Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Widziałam Biały Ślub, Idą Święta..."

Dzień chylił się ku końcowi, a następnego dnia miałam wyjść za Emila... Niedość tego zbliżał się święta. Mój synek zaczynał chodzić. Tata nadal był dla mnie niemalże wszystkim.

***

Następnego ranka wstałam o... Nawet niewiem kiedy. Byłam szczęśliwa. Tego dnia miałam wyjść za człowieka, którego kochałam, pomimo tego co mi zrobił. Wlencia i Tamara zaczęły mnie szykować. Miałam już wychodzić z budynku i kierować się do altanki, w której miał się odbyć ślub, kiedy stanął przedemną tata
- Jak tam moja królewna się czuje w dzień swojego ślubu?
- Póki jesteś moim tatą świetnie
- Mam coś dla ciebie. Zobacz - tata zapiął na moim nadgarstku srebrną bransoletkę z szafirami
- Dziękuję tato. Ale nie musiałeś. Domyślam się ile kosztowała
- Nie kosztowała. To pamiątka rodzinna, a pamiątki rodzinne mają tylko wartość sentymentalną.
- Więc po kim jest?
- Po mojej babci. W dniu swojej śmierci dała mi ją i kazała dać pierwszej córce jaką wydam za mąż
- Przecież o moim istnieniu wiedziałeś tylko ty
- I moja babcia. To ona była dla mnie tą osobą, której mogłem powiedzieć wszystko. Po za mną tylko ona wiedziała o Alicji i o tobie, ale specjalnie dla ciebie coś dodałem
- Co?
- Zobacz - obrócił bransoletkę i nacisnął jeden z szafirków. Ten największy i najciemniejszy. Wtedy na jego telefon przyszła wiadomość. Pokazał mi. Bez treści, ale chodziło o to, że gdyby Emil znów coś odwalił, albo stało mi się cokolwiek, miałam tylko wcisnąć szafir.
Po kilku minutach rozmowy, razem z tatą ruszyłam w kierunku altanki. Po kolejnych kilku minutach stałam obok Emila. Minęło pół godziny, a trwało już moje wesele. W końcu nadszedł ten moment, na który tak czekałam. Miałam zatańczyć z tatą. Mogłam to robić wiecznie. Taniec sprawiał mi ogromną przyjemność. A kimś kto jest w tym mistrzem, to już raj na Ziemii. Potem sesja zdjęciowa.
Potem nadeszło to, czego się najbardziej bałam. Noc poślubna. I słusznie, że się bałam. Mieliśmy ją spędzić w jednym z domków gościnnych na terenie Neverland. Kiedy tylko weszliśmy, Emil zamknął drzwi na klucz i schował go na jedną z szaf. Potem, niewiadomo skąd wyciągnął sznurek i srebrną taśmę klejącą. Związał mnie i zakleił mi usta.
- Teraz to nawet twój ojciec cię z tego niewyciągnie. Będziesz na zawsze moja
Po tym zadzwonił do nawet nie wiem kogo. Wywieźli mnie Bóg wie gdzie. Kiedy dotarliśmy przywiązali mnie do krzesła. Wtedy wykorzystałam okazję i wcisnęłam szafir na bransoletce. Zaczęłam płakać. Emil znów zaczął się do mnie dobierać. I pewnie skończyłabym trzeci raz tak samo, gdyby nie tata. Wpadł do pokoju, w którym mnie trzymali i przywalił Emilowi w tył głowy. Emil osunął się na podłogę
- Diana, nie płacz, proszę - z tymi słowami odkleił taśmę z moich ust - przepraszam. Mogłem wtedy się sprzeciwić Emilowi
- Tato, nie masz za co przepraszać. To ja mogłam się nie zgadzać... Ale jak mnie tu znalazłeś?
- Wiem, że to trochę nadopiekuńcze, ale wbudowałem tam lokalizację - mówiąc to przecinał liny, którymi byłam związana
- To nie jest nadopiekuńcze. Właśnie uratowało mi życie - spróbowałam wstać - Au! - jęknęłam łapiąc się za kostkę - niewstanę.
- To niczego niezmienia - odparł i znów wziął mnie na ręce. Wyszliśmy z budyneczku. To mnie zszokowało. Byłam dwa domki dalej, od domku, gdzie miałam spędzać noc. Plus Neverland'u? Wózki golfowe. Tata przyjechał tu jednym z nich, tak jakby spodziewał się, że nie pójdę sama. Posadził mnie na miejscu pasażera, a sam wsiadł za kółko. Zawiózł mnie do swojego szpitala (poraz-bóg-wie-który). No trudno. Okazało się, że miałam złamaną kostkę. Tak to jest możliwe. Po raz kolejny tata zajmował się mną. Swoim ochroniarzom kazał aresztować Emila i oddać go w ręce policji.
Któregoś wieczoru przypomniałam sobie sytuację ze szkoły...
" - Ty! Jacksonówa! - usłyszałam za plecami głos 'szkolnej królowej'
- Nie nazywaj mnie tak. To, że go lubię nieznaczny, że masz mnie tak nazywać. Nie pozwalam ci obrażać ani mnie ani jego!
- Bo co? Zadzwonisz do tatusia i się poskarżysz? Ups. Zapomniałam. Twoja matka się póściła z niewiadomo kim i nawet ojca nie masz!
- Nie 'nie mam' tylko go nie znam. Przecież musi istnieć. Logiczne. Ale ty chyba nie posiadasz zdolności logicznego myślenia
- Posiadam. Twoja matka to zwykła dzi*ka i tyle. Przekonasz się. Póściła z jakimś staruchem tylko dla kasy
- Jak taka mądra to powiedz z kim
- A co ja? Jej alfons czy burdelmama?
- Przestań. Przekonasz się, że mój ojciec to nie jest żaden kobieciarz, ani moja mama nie jest dzi*ką. Dam sobie głowę uciąć, że on kocha ją, a ona jego.
Na następnej przerwie opowiedziałam to przyjaciółce
- Ona ci zazdrości
- Niby czego
- Kim jest twój ojciec
- Niby kim? Przecież ja nawet go nieznam
- Patrzyłaś w lustro? Ty tego nie widzisz? Można cię pomylić z twoim tatą. Zobacz - podała mi lustro - kogo kochamy ponad wszystko?
- Michaela
- To, do cholery, niewidzisz tego? Jesteś do złudzenia podobna do niego. Przecież Klara to wie i tylko dlatego się nad tobą znęca. Każdy w szkole widzi jaka ty jesteś podobna do Jacksona. Od zawsze po szkole krążą ploty, że to on jest twoim ojcem.
- To jest chore. Niby skąd on miałby spotkać moją mamę?
- Laska, to był rok 93' wtedy on był u szczytu kariery. Nie możesz użysz mózgu? Twoja mama pojechała na koncert i tyle. Spiknęli się. Znasz go. Kocha piękne, dobre i wyrozumiałe kobiety. A twoja mama taka jest.
- Myślisz, że tak jest? Że MJ jest moim ojcem?
- Jasne kochana. Jeśli to okaże się prawdą, to załatw mi spotkanie z nim"

Uświadomiłam sobie, że nadal mam numer do Kamili. Mojej dawnej przyjaciółki. Zadzwoniłam
- Halo?
- Kamila, słuchaj, nie wiem czy pamiętasz, ale chodziłyśmy razem do szkoły
- Diana, ja mam nie pamiętać ciebie?
- Pamiętasz twoją teorię, że MJ to mój tata?
- Klara niedała o tym zapomnieć całej szkole
- To prawda. Miałaś rację. On jest moim tatą
- Żartujesz
- Nie. Jak Ci udowodnić?
- Daj mi z nim pogadać
- Ok - odparłam po czym zawołałam tatę. Pogadali sobie. Kamila ubłagała mojego tatę, w zasadzie to on ją, żeby przyjechała na kilka dni.
Byłam w siódmym niebie, gdy zobaczyłam się z przyjaciółką z dawnych lat. Taty jeszcze nie widziała, a mojego synka już tak...
- To co? Poznam w końcu Michaela, czy nie?
- Jasne. Którego?
- No jak, którego? Jacksona
- No pytam, którego?
- Czemu zadajesz mi to pytanie? Jest jeden Michael Jackson
- Od siedmiu miesięcy dwóch
- To znaczy?
- Mój synek dostał imię po moim tacie
- Super. Teraz nawet jak 2009 się powtórzy, to MJ będzie żył nadal
- Czekaj... To ty wiesz?
- No raczej. Ale kiedy to opowiadałam innym, to uznawali mnie za wariatkę
- Chciałaś kogoś poznać? Czy mi się zdawało? - zapytał tata wchodząc do pokoju. W tamtej chwili Kamila wbiła w niego wzrok. Przez chwilę siedziała nierochomo, a po tym wtuliła się w mojego tatę. Tacie to nieprzeszkadzało. Zdążył przez ponad 30 lat na scenie przywyknąć do fanów, którzy przytulają się do niego. Z tego powodu najzwyczajniej w świecie ją przytulił. Wtedy poraz kolejny przypomniałam sobie słowa Kamili "Znasz go. Kocha kobiety piękne, dobre i wyrozumiałe" a Kamila do takich należała. Zmartwiłam się, że tata zakocha się w Kamili. Ale niebałam się o nią. Bałam się, że jeśli taki romans wyszedł by na jaw, to tata znowu miałby problemy. To właśnie o to się bałam. Że jeśli będzie miał kolejną sprawę w sądzie to targnie się na własne życie, a ja nie zdołam go uratować. Bałam się, że go stracę. Stracę jak mamę i ciocię. Jak babcię, która raczyła zostwić moją mamę samą w ciąży. Stracę go poraz kolejny. Tak jak w 2009, że tym razem nic nie wyciągnie go ze szponów śmierci. Że to na mnie spadnie opieka nad wszystkim. Nawet nie umiałam wypowiedź zdania "Tata nie żyje". Nie potrafiłam być taka jak on. Taka wspaniała i dobra. Nie umiałam być bez interesowna dla wszystkich. Nikt nie był taki jak tata.
A jednak stało się to czego się bałam. Przez zupełny przypadek nakryłam ich na pocałunku. Nieodzywałam się. Stałam w takim miejscu, że ja widziałam ich, ale oni nie widzieli mnie. Wiem, że to nieodpowiednie, ale wolałam widzieć do czego między nimi dojdzie. Nie wierzyłam w to co widziałam. Kamila chamsko wyciągała pieniądze z kieszeni taty. Z jednej strony go uwiodła, a z drugiej tylko dla pieniędzy. Liczyłam ile mu ukradła. Niedowierzałam. Przekroczyła 2 mln. Potem zaczęło się robić coraz goręcej między nimi. Nie chciałam dłużej na to patrzeć. Cofnęłam się do mojego pokoju i wymyśliłam co zrobić żeby to przerwać. Wyjęłam synka z jego łóżeczka i położyłam go na swoim łóżku. Potem przewróciłam jego łóżeczko. Wiedziałam, że hałas jaki to wywoła odwróci uwagę taty od Kamili. Nie myliłam się. Wpadł do pokoju.
- Nic ci nie jest? - zapytał
- Nic. Tato, proszę posłuchaj mnie teraz. Kamila cię okrada. Widziałam. Wyciągała ci banknoty prosto z kieszeni. Zabrała ci ponad 2 mln. Ten hałas... Tylko żeby ci to powiedzieć. Boję się, że jeśli to wszystko co widziałam widzie na jaw, to znowu będziesz miał sprawę w sądzie
- Co ty niby widziałaś?! - znów się zaczęło. Znowu przedstawiał być sobą. Po raz kolejny ho nie poznawałam - Co?! Podglądasz mnie?! Może raczej na ciebie mam uważać?!
- Tato! Przestań! Znów nie jesteś sobą! Znowu wariujesz. Znowu zachowujesz się jak twój ojciec! Ja nie chcę takiego ojca jakiego miałeś ty! A teraz tak się zachowujesz! Jeśli nadal masz taki być, to ja wolę skoczyć z okna!!! - nie byłam już świadoma co mówiłam. Podbiegłam do okna i otworzyłam je na oścież. Usiadłam na parapecie i przełożyłam nogi na drugą stronę okna. Nie myślałam racjonalnie. Naprawdę chciałam się zabić. Wtedy tata mnie objął. Objął i wciągnął spowrotem do środka
- Nie rób mi tego więcej. Jasne? - dziękowałam Bogu. Znów był tym sobą, którego kochałam. Przytuliłam się do niego - jest już dobrze. Pogadam z Kamilą.
Wtedy do pokoju wpadła wściekła Kamila. Nie mam pojęjęcia skąd wzięła strzykawkę, ale wstrzyknąła coś tacie. Opadł na podłogę
- Coś ty zrobiła?! - wściekłam się na dawną przyjaciółkę
- Skoro ja nie mogę go mieć, to ty też!
- Chcesz go zabić?!
- Tak! Skoro chcesz mi go odebrać, to ja zrobię to pierwsza!
- Stajesz się Klarą! Zachowujesz się jak ona! Myślałam, że się przyjaźnimy, a ty zachowałaś się jak Murray! Coś ty mu dała?! - dopiero na te słowa na twarzy Kamili pojawił się strach
- Jak Ci powiem to mnie zabijesz. Nie uratujesz go
- Zobaczymy. Co to było? Jak mi powiesz, to może jednak się uda
- Sama porównałaś mnie do Murray'a
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że...
- Propofol
- Już raz go zabił...
Zaczełam klapać tatę po policzku
- Nie rób mi tego... Proszę - szepnęła Kamila - nie... Proszę... Każdy kogo kochałam zginął...
Tata zaczął sinieć. Coroz bardziej przypominał trupa. Nachyliłam się nad jego twarzą. Zrozumiałam, że jedną mogą był już na tamtym świecie. Zaczęłam reanimację. Niewiem jak długo to trwało, ale wkońcu przyniosło skutek. Wrócił. Zaczął też odzyskiwać przytomność. Już nie myślałam. Wtuliłam się w niego ze łzami w oczach
- Tato... Tak się bałam...
- Czemu? Co się stało?
- Prawie umarłeś... Błagam nigdy więcej. Mama ci nie pozwoli tak szybko umrzeć
- W pewnym sensie. Dała mi coś cenniejszego od wszystkich skarbów tego świata. I to dzięki temu żyję. To niepozwala mi umrzeć
- Możesz jaśniej?
- Dała mi ciebie. A ty dałaś mi mojego wnuka

***

Tata jednak nieuwieżył, że Kamila go okrada. Dopiero kilka dni później, przyszedł do mnie z pewną sprawą
- Diana... Chyba miałaś rację. Słuchaj mam prośbę. Powtórzę tamto co widziałaś, ale tym razem obserwuj to z ukrycia w mojej sypialni. Proszę, wiem, że to zabrzmi śmiesznie, ale boję się Kamili
- Jasne. Jeszcze dzisiaj się uda. Mały jest u twojej mamy, razem z Princem, Paris i Blanketem, a Ross wyjechała na nagrania do filmu.

Kilka minut później ja siedziałam schowana w szafie, a tata właśnie wszedł do pokoju z Kamilą. Znowu się całowali. Potem zaczęłam się bać o tatę. Kamila kazała mu usiąść na krześle, no niby pod pozorem "zabawy". Przywiązała go, poczym powiedziała dość przerażające zdanie...
- To teraz się pobawimy. Gdzie trzymasz kasę, co?! Tylko niepróbój kłamać, bo zginą wszyscy, których kochasz.
- W szufladzie szafki nocnej jest portfel. Weź sobie wszystko, tylko mnie uwolnij!
- Jedno złe słowo i znowu będziesz cierpiał jak w 84'. Piny do kart
- Dzień i miesiąc urodzin moich dzieci. Do każdej.
- Do tej?
- Urodziny Paris
- Ta?
- Price'a. Masz mnie wypóścić!
- No to jesteśmy w domu. Dobranoc - zaśmiała się złowieszczo i poraziła go parazizatorem. Stracił przytomność. Kamila wyszła z pokoju zamykając drzwi na klucz. Najwyraźniej poszła szukać innej kryjówki z pieniędzmi. Cicho wyszłam z mojej kryjówki i podeszłam do taty
- Tato - szepnęłam - Nic Ci nie jest? Poczekaj. Odwdzięczę się Kamili. Już ja z nią pogadam - ledwie skończyłam, a usłyszałam kroki zza drzwi. Wróciłam do kryjówki. Kamila znów weszła do pokoju. Nic sobie nie robiła, z tego, że tata jest nieprzytomny. Wpiła się w jego usta.
- Teraz to nawet twoja córunia cię z tego nie wyciągnie. Będziesz na zawsze mój - powiedziała po pocałunku. Zamarłam. Niemal identycznych słów użył Emil. Zaczęła kopać po kieszeniach taty. Wyciągnęła telefon. Chwilę go oglądała, a potem z całej siły walnęła nim w podłogę.
Dopiero po jakichś pięciu minutach tata się ocknął.
- Masz mnie wypóścić!
- Nie. Będziesz mój i tylko mój
- Nie będę. Na tym świecie były tylko dwie kobiety, które mogą tak powiedzieć
- No niby kto?
- Alicja i nasza córka
- Diana? Ty sobie chyba jaja ze mnie robisz. Jesteś tylko mój
- Jesteś jak Billie Jean!
- To znaczy? Taka ładna?
- Jesteś psychpatką! Chcesz jak Billie Jean zatrzymać mnie tylko dla siebie. Zrozum, że je nie chcę takiego życia. Jeśli mnie kochasz, to mnie wypóść
Nie mogłam na to dłużej patrzeć. Złapłam paralizator, który Kamila zostawiła na łóżku taty. Podeszłam do niej od tyłu i ją poraziłam. Osunęła się na podłogę. Nie traciłam czasu. Uwoniłam tatę.
- Dzięki... Gdyby nie ty...
- Gdyby nie ja, to Kamili by tu nawet niebyło...
- Może i tak, ale gdyby ciebie nie było tu i teraz to ie wiadomo ile czasu by mnie trzymała. Znowu uratowałaś mi życie
- Już nieprzesadzaj. Robię to czego chciałaby mama. Raz cię straciła. W 2009. Pamiętam, że wtedy obie wpadłyśmy w depresję. Ledwie powstrzymywałam ją od samobójstwa. Chciała umrzeć, żeby być z tobą. Nie możesz teraz zachować się tak samo. Nie możesz ośrocić swoich dzieci. Tato, błagam. Nigdy więcej. Mój synek musi poznać swojego dziadka-bohatera. Uratowałeś nam życie
- Wam może i tak, ale Alice i Mary...
- Mamę zabiła babcia. Mary nie chciała, żebym stała się sierotą. Dlatego wzięła uderzenie na siebie. Uratowała ci życie, tak jak ty mi. Jak ja tobie. Dzięki twojej pomocy, mnóstwo dzieci zostało uratowanych. Płaciłeś za ich leczenie. Dzięki tobie mogą nadal żyć. Mogą zakładać swoje rodziny. Mają szansę. Dobro powraca. Twoja pomoc ocalił wiele osób. Teraz to wraca do ciebie. To twoje życie jest ratowane.
- Niebędę żył wiecznie. Kiedyś umrę. Wcześniej czy później. Czas zrobi swoje. Ja się starzeję, wy dorastacie, Mike rośnie. Diana, jesteś najstarsza z moich dzieci. Ty się zajmiesz rodzeństwem.
- Nie umiem być taka jak ty
- Potrafisz. Nie zauważasz tego? Ratowałaś moje życie tyle razy. Dostałaś coś w zamian? Nic poza wdzięcznością.
- Straciłam mamę i ciocię. Nie...nie mogę stracić jeszcze ciebie. Kocham cię nad życie. Gdybym mogła, to dałabym się rozstrzelać żebyś żył wiecznie
- Bez ciebie, Alice, Lily i Elizabeth Nie ma dla mnie życia
- Jest. Po za mną masz troję dzieci i wnuka. Dla nas wszystkich jesteś jedynym wsparciem. Żadne z nas nieufa komukolwiek bardziej niż tobie.
- Spekulowałbym
- Dlaczego?
- Widziałaś, że Blanket chciał cię zabić.
- Każdy mógł to zrobić. Każdy. Ja się cieszę, że ty to przeżyłeś. Gdybyś wtedy zginął, to ja naprawdę bym się zabiła...
- Nie możesz. Nikt tak dobrze nie zadba o bezpieczeństwo moich dzieci i wnuka
- Ty zrobisz to lepiej. Powstrzymałeś mnie od skoku z okna
- Może i tak, ale to ty trzy razy mnie reanimowałaś, dwa razy uratowałaś od powieszenia się...
- Nie wyliczaj już - przyrwałam mu - ktoś musi kazać TWOIM ochroniarzom aresztować Kamilę
- Zostanę i jej przypilnuję. Biegnij
- Ale...
- Rzadnych ale. Biegnij
Niebędę się z nim kłócić. Pobiegłam po ochroniarzy. Niebyło mnie kilka minut. Wróciłam z ochroniarzami. Ledwie stanęłam w drzwiach, a zobaczyłam Kamilę, która trzymała nóż, tuż przy szyi taty
- Ani kroku dalej! Bo podeżnę mu gardło!
- Uciekaj Diana! - syknął tata - Uciekaj
Potem wszystko działo się jak w jakimś filmie. Ochrona postrzeliła Kamilę, która straciła przytomność, przy okazji raniąc tatę. Ochroniarze zajęli się Kamilą, a ja tatą. Pomogłam mu dojść do jednego z wózków golfowych, zawiozłam do jego szpitala, a potem znowu do domu. Znów cudem uniknął śmierci
- Po raz kolejny ocaliłaś mnie od śmierci
- Ty razem sama cię w to wpakowałam. Ja..przepraszam...nie...ja niewiedziałam...niewiedziałam, że Kamila jest taka - głos łamał mi się przez łzy
- Nie płacz kochanie. Przecież to nie jest twoja wina.
- Tak sobie myślę... Zbliżają się święta. Nie powinniśmy zacząć czegoś szykować
- Powinniśmy
- Czemu się tak śmiesznie uśmiechasz? Nie mamy nawet choinki
- To jest najmniejszy problem. Jutro wracają Prince, Paris, Blanket i Mike. Wypadałoby zrobić pierniczki
- Racja

***

(następnego dnia)
Kiedy rano wstałam w domu pachniało już świętami. Zapach przyprawy korzennej mieszał się z zapachem cynamonu, a ten z kolei z zapachem zimowego lasu. Mieszanka zapachów spowodowała, że nawet niechciałam wstawać. Leniwie zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół. Zatkało mnie. W ciągu nocy w salonie pojawiły się ozdoby świąteczne i choinka, a z kuchni ulatniał się zapach pierników. Zajrzałam do niej. Zyskałam wrażenie, że tata nie spał całą noc, bo roiło się od świątecznych potraw. Niebyło to jakoś tradycyjnie polskie potrawy, no, ale sory. Welcome Hollywood. To jest USA. Tata stał tyłem do drzwi. Nucił pod nosem jakąś świąteczną piosenkę. Dopiero po chwili ją poznałam. Klasyk. Last Christmas. Większego klasyka nie ma.
- To kto jest twoim 'Someone Special'?
- Ty chyba chcesz mnie do zawału doprowadzić... Zobaczysz, kto
- Ja mogę to powiedzieć bez wachania
- Kto?
- Ty
- Ja? A niby co ja takiego zrobiłem?
- Jesteś moim wzorem do naśladowania
- Wiesz... Dziękuję
- A kto jest twoim 'Someone Special'?
- Ross. Kocham ją jak...doczego to porównać... Prawie tak bardzo jak Alice... Przep...
- Rozumiem. Nie masz za co przepraszać. Ross była dla was ja matka sam mówiłeś, że była jednocześnie 'twoją matką, siostrą i ukochną'
- I nadal jest. Tylko pozostaje kwestia Ted'a
- Każ go aresztować, za znęcanie się nad Ross
- W sumie to jedyna metoda...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro