, ten, który pokonał Lorda Voldemorta, dziecko, które przeżyło, aby nadać historii większy sens, ten, który przyczynił się do upadku Czarnego Pana. Wszyscy znali Wybrańca. Podziwiano go, podziwiano Hermionę i podziwiano Rona - ostatniego członka złotej trójcy.

Co robiła młoda kobieta, że o niej wspominamy? Siedziała w biurze samego ministra. Siedziała, to dobre słowo. Ciągle tylko siedziała i nic więcej nie robiła. Podpisywała miliony papierów, które zazwyczaj piętrzyły się na jej biurku. Nie ważne czego dotyczyły, musiała je podpisać i postawić pieczątkę na każdym z nich. Trochę ją to dołowało, jednakże miała całkiem przyzwoitą pracę. Godziwą i dobrą. Zarabiała ile chciała. Musiała tylko być codziennie, a wolne brać wtedy, gdy ktoś będzie na jej zastępstwo.

Westchnęła. Dzisiejszy dzień był taki sam jak wczorajszy albo ten tydzień temu. Nie różnił się niczym. Najpierw wycieczka do departamentu, umówić wizyty ministra i spotkania z ważnymi przedsiębiorcami. Od czasu do czasu przyjmować zagranicznych gości. Naprawdę pracy było co nie miara, ale wystarczył tylko mały staż i mógłby to robić każdy.

Jeśli mógłby to robić ktokolwiek to dlaczego ona musiała dostać takie stanowisko? Obawiała się, że to wszystko było przez znajomość z samym Harrym Potterem. Jednak dzisiaj miało się to zmienić. Miało być zupełnie inaczej, a wiedzieli o tym tylko jej przyjaciele i sam minister.

Ona pracowała jak zwykle, nie spodziewała się niczego. Siedziała spokojnie w swoim gabinecie i uzupełniała papiery. Im ich więcej, tym gorzej. Wzrastały i piętrzyły się przed nią, a końca nie było widać. Nie raz zdarzało się, że pod naporem ciężaru, wszystkie spadały na podłogę. Sprzątanie tego bałaganu zajmowało jej dobrą chwilę czasu.

Nagle drzwi otworzyły się i huknęły o ścianę. Podskoczyła na krześle jak oparzona. Zobaczyła przed sobą Rona. Od roku byli parą, chociaż nie można powiedzieć, że dobrze im się razem układało. Przeciętnie, to chyba idealne określenie dla tego typu związku w jakim pozostawali od tego czasu. Może była z nim z przyzwyczajenia a może z miłości. Ostatnimi czasy częściej zastanawiała się nad odejściem od Weasleya niż powinna. Karciła się za to w myślach, jednak serca nie da się oszukać.

Uśmiechnęła się do niego, jednak ten miał zamyśloną minę. Spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczami. Lubiła je, można powiedzieć, że nawet pociągały ale ona nie zamierzała na razie wkraczać w tą sferę doznać.

— Cześć —  powiedział, a następnie podszedł do niej i ucałował ją delikatnie w policzek.

Poczuła się lepiej zważywszy na to, co przed chwilą pomyślała. Powinna się cieszyć, że miała takiego faceta. Nie powinna go oskarżać o byle co. Musi mu to jakoś zrekompensować, całe szczęście, że chłopak nie wiedział co krążyło jej po głowię.

— Cześć, kochanie —  odpowiedziała, gdy już wstała i przytuliła się do niego. Tym razem mocno ją złapał, jak nigdy. Nie zamierzała zostawić tego bez komentarza.

— Coś się stało? — zapytała z nutką strachu w głosie. Potrząsnął głową. Spojrzał tylko na drzwi.

— Musimy iść do ministra.

Ton jego głosu wskazywał na to, że jednak coś było na rzeczy. 

Oboje popatrzyli sobie głęboko w oczy i dalej przytulając się do siebie, wyszli z jej małego biura. Daleko nie musieli iść, jednak gdy znaleźli się przed gabinetem, zamarli. Oboje.

Ona nie wiedziała dlaczego, ale poczuła pod bluzką chłopaka, że mocno napięły mu się mięśnie. Ron delikatnie pchnął drzwi, które ktoś zostawił lekko uchylone. Ich oczom ukazał się Harry, który stał i rozmawiał o czymś cicho z ministrem. Nie popatrzył na nich. Nie chciał. Sam Harry Potter bał się spojrzeć prawdzie w oczy.

(***)

— Skoro już wszyscy są to możemy zaczynać —  powiedział czarnoskóry mężczyzna.

Stali, przerażeni i nie wiedzieli, co zrobić. Nogi jednak w końcu odmówiły im posłuszeństwa i rozsiedli się na fotelach.

— Sprawa tyczy się Ciebie, panno Granger. Wiem, że możesz być zdziwiona, ale razem z naszymi wszystkimi aurorami zadecydowaliśmy, że to ty najlepiej nadajesz się do tej misji.

Jednym tchem wymówił te słowa i spojrzał na obecnych.

Zdziwiła się. Misja i ona? To naprawdę nie było w jej stylu. Faktycznie, pomogła Harry'emu w zniszczeniu Voldemorta, ale nie brała w bitwie takiego udziału, jak jej przyjaciele. Prawdą było, że pomogła znaleźć horkruksy. Przemierzali każdy skrawek ziemi i powietrza, aby doprowadzić do klęski Czarnego Pana.

Wzdrygnęła się. Dalej  na wspomnie o tym człowieku, przechodziły ją dreszcze po całym ciele. Tym bardziej się zdziwiła, że to właśnie na nią padło.

— Skoro już do Pani dotarło, co powiedziałem, przejdziemy do szczegółów. Otóż moja droga, będziesz musiała się cofnąć o pięćdziesiąt sześć lat wstecz. Spędzisz tam dokładnie jeden rok. Wiem, to dziwne, ale będziesz w tym czasie wykonywać powierzone Ci zadanie, którym jest przekonać Toma Riddle'a do zrezygnowania ze swoich planów. Z tego co wiemy, jest to najlepszy okres. Dlaczego Ty? Jesteś idealna do tej roli. Inteligencja to coś, co on lubił najbardziej. Cofniesz się już jutro. Wszystko jest gotowe. Potrzebna jest tylko twoja zgoda. W takim razie, Hermiono Granger, zgadzasz się?

Gdy usłyszała wszystkie te słowa, nie mogła w to uwierzyć.

Ona musiała to zrobić. Wszystko jej podpowiadało, że właśnie to był klucz do wszystkiego, da się pogodzić z tym wszystkim, to była pomoc dla wielu milionów mugoli i czarodziejów. Nie mogła tak zostawić nikogo w potrzebie.

— Zgadzam się — powiedziała te słowa, nie patrzyła na mężczyzn obok.
Minister klasnął w dłonie. Był wyraźnie zadowolony, a przede wszystkim poczuł ulgę.

— Dziękuję. Pani przyjaciele byli przekonani, że Pani tego nie zrobi, ale jak widzę, nie zawiodłem się na swojej intuicji.

Puścił w jego kierunku oczko.

— Do końca dnia ma Pani wolne. Pan Potter oraz Pan Weasley również.

Skinął na nich.

Wstali ze swoich siedzeń, a następnie wyszli z gabinetu. Dziewczyna przyjrzała się im uważnie. Mieli zatroskane miny, zupełnie jak nie oni. Rzuciła im pogardliwe spojrzenie.

— Myślałam, że we mnie wierzycie — powiedziała cicho, ściskała mocniej dłoń swojego mężczyzny.

— Jasne, że wierzymy, tylko to jest bardzo niebezpieczne. My tego nie odczujemy. Wrócisz do nas, a jeśli zmienisz bieg historii, może być różnie. Zobaczymy. Wszystko okaże się w swoim czasie, prawda? — zapytał Harry, który szedł przodem.

Była wręcz przekonana, że myśli inaczej.

— Jasne — skwitowała ich.

Puściła rękę Rona, po czym wyprzedziła Harry'ego.

— Widzimy się w domu — rzuciła do rudowłosego chłopaka, który tylko skinął głową.

Nie potrafił się zdobyć na nic innego. Razem z Harrym postanowili iść do baru, a potem dopiero wrócić do dziewczyny. Musieli wszystko przedyskutować jeszcze raz. Chyba setny, albo tysięczny.

Hermiona zdążyła już dawno wejść do kominka i się teleportować. Zostali sami. Popijając cały czas ognistą whisky, która coraz bardziej mąciła im w głowach, powtarzali sobie nieustanie, że wszystko będzie dobrze. Dziurawy Kocioł coraz bardziej pękał w szwach.

— Ufasz jej. Będzie dobrze, stary.

Poklepał go po plecach Harry. Faktycznie, może będzie dobrze.

  (***)

Hermiona siedziała w swojej sypialni. Mimo tego, że mieszkała razem z chłopakiem, nie sypiali razem. Stwierdziła, że tak będzie lepiej. Ron zgodził się niechętnie, ale jakoś rok udało im się tak przetrwać. Do czasu, aż mózg Rona zaczął myśleć tylko o tym. Za każdym razem mówiła mu, że dopiero po ślubie będzie na to gotowa. Wtedy wychodził, wracał dopiero nad ranem. Najczęściej był pijany, a czasami i pobity, a kilka razy świeży i gotowy do pracy. Wtedy zapewne nocował u Harry'ego albo u rodziców.

Dzisiaj spodziewała się, że może być wcześniej. Widocznie znowu się pomyliła. Gdy dochodziła godzina pierwsza w nocy, postanowiła, że pójdzie już spać. Tak było lepiej. Kiedy wreszcie udało się jej zasnąć, usłyszała przez sen, jak drzwi ich mieszkania otwierają się. Nieprzytomna wyszła z łóżka. W przedpokoju zobaczyła pijanego niczym bela Rona w towarzystwie Harry'ego. Wybraniec był w dobrym stanie, czego nie można było powiedzieć o jej partnerze.

— Znowu? — zapytała.

Młody mężczyzna pokiwał głową. Zakryła sobie dłońmi twarz. Nie mogła płakać. Kolejny raz Ron postawił ją w sytuacji, gdzie musiała wybierać. Wybaczała już tak dużo razy, że kolejne były coraz bardziej bolesne.

— On nie chciał, tak wyszło.

Usprawiedliwia leciały z każdej strony, nie zrobiły na niej żadnego wrażenia.

— Zawsze tak jest i dobrze o tym wiesz. Cieszę się, że przez rok nie będę go widziała —  wydusiła z trudem, ale taka była prawda.

Rok, którego nie widzieli, którego nie przeżyli. Z dnia na dzień miała być w innym świecie, może lepszym, może gorszym, ale chciała zapomnieć na ten czas o Ronie. Jak może zmienić bieg historii, może być różnie, tutaj zgadzała się z Potterem.

— Wiem, ale to mój przyjaciel. Musisz zrozumieć i mnie.

Pokiwała głową.

Od kiedy pracowali z dala od niej, odsunęli się od siebie. Wieź łącząca Harry'ego i Rona wzmocniła się do tego stopnia, że potrafili siebie genialnie kryć. Niestety czasem po prostu to im nie wychodziło.

— Nie broń go i wyjdź stąd — powiedziała stanowczo.

Harry położył Rona na łóżku w jego pokoju i spojrzał przez ramię na kobietę, która palcem pokazywała mu drzwi. Nie poznawał jej. Ale nie tylko on. Ron także.

(***)

Wstała wcześnie rano. Słyszała chrapanie z drugiego pokoju, ale zignorowała je. Po prostu zrobiła to, co do niej należało. Wykąpała się, zjadła śniadanie, ostatnie w tych czasach a następnie spakowała swoje rzeczy.

Nie miała zamiaru się z nim żegnać. Nie chciała być więźniem własnego życia, to niesprawiedliwe. To, że Weasley stał się taki to przecież nie była jej wina. Zacisnęła ręce w pięści.

Była gotowa. Przyodziała na siebie dżinsy, bluzkę, normalny czarny podkoszulek. Plecak, który spoczywał na jej ramionach, niezwykle jej ciążył. Książki, ubrania, dodatkowe sprzęty, wszystko na czarną godzinę.

Wyszła. Chłodny powiew poranka owiał jej twarz. Przeniosła się do ministerstwa. Pięć minut później stała już przed drzwiami do gabinetu ministra. Zawahała się. A co, jeśli nie podoła? Nie. Dała radę pokonać Czarnego Pana w tych czasach, przeszłość nie stanowiła problemu. Musiała to udowodnić, nie tylko sobie, ale i wszystkim. Oni wszyscy nie wiedzieli do czego zdolna była młoda kobieta. Zmotywowała się do działania, które zapewne przyniosło wielki sukces. Zapukała do drzwi.

— Wejść.

Nacisnęła klamkę i weszła do środka. Do jej nozdrzy dotarł zapach cygara. Skrzywiła się. Nienawidziła zapachu nikotyny. Te mugolskie wynalazki powinny być zakazane w świecie czarodziejów, w sumie nie tylko.

— Witaj, panno Granger. Usiądź.

Tym razem stał przed nią tylko jeden fotel. Rozsiadła się na nim. Minister spojrzał na nią bystrymi oczami. Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu.

— Dobrze, że jesteś chwilę wcześniej. Nie musimy się w takim razie spieszyć. Hermiono... Chciałem Ci życzyć powodzenia. Od ciebie zależy los wielu czarodziejów, ale jestem pewny, że zdajesz sobie z tego sprawę doskonale. Przedstawię Ci w takim razie główny cel twojej misji.

W tym momencie przerwał swój wywód i popatrzył na portret Albusa Dumbledore'a, który wisiał w jego gabinecie.

—  Zginęło wiele osób w walce z Voldemortem. Przenosisz się do jego czasów, gdy jest na ostatnim roku w Hogwarcie. To bardzo korzystny rok. Z tego co wiemy, ma już wtedy horkruksy. Musisz go przekonać do skruchy, jeśli Ci się uda, przywrócisz życie wielu osobom.

Ściszył głos, przypominając sobie  Szalonookiego.

— Mniejsza o to. Musisz mu pomóc odnaleźć w sobie dobro. Mam nadzieję, że wykorzystasz do tego każdą możliwą drogę. Jesteś inteligentna. Wymyślisz coś. A teraz zadanie od razu po przeniesieniu. Nie jesteśmy w stanie załatwić Ci pobytu w Hogwarcie. Musisz to zrobić sama. Jak pamiętasz, Albus Dumbledore uczył w tym czasie transmutacji. Jest jedyną osobą, której możesz zaufać, co też oznacza, że musisz z nim porozmawiać. Przedstaw mu cały plan. Uwierzy, jestem tego pewny. Potem musisz się dostać do Slytherinu. Wiem, że Tiara Przydziału nie będzie Tobie przychylna, dlatego też musisz załatwić, żeby przydzielono Cię na samym początku, gdy zaklęcie Confundus będzie działać. Pamiętaj, aby dostać się do właściwego domu. To priorytet do nawiązania znajomości z Riddlem. A teraz się zbieraj. Musimy iść.

Wstała tak szybko, że ledwo utrzymała równowagę. Minister złapał ją za rękę, popatrzyła na niego z niemy podziękowaniem.

Wyszli. Udali się na najniższe poziomy ministerstwa do samego departamentu tajemnic. Stanęli przed jakimiś ciemnymi drzwiami, które otworzyły się przed nimi. Na środku sali znajdował się tylko stolik, a na nim leżało małe zawiniątko. Przyjrzała mu się. Znała ten przedmiot doskonale. Zmieniacz czasu.

— Jest trochę inny, niż wszystkie. Ten zabierze Cię pięćdziesiąt sześć lat wstecz, ale później po prostu tutaj wrócisz — powiedział.

Spojrzała na przedmiot jeszcze raz. Faktycznie. Wyglądało na to, że nie wszystkie znaki na nim się zgadzały.

— Gdy weźmiesz go w dłonie, od razu przeniesiesz się w czasie — oznajmił mężczyzna.

Wiedziała, że powinna to zrobić szybko. Stała już krok od stolika, kiedy usłyszała, że drzwi się otwierają a do środka wpadli Harry wraz z Ronem. Zdążyła złapać urządzenie, następnie obraz się rozmył, a ona stała na błoniach zamku. Koło jej nóg leżał Prorok Codzienny.

— Trzydziesty pierwszy sierpnia tysiąc dziewięćset czterdziestego trzeciego roku — powiedziała na głos. 

Podniosła gazetę. Nic, co w niej zostało napisane, nie było dla niej zrozumiałe.

— Świetnie — szepnęła pod nosem.

Skierowała się do wejścia do zamku. Weszła niezauważona do środka. Przypomniała sobie, gdzie jest sala lekcyjna transmutacji. Gabinet był tuż obok. Powolnym krokiem szła przed siebie. Przeszła wszystkie możliwe drzwi. W tym momencie zorientowała się, że nie ma nic przy sobie oprócz różdżki, ubrań i wielu ksiąg. Przeklęła w myślach, po czym zapukała do gabinetu.

— Wejść — usłyszała z drugiej strony.

Gdy już weszła, zobaczyła młodego Dumbledore'a siedzącego do niej tyłem.

— Horacy, myślałem, że przyjdziesz później na ognistą — powiedział roześmiany głos.

Naprawdę miło było zobaczyć go żyjącego i tak rozweselonego życiem.

— Przykro mi, ale profesor Slughorn jeszcze nie przyszedł — powiedziała cicho.

Mężczyzna obrócił się w fotelu, wstał i od razu do niej podszedł. Spojrzał na nią.

— Jesteś tu pierwszy raz, jesteś uczennicą. Błąd. Zamierzasz nią być — powiedział jeszcze ciszej.

Wzruszyła ramionami. Wskazała na krzesło. Usiedli oboje.

— Profesorze Dumbledore. Przysłano mnie z przyszłości.

Mężczyzna spojrzał z największą uwagą na kobietę.

— Rozumiem. Jest Pani tutaj, jak mniemam, w sprawie jakiejś misji? — zapytał, widocznie nie zaskoczony tym, co teraz się działo.

Odetchnęła. Minister miał rację.

— Owszem, jestem tutaj, ponieważ przydzielono mi pewne zadanie. Potrzebuje dostać się na siódmy rok do Slytherinu. To naprawdę ważne.

Hermiona utkwiła swoje brązowe oczy w nauczycielu. Nie wiedziała, czego powinna się spodziewać.

— Dobrze, potrafisz, mam nadzieję, rzucić zaklęcie Confundus na Tiarę?

Pokiwała głową.

Oczywiście, że potrafiła. W końcu po kilku latach nie było to takie trudne, szczególnie, gdy pracowało się w Ministerstwie Magii. Przyszły dyrektor zmrużył oczy i spojrzał na Hermionę.

— Pani godność? — zapytał.

— Hermiona Granger. Jeśli to nie będzie problem, profesorze, chciałabym, żeby porozmawiał pan z dyrektorem Dippetem. Myślę, że cokolwiek Pan powie, on w to uwierzy. Chciałabym zaznaczyć też, że dla uczniów jestem półkrwi czarownicą — powiedziała bez ani jednemu wdechu.

— To ma jakieś wielkie znaczenie? — zapytał ją mężczyzna.

Pokiwała głową.

— Oczywiście. Pójdę porozmawiać z dyrektorem Dippetem, a tym czasem, panno Granger, zapraszam do Hogsmeade. Myślę, że tam musi Pani do jutra przenocować. 

Jak powiedział, tak zrobiła.

Godzinę później leżała już na wygodnej pryczy. Zamknęła oczy. To był ciężki dzień, ale z pomocą Dumbledore'a wszystko się udało, a jutro musiała pokazać, na co ją stać. Jutro ma być ich spotkanie - Toma Riddle'a i Hermiony Granger.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro