Nie, No, Niewierzę
(jakiś czas później)
Dolecieliśmy. Tyle z tego, że szpital jest duży, a cały dach to lądowisko, więc nikt (poza obsługą szpitala) za Michaelem nielatał. A w szpitalu byli tylko chorzy i obsługa, bo AKURAT nikt z zewnątrz niemógł wejść do środka. Zaraz znaleźliśmy salę, w której leżała moja mama. Zamarłam. Była w śpiączce. Ciocia siedziała przy niej. Kiedy zobaczyła mnie z Michaelem i Paris na maxa ich zignorowała. Podała mi jakąś kartkę
- Alicja napisała to kilka dni przed tym co się stało... Myślę - spojrzała na Mike'a, a potem znów na mnie - że powinnaś coś wiedzieć.
Otworzyłam list i zamarłam...
- Gary... Los Angeles... - powtórzyłam na głos nazwy miast z listu - urodził się w Gary... A ostatnio mieszkał w Los Angeles... - powtarzałam szeptem
- Myślę, że powinnaś to przeczytać - powiedziała ciocia dając mi drugi list
- Czemu za każdym razem dane są zalane? Ale tu chyba chodzi o mnie. No no w fakcie, nazywam Diana Jackowska...
- Mogę? - zapytał Mike wyciągając rękę
- A tak. Proszę - odparłam i podałam mu listy. Widziałam, że kiedy je czytał w jego oczach pojawiła się jakaś emocja, ale na ten moment wiewiedziałam jaka
- Gary, Indiana, Los Angeles, California... Diana Jackowska... Tłumaczenie nazwiska... Imię po tobie... Michał... - powtórzył - Diana, jak nazywa twoja mama? - zapytał
- Alicja Kupiec, a co?
- Alicja Kupiec... - powtórzył - O mój Boże...
- Michael? Co się stało?
- Nie... Nie wierzę...
- Michael, co się stało?
- Dziecko... Diana Jackowska... Alicja Kupiec... Gary w Indiana, Los Angeles w Californii... Nie... To nie możliwe - stwierdził i "zjechał" plecami po ścianie
- Tato? - zaczęła Paris - co to znaczy? - powiedziała i zabrała listy z rąk Michaela. Wzięła je pod światło. Jej mina znaczyła co najmniej mega zdziwienie. Stanęłam za nią. Teraz zrozumiałam. Że też ja na to nie wpadłam... Pod światło było widać zalane kawą dane... Pierwszy list, ten do mnie
"Twoim ojcem jest Michael Jackson"
I drugi ten do ojca dziecka
"Drogi Michaelu"
- Ale czy to znaczy... - zaczęłam
- Tak - przerwał mi Mike - jesteś moją córką - nie wiedziałam co powiedzieć... Byłam biologiczną córką własnego idola... W odpowiedzi wtuliłam się w niego z płaczem. Wtedy ciągłe pikanie z urządzenia monitorującego funkcje życiowe mamy ustało... Zastąpił je ciągły dźwięk... Ona umarła... Bez namysłu póściłam Michaela i chwiciłam mamę za rękę. Ciocia Maria pobiegła po lekarza. Wpadł do sali jak tornado i...
- Odsunąć się!! - krzyknął. Próbowali ratować życie mamy... Z moich oczu lały się łzy... Widząc w jakim jestem stanie, Michael przytulił mnie do siebie jednocześnie sprawiając, że niemogłam przeszkodzić lekarzom... Śmiesznie się czułam, wiedząc, że mój ojciec i mój idol to ta sama osoba... Ale smutek ze straty mamy mnie przerósł. Poczułam, że jeszcze dwie osoby mnie przytulają. Rozejrzałam się. Paris i ciocia Maria... Po kryjomu patrzyłam na twarz Michaela... Nie mogłam w to uwierzyć... Płakał... Znaczy znam jego wrażliwość, ale tego się nie spodziewałam. Płakał jakby stracił ukochaną osobę... Podszedł do nas lekarz z grobową miną
- Przykro mi... - powiedział kompletnie bez emocji - ale niestety nie udało nam się jej uratować
Niewytrzymałam. Rozpłakałam się się na dobre. Ledwie się dowiedziałam kto jest moim ojcem, albo kim jest mój ojciec... Ciężko to nazwać... Ledwie się tego dowiedziałam, a straciłam matkę... Poczułam, że Michael mnie puszcza. Otworzyłam oczy i obserwowałam co robi. Podszedł do mojej mamy i przez dłuższą chwilę trzymał ją za rękę. Potem powiedział jej coś na ucho i ucałował ją w czoło... Nierozumiałam co tak właściwie robił. Wrócił do nas i...
- Może będzie lepiej jak obie zamieszkacie u mnie? - zwrócił się do mnie i do cioci
- Możemy? - zapytała ciocia niedowierzaniem
- Skoro ta psyholka Ophemia chce was pozabijać to lepiej będzie jeśli zamieszkacie u mnie. Tam nic wam nie robi, bo Neverland jest chroniony jakby samego Jezusa tam pochowali
- Dziękuję Panie... - zaczęła ciocia
- Ej, ja mam swoje imię, więc nie mów do mnie Pan, ok? A po drugie to mój ojciec to per Pan Jackson - przerwał jej Michael
- Jak sobie chcesz Michael - odparła...
Pojechaliśmy do domu cioci Marii, bo ja w fakcie rzeczy miałam większość rzeczy w samolocie Michaela...
Ciocia spakowała swoje wszystkie rzeczy i wróciliśmy do samolotu. Ciocia była zachwycona wystrojem maszyny... Podczas lotu ciocia rozmawiała z Paris, a ja z Michaelem...
- Wiesz, śmiesznie będzie mi mówić do ciebie tato
- To mów jak do teraz. Po imieniu.
- Jak chcesz Mike... Ej, a w sumie to jak poznałeś moją mamę?
- Opowiedzieć ci to? I całą historię aż do teraz?
- To jest tego więcej?
- O to ile... Opowiedzieć ci?
- Jasne
- No więc... - zaczął
- Więc ty naprawdę kochałeś moją mamę? - zapytałam
- Tak. I przez te 18 lat próbowałem ją znaleść... Szkoda, że dopiero teraz mi się to udało
- Lekarz mówił, że mama została zaatakowana nożem
- Tak jak Lily Martenson i Elizabeth...
- Ophemia! To ona za tym stoi! - krzyknęłam
- Możesz mieć rację. Nie no ja ją dor...
- Michael przestań! - przerwałam mu
- Co się ze mną dzieje?
- Nadal cię trzyma - spojrzałam na ciocię. Spała - Od tej trawy
- Mam tego dość. Kiedy stracę jeszcze jedną osobę to znajdę tą Ophemię i gołymi rękami ją uduszę
- Może lepiej nie. Jak to zrobisz to pójdziesz siedzieć
- Za co? Unieszkodliwię masową morderczynię. Wiem przecież jak to działa
- Niby zkąd?
- A co myślałaś, że moja rola w filmach Miss Rozbitków i Faceci W Czerni 2 to tylko rola?
- Czy ty...
- Tak - odpowiedział zanim zdążyłam skończyć. Spojrzał na Paris. Spała - jestem agentem. Mówię ci to, bo ci ufam.
- Myślisz, że niewiem o co ci chodzi? Po coś uczę się w szkole policyjnej
- To dlatego umiałaś mnie utrzymać kiedy mi odwaliło?
- Szkoła i kursy karate wystarczyły. Dlatego byłam w stanie się z tobą siłować.
- I tak ci dziękuję. Kilka razy uratowałaś mnie od śmierci. Raz w 2009, potem kilku krotnie teraz.
- Moja wina, że ci odbiło? To nie ja chciałam się zabić, tylko ty. Ja cię tylko z tego wyciągnęłam. Ale jak spróbujesz to zrobić jeszcze raz to nieręczę za siebie. Ale jak naserio umrzesz tak na Amen to ja się zabiję
- Dobra, tam. Newet nie próbuj
- Ale ty też. Chyba zaczynasz się czuć w roli mojego taty
- Specjalnie to się wysilać nie muszę. Mam już trójkę dzieci. Więc do bycia ojcem to przyzwyczajać się nie muszę
- Może i tak, ale 18-letniej córki to niemasz
- Mam, ciebie - odparł i przeczochrał moje włosy - masz jeszcze jakieś marzenia?
- Ojca poznałam. Ciebie spotkałam. Żyjesz... A! Wiem. Chciałam pojechać Orient Expresem i popłynąć Titanic'iem
- Orient Expres to ci mogę załatwić. Ale z Titanic'iem może być problem.
- No wyławiać to ci go niekażę - odparłam poczym ziewnęłam
- Ktoś tu chyba jest śpiący - stwierdził Michael i przesiadł się na miejsce obok mnie. Położył moją głowę na swoich kolanach i zaczął śpiewać Heal The World jednocześnie głaszcząc mnie po głowie. Niewiem kiedy, a zasnęłam.
Obudziłam się w jednym z pokoi w Neverland. Sprawdziłam godzinę. 23.58. Usłyszałam hałas z sypialni Mike'a. Niewiele myśląc zerwałam się z łóżka i rzuciłam w kierunku jego sypialni. Wpadłam tam i... Uspokoiłam się. Michael tyle co stał na balkonie. Zakradłam się do niego i zaczęłam śpiewać Thrillera. Kiedy tylko mnie usłyszał odskoczył jak poparzony...
- Czy ty chcesz żebym zszedł na zawał?
- Nie. Porostu dochodzi północ - Kiedy to mówiłam zauważyłam, że Michael dziwnie na mnie patrzy
- Niech no ja cię dorwę - zaczął mnie łaskotać
- Dosyć - wykrztusiłam przez śmiech
- Co mówiłaś? - zapytał śmiejąc się
- Dość. Tato dość - Tak się śmiałam, że ledwie mówiłam
- Nazwałaś mnie tatą? - zapytał przestając mnie łaskotać
- Tak - wykrztusiłam przez śmiech
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro