Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

Jeśli dotrwałeś do końca, dziękuję.

***

Wchodząc z domu Tom Riddle spodziewał się najgorszego. Co jeśli wróci, a Hermiony tam nie będzie? Czy będzie w stanie dotrzymać swojej obietnicy? Przecież nie można od tak sobie rzucać słów na wiatr, a tym bardziej w jego przypadku.

Tom Riddle nie był typem człowieka, który mówi, a potem nie robi. Zazwyczaj spełniał wszystkie swoje zachcianki, wszystkie swoje pragnienia. Wszystko co chciał, udawało mu się osiągać. Był po prostu na tyle bystry i inteligentny, że przychodziło mu to bez większego wysiłku. Dzisiaj jednak, wiedział, że nic nie zależy od niego. Wszystko zostawił w rękach dziewczyny.

- Co jeśli jej nie będziesz? - szepnął cicho. Tak bardzo pragnął, żeby była, tak bardzo jak nigdy w życiu. Była jego przystanią w tym trudnym życiu. W ciągu całej swojej długiej podróży, wreszcie dobił do portu. Trudno było mu się jednak pogodzić z tym, że nie od niego zależy ta decyzja. Przecież, jeśli mu na czymś zależy, powinien o to walczyć, prawda?

Szedł dalej przed siebie, nie patrząc na mijających go ludzi. Powinien się pospieszyć, zdenerwują się na niego w pracy. Ale dlaczego on nie potrafił pobiec? Dlaczego się nie deportował? Nie mógł, po prostu, nie mógł się ruszyć, tak najzwyczajniej w świecie.

Po jakimś czasie, wreszcie udało mu się dotrzeć do celu. Jego szef nie wyglądał na zachwyconego.

- Co tak długo Riddle?

- Musiałem pomóc jeszcze narzeczonej przy Alexandrze.

- Rozumiem jednak teraz wracaj do pracy. Galeony same się nie zarobią - powiedział i spojrzał na młokosa. Nigdy nie spodziewał się, że osoba pracująca w jego sklepie, będzie aż tak uczuciowa i rodzinna. Prychnął raz jeszcze, a następnie umilkł.

- Coś Cię trapi?

- Wydaje się panu.

- Idziesz dzisiaj do pany Hooper. Ma coś świetnego do sprzedania. Nie zawiedź mnie, to naprawdę bardzo ważne - zmierzył go wzrokiem.

- Nigdy nie zawaliłem roboty. Nawet jak byłem w ciężkim stanie. Proszę się nie martwić. Nie na darmo jestem Tom Marvolo Riddle - jego niebieskie oczy błyszczały. Nikt nie wiedział, że mógł się pochwalić nie lada determinacją, miał ku temu wielki pomóc. Rodzina czekała na niego w domu...

- Wychodzę - odparł. Znowu pojawił się na ulicach Londynu, które wiodły go to w jedną, to w drugą stronę. Dlaczego czekania jest takie uciążliwe? Dlaczego nie może poznać prawdy od razu?

- Tom Riddle? - odwrócił się w kierunku skąd dobiegał głos. Zobaczył przed sobą niską, nieco tęgą kobietę. Kiwnął do niej głową.

- A to ciebie przysłali jednak od Borgina. Wejdź młodzieńcze! - zachwyciła się nad nim. Trudno się dziwić. Był przystojny, inteligentny, a taka starsza osoba, rzadko mogła pozwolić sobie na towarzystwo tak dostojnego gościa.

- Usiądź - wskazała na fotel. Posłusznie zajął miejsce, rozglądając się po pomieszczeniu. Pani Hooper zasiadła na kanapie naprzeciwko niego.

- Słyszałem, że ma pani coś do sprzedania... - spojrzał na stoliczek przed nim. Od razu zauważył naszyjnik, który leżał na stole. Zamarł. Czyżby to był naszyjnik Salazara Slytherina? Niemożliwe. Szukał go przecież tyle czasu i nic nie wskazywało na to, że jeszcze istnieje, to wręcz niemożliwe. Otrząsnął się z pierwszego szoku.

- Jak widzisz Tommy, mam coś interesującego. Mam nadzieję, że rzucisz na to przychylnym okiem - wziął do ręki zawiniątko i obejrzał z każdej strony. Musiał go mieć, wtedy czułby się dużo lepiej.

- To tylko dobra kopia, nic nadzwyczajnego - mruknął. Uśmiech spełzł z twarzy kobiety, która starała się zachować powagę.

- Ah, tak - odpowiedziała tylko. Nic nie wskazywało na to, że była zadowolona. Była pewna tego, że dzisiaj zarobi tak wiele, jednakże okazało się, że los jest przewrotny.

- Jednakże mnie interesują takie rzeczy. Mógłbym od pani odkupić ten naszyjnik?

- Skoro nie jest nic wart, możesz sobie go wziąć.

- Dziękuje bardzo - porwał ów rzecz i wpakował sobie do kieszeni. Wychodząc od kiedy zdał sobie sprawę, że zrobił interes życia o którym nigdy nawet nie wspomni swojej pracodawcy. Musiał go mieć. Mimo tego, że starał się być dobrym człowiekiem, siedział w nim zalążek zła. Ten przedmiot należał do jego rodziny i znów wrócił. Był symbolem rodziny, którą właśnie Tom Riddle założył. Bał się, cholernie się bał, że odejdzie jednak obiecał, że tym razem da z siebie wszystko. Podchodząc do bloku, ręce trzęsły mu się niemiłosiernie.

- Bądź, błagam - mruknął do siebie. Wchodząc po stopniach, zabrakło mu tchu. Przenigdy się tak nie spieszył. Otworzył drzwi z hukiem. Ogarnęła go niepokojąca cisza.

- Hermiona? - zapytał. Zero odpowiedzi. Serce tak mocno biło w jego piersi, że czuł jakby łamało mu żebra.

- Hermiono, wróciłem - spróbował jeszcze raz. Dalej nic.

- Hermiono, błagam - rozpacz, która ogarniała ciało i duszę chłopaka była nie do opisania. Przygnębiony, wszedł do kuchni. Zamarł.

- Przygotowałam twoje ulubione kotlety, przepraszam, że nie odpowiedziałam ale miałam akurat w buzi kawałek mięsa, a wiesz, że z jedzeniem w buzi się nie mówi - stała przed nim Hermiona, nieco przestraszona ale i szczęśliwa. Wybrała dobrą drogę, była tego pewna. Spojrzała tylko na mężczyznę, który chwilę później złapał ją w ramiona. Co z tego, że byli inni. Tylko razem byli jednością.

Mały Alexander Tom Riddle leżał w swoim łóżeczku nieświadomy tego co się właśnie stało. Jego rodzice będą już razem na zawsze, po kres swoich dni. Mimo tego, że nie zdawał sobie sprawy, że jest dzieckiem przyszłości i przeszłości, kochał ich. Bo miłość dziecka jest większa niż całe zło tego świata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro