Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Z Piekła Rodem

Kiedy kilka dni później, w nocy rozległ się najpierw męski krzyk, a potem krzyk Naomi, myślałam, że sama umrę. Wbiegłam do ich sypialni. Facet z gangu, który napadł nas kilka dni wcześniej, stał tam teraz... I trzymając broń wycelowaną w serce taty, wrzeszczał na Naomi...
   – Co tu sobie myślisz?! Że wyjdziesz z domu od tak, przyjdziesz do pierwszego lepszego, zaręczysz się z nim i wyjdziesz za niego?!
   – Mając męża tyrana, miałam inny wybór? – zapytała przez łzy. Tata chyba niewiele sobie robił, z tego, że w każdej chwili mógł zginąć, bo chwycił dłoń Naomi, dając jej znak, że nadal jest przy niej...
   – Te, lala, chodź tu! – zwrócił się do mnie. Podeszłam do niego na wyciągnięcie ręki – stoisz tu i się nietuszasz! A ty papugo – podał tacie drugą broń – zabij ją, albo sam zginiesz!
   Tata wziął od niego pistolet i...
   – Nie zrobię tego. To moja córka. Przecież jej nie zabiję. Zabiłbyś swoją córkę?
   – Wyobraź sobie, że tak! – odparł tamten – No strzelaj, bo sam zginiesz!
Tata spojrzał na Naomi, potem na mnie i wyciągnął rękę z pistetem w moim kierunku
   – Diana... Ja nie... Ja nie mogę tego zrobić – rozpłakał się jak dziecko
   – Strzelaj bo zginiesz! – wrzasnął tamten facet
   – Nie mogę...
   – Nie cackaj się – odparłam i położyłam swją dłoń, na jego dłoni, którą trzymał broń – Masz do cholery nie ryzykować swojego życia – dodałam i sama położyłam palec na spóście i... Wystrzeliłam. Poczułam jak nabój pistoletu wbił się w moje serce, a potem nic nie czułam... Usłyszałam tylko krzyk... Zobaczyłam Emila, który stał nademną... W sumie umarłam, więc nic dziwnego... Wyciągnął do mnie rękę. Bez namysłu podałam mu rękę. Pomógł mi wstać. W milczeniu patrzyłam, jak jedyna osoba za jaką skoczyłabym w ogień, właśnie płaczę nad moimi zwłokami i robi sobie nadzieję, że może ja jeszcze żyję...
   – Nie... – wyszeptał i wybiegł z pokoju
   – Przypilnój, żeby ten narwaniec nie zabił Naomi, a ja idę pilnować tamtego potencjalnego samobójcy – rzuciłam Emilowi i ruszyłam za tatą. To rzeczywiście jest potencjalny samobójca. Zbiegł do kuchni i wziął nóż... Przyłożył go do swojej klatki piersiowej i coś wyszeptał poczym zacisnął oczy i mocniej zacisnął dłoń na nożu...
   – Ty sobie jaja robisz? – zapytałam
   – Nie chcę już żyć – odparł przez łzy – Nie chcę
   – A co będzie z Paris? Co z Princem, Blanketem i Mike'iem? A Naomi?
   – Ja już niechcę żyć
   – Nie po to się zabiłam! Nie po to Emil... – łzy napłynęły mi do oczu
   – Nie płacz – odparł i odłożył nóż na blat poczym mnie przytulił. Dziwne, że człowiek mógł przytulić ducha...
   – Nierób tego... Nie pozbawiaj się życia... Proszę – póściłam go
   – Muszę... Ja już nie daję rady – wziął nóż do ręki
   – Nie... – szepnęłam, ale strach mnie sparaliżował
   – Żegnaj życie – wyszeptał poczym znów chciał sobie wbić nóż w serce
   – Nawet się nieważ Mike – albo mnie co opętało, albo obok mnie pojawił się duch mojej mamy – Nieważ się – wycedziła przez zęby
   – Alice... Ty już nic nie zrobisz... Ja chcę umrzeć i być z tobą na zawsze...
   – Nie zgrywaj romantyka!
   – Nie zgrywam. Chcę umrzeć
   – To nie chciej! Ja nadal cię kocham, ja chcę żebyś żył. Żebyś był szczęśliwy z Naomi. Ona cię potrzebuje. Twoje dzieci też. Nie możesz wbić im noża w plecy, wbijając sobie nóż w serce. Nie możesz się zabić
   – To nie zadziała – wtrąciłam szeptem do mamy
   – Ja chcę umrzeć! – odparł przez łzy i miał już zrobić co zamierzał, gdy mama wyrwała mu nóż z rąk
   – Nie. Michael nie. Niepozwolę ci tego zrobić. Myślisz, że czemu tyle razy twoje próby samobójcze kończyły się niepowodzeniem? To ja, Elizabeth i Lily bez końca wypychałyśmy cię spowrotem do świata żywych. Powiedziałeś kiedyś, że chciałbyś dożyć 80 zdaleka od fleszy. My pomagamy ci spełnić to Marzenie. Neverland znów jest twój. My to załatwiłyśmy. Będziesz sobie żył w spokoju. Tylko wróć tam gdzie wszystko się zaczęło
   – Do Gary?
   – Jaki ty głupi jesteś – odparła i wpiła się w jego usta – Do domu. Do nas
   – Alice, masz zamiar zamieszkać tam gdzie planowaliśmy?
   – Tak. Zamieszkajmy w tym dworku...
   – Jakim dworku? – wtrąciłam, bo w fakcie rzeczy nic nigdy takiego nie słyszałam...
   – W Zachodniopomorskim jest opószczony dwór. Z tego co pamiętam nazywany jest Banonowym Dworem – odparł
   – Michael... – zaczął Emil wchodząc do kuchni z na wpółprzytomną Naomi na rękach – Ty weź coś zrób, bo tamtego się pozbyłem, ale ona się chyba nie czuje najlepiej...
   – Jasne – odparł tata i wziął Naomi na ręce – Naomi, już nic Ci nie grozi... Daj spokój z tą szopką aktorską...
Naomi jak na zamówienie doszła do siebie w ciągu sekundy
   – Weźmy Bellę, Prince'a, Paris, Blanketa i Mike'a i wynośmy się stąd... Niewiem, jakimś helikopterem czy czymś... – zaproponowałam
   – Ale że w jakim sensie? – zapytała Bella stając w drzwiach z moim synkiem na rękach
   – W takim, że padamy jak muchy więc trzeba się z tąd wynieść. Jak najdalej. Proponujemy Polskę. Pasuje? – odparł Emil i wziął od niej Mike'a
   – Jasne. Idę po Paris, Prince'a i Blanketa... – odparła Bella i wyszła
   – Jak myślicie, ile czasu zajmie nam spakowane się? – zapytałam
   – 2 sekundy – odparła mama i dwukrotnie klasnęła w ręce. Obok nas pojawiły się zapakowane walizki
   – Ja wiem, że lubisz podróże, ale nie zrywaj nas w środku nocy, co? – mruknęła zaspana Paris przecierając oczy stojąc w drzwiach
   – Paris ma rację – stwierdził Blanket stając obok siostry – nie musisz nas zrywać w środku nocy... Kto to? – wskazał moją mamę
   – Alicja – odparł tata – mama Diany
   – Raczej duch – mruknął Emil
   – Sam jesteś duch – odparłam i wzięłam synka na ręce – zresztą ja też
   – Czemu? – zapytała Paris
   – Nazwijmy to uzasadniony sammobójstwem... Strzeliłam sobie w Serce, żeby były mąż Naomi nie zabił taty... – odparłam
   – A mi się spadło z dachu – zażartował Emil
   Odwróciłam się i spojrzałam na tatę. Liz Taylor skradała się po cichu na jego plecami. Zakryła mu oczy dłońmi
   – Zgadnij kto to – uśmiechnęła się
   – Ty Liz. Nikt inny nie robi takich żartów – odparł natychmiast
   – Zawsze wygrywasz – powiedziała odsłaniając jego oczy
   – Bo znam twój głos za dobrze, Liz
   – Nie tylko mój – uśmiechnęła się tajemniczo, a za jego plecami pojawiła się Lily i zakryła mu oczy – tym razem nie zgadniesz – zaśmiała się Liz
   – Skoro ty siedzisz przedemną, a Diana i Alice stoją gdzieś tam razem z Emilem, to najprawdopodobniej, zamną stoi Lily...
   – Czy ty zawsze musisz wygrywać? – zapytała Lily odkrywając mu oczy. Nie dzwię się, że jako, dziecko była aktorką. Teraz była mniej-więcej w moim wieku. Była naprawdę piękna. Miała piękne blond włosy sięgające do pasa, jasną cerę i błękitne oczy. Całoś dobełniała idealna sylwetka i pełne usta. Natomiast jej nos niewyróżniał się z twarzy. Dziewczyna wyglądała jak wyciągnięta z magazynu o pięknych kobietach... Szczerze, to jej trochę zazdrości łam, bo ja miałam kręcone czarne włosy do ramion i czarne oczy... Większość powie, że jestem ładna, ale ja zawsze chciałam wyglądać jak Lily. Już wcześniej widziałam filmy z jej rolą... Ale wracając... Kiedy Lily odkryła oczy tacie, on popatrzył na nią, jakby chciał, zobaczyć, jak bardzo się zmieniła, odkiedy ją widział ostatnio, a pech chciał, że było to na dzień przed tym, jak została porwana... Po chwili przytulił ją do siebie i zaczął płakać ze szczęścia... I znów popadł w słowotok
   – Moja kochana Lily... – i tak w kółko...
   – Ty, depresant, a ty ostatnio nie próbowałeś się zabić, bo ktoś przypomniał ci czyjeś imię? – zapytała mama
   – Przez śmierć każdej z was chciałem się zabić – odparł i ruchem ręki kazał mamie, mi i Elizabeth podejść bliżej podejść bliżej. Chwilę później wszystkie nas przytulił na raz. Później tylko mnie i mamę...
   – Nie próbuj się zabić nigdy więcej – szepnęłam do niego
   – Czasem nawet nie wiem co robię, więc, będzie ciężko... – odparł
    – Dobra – mama wyrwał się z jego uścisku – trzeba się z tąd wynosić... – dodała i znów klasnęła w ręce, przenosząc nas wszystkich do wspomnianego wcześniej dworku
   – A co z Mary? – zapytałam po chwili
   – O mnie się nie martw – usłyszałam odpowiedź cioci...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro